Gdy zginie ostatnia pszczoła, ludzkości pozostaną cztery lata życia. Będzie to konsekwencja głodu
Czy niszcząc owady, zbliżamy się do ekologicznej katastrofy? - Być może tak się nie stanie. To my znikniemy, a owady sobie poradzą. Zapominamy, że gościmy na Ziemi od kilkuset tysięcy lat, a owady od 400 milionów. Jednak świat bez owadów byłby inny od tego, który znamy - mówi prof. dr hab. inż. Kazimierz Wiech, entomolog z Uniwersytetu Rolniczego w Krakowie
Co owady robią zimą?
Większość z nich wpada w stan hibernacji. Wszystko zależy od stadium, w jakim zimują - czy w postaci jaj, gąsienic, poczwarek lub imago - owada dorosłego. Jaja owadzie zimują, będąc zahamowane w rozwoju i czekają na odpowiednią sumę ciepła, która ponownie pobudzi ich rozwój. Gąsienice niektórych ciem, które powstają w listopadzie lub grudniu, pozostają ukryte w chorionie (osłonce jajowej) i też czekają na odpowiednią porcję wiosennego ciepła, żeby wygryźć otwór i wyjść na zewnątrz. Proces ten jest skorelowany z rozwojem roślin: gdy pojawiają się pierwsze liście, gąsienice mają na czym żerować.
Które gatunki obudzą się jako pierwsze?
Wyjście owadów z odrętwienia jest skorelowane z rozwojem roślin, na których dane gatunki występują, z obecnością liści i kwiatów albo ofiar - jeżeli są to organizmy drapieżne. Jako ciekawostkę entomologiczną przytoczę fakt, że jeszcze w grudniu można było zobaczyć latające motyle miernikowcowate, takie jak piędzik przedzimek czy zimowek ogołotniak, które mogą latać w temperaturach oscylujących w okolicy zera. Wiosną wszystko odbywa się zgodnie z „zegarem termicznym”, ponieważ każda roślina i każdy owad muszą otrzymać pewną, stałą dla danego gatunku sumę ciepła, którą nazywamy sumą temperatur efektywnych. Kiedy na przykład pąki pękają, wówczas owady, które są z nimi związane, wychodzą ze swoich zimowych kryjówek. Kwieciak jabłkowiec - chrząszcz, który składa jaja do pąków kwiatowych jabłoni, wychodzi, kiedy temperatura osiągnie 10-12 stopni C. Wędruje po gałęziach i szuka nabrzmiewających pąków. Nagryza je, a wtedy z pąków wypływają kropelki soku i sadownicy mówią, że „pąki płaczą”. Następnie kwieciak składa jaja do zawiązków pąków. Gąsienice motyla, który nazywa się kuprówka rudnica, zimują w swoim drugim stadium rozwojowym w tzw. gniazdach zbudowanych z liści oplecionych przędzą. One także czekają na odpowiednią temperaturę. Wychodzą z gniazd, gdy pojawiają się pierwsze liście i rozpoczynają żerowanie. Jeśli temperatura spada, chowają się w gniazdach z powrotem, wpadają w odrętwienie i tracą aktywność. Natomiast pszczoły nie zasypiają, zimą są żywe, utrzymują w kłębie stałą temperaturę i spożywają to, co zgromadziły w ulu. Wiosną przy odpowiedniej temperaturze rozpoczynają pierwsze loty - tzw. oczyszczające, a potem sprawdzają, czy kwiaty już się pojawiły. Bielinek kapustnik, który zimuje w stadium poczwarki, uaktywnia się, kiedy na łąkach i na polach pojawiają się rośliny kapustowate, będące jego pożywieniem. Z kolei drapieżne owady wychodzą z odrętwienia wtedy, kiedy mają co jeść, czyli nieco później niż ich ofiary. Na ten proces także ma wpływ temperatura.
Przyroda to jeden wielki sprzężony wewnętrznie mechanizm biologiczny. Każdego roku wszystko odbywa się zawsze w ten sam sposób: poszczególne gatunki pojawiają się w tej samej kolejności, nigdy jeden drugiego nie wyprzedza.
Kilka lat temu głośno było o badaniach alarmujących, że liczba owadów gwałtownie spada. Czy tak jest rzeczywiście? Czy Ziemię i jej mieszkańców czeka ekologiczna katastrofa? Co stanie się ze światem, w którym zabraknie owadów?
W 2017 roku opublikowano wyniki badań, które wykazały 75-proc. spadek liczby owadów latających w niemieckich rezerwatach przyrody w ciągu ostatnich trzech dekad. Kiedy, będąc dzieckiem, siedziałem na tarasie latem, obserwowałem, jak wokół lampy latały roje owadów. Na ścianach siadały chrząszcze, ćmy i wiele innych owadów. Dzisiaj mam dom na wsi, a owady już nie przylatują. Sporadycznie widuję jakąś ćmę, ostatnio najczęściej ćmę bukszpanową - obcy, inwazyjny gatunek. Dawniej, kiedy jechałem samochodem, przednia szyba i maska były oblepione owadami. Aż było mi żal, bo czasem ginęły piękne okazy. Dzisiaj latem można przejechać nawet sto kilometrów i szyby nie trzeba przecierać. Gdy ponad 40 lat temu prowadziłem badania w Mydlnikach pod Krakowem do swojej pracy doktorskiej, zaobserwowałem ponad 60 gatunków samych tylko chrząszczy ryjkowcowatych, które występowały na koniczynie białej. Gdybym poszedł tam dzisiaj z czerpakiem, nie wiem czy znalazłbym 10 proc. tego, co dawniej. Świat przyrody - mówimy nie tylko o owadach - ubożeje. Entomolodzy stwierdzili, że ok. 90 proc. gatunków owadów w Polsce jest zagrożonych i jest to szczególnie groźne zjawisko.
Co może być konsekwencją zmniejszenia się liczebności owadów?
Pierwsza rzecz to zapylanie. W Polsce ponad 78 proc. roślin jest zapylanych przez owady. Jeżeli zabraknie owadów zapylających, nastąpi spadek plonowania - w przypadku niektórych roślin nawet całkowity. Jeżeli popatrzymy na ten problem globalnie, będzie to groziło światowym głodem. Od lat obserwujemy syndrom masowego wymierania pszczół, który dotarł też do Polski, przez co tracimy wiele pszczelich rodzin. Mamy coraz mniej samotnych pszczół zapylających, a trzmieli już się praktycznie nie widzi, ponieważ prawie wyginęły. W zeszłym roku ucieszyłem się, kiedy w ogrodzie zobaczyłem wiosną robotnice trzmieli, a nie widziałem ich od kilku lat. Przyleciały być może dlatego, że nie koszę co tydzień trawnika, przed domem mam naturalną łączkę z koniczyną, a trzmiele muszą przecież mieć stale dostępny pokarm. Jeżeli nie ma kwitnących roślin, tylko trawnik, dla trzmieli oznacza to głodówkę. Po drugie - owady przetwarzają martwą substancję organiczną, czyli wszystko to, co pozostaje po roślinach i zwierzętach. Gdyby nie owady, brodzilibyśmy po kolana w różnych szczątkach. Trzecia bardzo ważna rola owadów polega na ograniczaniu liczebności tego, co jest w nadmiarze, na przykład mszyc. Te drobne owady rozmnażają się w niesamowitym tempie bez udziału samców (partenogeneza). Dorosła mszyca, która osiąga dojrzałość w ciągu tygodnia, rodzi larwy. Jest prawdziwą „maszyną do rodzenia” - kiedy rodzi kolejną córkę, równocześnie staje się babką, bo w organizmie córki znajduje się już zawiązek wnuczki. Ktoś wyliczył, że gdyby jedna samica mszycy kapuścianej nie miała żadnych czynników ograniczających (klimat, drapieżcy, człowiek, pestycydy itp.), to w ciągu roku jej potomstwo osiągnęłoby wagę ponad 600 mln ton! Mszyce mnożą się tak szybko, ponieważ z ekologicznego punktu widzenia stanowią pokarm dla owadów drapieżnych: biedronek, złotooków, biegaczy i in. Są też pokarmem dla ptaków. Owady służą więc redukcji nadmiaru roślin i owadów i jeżeli wyginą, nietrudno przewidzieć tego konsekwencje.
Zdajemy sobie sprawę, że owady w większości są pożyteczne. Mimo to mam poczucie, że jeśli przebywamy na łonie natury, lubimy, gdy zieleń jest estetyczna, uporządkowana i niekoniecznie z komarami, mrówkami czy muchami.
A kiedy idziemy przez las, ktoś może powiedzieć, że jest on brzydki i nieposprzątany, ponieważ na ziemi leży posusz i powalone drzewa. Policzono, że w martwym drzewie jest więcej żywych komórek niż w żywym. Martwa tkanka roślinna jest przerabiana przez grzyby, bakterie i owady - one wszystkie tworzą tę ogromną liczbę żywych komórek. Dlatego posusz i martwe drzewa stanowią ogromną wartość. Natomiast czysty las albo trawnik, czyli „zielony beton” - dla owadów nie stanowią większej wartości. W jaki sposób współczesny rolnik traktuje pole kukurydzy? Opryska, zetnie i sprzeda. Niestety, wielu leśników w podobny sposób traktuje las: sadzi drzewa, ścina i sprzedaje. A ochrona biologicznej różnorodności schodzi na plan dalszy.
Wśród wielu ludzi owady budzą obrzydzenie i lęk.
Człowiek boi się najbardziej tego, czego nie zna. Kto wie, że w Polsce jest około 33-45 tys. gatunków zwierząt, z czego ponad 30 tys. gatunków stanowią owady?
Samych motyli mamy około trzech tys. gatunków: dziennych 164 gatunki, reszta to ćmy. Chrząszczy jest ponad 6 tys. gatunków. Niestety, ludzie zwracają uwagę przede wszystkim na to, co ich kłuje, gryzie i brzydzi. I chyba najbardziej obawiają się szerszeni. Tymczasem szerszeń nie atakuje ludzi, oni go po prostu nie interesują. Szerszeń jest drapieżny, łapie inne owady, ponieważ właśnie nimi karmi potomstwo.
Ale wielu ludzi wierzy, że gdy szerszeń użądli, człowiek może umrzeć.
I to jest właśnie niewiedza. Szerszeń nie wprowadza do skóry całego jadu, który ma w woreczku jadowym, tylko jego część. Jemu nie chodzi o to, żeby zabić. Jad służy przede wszystkim do odstraszenia potencjalnego napastnika, którym często jest człowiek. Nie należy więc podchodzić do gniazda szerszenia. Owady te mogą zaatakować, kiedy człowiek znajdzie się w odległości mniejszej niż dwa metry, zacznie głośno mówić albo włączy głośną muzykę. Takie zachowanie drażni każdego, nie tylko szerszenia. Owad ten broni wówczas gniazda i swojego potomstwa. Od 20 lat organizuję Ogólnopolskie Dni Owada na Uniwersytecie Rolniczym i walczę z entomofobią, czyli strachem przed owadami. Według amerykańskich badań człowiek najbardziej boi się - uwaga - zabierania głosu. Owady są dopiero na szóstym miejscu za m.in. lękiem przed wysokością czy dentystą.
Za dramatyczny spadek liczebności owadzich populacji wielu ekspertów obwinia rolnictwo wielkoobszarowe. Czy to jedyny winowajca?
Odpowiedzią na to pytanie może być historia trzmieli. Zapłodnione w poprzednim roku samice, po okresie zimowej hibernacji, wiosną wylatują ze swoich kryjówek. Na zimę znajdują sobie dogodne miejsce na polu, miedzy, w norach gryzoni, w kępach suchych traw lub zbutwiałych pniach drzew. Niestety miedz jest coraz mniej, z uporem wycina się też stare drzewa, w związku z czym trzmiele mają coraz mniej miejsc do zimowania. A jeśli jeszcze wiosną niektórzy wypalają trawy, to trzmiele giną, ponieważ żyją - podobnie jak wiele innych owadów - w górnej warstwie gleby. Trzmiel traci więc swoje dotychczasowe siedliska. Traci także żerowiska. Owad ten musi cały czas zbierać pokarm. Warto dodać, że trzmiel jest bardziej efektywny od pszczoły, ponieważ w tym samym czasie potrafi oblecieć znacznie więcej kwiatów. Wylatuje wcześniej niż pszczoły, a pracę kończy dwie godziny później. I jeśli wokół miejsca, gdzie trzmiel ma gniazdo, znajduje się zielony trawnik, owad ten ginie z głodu. Moda na „zielony beton” to straszna rzecz dla owadów. Co sobotę ludzie wychodzą z kosiarkami, emitując spaliny i hałas. Po co? Owadom ani przyrodzie to zupełnie nie służy. Podobnie jak meliorowanie łąk, które sprawia, że rośliny i owady wilgociolubne muszą zginąć. Utrata siedlisk jest jedną z najważniejszych przyczyn spadku liczebności owadów. Kolejną przyczyną jest odchodzenie od upraw wielogatunkowych. Przed laty rolnicy wysiewali całą mozaikę roślin uprawnych: była komonica, esparceta, koniczyna biała i czerwona - w sumie kilkadziesiąt gatunków. Dzisiaj mamy kilkanaście roślin uprawianych często w monokulturze, czyli rok po roku na tym samym polu. Wielohektarowe pola pszenicy, żyta albo kukurydzy nie mają dla owadów zapylających żadnej wartości. Są to rośliny zapylane przez wiatr, a nie przez owady. Kilka gatunków tzw. szkodników żeruje na liściach, w kolbach albo w kłosach, ale te zwalcza się pestycydami. Rzepak jest rośliną zapylaną przez owady i chętnie przez nie odwiedzaną, ale i ta roślina jest opryskiwana i to nierzadko w okresie kwitnienia. A inne rośliny uprawne? Ziemniak jest interesujący jedynie dla stonki, a burak pastewny i cukrowy są miejscem rozwoju niewielkiej liczby owadów. Zakazano siania maku, a koniczyna, komonica, esparceta czy lucerna - wypadły z uprawy, bo się nie opłaca. Mieszkaniec wsi, dawniej rolnik, przestaje uprawiać ziemię, pola są ugorowane, zamieniane na pastwiska, bądź sprzedawane na działki, w których z czasem zaczynają dominować trawniki. Zanikają murawy kserotermiczne, ponieważ nie pasie się już krów i nie wykasza takich łąk. Tak rolnictwo w tej chwili wygląda.
Który z powyższych czynników jest dla owadów najbardziej destrukcyjny?
Najgorsze według mnie są pestycydy. Rocznie wylewamy na pola około 60 tys. ton substancji biologicznie czynnych. To są z reguły preparaty prędzej czy później oddziałujące toksycznie nie tylko na owady, ale i na inne zwierzęta oraz na człowieka. Przecież pozostałości pestycydów mogą znajdować się w owocach i warzywach, które spożywamy. Gdy ktoś idzie do sklepu, aby kupić jabłko bez nawet jednej plamki na skórce, to powinien wiedzieć, że takie jabłko wymaga 25-30 zabiegów. Żeby kapusta podobała się klientom, wymaga nawet 10 zabiegów i kilku kilogramów na hektar substancji biologicznie czynnej. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że cały czas do naszego organizmu dostają się antybiotyki, podawane zwierzętom i pozostałości pestycydów, którymi traktujemy rośliny. Pestycydy są największym zagrożeniem dla owadów, zwłaszcza dla pszczół i trzmieli. Co z tego, że trzmiele i duże chrząszcze drapieżne biegaczowate są pod ochroną, skoro rolnik opryskując pole pestycydami, nawet nie wie o ich obecności. I jak w takim razie mają być chronione? Żeby ochronić przyrodę, trzeba chronić wszystkie rośliny i wszystkie zwierzęta. Nie można roślin nazywać chwastami, a owadów szkodnikami. To prowadzi do wypaczenia spojrzenia na naturę.
Niektórzy naukowcy wieszczą, że niebawem znikną wszystkie owady. Czy to możliwy scenariusz? Czy prędzej znikną ludzie, a owady sobie poradzą?
Albert Einstein miał podobno stwierdzić, że od chwili, gdy zginie ostatnia pszczoła, ludzkości pozostaną cztery lata życia. Będzie to konsekwencja głodu, ponieważ nie będzie miał kto zapylać roślin.
Zwykłem mówić, patrząc na środowisko, w którym żyjemy, że gdyby zniknął człowiek, biosfera odetchnęłaby z ulgą, a ewolucja wróciłaby na swoje tory. Mogłaby przebiegać w taki sposób, jak zawsze: poprzez eliminację, dostosowywanie, dobór naturalny, mutacje. Natomiast gdyby z biosfery zginęły owady - to byłaby prawdziwa klęska. Nie byłoby komu zapylić, pozostałyby nierozłożone szczątki roślinne i zwierzęce, a w odchodach brnęlibyśmy po kolana. Apokalipsa.
Jedne gatunki giną, inne do Polski przybywają, na przykład biedronka azjatycka, ćma bukszpanowa czy szrotówek kasztanowcowiaczek.
To gatunki obce, a niektóre na dodatek inwazyjne przywiezione przypadkowo lub przybyłe (jak szrotówek) w drodze naturalnej migracji. Biedronkę azjatycką rozprzestrzeniono najpierw w Stanach Zjednoczonych, a potem w Europie. W Polsce jest od kilkunastu lat. To stosunkowo duża biedronka, dominująca w konkurencji o pokarm, a więc wypierająca nasze rodzime gatunki. Szrotówek jest i będzie, nic na to nie poradzimy. Pochodzi z Azji Mniejszej. Pierwszy raz znaleziono go w 1983 roku w Macedonii. Nazwałem go wtedy szrotówkiem macedońskim, ponieważ podbijał Europę podobnie jak Aleksander. Wieszczono, że szrotówek zniszczy kasztanowce. Tymczasem nie zniszczył w Polsce ani jednego kasztanowca, obniża jedynie jego walory dekoracyjne, zwłaszcza w dolnej części korony. Szrotówek zimuje w ściółce. W kilogramie takiej suchej ściółki może być parę tysięcy poczwarek. Dlatego warto jesienią grabić i kompostować opadłe liście kasztanowców, co pozwoli na ograniczenie populacji szrotówka. Walcząc z tym szkodnikiem, zabito i zniszczono wiele kasztanowców, nawiercając ich pnie i wstrzykując imidachlopryd. Miało to zniszczyć szrotówka. W Polsce mamy 250 tys. kasztanowców, temu zabiegowi poddano około 60 tys. drzew. I wiele drzew ucierpiało z powodu tych zabiegów, ponieważ nawiercanie pnia prowadziło do infekcji grzybowych i bakteryjnych, a poza tym niszczyło tkankę przewodzącą. Dzisiaj podkreśla się, że imidachlopryd jest największym zabójcą pszczół. Nie jest dla nich bezpośrednio śmiertelny, ale kiedy po długim stosowaniu (na przykład na rzepaku) następuje koncentracja imidachloprydu najpierw w glebie, a później w roślinach, wtedy pszczoły po kontakcie z podwyższoną ilością tej substancji tracą orientację, co prowadzi do nagłego opustoszenia uli. Szrotówek kasztanowcowiaczek ma w Polsce wielu wrogów naturalnych. Nie jest jak ćma bukszpanowa, która przybyła do nas z Azji. Ćma jest monofagiem, zjada tylko bukszpan i nie ma w naszym kraju naturalnych wrogów. Dlatego zniknie dopiero z ostatnim krzakiem bukszpanu.
Czy możemy coś zrobić, by zapobiec wymieraniu owadów, albo chociaż zmniejszyć jego skalę?
Nie. Nic nie zrobimy, ponieważ człowiek nie uczy się na błędach. Sadownikom, warzywnikom i rolnikom wmówiono, że bez pestycydów nie uzyskają plonów. A przecież - podobnie jak w medycynie - obok chemicznych, istnieją naturalne substancje lecznicze. Niestety o nich nie uczy się na studiach i neguje ich znaczenie. Wmówiono ludziom, że medycyna naturalna jest nieskuteczna i w powrocie do zdrowia mogą pomóc jedynie chemiczne substancje, sztucznie produkowane. Tak samo wmówiono rolnikom, że naturalne metody uprawy roślin i ekologiczne podejście do nawożenia - to zabawa dla bogatych albo dla filozofów przyrody. Liczą się tylko pestycydy. Trudno walczyć z potężnym i bogatym przemysłem farmaceutycznym czy pestycydowym. A przeciętni ludzie kierują się modą na zielony trawnik, tuje wokół domu i pięknie wyglądające owoce...
Nie chciałabym, aby ta rozmowa miała taki pesymistyczny wydźwięk.
Zatem na zakończenie zacytuję pani fragment piosenki Czesława Niemena: Lecz ludzi dobrej woli jest więcej. I mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim.