Dzieci czy wilki. Czy dzieci mają zapominać o rodzicach?
Szanowni Państwo, mam dylemat i chcę się z Państwem podzielić moimi wątpliwościami.
Brałam ostatnio udział w pewnej uroczystości, która zamieniła się w huczną imprezę. Tłum ludzi, muzyka, przemówienia, owacje itp. W pewnej chwili podszedł do mnie znajomy, który przed kilkoma laty całą tę imprezę, ten projekt, wymyślił i przez pewien czas prowadził, ale ostatnio zajął się czymś innym. Powiedział: „Wie Pani, czuję się dziwnie, bo przecież to moje
Cóż, ja akurat wiem, że to jego „dziecko”, jego inicjatywa, ale - faktycznie - organizatorzy jakoś tego nie zauważyli. Zrobiło mi się przykro - no bo wkłada człowiek w coś spory kawałek swojego życia, a potem „pies z kulawą nogą” o tym nie pamięta.
Dlaczego zatem „dylemat”? Bo już sama nie wiem jak powinno być. Przecież to jest zwykła kolej rzeczy: dzieci dorastają, usamodzielniają się, odchodzą. Może więc powinno się z życzliwą satysfakcją przyglądać, jak rozwijają się, kwitną? Jak niekiedy kontynuują nasze działania? Jak kiełkuje nasze ziarno? Może nie trzeba „czuć się dziwnie”, bo to zjawisko naturalne?
Ale z drugiej strony - czy dzieci mają zapominać o rodzicach? Czy nie powinny doceniać tego, co - dla dalszego rozwoju - od nich otrzymały, co wyniosły z domu? Czyż same siebie nie zubożają przez odrywanie się od przeszłości? Coraz częściej dostrzegam tendencję do budowania siebie, swojego znaczenia, poprzez zacieranie tego, co było - nawet jeśli się z dokonań poprzedników w pełni korzysta, to marzyłoby się o tym, by pamięć o nich całkiem zniknęła.
Ktoś mi powiedział, że ostatnio aktywne stało się „pokolenie wilcze”, które bezwzględnie i bez cienia przyzwoitości oraz kultury prze do władzy, w różnych dziedzinach, i zdobywa upragnioną pozycję zaprzeczając wszystkiemu, co niosła przeszłość.
Czy to jest naturalna postawa dojrzałych, samodzielnych dzieci? Czy mój znajomy nie ma jednak racji czując się „dziwnie i obco” na stworzonej przez siebie imprezie?
Tyle dzisiaj pytań, tyle wątpliwości - stąd mój „dylemat”.