Felieton Tadeusza Płatka: Janusz
Przepraszam wszystkich, którzy noszą imię Janusz, no ale tak już to jest, że czasem przypadkowo coś dla bliskiego staje się alegorią obciachu wiochy i wstecznictwa. Jeśliby więc ktoś nazwał mnie „Tadeuszem hydrauliki”, albo nawet „Grażyną kuchni tajkiej”, to nie miałbym za złe. Jest zresztą również np. „Seba z bloku”, odnoszący się do stereotypowego dresiarza z wielkiej płyty, mimo że nie wszystkie Sebastiany muszą koniecznie dopuszczać się wykroczeń i nadużywać amfetaminy.
Janusz, wracając do meritum, skupia w sobie cechy pozytywne i negatywne, wszelako środkowopolskie. Należy bez wątpienia do pokolenia urodzonego przed 1989, nosi zatem wyraźne cechy homo sovieticus, w szczególności zaś przekonanie, że da się coś zrobić na skróty, że można sprytniej, po znajomości. Janusz (Grażyna też, żeby nie było tu jakiejś płciowej dyskryminacji) liczy każdy grosz, jest nieufny, kieruje się przede wszystkim tzw. mądrością życiową, którą lubi się dzielić z innymi. Jest to facet źle ubrany, ceniący przede wszystkim wygodę w rozsądnej cenie, choć jednocześnie uwikłany w sieci przyzwyczajeń, wręcz natręctw.
Wybierze więc raczej droższe spodnie na placu targowym niż tańsze w galerii handlowej. Janusz jest jednocześnie ekologiczny, nie lubi niczego wyrzucać przekonany, że coś się zawsze jeszcze przyda, można go śmiało na-zwać przodownikiem recyklingu. Myślę nawet, że Janusz, w obliczu nieuchronnego upadku hipstera i barbera oraz ekskluzywnego menela od barbera, miałby szansę stać się modny, gdyby nie jego wrodzony konserwatyzm.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień