Gazetowe i książkowe pojedynki Kisielewskiego: czołowego szermierza w czasach PRL
Od pociętych przez cenzurę tekstów króla felietonu Stefana Kisielewskiego, w czasach PRL zazwyczaj zaczynało się lekturę „Tygodnika Powszechnego”. Ich autor to legendarny szermierz publicystyczny, który przez całe życie pojedynkował się na łamach gazet i książek z piewcami nowego, wspaniałego świata.
To właśnie Kisiel podkreślał, że gospodarka socjalistyczna to utopia, której nie pomogą żadne reformy. Stąd jego ulubiona metafora ekonomiczna, że herbata nie stanie się słodka od samego mieszania łyżką w szklance bez cukru.
Właśnie Kisielewskiemu, jako autorowi powieści pokazujących obraz Polski Ludowej, znany łódzki dziennikarz i wykładowca, prof. Konrad W. Tatarowski, poświęcił rozdział swej książki „Niezależna literatura i dziennikarstwo przed 1989 rokiem” wydanej przez Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego. Co ciekawe, swoje książki Kisiel wydawał pod pseudonimem Tomasz Staliński, czym zdawał się kpić z władzy ludowej. A to dlatego, że nazwisko pochodziło od Stalina, a imię zapewne od Bieruta znanego jako towarzysz „Tomasz”.
Nieznani sprawcy biją za dyktaturę ciemniaków
Niektórzy krytycy dość ostro traktowali książki Kisiela kręcąc nosem na ich niewielkie wartości literackie i artystyczne. Jerzy Giedroyc wprawdzie przyznawał, że mają one interesującą tematykę, to jednak postaci są papierowe, zaś opisy scen miłosnych humorystyczne. Jeszcze dosadniej wyrażał się Tadeusz Konwicki, który prozę Kisiela uważał za toporną i anachroniczną.
I w pewnym stopniu można by zgodzić się z takimi ocenami, gdyby nie to, że powieści autora „Ludzi z akwarium” to - moim zdaniem - przedłużenie w formie beletrystyki gazetowej publicystyki, w których jako baczny obserwator i kronikarz starał się utrwalić utopię u władzy. Najcelniej ujął to Leopold Tyrmand, który książki Kisiela nazywał „powieściami publicystycznymi”.
Pamiętajmy, że Kisielewski to wieczny opozycjonista i antykomunista. To on podczas pamiętnych wydarzeń w 1968 roku użył słynnej frazy „dyktatura ciemniaków”. Towarzysz „Wiesław” był przekonany, że chodziło o niego i jego ekipę, stąd jego gniew. Efekt był taki, że autor powieści „Wszystko inaczej” został poturbowany przez „nieznanych sprawców”. Otrzymał też zakaz druku. Dlatego zaczął pisać - oczywiście do szuflady - znakomity dziennik. Nie wierzył, że zdoła go kiedyś wydać w kraju, gdyż był przekonany, że nie dożyje upadku komunizmu. Na szczęście pomylił się.
Za najlepszą książkę Kisielewskiego uważane są wydane w 1971 roku w Paryżu „Cienie w pieczarze”, których bohaterem jest Roman Zaleski, warszawski pisarz i literat. Opisując ją Konrad W. Tatarowski zwraca uwagę, że w narracji odnajdujemy wiele refleksji o komunizmie i politycznej sytuacji Polski. Do tego dochodzą reminiscencje z okresu dwudziestolecia międzywojennego i drugiej wojny światowej. Ponadto na kartach powieści znajdujemy uwagi o roli i znaczeniu emigracji politycznej.
Książkę Kisiela pochwalił m.in. znany pisarz i krytyk literacki Wojciech Karpiński, autor głośnych „Książek zbójeckich”. Stwierdził on, że wielki walor książki to fakt, iż „polski inteligent miał odwagę ukazania całej miałkości polskiej inteligencji. Jej bezradności wobec otaczającego zniewolenia. Jej skłonności do rezygnacji z walki”.
Klimaty jak z Kafki w antyutopii Kisiela
Kolejna ceniona powieść Kisielewskiego to antyutopia „Przygoda w Warszawie”, która po Październiku ukazywała się w odcinkach w „Tygodniku Powszechnym”, zaś w całości została wydana w 1976 roku w Londynie. Jej bohaterem jest wywodzący się z wileńskiej inteligencji Antoni Gosztowt. Żyje skromnie i spokojnie, nie miesza się do polityki, a mimo to zostaje porwany i osadzony w zakładzie psychiatrycznym, w którym jest torturowany i szykowany. Chodzi o to, aby zmusić go do współpracy ze służbami. Bohater jest w potrzasku. Znikąd pomocy. Wszyscy są przeciw niemu: lekarze, milicjanci i urzędnicy. Dlatego załamuje się i zgadza na współpracę.
Tak więc w książkach Kisielewskiego mamy ukazany szary, ponury i pesymistyczny obraz PRL. Nic więc dziwnego, że wychodziły one poza cenzurą. Ich autor dusił się żyjąc w gorsecie Polski Ludowej. Tym bardziej, że był liberałem, czyli wolnościowcem. I to prawdziwym, a nie malowanym, jakich w tamtych czasach nie brakowało.