Filip Fotomajczyk i jego niezwykła pasja budowania szopek
Choć jest młodym szopkarzem, od lat za swoje hobby zdobywa nagrody, stając w jednym szeregu z nestorami. Jury Konkursu Szopek Krakowskich docenia... nowatorskość prac Filipa Fotomajczyka. A nietypowa pasja zawiodła krakowianina aż do Hongkongu, gdzie jeszcze tydzień temu uczył, jak zbudować krakowską szopkę. - W tworzenie szopek i opowiadanie o nich wkładam całe serce - mówi krakowianin.
Przewodniczący jury zapowiedział stworzenie nowej kategorii w Konkursie Szopek Krakowskich, przyłożyłeś się do tego?
Szopkarki i szopkarze od dawna przesuwają granice tego, czym może być szopka krakowska.
Dotychczasowa konwencja nie wystarcza?
Szopkarstwo jest dość nietypowe samo w sobie. Środowisko twórcze musi być i jest konserwatywne, gdyż jego zadaniem jest ochrona tradycyjnej formy szopki krakowskiej. Dla niektórych twórczyń i twórców to jednak za mało.
Szopka to przecież właśnie tradycja, da się ją unowocześniać?
Szczegółowe wytyczne tego, czym jest szopka krakowska określa - oczywiście - regulamin konkursowy. Ale szopka powstała przecież jako zjawisko utylitarne, była miejscem, w którym odbywały się przedstawienia jasełkowe skierowane do dzieci. Szopki musiały być zjawiskowe, bajecznie kolorowe, malowane i oklejane staniolem po to, by połyskiwały w świetle, robiąc wielkie wrażenie w XIX-wiecznym Krakowie. Tyle tradycja. Szopkarstwo zaś samo w sobie przetrwało dzięki zainicjowanemu w 1937 roku konkursowi. Szopki zaczęły wtedy stawać się stylizacją miasta, nie robiono ich już po to, by chodzić z nimi od domu do domu, tylko specjalnie na konkurs. Pierwsze prace konkursowe wykonywane były przez twórców, z których wielu pamiętało tradycyjne chodzenie z szopką. Można było znaleźć w nich kształty i charakterystyczne elementy szopki Michała Ezenekiera, która posiadała dwie wieże mariackie, bulwiastą, barokową wieżę pośrodku oraz proscenium na przedstawienie świąteczne. W stylu późniejszego szopkarza - bardzo ważnego dla dziedziny - Zdzisława Dudzika bardzo ważne były z kolei strzeliste, symetryczne formy, bardzo dobrze skomponowane, jeśli chodzi o proporcje.
Jednym z aspektów, który biorą pod uwagę jurorzy, jest jednak nowatorstwo.
Niemal od samego początku tradycji ważnym motywem w szopkach była polityka. Na początku XX wieku Zielony Balonik zamówił swoją szopkę, ale zamiast przedstawień jasełkowych, zrobił przedstawienie polityczne z figurkami imitującymi lokalnych polityków, robiąc sobie z nich żarty. Między innymi, stąd też w języku polskim określenie „szopka" w takim kontekście. Motyw szopki jest też obecny w micie Krakowa, zwłaszcza w Młodej Polsce: szopkę zamówił Leon Wyczółkowski, żeby namalować ją ze Stańczykiem, jej wykonanie na swoje potrzeby zlecił też Stanisław Wyspiański – zresztą niektórzy badacze uważają, że "Wesele" ma formę właśnie szopki. Jury ocenia nie tylko to, czy szopka jest kolorowa, symetryczna, oświetlona czy ma mechanizmy, ale też, czy jest nowatorska, np. poprzez nawiązania do współczesności, często właśnie jest to polityczny aspekt. W tym roku na konkursie pojawiła się np. szopka, w którą został wkomponowany ukraiński tryzub, a także szopka, w której jedna z symetrycznych wież była zniszczona przez wojnę. Czasem to nawiązanie jest subtelniejsze – w swojej tegorocznej pracy konkursowej Kuba Zawadziński wykorzystał wieżę katedry Wniebowzięcia NMP oraz kaplicę Boimów we Lwowie, za tę pracę zdobył I miejsce w szopkach małych! Niektórym to jednak nie wystarcza, myślą więc, jak można – w ramach wspomnianych wcześniej wymagań – zrobić szopkę krakowską, ale podejść nowatorsko. Szopka krakowska musi być kolorowa, zawierać architekturę miasta, na pierwszym piętrze mieścić świętą rodzinę, powinna mieć mechanizmy i oświetlenie. Reszta to wizja twórcza i pole do popisu, aby rozwinąć tradycję.
To przejdźmy do interpretowania tradycji po swojemu. W twoich szopkach architektura Krakowa to nie tylko kościół Mariacki?
Tak, to właśnie moment, kiedy wkraczam ja cały na biało (śmiech). Od lat staram się właśnie pokazać w moich szopkach, że Kraków to nie jest tylko Rynek Główny i Wawel, ale setki ciekawych architektonicznie budynków. 10 lat temu zrobiłem szopkę z kościołem św. Józefa w Podgórzu, kościołem na Skałce na Kazimierzu, kaplicą Zygmuntowską i Sukiennicami – dziś nie myślimy o nich jako o osobnych tworach, ale gdy Michał Ezenekier budował swoją szopkę Podgórze było osobnym miastem, a Kazimierz stał się częścią Krakowa niespełna sto lat wcześniej! Trend się przyjął, wiele szopkarek i szopkarzy zaczęło wychodzić poza centrum, np. parę lat temu państwo Markowscy zrobili znakomitą szopkę kazimierską. Rok później zrobiłem szopkę opartą wyłącznie na architekturze Wawelu, w kolejnym roku tematem był tylko neogotyk i gotyk, a sama szopka była w formie sferycznej, a więc miała trzy osie symetrii i można ją było oglądać dookoła. Nie był to precedens, ponieważ już wcześniej mistrz szopkarski Wiesław Barczewski robił takie szopki - choć był to unikat. Dziś szopkarki i szopkarze chętnie robią tego rodzaju szopki, ponieważ nie służą one już do przedstawień, a np. stoją w przestrzeni miasta i można je oglądać ze wszystkich stron. W 2015 roku zrobiłem szopkę secesyjną – to architektura niemal w ogóle nie tknięta przez szopkarzy, ale odkąd umieściłem wieżę Izby Przemysłowo-Handlowej, pojawia się w kolejnych latach również w pracach innych twórczyń i twórców. W 2016 roku poszedłem jeszcze dalej, robiąc szopkę z motywami autorstwa jednego architekta, na tapet biorąc projekty Teodora Talowskiego.
To było trudne wyzwanie, ponieważ on nie zaprojektował żadnych kościołów w Krakowie - choć dziesiątki w całej Galicji - nie było więc wież, które w szopce muszą się znaleźć. Wykorzystałem więc dobudówkę do Kamienicy pod Pająkiem w kształcie wieżyczki i oś szpitala bonifratrów. Powstała więc i szopka laicka – nie było kościołów, i jeden architekt – jury się to spodobało, zostałem nagrodzony aż dwoma nagrodami, w tym im. Jerzego Dobrzyckiego, twórcy Konkursu Szopek Krakowskich. Rok później wykorzystałem architekturę Adolfa Szyszko-Bohusza – wieżę jego domu w Przegorzałach, bank na Wielopolu, a nawet łuk triumfalny – niezrealizowany projekt Muzeum Narodowego, a sama szopka była przysadzista, jak modernizm. Za wykorzystanie właśnie tego architektonicznego motywu otrzymałem specjalne wyróżnienie dyrektora Muzeum Historycznego Miasta Krakowa. W stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości, postanowiłem wskrzesić pewien budynek Krakowa, zrobiłem szopkę opartą na kościele św. Józefa i odwachu – przybudówce przy ratuszu, w której stacjonował garnizon austriacki – pokazując symboliczną drogę wolności w Krakowie, która wiodła z Podgórza do Rynku Głównego. Zdobyłem za nią drugą nagrodę w kategorii miniatur, a szopkę Muzeum Krakowa kupiło do swojej kolekcji.
Nowatorskość twoich szopek to jednak nie tylko wyjście poza Planty.
Tak, architektura to nie wszystko. Dla mnie, jako twórcy, ważny jest aspekt aktualności tematu. Kilka lat temu, trochę z braku czasu, trochę z chęci zmiany, zrobiłem szopkę ekologiczną. Zwykłą miniaturową szopkę wrzuciłem do wysokiego słoja z wodą i śmieciami. Przez trzy miesiące wystawy szopka niszczała razem z pozostałą zawartością słoja – to miał być komentarz do zaśmiecania oceanów. Dostałem wówczas wyróżnienie „za wrażliwość ekologiczną”. W 2020 roku komentarzem do pandemii w mojej szopce był konik kręcący się bez Lajkonika, ponieważ wówczas nie odbył się tradycyjny pochód Lajkonika, zrobiłem też tęczowe schody prowadzące do szopki złożonej z samych barokowych kościołów. Szopka zrobiona w ubiegłym roku była w całości tęczowa i otoczona drutem kolczastym. Z jednej strony nawiązywała do problemu dyskryminacji osób LGBTQ+, a z drugiej do sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Krokiem dalej było tegoroczne zlecenie Urzędu Miasta Krakowa – na placu Matejki można oglądać moją prawie dwumetrową barwną szopkę w tradycyjnej ezenekierowskiej formie. Podczas tegorocznego konkursu zgłosiłem instalację "Cień historii" – wykorzystującą technikę junk-art. Oświetlone przedmioty związane z problemami społecznymi w Polsce rzucają cień w kształcie szopki. Przez wiele lat mojej działalności szopkarskiej, przełamywałem schemat tego, co może być szopką, bo nawet w szopce Talowskiego, choć nie zachowałem do końca strzelistości formy, spełniała ona wszystkie konkursowe wymagania.
A ile czasu zajmuje ci zrobienie szopki?
Szopki zawsze były i są moim wielkim hobby, mam mnóstwo innych zajęć poza ich robieniem, stąd już dawno zdecydowałem się na szopki małe i miniaturowe, ponieważ robi się je najszybciej. W ich przypadku to od dwóch do czterech miesięcy pracy. W tym roku, przygotowując szopkę na zlecenie Urzędu Miasta, pracę jeszcze usprawniłem, wycinając wiele elementów laserowo – to przyspieszyło jej tworzenie o jakieś półtora miesiąca!
Taka nowoczesność jest dozwolona?
Tak, szopka się zmienia, mimo tego, że ma tradycyjną formę. Nikt dziś już nie używa żarówek wolframowych, tylko oświetlenia LED, które się nie nagrzewa, nie ma więc niebezpieczeństwa, że szopka się zapali – a kiedyś nierzadko tak bywało. W tym roku została zgłoszona do konkursu szopka w całości wydrukowana na drukarce 3D, została przyjęta! To kolejny precedens. Dziś szopki projektuje się na komputerze. Nie tylko ja wycinam elementy laserem. Choć to dyskusyjna sprawa, uważam, że tworzenie szopki - nawet w programie wektorowym - to nadal praca manualna.
A kiedy zrobiłeś swoją pierwszą szopkę?
W 2004 roku, miałem wówczas 13 lat. Moja ulubiona ciocia – Lucyna Fotomajczyk, która przez lata pracowała w Muzeum Historycznym Miasta Krakowa, wiedziała, że mam zdolności plastyczne i interesuję się Krakowem, zaproponowała mi zrobienie pierwszej szopki. Zaprowadziła mnie do starszego szopkarza, który dał mi trochę materiałów i skleciłem coś na konkurs. Już wtedy wykorzystałem motyw polityczny, umieszczając na jednej z choinek pomarańczową wstążkę – symbol ukraińskiej rewolucji. Nie dostałem żadnej nagrody, ale byłem zdeterminowany, żeby zrobić szopkę w kolejnym roku. Rozebrałem tę pierwszą i z jej części oraz nowych elementów złożyłem następną, która została nagrodzona w kategorii dziecięcej. To z kolei zmotywowało mnie do zrobienia w kolejnym roku i tak to już idzie wiele lat.
Umiejętności związane z robieniem szopek są przydatne w życiu?
Szopki balansują na granicy rzemiosła artystycznego, sztuki i kiczu (sic!) więc w tym się zawiera szerokie spektrum umiejętności, np. zrobienie własnoręczne oświetlenia do szopki to jest umiejętność obsługi elektryki, zaprojektowanie szopki to przecież rysunek techniczny, ważne jest też obycie z architekturą – im lepiej się zna budowle Krakowa, tym łatwiej znaleźć niuanse – u mnie przekłada się na pracę, ponieważ jestem przewodnikiem po Krakowie. Stąd też mój pomysł, by w szopce pokazywać dużo miasta, historii, której narracja niekiedy jest kilka kroków od Rynku. Szopka wymaga szeregu umiejętności, od poprawnej kompozycji, poprzez myślenie przestrzenne, aż po umiejętności praktyczne, ale przede wszystkim chyba jednak cierpliwości.
No tak, kilka miesięcy siedzenia nad projektem, a pewnie i tak nie zawsze wszystko wychodzi.
To jest najgorsze, kiedy się siedzi trzy dni nad jakimś elementem, a on nie wyjdzie i trzeba robić od nowa. W szopce wszystko trzeba wymyślać od początku, stąd uważam, że szopkartwo jest dużo ciekawsze niż modelarstwo, którym kiedyś się interesowałem. Wolę jednak sam wymyślać projekt i sposób jego realizacji. Trzeba też zbudować cały swój warsztat – nie ma podręczników szopkarstwa, tylko jedna książka Wiesława Barczewskiego, którą można uznać za swego rodzaju podręcznik, ponieważ zawiera instrukcję krok po kroku, jak zrobić szopkę. Też się z niej uczyłem. Na początku szło mi opornie i żmudnie – wszystko chciałem robić po swojemu, ale wiele lat doskonalenia warsztatu się opłaciło. Żeby dać nowemu pokoleniu lepsze szanse na doskonalenie umiejętności, powstały - z mojej inicjatywy - w Muzeum Krakowa warsztaty mistrzowskie dla młodych szopkarek i szopkarzy – choć są one przeznaczone dla nagradzanych w konkursie młodych twórczyń, myślę że mogę zaprosić na nie wszystkich młodych chętnych!
Ciekawe, bo szopkarze chyba niechętnie zdradzają tajemnice warsztatu.
Ci starsi twórcy rzeczywiście strzegą warsztatu, jeśli ktoś nie pochodził z rodziny z szopkarskimi tradycjami, metodą prób i błędów musiał dochodzić do tego, jak robić szopkę. Ja mam podejście instruktora harcerskiego, który wie, że wspieranie młodzieży poprzez dawanie im wyzwań, to najlepszy sposób wychowania i przetrwania tej tradycji. Na początku była to zresztą praca wolontaryjna, ale i samo muzeum dostrzegło w tym potencjał, udało się więc pozyskać granty na warsztaty i w tym roku spotykaliśmy się już co tydzień na trzy godziny. Z jednej strony robimy wspólnie poszczególne etapy szopek, a z drugiej strony możemy się konfrontować, ale też integrować, co jest ważne, bo to od tych młodych zależy, czy ta tradycja przetrwa dalej.
Podpatrujecie u siebie rozwiązania?
Oczywiście, wielu szopkarzy przychodzi na wystawę pokonkursową wielokrotnie właśnie po to, żeby podglądać szopki innych. Młodym szopkarzom zawsze polecamy, by chodzili na wystawy, robili dużo zdjęć, kupowali albumy i podglądali pomysły i rozwiązania innych. Każda szopka jest inna, więc nie ma szans na powtórzenie. Ja wszystkie umiejętności, jakie zdobyłem, zawieram w warsztatach, podaję na tacy to, co wiem.
Masz szopkarskiego mistrza?
To na pewno Wiesław Barczewski, wieloletni zdobywca nagród w kategorii miniatur i szopek małych, autor książki "Szczypta iluzji trochę kleju". To przede wszystkim fantastyczny człowiek, przemiły, uroczy, przepięknie opowiada o Krakowie, na co dzień pracuje jako organista w jednym z krakowskich kościołów, jest związany z historią miasta, stara się popularyzować szopkarstwo. Robi doskonałe miniatury. Byłem zapatrzony w jego szopki od dziecka. Ale też pan Maciej Moszew, który robi szopki doskonałe architektonicznie. Byłem kiedyś u niego w warsztacie, w którym ma tysiące szufladek, a w nich staniole niedostępne w sprzedaży od dekad, cuda i skarby, ale on nie sprzedaje swoich technik. Jest najdłużej biorącym udział w konkursie szopkarzem, zdobył też najwięcej nagród. Jest nestorem krakowskiego szopkarstwa.
Jaki jest los twoich szopek, kiedy kończy się wystawa?
Przez lata były składowane w moim pokoju, wciąż w mieszkaniu mamy jest kilka. Najładniejsze chciałem zostawić dla siebie, ale przyszedł covid, nie było kogo oprowadzać po Krakowie, co mnie przymusiło do sprzedaży kilku prac. Jedna trafiła do kolekcji Muzeum Krakowa, jedna pojechała do Stanów Zjednoczonych, kilka szopek do kolekcji rodziny Markowskich. Zeszłoroczna trafiła na WOŚP, została wylicytowana. Jedną zawiozłem do Hongkongu. Wcześniej trudno było mi się z nimi rozstać, ponieważ zawsze robiłem je dla siebie.
Jak nie robisz szopek, oprowadzasz po Krakowie?
Tak, jestem przewodnikiem miejskim – szopki wynikały, jak wspomniałem, z tego zamiłowania do tradycji miasta. Urodziłem się w Krakowie, ale nie pochodzę z krakowskiej rodziny od wielu pokoleń, ojciec wprawdzie był z Krakowa, ale mama pochodzi z Opola, kiedy się tu przeprowadziła w młodym wieku, zakochała się w mieście i starała się wpoić tę miłość do miasta także mnie od najmłodszych lat. Chyba się udało, co oddaje pewna anegdotka: kiedy w przedszkolu dzieci opowiadały, gdzie spędziły wakacje, ktoś mówił, że był w Stanach, ktoś we Francji, na co wyszedłem na środek ja i miałem zapytać: a na Wawelu byliście? a na wieży mariackiej byliście? Czekałem na maturę, nie ze względu na studia, ale na to, by móc zrobić kurs przewodnicki po Krakowie. Jak dostałem listę lektur na ten kurs, okazało się, że już dawno miałem wszystko przeczytane. Szopki naturalnie z tego wyszły. Natomiast w ostatnich latach dużo bardziej od samego szopkarstwa podoba mi się opowiadanie o szopkach, co wiąże się z moim rozwojem zawodowym, bo jako przewodnik opowiadam o mieście, staram się tworzyć własną narrację o nim. Aby poszerzyć swoją wiedzę, podjąłem studia historyczne.
Jak pytają o hobby, mówisz: robię szopki?
Tak, szopki to hobby lub może bardziej pasja – w tworzenie szopek i opowiadanie o nich wkładam całe serce. To niezwykle rozwijająca metoda! W 2021 roku za popularyzację szopkarstwa i inną działalność artystyczną otrzymałem nagrodę im. Anny Szałapak – przyjąłem ją jako duże zobowiązanie do dalszej pracy. Właśnie wróciłem z Hongkongu, gdzie na zaproszenie Konsulatu Generalnego RP robiłem wystawę szopek i warsztaty szopkarskie. W tydzień, koordynując kilka grup (łącznie 90 osób) udało nam się zbudować krakowsko-hongkongską szopkę – jestem niezwykle zadowolony ze współpracy z tamtejszą galerią PMQ oraz wspaniałym wsparciem pracowników konsulatu – ich zaangażowanie w ten projekt było dla mnie uskrzydlające. To są możliwości, jakie dają niszowe zainteresowania.
A jak reagują rówieśnicy?
Raczej z zainteresowaniem, bo jest to jednak coś nietypowego. Ale ja przez sześć lat szkoły muzycznej grałem na oboju, to jest chyba jeszcze bardziej nietypowe (śmiech). Natomiast już oboista szopkarz to jest coś, co się nie mogło udać, więc oboistą już nie jestem.