
10 urodziny obchodzi właśnie gdańska Akademia 30+, projekt umożliwiający samorozwój osobom dojrzałym, aktywnym zawodowo, a zarazem ciekawym świata.
Pomysł wyszedł od szefowej Gdańskiego Wydawnictwa Oświatowego Małgorzaty Dobrowolskiej. Wspomina, że jako absolwentka studiów matematycznych miała zawsze niedosyt wiedzy z takich dziedzin jak na przykład historia sztuki. Organizowała nawet dla siebie i swoich koleżanek prywatne wyprawy do muzeów z nauczycielem sztuki.
- Pomysł się spodobał, a że edukacja to temat mi bliski i drogi, doszłam do wniosku, że na podobnej zasadzie można by umożliwić poszerzanie wiedzy młodym ludziom, którzy studia mają już za sobą.
Stąd wzięło się to „30+” w nazwie. Początkowo starano się egzekwować tę granicę i osób młodszych nie wpuszczano, ale ostatecznie Akademię otwarto dla wszystkich chętnych, którzy są pełnoletni.
Ja też nie wszystko rozumiem
Koordynatorem projektu od samego początku był Paweł Mazur.
- Czasem żartem wypominam mu, że kiedy opowiedziałam mu po raz pierwszy o moim projekcie, nie wierzył, że to się uda. Ale mimo wątpliwości podjął się tego zadania i wywiązuje się z niego znakomicie. Mam całkowite zaufanie do jego wyboru, zarówno tematów wykładów, jak i zapraszanych gości - mówi Małgorzata Dobrowolska. - Żałuję, że teraz nie mam dość czasu, żeby chodzić na wszystkie zajęcia.
Pierwszy wykład poprowadził prof. Edmund Wnuk-Lipiński. Przyszło około 170 osób.
Zajęcia są płatne - w cenie 20-25 złotych, co przy dwudziestu wykładach rocznie daje łączną kwotę rzędu 400-450 zł. Studenci mają też indeksy, ale nie zdają egzaminów. Za to po każdym wykładzie zarezerwowany jest czas, by zadać pytania wykładowcy.
- Różnica między nami a uniwersytetem trzeciego wieku - poza wiekiem studentów - jest taka, że my zapraszamy gości z całej Polski - tłumaczy Paweł Mazur.
W Akademii 30+ z wykładami gościli m.in.: Wojciech Eichelberger, Magdalena Środa, Zbigniew Mikołejko, ks. Adam Boniecki, Tadeusz Bartoś, Stanisław Obirek, Tomasz Stawiszyński. Powszechną historię rock’n’rolla cyklicznie przybliża słuchaczom radiowiec Piotr Metz. Zapraszani bywają także przedstawiciele nauk ścisłych, m.in. specjalista od fizyki kwantowej prof. Ryszard Horodecki. Jak zauważył Paweł Mazur, pytania zadawane przez słuchaczy świadczyły, że przynajmniej niektórzy z nich byli dobrze zorientowani w temacie, choć sam wykładowca zastrzegał, że jeśli ktoś ma kłopoty ze zrozumieniem, nie powinien się przejmować, bo on sam... też nie wszystko z tego rozumie.
- Wykłady mają poziom wyższy, popularnonaukowy i pilnuję, by nie obniżać lotów - podsumowuje Paweł Mazur. - Honorarium dla przyjezdnych profesorów jest stałe, jednakowe dla wszystkich. W kilku przypadkach okazało się chyba za małe - tych gości nie udało się zaprosić, ale zasadniczo nie mamy problemu z pozyskiwaniem prelegentów. Jedni polecają nas drugim. A nawet jeśli ktoś jeszcze o nas nie słyszał, to wystarczy, że wymienię nazwiska 10 osób, które u nas wykładały, i nie ma problemu. Większość wykładów była udana. Za mniej więcej pięciu wykładowców przed słuchaczami się wstydziłem, i wstydzę się do tej pory.
Akademia w plenerze
Oprócz tradycyjnych wykładów Akademia serwowała swoim słuchaczom liczne mniej akademickie atrakcje. Były to wycieczki po Gdańsku z dr. Jackiem Friedrichem, tropem architektury modernistycznej. Zorganizowano warsztaty teatralne, psychologiczne, fotograficzne i… perkusyjne. Były też nocne rajdy na orientację, zimowe przejście Jaru Raduni (przy temperaturze minus 14 stopni), wyprawy birdwatching (obserwacja ptaków), spływy kajakowe, a nawet bale przebierańców.
Największą atrakcją są jednak wycieczki historyczno-architektoniczne. Wiosną słuchacze jeżdżą po Europie z Jackiem Friedrichem jako przewodnikiem. Do tej pory odwiedzili już Wiedeń, Wenecję, Berlin i Amsterdam.
- Pan Jacek nie zna litości. Potrafi przegonić nas po mieście przez 10 godzin - mówi Paweł Mazur.
A we wrześniu swój projekt „poznawania Polski przez Polaków” realizuje prof. Mikołejko. Oprowadzał ich już po swojej rodzinnej Warmii, a także Zamojszczyźnie, Szlaku Piastowskim i Sandomierzu.
Chętnych do udziału w wycieczkach jest z reguły dwa razy więcej niż miejsc. Dlatego trzeba było narzucić jakąś metodę selekcji. O pierwszeństwie decyduje zatem frekwencja na wykładach.
Paweł Mazur wspomina, że po powrocie z jednej z wypraw kierowca wynajętego autokaru wziął go na bok i wyznał: - Pierwszy raz mi się zdarzyło, że wiozłem Polaków z wycieczki i nikt nie był pijany.
Inspiracja
A wykładowcy? Zachwycają się swoimi studentami.
- Jak na skrzydłach lecę zawsze do Gdańska na wykłady w Akademii - mówi prof. Zbigniew Mikołejko. - To wymarzone audytorium: słuchają, rozumieją, zadają pytania. Dużo też sami czytają. I nie przyjmują wszystkiego bezkrytycznie, co też jest ważne. To jest właśnie ta klasa średnia, jaką chciałbym widzieć w Polsce: ludzie czynni zawodowo, reprezentujący rozmaite środowiska, profesje, dbający o swój rozwój, chłonni, aktywni, przyjaźni. A przy okazji ja sam jestem przymuszony, żeby się czegoś nauczyć. Te zajęcia stały się dla mnie inspiracją. Opasłe dwa tomy „We władzy wisielca” to pokłosie jednego z wykładów w Akademii 30+.
Zdaniem profesora, wykłady dla takiego audytorium to dużo bardziej komfortowa sytuacja niż taka, z jaką miewa często do czynienia na „normalnych” uczelniach, gdzie wielu studentom trzeba często tłumaczyć rzeczy elementarne.
Dr Jacek Friedrich, historyk sztuki, dyrektor Muzeum Miasta Gdyni, związany jest z Akademią od samego początku i - jak mówi Paweł Mazur: „ma u nas grono wiernych fanów”. On sam zapewnia, że współpraca z Akademią to dla niego „ogromna frajda”. Zupełnie inaczej wykłada się bowiem w rygorach uniwersyteckich. Poza tym może sobie pozwolić na wycieczki w kierunku tematów, którymi nie zajmuje się zawodowo, jak np. dawne malarstwo.
- Cenię sobie, że proponowane przeze mnie tematy są akceptowane. Ewentualnie coś tam przedyskutujemy z panem Pawłem. A te cztery wyjazdy zagraniczne też były wyzwaniem. Obok obowiązkowych punktów do zwiedzania proponowałem ścieżki bardziej autorskie, po zabytkach architektonicznych XIX i XX wieku. No i jestem pełen podziwu dla uczestników, że wytrzymali zawrotne tempo zwiedzania, jakie im narzuciłem.
Następna dekada
Nie trudno się domyślić, że w takich warunkach przez 10 lat między słuchaczami Akademii, a także gośćmi, narodziły się liczne przyjaźnie. A nawet wyszło z tego jedno małżeństwo.
- Mają już dwójkę dzieci, ale odkąd się urodziły... przestali przychodzić - śmieje się Paweł Mazur.
W drugą dziesięciolatkę Akademia wkracza więc z optymizmem.
- Szukam nowych form zajęć. W ostatnim roku zorganizowaliśmy dwa wyjazdy do Teatru Polskiego w Bydgoszczy. Myślę, że będziemy kontynuować ten kierunek, odwiedzając też inne miasta, w których dzieje się coś teatralnie ważnego.
Akademia działa pro publico bono. Opłaty wnoszone przez studentów pokrywają honoraria wykładowców, koszt hoteli i wynajęcia sali (na ogół zajęcia odbywają się na Wydziale Filologii UG), ale płace pracowników obsługujących Akademię bierze na siebie GWO.
- Kiedy powoływaliśmy Akademię, nie myślałam o tym, jak długo to może trwać. Jestem bardzo szczęśliwa, że się udało. Formalnie za organizację Akademii odpowiada fundacja imienia mojego zmarłego męża. Myślę, że też by się cieszył. A gdyby w innych miastach chcieli skopiować nasz pomysł, chętnie udostępnimy know-how - kończy Małgorzata Dobrowolska.