Gdy Justyna Steczkowska wychodzi z domu, dostaje twórczego ADHD

Czytaj dalej
Fot. Sylwia DąBrowa
Paweł Gzyl

Gdy Justyna Steczkowska wychodzi z domu, dostaje twórczego ADHD

Paweł Gzyl

Choć to nie jest łatwe, z powodzeniem godzi karierę popowej piosenkarki ze spokojnym życiem rodzinnym. Raz zaliczyła z mężem ostry zakręt – ale już wyszli na prostą.

Do nie tak dawna oglądaliśmy ją w fotelu trenerki „The Voice Of Poland”, gdzie ujmowała muzyczną wiedzą, kulturą osobistą i kobiecym wdziękiem. Jej decyzje zdradzały skłonność do klasycznej piosenki i dojrzałych głosów. W tym kontekście zaskoczeniem jest nowa piosenka, którą zaśpiewała po raz pierwszy na Sylwestrze z Dwójką. „WITCH-ER Tarohoro” to nowoczesny pop o elektronicznym brzmieniu z ekscentrycznym tekstem. I to właśnie tym utworem chce w maju reprezentować Polskę na Eurowizji. Czy jej się uda?

- Oglądałam przez ostatnie lata Eurowizję i nie myślałam o tym, żeby się tam wybrać. Aż w zeszłym roku, oglądając ten festiwal, poczułam że chcę to przeżyć raz jeszcze. To bardzo dobre telewizyjne show, zrobione z dużym rozmachem. A ja to kocham. W XXI wieku muzyka to też wizualna koncepcja tego, co chcesz przekazać swoim słuchaczom – tłumaczy w Interii.

Muzyczne dzieciństwo

Jest czwartym z dziewięciorga dzieci Danuty i Stanisława Steczkowskich. Wychowała w Rzeszowie i w Stalowej Woli. Jej tata był dyrygentem i prowadził własne zespoły muzyczne. Jako silna osobowość, zaraził swą pasją wszystkie dzieci, z których każde grało lub śpiewało. Podobnie było z Justyną. Kiedy dziewczynka miała pięć lat, tata zaprezentował jej różne instrumenty i zapytał na którym z nich chciałaby grać. Ta wybrała skrzypce.

- Moje dzieciństwo było przesiąknięte muzyką. Czasem to było trudne, bo inne dzieci bawiły się na dworze, a ja z rodzeństwem nieustannie ćwiczyłam w dużym pokoju tercety, kwartety i kwintety, spoglądając z żalem przez okno. Jednak z perspektywy bardzo doceniam to, że tata poświęcał nam cały swój wolny czas, ucząc i pilnując, żebyśmy nie zaniedbywali muzycznej edukacji – wspomina w „Twoim Stylu”.

Kiedy miała szesnaście lat, wyjechała do Rzeszowa, by kontynuować naukę gry na skrzypcach. Tam zamieszkała na stancji z koleżanką. Pewnego dnia właściciel lokalu zdenerwował się, że nastolatki zużyły za dużo wody na pranie i w środku nocy wyrzucił je na bruk. Mimo tych przeciwności Justyna skończyła szkołę z wyróżnieniem.

- Będąc w szkole, zaczęłam grać w rockowych kapelach, a wielu muzyków nie stroniło od różnych używek. Na moje szczęście, potrafiłam odmówić, gdy mi je proponowali. A oni szanowali moją niezależność. Tamten okres wiele mnie nauczył. Widziałam tyle nieszczęść spowodowanych narkotykami, że nigdy mnie do nich nie ciągnęło – podkreśla w „Twoim Stylu”.

Od popu do etno

Po maturze wyjechała nad morze, by studiować w Akademii Muzycznej. Za dnia uczyła się gry na skrzypcach, a wieczorami śpiewała we własnym zespole. Musiała również zarobić na swe utrzymanie, imała się więc dorywczych zajęć. Mając 22 lata zgłosiła się do jedynego w tamtym czasie talent-showe w polskiej telewizji. Występ w „Szansie na sukces”, gdzie brawurowo zaśpiewała „Boskie Buenos” Maanamu, sprawił, że trafiła na opolski festiwal.

- Nagle, zupełnie się tego nie spodziewając, usłyszałam słowa pani Irena Santor, która powiedziała: „Nie zgubmy tej perły. Grand Prix opolskiego festiwalu otrzymuje Justyna Steczkowska”. Byłam w szoku! Z radości wyśpiewałam z siebie najwyższy z możliwych dźwięków. Trudno porównać mi tę euforię z czymkolwiek innym, czego później doświadczyłam. Dla młodej dziewczyny ze Stalowej Woli i Rzeszowa, to było wielkie wyróżnienie – zdradza w Plejadzie.

Wielki talent wokalny dostrzegł w młodej piosenkarce Grzegorz Ciechowski. Pod jego okiem powstała jej debiutancka płyta „Dziewczyna szamana”, która okazała się fonograficznym bestsellerem. To sprawiło, że telewizja wysłała Justynę w 1995 roku na festiwal Eurowizji do Dublina. Wyjazd zakończył się porażką, wobec czego młoda wokalistka skupiła się po powrocie na budowaniu kariery nad Wisłą. Dziś ma na swym koncie 17 albumów z różnorodną muzyką – od popu do etno.

- W moim przypadku muzyka służy mi przede wszystkim do rozwoju mnie samej. Z tego powodu też moje płyty są tak różnorodne i jest ich tak dużo. 17 wydanych albumów długogrających to naprawdę dużo. Mogę uczciwe powiedzieć, że świadczy to o mojej miłości do muzyki, a nie do bycia tylko Justyną Steczkowską, która bazuje tylko na tym, co już było. To jednak duża różnica – podkreśla w Interii.

Zakochana po uszy

Pierwszego chłopaka całowała już w przedszkolu. Tak naprawdę na poważnie związała się dopiero w liceum. Jej wybrankiem był obecnie ceniony psycholog Paweł Fortuna. Połączyła ją z nim nie tylko romantyczna fascynacja, ale też pasja do zdobywania wiedzy o człowieku. Kiedy ich drogi się rozeszły, jej partnerem został aktor Hubert Zduniak. Bezpieczną przystań znalazła jednak dopiero u boku męża – niegdyś modela, a dziś architekta Macieja Myszkowskiego.

- Oszołomiła mnie jego uroda. Trudno się w tak przystojnym mężczyźnie nie zakochać. Zresztą na pewno nie byłam jedyną, która uległa urokowi Maćka, widząc w gazecie jego zdjęcie bez koszulki. Ale po jakimś czasie człowiek chciałby sobie też pogadać. Na szczęście, gdy poznaliśmy się bliżej, okazało się, że mamy mnóstwo wspólnych tematów. Skoro zdecydowałam się wyjść za mąż, a zawsze hołdowałam niezależności, to znaczy, że musiałam być zakochana po uszy – wyznaje w „Twoim Stylu”.

Kilka lat temu małżonkowie przeszli kryzys – Justyna ogłosiła w internecie nawet separację. Oboje postanowili jednak ostatecznie zawalczyć o swój związek ze względu na dzieci. I udało się: para nadal cieszy się rodzinnym szczęściem. Justyna i Maciej dochowali się trójki pociech. Najstarszy Leon poszedł w ślady mamy i zajął się muzyką – jest klubowym didżejem. Młodszy Stanisław wyrasta na utalentowanego kucharza. Oczkiem w głowie całej rodziny jest dziewięcioletnia Helenka.

- Są kobiety, które dobrze czują się, będąc mamą 24 godziny na dobę, ale ja pragnę również pracować. Nie chcę odmawiać sobie przyjemności tworzenia i koncertowania. Staram się żyć, zachowując równowagę pomiędzy rodziną a sceną i jak dotąd jakoś mi się to udaje. W domu jestem miłą i spokojną mamą, ale gdy tylko postawię nogę za drzwiami, zachowuję się tak, jakbym miała ADHD – śmieje się w „Twoim Stylu”.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.