Fortece kłamstw. O Zofii Kossak-Szczuckiej raz jeszcze

Czytaj dalej
Paweł Chojnacki

Fortece kłamstw. O Zofii Kossak-Szczuckiej raz jeszcze

Paweł Chojnacki

Mijają dwa lata od dyskusji nad przyszłością Kossakówki. Wyróżnił się wówczas głos Liliany Sonik. Mówiła, że to „miejsce wprost wymarzone do przedstawienia tak dziś cenionej w świecie historii społecznej. W Kossakówce powinniśmy móc zobaczyć jak rodziła się i promieniowała krakowska inteligencja. I jak nastąpił tego kres...”. Proponowałem wtedy w szkicu pt. „Koń był wczoraj i Kossak był wczoraj” imaginacyjne zwiedzenie wystawy „Zofia Kossak-Szczucka i Zygmunt Nowakowski”, która eksponowałaby powojenne starcie postaw i poglądów dwójki związanych z willą postaci.

Niezłomny z Londynu oraz literatka decydująca się na przyjazd do PRL-u, znajdująca w tamtej rzeczywistości intratne miejsce. Zaprezentowanie bohaterki w niejednoznacznym blasku wywoła u niektórych Czytelników konfuzję: „Nic nie rozumiem z tego. Stronię od takich spraw. Najlepiej rozmawiać z inżynierami, wiadomo co każdy jest wart, bo maszyna albo działa albo nie, samochód pali tyle i tyle, samolot leci, most wisi, dom stoi a radio gra”. Kto inny uważa, iż zrozumiał „intencję, że powrót do kraju i pisanie w PAX przekreśla jej całe pisarstwo, ale czy okupacyjną działalność też? Chętnie bym przeczytał, na ile »agenturalny« charakter miał ten powrót i na ile »służebna« była jej rola w PRL”.

Kraków potrzebuje zarówno Muzeum Inżynierii Miejskiej, jak i miejsc ukazujących skomplikowane w sensie humanistycznym zagadnienia. Nie uciekniemy od zbilansowania stanowisk zajmowanych przez przodków wobec komunistycznej władzy. Jej poparcie wcale nie unieważni twórczości, jak i męka w kacecie nie zawsze uszlachetnia (kazus Cyrankiewicza). Męstwo wobec jednego wroga nie usprawiedliwi współpracy z drugim. Krytykujący Kossak-Szczucką z tych pozycji Nowakowski znajdzie nieoczekiwanego sojusznika.

Obowiązek uwielbienia

Janusz Tazbir – nieżyjący już historyk oceni przed kilkunastu laty, że „nie tylko osoba pisarki, ale i cała jej twórczość jest przedmiotem obowiązkowego uwielbienia. Świadczy o tym również przebieg sesji »Czytać Zofię Kossak w XXI wieku?« […]. Nikt jednak nie ośmielił się, jak dotąd, opublikować nawet fragmentu książki »Das Antlitz der Mutter. Bilder und Gedanken zur Geschichte Polens« (Zürich 1948) – w której autorka wyraża dość osobliwe sądy. W związku z jej poglądami na losy Polski w latach drugiej wojny światowej Zygmunt Nowakowski zapytywał: »czy naprawdę historyk-dyletant musi pisać tak okropne bzdury tylko dlatego, że jest gorliwym katolikiem. Przecież to katolik powinien dążyć do prawdy«. Szczególnie oburzyło go zdanie, iż staliśmy się wasalem Rosji z wyroku Boga”.

Właśnie polemice z zawierającym zafałszowany obraz naszej najnowszej historii, zapomnianym dziełem poświęciliśmy poprzednie rozważania. Głos swój zawarł „Emigrejtan” 9 października 1949 r. w „Wiadomościach”, nadając mu iście barokowy tytuł: „Forteca kłamstwa / mądrym dla memoryjału, idyjotom dla nauki, politykom dla praktyki, / melancholikom dla rozrywki erygowana / albo Hitler i Stalin / jako narzędzie słusznego gniewu Niebios w nabożnej książce Imci / Pani Zofiji Kossak kunsztownie wystawieni”.

Portki, które spadły

Zapewnia Nowakowski redaktora tygodnika w liście z 21 lipca: „Kossak-Szczucka na pewno była «wysłanniczką reżymu», o czym rozmawiałem niedawno m.in. z [konsulem Karolem] Poznańskim. To fakt”. Dopytuje 30 sierpnia: „Ile mam napisać o Szczuckiej? To książka, którą powinno się sprzedawać pod kościołem na odpustach”. Oburza 16 września: „Szczucka mówi o Piłsudskim, że jako Litwin nie rozumiał duszy polskiej”. Po otrzymaniu „szczotek” żali się: „W artykule bardzo dużo »bs- ów«” (tak w tajemnym slangu nazywa „bolesne skreślenia”). I dalej: „Mówię całkiem uczciwie i sumiennie, że w druku portki bynajmniej nie rażą. Pragnąłbym je zostawić”.

A jednak „spadły”, lecz co gorsza Mieczysław Grydzewski usunie i inne fragmenty. Materiał nie należy do łatwych – 22 września: „Przepraszam Cię bardzo za kłopot z tymi dodatkami, ale zależy mi trochę na tym artykule”. Cztery dni później: „Zabij mnie, ale muszę coś dodać do artykułu o Szczuckiej. Tknięty jakimś przeczuciem, jeszcze raz przeczytałem ostatni rozdział i znalazłem w nim przecież jeden wers o deportacjach […] może to dodać dla ścisłości?”. W postscriptum precyzuje: „Ten jeden jedyny [podkreśl. w oryg. – P.Ch.] wiersz […] wykrztusiła w rozdziale o wojnie, mającym 11 stron. W każdym razie o dzieciach [„męce dzieci polskich w stepach i tajgach” – przeczytamy w artykule, P.Ch.] i o Katyniu ani słowa”. Tego dnia dośle jeszcze jedno uzupełnienie: „Może by tak: po słowach na temat zmienionych warunków osobistych i politycznych zaproponowałbym tekst następujący:
Pani Kossak, przyjechawszy do Londynu, dała publicznie wyraz przekonaniu, że Polacy powinni repatriować się. Ktoś dowcipny streścił jej referat w słowach «Módl się i wracaj!». Na pewno p. Kossak modliła się, ale również na pewno została w Londynie, mianowicie jako delegatka warszawskiego Czerwonego Krzyża, w związku z czym Polski Czerwony Krzyż, zdegradowany przez międzynarodową centralę jak inne, prawdziwie polskie organizacje, choć szczęśliwie zdołał ocalić swe środki działania, przecież musiał zmienić nazwę na Towarzystwo Pomocy Polakom, firmę bowiem objęła Warszawa i jej delegatka, p. Kossak”.

Wolność ma cenę

Kończył słowami: „Tuszę, że to Cię powinno zadowolić, ale gdybyś miał wątpliwości, zmień według swego uznania”. Naczelny usłuchał i ważnego akapitu nie podał do druku. Autor nie krył goryczy. Po ukazaniu się komentarza Jędrzeja Giertycha komunikował 24 lutego 1950 r.: „Prawdę mówiąc, zirytowała mnie obrona Kossak-Szczuckiej i mam ochotę – wyjątkowo – odpowiedzieć. Chyba przysługują mi te same prawa, które przysługują korespondentom”. Zapowiedzi nie spełnił, a my żałujemy, gdyż nie poznamy nowych, Katona, argumentów. W ogłoszonym kiedyś ważnym liście z 12 lutego 1952 r. („Za »Wiadomości« odpowiadam także i ja, choć do spraw redakcyjnych nigdy się nie wtrącam”) brakuje odręcznego dopisku: „Nie darowaliśmy Kossak-Szczuckiej łajdactwa w postaci „Das Antlitz der Mutter”. Trzeba być konsekwentnym”.

Pilnuje więc przyjaciela. W niedatowanej poczcie czytamy: „Mój drogi! Zmartwiła mnie Kossak-Szczucka! Co ta baba robi w »Wiadomościach«? Przecież to paskudna figura!”. Chodzi o dwie publikacje z 1955 r., co pomaga w chronologicznym umiejscowieniu dokumentu. Na pierwszej kolumnie „Wiadomości” z 22 maja znajdziemy artykuł pt. „Wolność nie ma ceny!”. Obok – Stefanii Kossowskiej „Thank You, Sir Philip!” (to dwugłos tyczący powieści Philipa Gibbsa „No Price For Freedom”). Czy Grydzewski przyjmie tekst Zofii Kossak (tak jest podpisana) dla zbieżności nazwisk? W edytorskim żarcie, co uwielbiał czynić? Jeśli tak, facecja zostanie zauważona. Rafał Malczewski niebawem rzuci na tych samych łamach, poetycko tropiąc „tajemniczą ośmiornicę piszącą wszystkimi odnóżami” w tygodniku: „Czy Kossowska i Kossak są to nowe macki i czym się różnią?”.
W numerze z 31 lipca omówi jeszcze Zofia „Tworzywo” Melchiora Wańkowicza, wydane w Nowym Jorku. Znów w towarzystwie – w bloku pt. „U prozaików emigracyjnych”. Jest tam i o „Ofierze” Stefanii Zahorskiej (Mieczysław Giergielewicz), i o „O żołnierzu ciułaczu” Janusza Kowalewskiego (Helena Żurkowska) oraz Zahorskiej recenzja „Słowa o bitwie” Janusza Jasieńczyka. Chyba zaproszenie do grona wygnańczych pisarzy najbardziej ubodło Nowakowskiego.

„Dwa mieszkania”

Pod takim tytułem w 1957 r. znów ruszy do boju: „Rozbiwszy z polecenia rządu komunistycznego Polski Czerwony Krzyż, wygłosiła w Londynie jakiś odczyt, namawiając emigrację do powrotu. […] Ale emigracja nie chciała wracać, a prelegentka po nieudanych namowach osiadła w Anglii…”. (W kolejnym „odcinku” na jej temat, po czterech latach uzupełni, że „kupiła sobie farmę w Anglii”). Osiadła tedy „na okrągłych lat dwanaście, w ciągu których, jak ognia, unikała wszelkich kontaktów z emigracją”. Coraz lepiej zaczynamy tę niechęć rozumieć.

„Powitana […] z honorami – i słusznie! – jako wybitna autorka i jako więzień Oświęcimia, błyskawicznie szybko odcięła się od naszego życia, które ma wiele stron złych, ale także trochę stron dobrych. Nie spotkaliśmy się nigdy z nazwiskiem tej prelegentki na żadnym odcinku akcji, która żywi i podnieca »namiętność narodową«. Nie brała udziału w robocie dobroczynnej, społecznej czy pedagogicznej. O ile wiemy, nie przekroczyła nigdy stopą np. polskiej szkoły albo polskiego szpitala, nie ruszyła palcem, by w dzieciach polskich utwierdzać polskość. Nie ma prawa mówić o wynaradawianiu się polskich dzieci”.

Co zrobiła zaraz po przylocie do Warszawy. Zwróci Nowakowski uwagę w 1961 r.: „P. Kossak wylądowawszy na Okęciu, przywitała ziemię ojczystą słowami »Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus«, po czym przyjęła zaofiarowane jej mieszkanie”. W pierwszej chłoście precyzuje, że lokum to trzypokojowe, z „łazienką i wielkim komfortem”, ale przede wszystkim – „przyjęła korzystne propozycje wydawców”. Doda: „Nie dziwię się bynajmniej tym czynnikom, które spod ziemi wytrzasnęły mieszkanie dla p. Kossak-Szczuckiej, jak nie dziwię się bynajmniej wydawcom”. W felietonie „Wlazłszy między wrony…” podsumuje dawnych wygnańczych twórców: „Trójka ta, Mackiewicz [Cat oczywiście – P.Ch.], Kossak-Szczucka i Wańkowicz cieszy się zasłużoną opinią w kraju”. Tu jakby nie przewidział, że nagrodzeni przez władzę do dziś będą lepiej pamiętani. Z jednej wszakże strony.

Korzystałem z następujących prac Z. Nowakowskiego: „Dwa mieszkania”, „Wlazłszy między wrony…”, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” z 28 III 1957 oraz 26 X 1961, a także z: J. Tazbir, „»Złota wolność« Zofii Kossak-Szczuckiej w opinii recenzentów”, „Pamiętnik Literacki” 2009, z. 2; R. Malczewski, „Chwała »Wiadomościom«”, „Wiadomości” 1955, nr 51/52 (507/508). Nieznane listy Z. Nowakowskiego do M. Grydzewskiego pochodzą z Archiwum Emigracji w Toruniu.

Paweł Chojnacki

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.