Eugeniusz Jaworski - Żary były w gruzach

Czytaj dalej
Fot. Kamila Kamiennik
Grzegorz Kozakiewicz

Eugeniusz Jaworski - Żary były w gruzach

Grzegorz Kozakiewicz

Major Eugeniusz Jaworski i podporucznik Marcin Szober przeżyli II wojnę światową. Gdy wojna wybuchła byli wtedy dziećmi...

Ile panowie mieli lat, gdy wojna wybuchła?
Eugeniusz Jaworski: Gdy wybuchła wojna miałem 11 lat, tak samo jak kolega, Marcin Szober.

Kiedy po raz pierwszy wzięliście udział w obronie kraju?
E.J.: Byłem bardzo młody, miałem wówczas 16 lat, to wtedy werbowali młodych chłopców do tzw. Samoobrony, przez Armię Krajową. Na wschodnie wioski napadali Ukraińcy, którzy za nic mieli Polaków. Palili małe miejscowości, mordowali ludzi. Żołnierze AK widząc co się dzieje, postanowili utworzyć właśnie samoobronę, a w ich szeregach walczyli zawodowi mundurowi i młodsze pokolenie, które zazwyczaj pełniło rolę łączników.

Czy czuli panowie potrzebę wstąpienia do armii, czy nie mieliście wyboru?
E.J. : W tamtych czasach jeżeli człowiek chciał żyć, musiał miec przy sobie jakąś broń. Samoobrona była organizowana w mniejszych miejscowościach. Naszych ojców i braci w 1944 r. mobilizowali do armii, a my zostawaliśmy sami, bezbronni. Musieliśmy sie jakoś bronić, innego wyjścia nikt z nas nie widział. My młodzi mieliśmy pełnić wartę wenątrz wioski i na jej obrzeżach. Gdy ktoś podejrzany kręcił się wokół wioski, my go łapaliśmy i przekazywaliśmy do wojenkomatu.

Jak panowie zapamiętali pierwszy dzień, gdy wybuchła wojna?
Marcin Szober: Pierwszy września 1939 na ziemiach wschodnich nie był tak dramatyczny jak na pozostałych terenach.
E.J. : Więcej walk rozgrywało się w okolicach Lwowa.

Jak wyglądały te pierwsze lata wojny z perspektywy dziecka? Nie czuliście takiego niepokoju, że przyjdą Niemcy lub Rosjanie?
E.J. : Niemcy i Rosjanie nie pojawiali się tak często jak Ukraińców. Podczas wojny mnóstwo Ukraińców mordowało Polaków, zabierali im ubrania i zostawiali.

Jak panowie wspominają swoją służbę w czasie wojny?
M.S. : Kiedyś musiałem przetransportować kilka dziewcząt do więzienia, które zostały złapane przez naszych żołnierzy. Był początek styczni, wiozłem te dziewczyny saniami. Jedna z nich okropnie płakała. Zapytała mnie wtedy, czy może zaśpiewać kolędę, bo zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Oczywiście się zgodziłem. Ale najbardziej zdziwiło mnie, gdy zapytały, czy mogą się rozgrzać. Pomyślałem, ale jak to? Czym? Przecież jest mróz! Nagle wyciągnęły butelkę bimbru i powiedziały, że mają na to sposób (śmiech).

Czy ostatni dzień wojny był najszczęśliwszym dniem?
E.J. : Dla nas się wtedy wojna nie skończyła. Po kilku miesiącach od oficjalnego zakończenia wojny przyjechaliśmy do Żar. Na miejscu zastaliśmy popalone czołgi, miasto było całkowicie zbombardowane. Jednak kilka lat po wojnie obaj wstąpiliśmy do armii i przepracowaliśmy w niej kilkadziesiąt lat. Wojna nas dużo nauczyła.

Grzegorz Kozakiewicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.