Szanowni Państwo, Drodzy Czytelnicy. W ubiegły piątek moja rola jako redaktora naczelnego „Dziennika Polskiego” i „Gazety Krakowskiej” dobiegła końca. Tytuły są wieczne, zespoły dziennikarskie długowieczne, a redaktorzy naczelni - cóż - zmieniają się bardzo często, to prawdopodobnie najbardziej gorące krzesło w każdej redakcji. Redaktorem naczelnym się bywa i trzeba ten czas wykorzystać jak najlepiej.
Przez ostatnie półtora roku starałem się, by każdego dnia otrzymywali Państwo, czy to w formie papierowej, czy w serwisach internetowych najlepsze z możliwych wydań „Gazety Krakowskiej” i „Dziennika Polskiego”. Od początku przyświecało mi, by dać dziennikarzom maksymalnie dużo przestrzeni i wspólnie z nimi pracować tak, by krakowianie i Małopolanie otrzymywali pełny obraz zdarzeń. Dziękuję za tę możliwość, a Państwo wiecie najlepiej, czy była to próba udana.
Lubię powtarzać, że najważniejszym celem gazety codziennej jest to, że następnego dnia musi się, niezależnie od wszystkiego, ukazać. Nasze tytuły ukazują się już bez mojego udziału. Nie mam jednak wątpliwości, że dzięki pracy obecnego Zespołu są i będą to, podobnie jak dziś, najlepsze wydania z możliwych.
Podobnie nie mam wątpliwości, że z udziałem Czytelników „Dziennik Polski” i „Gazeta Krakowska” sprostają wyzwaniom, w obliczu jakich stoją wszystkie media – kryzys na rynku prasy, transformacja cyfrowa – to wszystko przeszkody do pokonania. Także dlatego, że wszyscy wiemy, czym są dla Krakowa i Małopolski „Dziennik” i „Krakowska”. W 1955 r. z okazji dziesiątych urodzin „Dziennika Polskiego” Ludwik Jerzy Kern pisał, i można to odnieść do obu naszych tytułów:
Cóż to byłby za Kraków
bez Sukiennic, bez ptaków,
bez spacerów w wieczory majowe –
bez hejnału starego
bez "Dziennika Polskiego".
Taki Kraków nie byłby Krakowem.
I o to właśnie piosence chodzi…