Ewa Przybyło oddała życie, by urodzić zdrowego synka
W 13. tygodniu ciąży przeszła operację usunięcia rdzeniaka. Ryzykując życie, zrezygnowała z radioterapii, bo zabiłaby dziecko
Odeszła Ewa Przybyło, której w walce z chorobą bezinteresownie pomagało wielu mieszkańców Gorlic i okolic. Dowiedziała się, że ma złośliwego guza mózgu w grudniu ubiegłego roku, kiedy była w 12. tygodniu ciąży. Gdy nie mogła już chodzić, zaczął opadać jej kącik ust i powieka, natychmiast trafiła na stół operacyjny. Diagnoza brzmiała jak wyrok. Rdzeniak IV stopnia - nowotwór złośliwy.
Marzenia młodych małżonków zmieniły się 180 stopni. Nie myśleli już o wyremontowaniu mieszkania i pięknym pokoju dla spodziewanego dziecka.
„Chcielibyśmy tylko dostać szansę na długie wspólne życie” - napisali na zrzutka.pl, gdzie Kamil, mąż Ewy jeszcze w styczniu założył zbiórkę na leczenie żony.
- Jesteśmy pełni nadziei, że dzięki tej terapii uratujemy moją pełną chęci do życia żonę, która ma dopiero 25 lat i nasze dziecko - mówił wtedy pełen nadziei Kamil Przybyło. - To moje jedyne marzenie. Mam nadzieję, że całą rodziną będziemy mogli cieszyć się życiem. Bardzo proszę o pomoc!!!
Jak pomyślę o spacerze po łące z synem i mężem, to od razu jest mi lepiej - mówiła Ewa
Ewa już na początku choroby nie zgodziła się na żadną terapię, która mogłaby zagrażać życiu jej nienarodzonego dziecka. Poświęciła w ten sposób siebie. W kwietniu urodził się jej synek, Ragnar. Pierwsza walka została wygrana. Gdy chłopiec był już bezpieczny, w jednym ze szpitali w Niemczech Ewa zaczęła protonoterapię, czyli celowane naświetlanie, które niszczy tylko chore komórki.
„Jest ciężko, ale muszę walczyć dla rodziny. Jak pomyślę, że będę długo chora, to się załamuję, ale jak pomyślę o spacerze po łące z synem i mężem, to od razu jest mi lepiej” - tak 25-letnia mama napisała 19 lipca na swoim profilu na portalu społecznościowym.
Wydawało się, że Ewa wraca do zdrowia. Niestety, los chciał inaczej. Odeszła cicho, spełniona jako kobieta, a przede wszystkim matka. Wielokrotnie mówiła do swoich bliskich: „Nie mogłabym, nie umiałabym żyć ze świadomością, że nie dałam szansy na życie mojemu dziecku.”
Dzisiaj cząstka Ewy żyje w trzymiesięcznym Ragnarze, któremu ofiarowała swoje młode życie. Będzie żyła też w umysłach i sercach wszystkich tych, którzy szczerze jej kibicowali i wspierali ją przez cały czas ciężkiej choroby. Zapamiętamy ją jako siłaczkę, osobę niezwykle cierpliwą, o ogromnej determinacji i sile walki.