Dwójka dzieci i pół wnuczka, czyli co wynika ze 192 milionów odtworzeń „Liska łakomczuszka” na You Tubie. Kwadratura kuli
Tato, czy ciebie nadal prześladują: „Kulfon”, „Puszek okruszek”, „Cztery słonie” itd.? Ile czasu musi upłynąć, by człowiek przestał obsesyjnie nucić dziecięce piosenki? – takie pytanie zadała mi Małgosia, moja starsza córka. O szóstej nad ranem, po trzecim od północy przebudzeniu ośmiomiesięcznych bliźniaczek. Jej córek, a moich wnuczek. Zięć już stał przy butelkach, żona przewijała jedną, córka lulała drugą. Przy jednym niemowlaku cały świat kręci się wokół niego, przy dwóch - świat kręci się wokół nich, tylko kilka razy szybciej i bez przerwy, zwłaszcza. gdy jedno dziecko jest chore. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak wygląda to przy trojaczkach itd. Przy okazji serdecznie pozdrawiam bohaterskich rodziców krakowskich sześcioraczków, które skończyły tej wiosny trzy latka.
Na studiach opowiadaliśmy sobie brutalny kawał: „W krakowskim szpitalu Jana Pawła II przyszły na świat pięcioraczki. Szczęśliwa mama przebywa przy kojcach, szczęśliwy tata przebywa na oddziale intensywnej terapii”. Niedługo potem, w erze powszechnego niedoboru wszystkiego (w tym mleka dla niemowląt, pralek automatycznych, proszków do prania, pieluch z tetry – pampersy były w Polsce nowością i kosztowały pół pensji za paczkę) oraz tysiącprocentowej (tak!) inflacji, urodziła się moja przewspaniała córka – i przekonałem się z jednej strony, jak niewyobrażalnie bezkresną dawką miłości może być rodzicielstwo, a z drugiej - jak wielkim wyzwaniem jest wychowywanie nawet jednego dziecka z dala od wsparcia rodziców (moich i żony). Z młodszą córką było już dużo łatwiej – inne czasy (to pierwsze pokolenie, które poszło do podstawówki w Unii Europejskiej!), światowe (dosłownie) produkty dla niemowląt, ale przede wszystkim: bezcenne doświadczenie.
Wszystkomające wózki i śpiewające brzdące
Ci, którzy chcą mieć dzieci, a jeszcze ich nie mają, mogą dziś przeczytać kilka opasłych bibliotek mniej lub bardziej uczonych lub empatycznych poradników. Są bestsellerowe książki, są pisma, są portale, są blogi, są zdjęcia, są miliony filmów. Są płytoteki piosenek, a nawet całe kanały z muzyką dla niemowlaków, na czele ze „Śpiewającymi brzdącami”; notabene obsesyjnie zaraźliwy „Lisek łakomczuszek” ma na YT 192 miliony odtworzeń!
Półki sklepów uginają się od topowych towarów. Wózek moich wnuczek jest sto razy bardziej zaawansowany technologicznie niż moja pierwsza toyota. Specjalne smoczki, butelki, mleczka, zupki, urządzenia (do gotowania, do podgrzewania, do monitorowania snu, pulsu i oddechu), pieluszki, ubranka, płyny do prania i do kąpieli, miliony zabawek – wszystko to mocno ułatwia życie rodzica. Ale nawet jeśli wchłoniesz cały dostępny ocean wiedzy o rodzicielstwie i kupisz te wszystkie wspaniałe rzeczy – i tak nie posiądziesz tego, co w owym rodzicielstwie fundamentalne, dopóki sam/sama nie zostaniesz tatą/mamą. To, oczywiście, banał (przepraszam!) i niby wszyscy o tym wiedzą, ale i tak codziennie dochodzi w Polsce i świecie do serii wielkich olśnień: jakie to piękne i zarazem – trudne.
W 2008 roku w Unii Europejskiej, także w Polsce, także w Krakowie, zapytano kobiety o to, ile chciałyby mieć dzieci. Średnia deklarowana w naszym regionie wyniosła 2,33. To byłby niesamowity wynik – aby nie ubywało nam mieszkańców, potrzeba 2,1. Ale realny współczynnik wynosił już wtedy poniżej 2 i w ciągu kilkunastu lat spadł do 1,4. W Krakowie jest to 1,5, w słynącym dotąd z dzietności Nowosądeckiem tyle samo. W polskim bastionie dzietności – Limanowej – wskaźnik spadł poniżej 1,7.
Demografowie ostrzegają, że przy takim poziomie dzietności na koniec stulecia liczba mieszkańców Małopolski zmaleje o połowę, a Tarnowa (wskaźnik 1,1) – o 80 procent. Już teraz w naszych miastach na jednego dziadka lub babcię przypada mniej niż jeden wnuk, a w Tarnowie pół wnuka. 30 lat temu na jednego seniora przypadało tam ponad dwóch wnuków! Przed totalną demograficzną zapaścią ratuje nas dziś wyłącznie imigracja. Można rzec: Ukrainki z dziećmi pod opieką spadły nam z nieba - choć de facto: z rozpętanego przez Rosjan piekła.
Zasiłki nie rodzą dzieci
500 plus to jest potrzebny program. Kto ma dzieci, ten wie. Ale powszechne zasiłki nie rozwiązują problemu dzietności i rodzicielstwa. Nigdzie w świecie. Pomysły naszego rządu, oparte na nie zawsze trafnych diagnozach, tworzone pod ideologiczne tezy, zwyczajnie się nie sprawdziły. Ale warto, by lód do rozpalonych czół przyłożyli sobie również wojujący lewicowcy, twierdzący, że wszystko trzeba zrobić odwrotnie niż PiS: takie eksperymenty też zakończyły się w świecie fiaskiem. Multiplikacja płci wcale nie sprzyja dzietności. Ich równość na rynku pracy i w obłożeniu obowiązkami domowymi – już tak. Są na to tzw. twarde dowody. Próby zawracania kijem Wisły co najwyżej rozśmieszają ryby, które szczęśliwie znów w niej pływają.
Zamiast ideologicznego zacietrzewienia, potrzeba nam w Polsce szczerej – współczesnej - rozmowy o macierzyństwie, ale też ojcostwie. Świat się mocno zmienił. Niektóre kraje potrafiły to dostrzec, odpowiednio modyfikując swoją pomoc dla rodziców. Czyż nie powinno nas zastanawiać, że te same Polki, których dzietność w ojczyźnie wynosi 1,4, podbijają wskaźniki dzietności w wielu krajach, do których wyemigrowały, rodząc tam po 2, 3, a nawet 4 dzieci? Czy to nie dziwne, że 50 procent polskich partnerów tych Polek w Hiszpanii i 75 procent w Skandynawii bierze urlop ojcowski, a w Polsce na macierzyński (bo innego nie ma!) decyduje się marne 1 procent?
Definitywny koniec ery dzieci z wpadki
Mamy najwyraźniej systemowy problem wynikający z kompletnego niezrozumienia - lub celowego ignorowania - przez decydentów tego, co się właściwie w polskiej demografii – i obyczajach – wydarzyło w ciągu ostatnich kilku dekad. Weźmy proste dane GUS: w moim pokoleniu połowa dzieci pochodziło z wpadki, w ciążę zachodziło 5 procent nastolatek i 20 procent kobiet w wieku 20-24 lat. Dziś jest to – odpowiednio – 0,8 proc. i 4 procent. Mediana rodzących pierwsze dziecko Polek wzrosła z 20 do prawie 29 lat. Są to zatem w większości świadome swych wyborów osoby. Wpadki stały się rzadkością, dominuje planowane rodzicielstwo. Ale to nie może być tylko plan osamotnionej pary. To musi być także plan wspierającego ją państwa. Dziś go NIE MA. Wiem to jako wspierający swe dzieci dziadek.
Na koniec moja prywatna odpowiedź dla obu moich cudownych córek, Małgosi i Wiktorii: raz rozpoczęte dziecięce śpiewanki towarzyszą ci do końca życia. I to jest absolutnie cudowna obsesja.