Furia budowlańca z Nowego Sącza. Nożem omal nie zabił dwóch braci. Jest wyrok sądu

Czytaj dalej
Fot. Artur Drożdżak
Artur Drożdżak

Furia budowlańca z Nowego Sącza. Nożem omal nie zabił dwóch braci. Jest wyrok sądu

Artur Drożdżak

Krzyki, hałasy, wołanie o pomoc - to zburzyło senną już atmosferę w domu w Biskupicach pod Krakowem. Po chwili okazało się, że jeden z mężczyzn dostał szału i nożem próbował zabić dwóch lokatorów z innego pokoju.

Gdy zachowującemu się jak w furii Robertowi K. wyrwano nóż i skutecznie obezwładniono to postronnego obserwatora mogła zmrozić krew w żyłach sceneria, jaką mężczyzna po sobie zostawił.

Zaatakowany 23-letni Marcin Z. wił się z bólu jak wąż na łóżku, jego 36-letni brat Andrzej S. podtrzymywał rękami wnętrzności, które wylewały mu się z jamy brzusznej, a ich pokój był cały we krwi nie wspominając o podłodze, ścianach i suficie.

Ciężko ranni bracia


Karetka pogotowia zabrała mężczyzn do szpitala, gdzie zaczęto ich ratować ze śmiertelnych opresji. Lekarze niemało musieli się natrudzić, by rannych utrzymać przy życiu. Dość wspomnieć, że Marcin Z. miał przeciętą nerkę, rany kłute klatki piersiowej, przerwaną tętnicę, a także rany pośladków i ręki. W szpitalu był dwa miesiące, długi czas w śpiączce. U Andrzeja S. stwierdzono przecięcie wątroby, rany cięte i kłute. Obaj wyglądali, jakby wpadli do maszyny od siekania mięsa. Na szpitalnym łóżku znalazł się także agresor Robert K., który miał dwie rany cięte na głowie.
We krwi wszystkich uczestników zajścia wykryto alkohol, u Roberta K. ślady mocnych leków.

Gdy medycy zrobili swoje do pracy wzięli się policjanci i prokurator. Z relacji pozostałych mieszkańców domu wynikało, że w kilku pokojach przebywało 10 robotników, których wynajęła firma z Nowego Sącza i zatrudniła na budowach w Krakowie i Niepołomicach.

Na czas delegacji mieszkali w wynajmowanych pokojach w Biskupicach. Chłopy z Sądecczyzny pracowały do godzin popołudniowych, wracały do wynajmowanych pokoi i tam zwyczajowo, jak same mówiły, „drinkowały”.
Bracia Marcin i Andrzej zajmowali pokój z Rafałem Ł. ps. Francuz. Z kolei Robert K. ps. Gadżet mieszkał tuż obok z brygadzistą Adamem W. i jego synem Rafałem W. Obaj zauważyli, że lokator bywa nieco nerwowy. Rafał W. był jego szefem na budowie.

Kwietniowy wieczór


Tragicznego kwietniowego dnia 2018 r. Robert K. wyszedł do sklepu w Trąbkach i stamtąd udał się do Krakowa na dalsze zakupy. Wrócił około 22.00 i wszedł do pokoju braci pytał czy razem nie napiliby się z nim wódki. Został jednak wyproszony do kuchni i usłyszał stanowcze nie.

Oskarżony Robert K.
Artur Drożdżak

Coś musiało w nim wtedy pęknąć, bo poszedł do siebie, zabrał nóż i tak uzbrojony wrócił do pokoju obok. Bez ostrzeżenia zaatakował wtedy leżącego na łóżku Marcina Z. Bezbronny 23-latek nie miał szans w tym starciu. Życie uratował mu brat Andrzej, który stanął w jego obronie, ale w starciu z agresorem nie miał szans powodzenia. Robert K ważył 115 kg, miał 180 cm wzrostu, był uzbrojony w nóż i atakował z furią. Trudno się dziwić, że i Andrzej S. z bratem nie byli w stanie go pokonać.
Dopiero na ich krzyk wpadli do pokoju budowlańcy z sąsiedztwa.
Adam W. z synem błyskawicznie wywali nóż napastnikowi i wypchnęli go na korytarz. Krzyki obudziły też śpiącego i mocno pijanego Roberta Ł. ps. Francuz, który zaczął udzielać pomocy braciom i tamował im krew. Podczas pierwszych przesłuchań podejrzany i pokrzywdzeni zaprzeczali, by mieli konflikt o pieniądze, kobietę lub z innych powodów. Bracia nie sprowokowali też niczym Roberta K., by musiał ich atakować nożem.
Nie licząc oczywiście sytuacji, gdy odmówili z nim spożywania alkoholu. Wyglądało jednak,że to był właśnie powód ataku nożem.

Wersja oskarżonego
Przed Sądem Okręgowym w Krakowie oskarżony o próbę podwójnego zabójstwa Robert K. przekonywał, że to on został bez powodu zaatakowany prze braci. Dowodem miały być obrażenia jakich doznał od noża. Jednak powołany biegły sądowy wykluczył, by to były ranny obronne. Musiały powstać, gdy to oskarżony w furii zadawał ofiarom uderzenia niebezpiecznym narzędziem.
Robert K. mówił także, że od chwili powrotu z Krakowa zakupów, gdy wszedł do domu stracił pamięć i odzyskał ją dopiero w karetce pogotowia. Tamtego dnia jak zwykle wypił 5-6 piw, zażył jakieś leki, a… co było dalej, tego już nie wie. Zdaniem biegłego był poczytalny w chwili czynu.
Przesłuchani świadkowie Adam W i Rafał W. opisywali ten fragment zajścia, gdy ruszyli do pokoju obok słysząc krzyki i hałasy. Z trudem dostali się do środka, bo drzwi blokowali walczący mężczyźni. Brygadzista i jego syn widzieli, że to Robert K. leżał na braciach i miał nad nimi przewagę sil, a w ręce nóż. Andrzej S i Marcin Z. już mocno krwawili, a ich krew była w całym pokoju.

Niepoprawny mąż i sąsiad


Z wywiadu środowiskowego na temat Roberta K. wyłonił się obraz człowieka nieobliczalnego, skonfliktowanego z sąsiadami, źle traktującego żonę, która nie taiła, że mąż bywa wulgarny, brutalny i nietrzeźwy.
W domu zachowywał się niczym dyktator nie znoszący sprzeciwu. Mimo trwania związku małżeńskiego sprowadzał do domu inne kobiety i nie krył się z tym, że nie jest partnerce wierny.
Kiedyś dorabiał jako ochroniarz i stał na bramkach przed lokalami w Nowym Sączu, potem pracował na kolei i w końcu znalazł zatrudnienie na budowach. Do fatalnego kwietniowego wieczoru nie wchodził w konflikty z prawem i nie był wcześniej karany.

O tym jakich dokonał spustoszeń w ciele pokrzywdzonych drżącym głosem mówiła na rozprawie matka obu braci 61-letnia Danuta S. Nie kryła, że jej syn Marcin długi czas był w śpiączce i po utracie nerki stara się o rentę inwalidzką. Pozostaje też cały czas pod opieką lekarza nefrologa. Syn Andrzej po stracie część wątroby też nie ma się najlepiej.

Wyrok skazujący


Sąd Okręgowy w Krakowie uznał, że wina oskarżonego nie budzi wątpliwości i jest sprawcą dwukrotnej próby zabójstwa i za te czyny wymierzył mu w sumie karę 15 lat więzienia. Dodatkowo 40-letni mężczyzna ma zapłacić 20 tys. zadośćuczynienia Marcinowi Z. i 10 tys. Andrzejowi S.
Sędzia Beata Marczewska nie kryła, że oskarżony próbował dokonać pewnej manipulacji i przedstawić siebie jako ofiarę zdarzenia, a nie jako jego sprawca.
- Wyjaśnienia Roberta K. są w tej materii niewiarygodne, co potwierdziła ekspertyza biegłego medyka - mówiła sędzia. Nie ma bowiem wątpliwości, że leżący na brzuchu na łóżku Marcin Z. Nie miał możliwości zaatakowania oskarżonego, nie miał też możliwości obrony przed ciosami noża. Tylko interwencja brata uratowała mu życie.
Sam motyw napaści, czyli odmowa wspólnego picia i poczęstowania alkoholem był, zdaniem krakowskiego sądu, mniej niż błahy.

- Doszło wtedy do ataku na bezbronnego człowieka. To należy napiętnować i za to ukarać oskarżonego - dodała sędzia. Ten wyrok nie jest prawomocny.

Artur Drożdżak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.