Pawel Stachnik

„Faraon” Jerzego Kawalerowicza – arcydzieło polskiego kina

Jerzy Zelnik jako Ramzes XIII, scena z „Faraona” Jerzego Kawalerowicza Fot. archiwum
Pawel Stachnik

11 marca 1966 r. odbyła się premiera „Faraona” w reżyserii Jerzego Kawalerowicza. To jeden z najlepszych polskich filmów historycznych.

Opublikowana w 1895 r. powieść Prusa opowiadała o Ramzesie XIII, młodym faraonie Egiptu, który po śmierci ojca obejmuje rządy i próbuje zreformować kraj. Natyka się przy tym na opór kasty kapłanów faktycznie rządzących państwem, którzy sabotują zamiary władcy, spiskują przeciw niemu i ostatecznie doprowadzają do jego śmierci.

Dobrze napisana powieść, o angażującej akcji, wyrazistych postaciach i emocjonującej dramaturgii, od dawna przyciągała uwagę reżyserów teatralnych i filmowych. Żona Prusa, Olga, wspominała, że pewna amerykańska wytwórnia filmowa kupiła prawa do „Faraona” i miała za nie zapłacić w ratach 1,5 tys. dolarów. W latach 50. powieść przeniesiono na scenę teatralną, powstało też słuchowisko radiowe na jej podstawie.

Nagi tors

Powieść Prusa Kawalerowicz przeczytał jako trzynastolatek i zrobiła na nim silne wrażenie. - Od tego czasu fascynował mnie ten niezwykły obraz starożytnego Egiptu, który był tak niesłychanie plastyczny. Jest to dla mnie dziwne, bo przecież Bolesław Prus nigdy nie był w Egipcie. A opowiadał o sprawach, które znał tylko z historii - mówił po latach reżyser.

Gdy Kawalerowicz został już filmowcem, bardzo chciał „Faraona” zekranizować i miał to być jego pierwszy film. Tak się jednak nie stało. Udało mu się dopiero 15 latach od debiutu, gdy miał już za sobą osiem filmów, w tym ważne i cenione dzieła, takie jak „Pociąg” i „Matka Joanna od aniołów”. Prace nad „Faraonem” rozpoczęły się jesienią 1962 r. utworzeniem w Łodzi pracowni scenograficznej, która zaczęła studia nad strojami i realiami życia w starożytnym Egipcie. Konsultantami zostali egiptolog z Uniwersytetu Warszawskiego prof. Kazimierz Michałowski oraz egipski reżyser i scenograf Shadi Abdel Salam z Instytutu Filmowego w Kairze, który wcześniej doradzał przy słynnej „Kleopatrze” Josepha L. Mankiewicza z 1963 r.

Scenariusz napisali wspólnie Kawalerowicz i jego ówczesny bliski współpracownik, kierownik literacki Zespołu Filmowego Kadr, Tadeusz Konwicki. Za scenografię odpowiadał Jerzy Skrzepiński, kierownikiem produkcji był Ludwik Hager, muzykę napisał krakowski kompozytor Adam Walaciński, a zdjęcia wykonali Jerzy Wójcik i Wiesław Zdort. Do tytułowej roli faraona urządzono casting młodych aktorów. Przy wyborze ważny był wygląd zewnętrzny, w tym klatka piersiowa, bo w większości ujęć bohater występować miał z nagim torsem.

Zgłosiło 50 chętnych, w tym Roman Wilhelmi i Daniel Olbrychski. Ten drugi ze względu na warunki fizyczne i już posiadane filmowe doświadczenie wydawał się faworytem. Jednak ostatni z przesłuchiwanych, 20-letni student warszawskiej PWST Jerzy Zelnik, zdeklasował rywali. - Wybrałem Jerzego Zelnika, bo w nim była jakaś harmonia niezwykła, estetyka wyglądu ludzkiego ciała i wyglądu postaci. On wyglądał bardzo naturalnie, nie musiał udawać i grać - opowiadał Kawalerowicz.

Prócz Zelnika w filmie wystąpili m.in. Wiesława Mazurkiewicz jako matka Ramzesa, Barbara Brylska jako kapłanka fenicka Kama, Piotr Pawłowski jako główny przeciwnik faraona, kapłan Herhor i Leszek Herdegen jako sprzyjający mu kapłan Pentuer.

Konie z Mosfilmu

„Faraon” miał być superprodukcją, zaplanowaną i kręconą z rozmachem. Zespół kierowany przez Jerzego Skrzepińskiego odtworzył staroegipskie naczynia, meble i ozdoby. Część z nich wzorowano na zabytkach znalezionych w grobowcach faraonów. - Nie interesowały mnie eksponaty prezentowane zwiedzającym Muzeum w Kairze, tylko te znajdujące się w magazynach, bo mogłem ich dotknąć, pomacać. Zrobiłem tysiące rysunków. Zbierałem odłamki marmuru, czy piaskowca, które tam leżały i wkładałem do woreczka z koziej skóry. Mało brakowało, a na lotnisku by mnie za te kamienie aresztowali. Pomogła mi obecność profesora Michałowskiego, który był tam powszechnie znany - wspominał Jerzy Skrzepiński.

Na potrzeby filmu wykonano m.in. 3 tys. par obuwia, 3 tys. peruk, 3 tys. tarcz, 600 maczug, tysiąc toporów, 700 łuków, 2,5 tys. włóczni, tysiąc mieczy i 60 kompletnych strojów kapłańskich. W atelier Wytwórni Filmów Fabularnych w Łodzi stworzono wnętrza pałacu faraona, świątyń i labiryntu. Warszawska Stocznia Rzeczna zbudowała na podstawie rysunków egipską łódź sprzed 4 tys. lat, którą po Nilu płynął Ramzes i jego kochanka Sara. A scenę tę nakręcono na specjalnie zrobionej sztucznej wyspie na jeziorze Kirsajty koło Giżycka, którą ozdobiono palmami i kępami lotosu.

Z przyczyn finansowych nie można było nakręcić całości filmu w Egipcie (sfilmowano tam tylko piramidy). Odrzucono też pomysł, by sceny pustynne nakręcić na Pustyni Błędowskiej. Wybrano sowiecki Uzbekistan, gdzie była odpowiednia pustynia (Kyzył-kum), słońce i warunki pogodowe. Zawarto porozumienie z Mosfilmem i polska ekipa udała się do Buchary. Na miejscu okazało się, że warunki pogodowe nieco odbiegają od oczekiwań: o godzinie 11 robił się tak duży upał, że nie można było pracować. Ekipa wyjeżdżała więc z hotelu na odległy o kilka kilometrów plan już o 4 rano, by wykorzystać na zdjęcia kilka godzin względnie normalnej temperatury.

Jako statyści w scenach zbiorowych wystąpili żołnierze Turkiestańskiego Okręgu Wojskowego w liczbie 4 tys. Świetnie się sprawdzili, bo byli śniadzi, mieli ciemną karnację i dobrze znosili upał. Sprawnie wykonywali też polecenia reżysera. Jak wspominał drugi kierownik produkcji „Faraona” Jerzy Rutowicz, koszty pokryła strona sowiecka. To ona zapłaciła za pobyt ekipy w Bucharze oraz załatwiła udział wojska. - Kawalerowicz nie miał żadnych ograniczeń finansowych. Miał carte blanche, nie musiał się liczyć z kosztami. Usługi sowieckie dla naszej kinematografii były bezpłatne. Bilansowało się to w ramach rozliczeń między wytwórniami filmowymi. Kawalerowicz mógł kręcić, ile chciał. Nie istniało pojęcie, że coś jest za drogie – opowiadał w książce „Faraon. Rozmowy o filmie” Rutowicz. I tak na przykład, gdy reżyser zażyczył sobie siwych koni do jednej ze scen, konie takie przywieziono samolotem z Mosfilmu. Na pustyni zbudowano makiety wielkich egipskich gmachów - pałacu, świątyni Ptaha. A cement, którego w Uzbekistanie brakowało, sprowadzono z Polski.

Filmowe arcydzieło

Na uzbeckiej pustyni kręcono - bagatela -– pięć miesięcy. Warunki rzeczywiście były trudne. Temperatura powietrza dochodziła do 60 stopni, a piasku do 70. Taśmę przechowywano w specjalnej chłodni i raz na tydzień wysyłano do wywołania w wytwórni w Łodzi. Piaskowy pył przenikał w każdy zakamarek odzieży i dostawał się do sprzętu. Problemem było zorganizowanie 4 tys. żołnierzy, z których 3,5 tys. uczestniczyło w zdjęciach. Każdego należało odpowiednio przebrać i ucharakteryzować, a w czasie przerwy w zdjęciach zapewnić wodę. Przywożono ją w trzech wielkich cysternach zaopatrzonych w kilkadziesiąt kranów.

Kawalerowicz słynął z niespiesznej pracy i cyzelowania szczegółów, dlatego prace nad filmem trwały trzy lata. Kolaudacja odbyła się 2 grudnia 1965 r., a obraz uznano za wielkie osiągnięcie polskiego kina. Stwierdzano, że „bije na głowę amerykańskie superprodukcje”.

Huczna premiera miała miejsce 11 marca 1966 r. w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. Recenzje w większości były bardzo przychylne. Podkreślano rozmach i walory artystyczne filmu, twierdząc nawet, że jest lepszy od książkowego pierwowzoru. Jednocześnie zwracano uwagę, że dzieło Kawalerowicza pozytywnie odróżnia się od tego typu kiczowatych zachodnich produkcji, osadzonych w starożytności i nazywanych „kinem sandałowym”. Z kolei inni krytycy wyrażali niezadowolenie, twierdząc że film jak na superprodukcję jest mało rozrywkowy i nudny. Jednak pewna asceza, jaką odznacza się „Faraon” (sam Kawalerowicz mówił, że ma on być „anty Kleopatrą”), wyrażająca się w stonowanych zdjęciach, scenografii i kolorystyce, zdobyła uznanie większości krytyków. Dobre recenzje film zebrał również na Zachodzie.

W interpretacjach „Faraona” pojawił się też wątek polityczny. Walkę Ramzesa z kapłanami odnoszono do ówczesnego konfliktu między władzą a Kościołem, zwłaszcza, że premiera odbyła się w 1966, czyli roku obchodów Millenium i Tysiąclecia Państwa Polskiego. Zmagania młodego reformatora, chcącego wzmocnić i unowocześnić państwo, z broniącą swoich wpływów i bogactw kastą kapłanów, były aż za nadto czytelną aluzją do sytuacji w PRL. Tym bardziej, że Kawalerowicz był twórcą wspierającym władze i aprobującym ustrój.

„Faraon” odniósł też sukces komercyjny. Do kin ruszyły tłumy, by obejrzeć tę polską superprodukcję historyczną (reklamowaną jako „barwny, szerokoekranowy film”). Swoje zrobiły też liczne nagie damskie biusty, które można było zobaczyć na ekranie. „O ogromnym zainteresowaniu, jakie wzbudziła sfilmowana powieść Prusa, świadczy run na kasy kin, które prowadzą przedsprzedaż biletów. I tak np. w Katowicach na 10 dni przed premierą wykupiono 100 tys. biletów” - pisał 12 marca 1966 r. „Dziennik Polski”.

W 1967 r. „Faraon” uzyskał nominację do Oscara w kategorii najlepszy film obcojęzyczny (przegrał z melodramatem Claude’a Leloucha „Kobieta i mężczyzna”). W 2014 r. słynny amerykański reżyser Martin Scorsese uznał dzieło Kawalerowicza za jedno z arcydzieł polskiej kinematografii. Film do dziś robi wrażenie

Pawel Stachnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.