Dwie miłości mistrza Kick-Boxingu musiały się zaprzyjaźnić - Kasia i rękawice
Mistrz Polski w kick-boxingu K1 mógłby robić karierę za granicą. Woli jednak działać w Sączu. Razem z żoną prowadzą Fight House. Kasia nie wychodzi jednak na ring. To przestrzeń dla męża .
Kiedy się kłócą, w domu latają talerze. - Jesteśmy małżeństwem o włoskim temperamencie, ale swoich żali do siebie, nie wylewamy na ringu. Rafał zabronił mi się bić. A szkoda - śmieje Katarzyna Dudek, żona Mistrza Świata i Polski w kick-boxingu oraz brązowego medalisty Mistrzostw Europy.
Poznali się jeszcze w szkole średniej. Rafał już wtedy trenował kick-boxing.
- Niestety, nie jestem jego pierwszą miłością - mówi Kasia. Zakochana po uszy musiała zaakceptować, że dla sportowca rękawice bokserskie, treningi i zawody będą stać ponad jej potrzebami. Z biegiem lat sama pokochała kick-boxing i dziś razem z mężem prowadzi klub Fight House w Nowym Sączu, trenując dzieci i kobiety.
Albo sport, albo wojsko
- Od początku widziałem dla siebie tylko dwie drogi w życiu. Albo będę sportowcem, albo żołnierzem. Nic innego nie potrafię robić - szczerze przyznaje Rafał Dudek.
Kasia była ambitna, ale nie miała sprecyzowanych planów, czym chce zajmować się w przyszłości. Będąc w liceum powtarzała, że do 25 roku życia znajdzie sobie takie zajęcie, dzięki któremu jej najbliżsi nie będą musieli pracować. Zajmowała się nawet budowlanką. Sprzedawała okna, jeździła na pomiary.
- Do dziś szwagier wypomina mi, że już dawno przekroczyłam trzydziestkę, a on wciąż musi chodzić do pracy - Kasia śmieje się i przez chwilę wpatruje w wiszące na sali treningowej worki. - A może to jest właśnie to zajęcie, które pozwoli mi zrealizować szkolne marzenie. Tylko potrzebuję trochę więcej czasu - zamyśla się Katarzyna Dudek.
Zaczęła trenować kick-boxing, żeby z Rafałem mieli więcej czasu dla siebie.
- Niestety, moje życie kręciło się wokół treningów i pracy, która pozwalała mi uprawiać sport. Bo na początku walczyłem tylko amatorsko. A na tym w Polsce się nie zarabia - opowiada Rafał, przyznając, że nawet wtedy nie przypuszczał, że mógłby się utrzymywać tylko z kick-boxingu.
Katarzyna Dudek: Mogliśmy wyjechać z Nowego Sącza i nie martwić się o kasę. Tylko czy warto?
Jedyna zdobycz, którą przyniosły mu amatorskie walki, to śpiwór, jaki dostał za wygraną na mistrzostwach Łotwy. Do dziś nie miał okazji go użyć.
Życie wyglądało tak: rano pracował przy produkcji opakowań, później szedł na trening, a wieczorem stał jako ochroniarz w lokalnym klubie.
To nie dla kobiet
- Sama nie wiem, jak ja mogłam się na to godzić - śmieje się jego żona Kasia.
A śmieszy ją to, że dawała się zaprosić na randki, w trakcie których kopała worki trenigowe z przyszłym mężem. Szybko okazało się, że ma do tego dryg. Rafała to tyle ucieszyło, co i zmartwiło.
- Od razu zapowiedziałem Kasi, że może, a nawet powinna kontynuować treningi, ale bić się jej nie pozwolę. Moja kobieta nie będzie wychodzić na ring - mówi stanowczo.
Jego zdaniem to nie jest sport dla dam. Nie kryje swojej opinii również przed dziewczynami, które sam trenuje.
- Owszem, dobrze się biją. Jeśli chcą, nie mogę im tego zabronić, jak mojej Kasi (śmiech). Ale moim zdaniem nie powinny - mówi sportowiec.
Z perspektywy czasu stwierdza, że nie chciałby nawet, żeby jego syn się bił.
- Na razie jednak nie mam syna. Za to doczekaliśmy się dwóch córeczek. One tym bardziej bić się nie będą - stwierdza Rafał, a Kasia spogląda na niego lekko się uśmiechając.
- Kiedy dzieci widzą, co robią ich rodzice, siłą rzeczy ich naśladują - mówi. Od pasji nie ma ucieczki.
- Zobacz, w jakim jesteśmy miejscu. Są święta wielkanocne, a my rozmawiamy na sali treningowej, bo za chwilę przychodzą nasze klubowe dzieci - zwraca się do męża.
Nie kryje dumy, gdy jej starsza córka - czteroletnia Balbina przybiega, żeby się poskarżyć na młodszą o dwa lata Ritę: „Ona kopnęła mi low kicka” (kopniak w udo). - Oczywiście interweniuję i karcę, że tak nie wolno, ale w duchu cieszę się, że dziewczynki już zaczynają posługiwać się specjalistycznym słownictwem - opowiada.
Z taką samą dumą mówi o dzieciach, które trenuje. To ona rozpoczęła w klubie treningi z najmłodszymi. Ćwiczy z nimi już blisko dziesięć lat. I to z powodzeniem. Jej zawodnicy mogą pochwalić się licznymi medalami zdobywanymi na zawodach nie tylko w Polsce. Są nawet w kadrze narodowej. Dziś wyjeżdżają na mistrzostwa do Nowego Targu.
- Wiem, że powinnam oddać ich już pod skrzydła męża. Niektórzy mają przecież już 17 lat. Ale, mimo że Rafał już przejmuje nad nimi opiekę, wciąż wpadają do mnie na treningi. Przez tyle lat człowiek się przywiązuje - opowiada Kasia. - A ja jestem typem matki kwoki.
Za swoimi dziećmi chodziłaby krok w krok. - Szczególnie, gdy są pod opieką męża - mówi. Kiedy ostatnio Rafał z Balbiną gotowali obiad nie mogła poznać kuchni.
- Balbina chciała sajgonki. No to zaczęliśmy je robić - wtrąca Rafał.
- „Ona chciała” - to stałe jego powiedzonko. Kiedy je słyszę, czuję ciarki. Ona ma cztery lata - przypomina mężowi. - A sajgonki to adekwatna nazwa nie tyle do potrawy, która ugotowaliście, ale do tego co zastałam w domu. Istny Sajgon! - opowiada Kasia.
Rafał nie kryje, że jego życie zmieniło się, gdy na świecie pojawiły się dzieci. Zwariował na punkcie córek.
- Gdy byliśmy tylko z Kasią, wyjazdy na zawody nie stanowiły dla mnie problemu. Dzwonił mój trener z Holandii, pytał, czy chcę walczyć w Trynidadzie, padała kwota, a ja nawet nie sprawdzałem, gdzie to jest, tylko ruszałem.
Teraz już sprawdza każdą ofertę. Analizuje, czy miejsce jest bezpieczne, czy gra jest warta rozłąki z córkami.
Dudkowie czasem zastanawiają się, jak ich życie wyglądałoby, gdyby wyjechali do Holandii, gdzie mieszka trener Rafała.
- Pewnie nie martwilibyśmy, czy uda nam się zarobić na wypłaty dla pracowników klubu, nie wkurzali, że ktoś nie zgasił światła i zapłacimy wyższe rachunki, że mamy w klubie tak zdolne dzieciaki, a tak trudno o sponsorów - wylicza Kasia.
- Ale czy bylibyśmy szczęśliwi w innym miejscu niż Nowy Sącz? - pyta Rafał i obejmuje żonę. Oboje przecząco kiwają głowami.