Genealogia potrafi wciągnąć jak najlepszy kryminał. Poznając przeszłość, ludzie szukają samych siebie

Czytaj dalej
Fot. Wojciech Matusik
Jolanta Tęcza-Ćwierz

Genealogia potrafi wciągnąć jak najlepszy kryminał. Poznając przeszłość, ludzie szukają samych siebie

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Zapewne potrafimy wskazać dzień wybuchu pierwszej wojny światowej, ale czy wiemy, kiedy nasi pradziadkowie brali ślub? A przecież to mniej więcej te same czasy. By poznać pierwszą datę, wystarczy otworzyć encyklopedię. Poznanie drugiej może być niewiele trudniejsze, lecz z pewnością bardziej fascynujące, gdyż dotyczy naszej rodziny.

Genealodzy interesują się ludźmi, którymi nie interesują się podręczniki. Słuchają wspomnień, przeglądają pamiątki, czytają dokumenty i listy. Nie rekonstruują bitew ani wydarzeń historycznych, lecz zwykłe życie. A przecież w niejednym domu przeszłość wychodzi z szuflad, kartonów, piwnic i strychów, splatając się z teraźniejszością. Przodkowie patrzą na współczesnych ze zdjęć i portretów, a współcześni szukają informacji o przodkach.

- Jak się zacznie, to nie można skończyć, jeden wątek nakręca kolejny. Nie znam historii, w której ktoś zadałby ostateczne pytanie - mówi Kinga Urbańska, genealożka, archiwistka i historyczka, prezeska Stowarzyszenia Twoje Korzenie w Polsce z siedzibą w Krakowie, która na co dzień zajmuje się odkrywaniem rodzinnych historii.

- Poszukiwania genealogiczne zaczynamy od ustalenia dnia urodzenia, ślubu czy zgonu, żeby uporządkować historię rodziny. Jednak genealogia nie ogranicza się wyłącznie do kolekcjonowania dat, ponieważ w miarę pozyskiwania informacji jesteśmy ciekawi, kim byli nasi przodkowie: czym zajmowali się na co dzień, gdzie mieszkali, jak wyglądała ich edukacja, gdzie i dlaczego migrowali lub podróżowali, a także jakimi byli ludźmi

- dodaje Karolina Szlęzak, genealożka, prelegentka, wiceprezeska Stowarzyszenia.

Jestem stąd

Mozolne zbieranie dokumentów, godziny spędzone na przeglądaniu starych ksiąg w archiwum, pisanie e-maili i wiadomości na portalach społecznościowych, przemierzanie alejek cmentarzy w poszukiwaniu nagrobka, na którym widnieją ważne daty - dla większości ludzi podejmowanie takich działań brzmi mało atrakcyjnie lub wręcz odstręczająco.

Jednak nie zniechęca ani Kingi Urbańskiej, ani Karoliny Szlęzak, które na co dzień poszukują przodków swoich klientów i sprawdzają prawdziwość rodzinnych historii.

- Staramy się odwrócić kolejność zdobywania wiedzy o naszej przeszłości obowiązującą w polskiej szkole, polegającą na stawianiu historii powszechnej na pierwszym planie. Uważamy, że powinniśmy poznawać historię Polski z perspektywy historii naszej rodziny. O ile łatwiej byłoby się uczyć o drugiej wojnie światowej albo o powstaniach, gdybyśmy wiedzieli, co wtedy robił nasz pradziadek. Czy brał udział w walce, a może musiał uciekać lub ukrywać się? To historie poszczególnych rodzin składają się na historię powszechną, a nie odwrotnie - mówią.

Tymczasem dla wielu z nas wiedza na temat naszych korzeni kończy się na informacjach z życia rodziców czy dziadków. I choć w ostatnich latach genealogia przeżywa renesans, to jednak dla wielu osób poszukiwanie przodków żyjących dziesiątki lat temu może być niezrozumiałe. Co zatem pociąga ludzi w tym hobby?

- Poszukiwania genealogiczne są pasjonujące przede wszystkim dlatego, że nie ma jednego schematu postępowania. Kolejne działania i źródła informacji zależą od losów poszczególnych członków rodziny

- mówi Karolina Szlęzak. - Teraz kładzie się nacisk na odkrywanie i zabezpieczanie historii małych ojczyzn, utożsamianie siebie w tej przestrzeni. Genealogia jest podstawowym narzędziem, które pozwala nam powiedzieć, że jesteśmy stąd, to nasze miejsce na ziemi, stąd wywodzi się nasza rodzina.

- Prawie wszyscy, którzy do nas przychodzą, mówią, że żałują, że zajęli się tym tak późno. Przecież wszystkich nas w końcu dotyka proces przemijania i potrzeba spojrzenia w przeszłość - dodaje Kinga Urbańska.

Nie tylko dla snobów

Jeszcze w latach 90. XX w. panowało przekonanie, że poszukiwania genealogiczne pozwalają przede wszystkim na udowodnienie szlacheckiego pochodzenia. Chodziło o to, by zawiesić na ścianie herb rodowy i móc pochwalić się wielkopańskimi korzeniami. Wśród „gorzej urodzonych” wiedza na temat rodziny ograniczała się zazwyczaj do znajomości najbliższych krewnych, zwłaszcza że w okresie Polski Ludowej, kiedy wszyscy mieli być równi, chełpienie się swoim rodowodem nie było dobrze widziane.

- W XXI wieku okazało się, że genealogia jest bardzo praktyczna i potrzebna na przykład do prostowania stanów prawnych nieruchomości lub do postępowań spadkowych - tłumaczy Karolina Szlęzak. - Oczywiście szlachectwo to nadal dla niektórych cecha nobilitująca w społeczeństwie. Jednak w naszej pracy staramy się podkreślać, że każda historia jest ważna, niezależnie od tego, czy nasi przodkowie byli chłopami, rzemieślnikami czy mieszczanami. Wszystko zależy od nastawienia - dodaje i na dowód przytacza historię.

Do siedziby Stowarzyszenia przy ulicy Piwnej w Krakowie przyszła mama z córką. Chciały sprawdzić, czy historia o szlacheckich korzeniach ich rodziny, którą przekazała im babcia, jest prawdziwa. Obie panie chciały też sprawić przyjemność seniorce, która była w złym stanie zdrowia. Po badaniach genealogicznych okazało się, że rodzina ma rzemieślnicze korzenie, szlachectwo okazało się mitem. Obie panie przyjęły to z humorem. Jednak uznały, że nie przekażą tych informacji babci.

Często to właśnie rodzinna tajemnica stanowi inspirację do rozpoczęcia badań. Do Stowarzyszenia zgłosiła się kiedyś pani urodzona w 1939 roku. Kiedy miała kilka miesięcy, jej ojciec poszedł na wojnę i nie wrócił. Słuch po nim zaginął. Pani przez całe życie szukała o nim wiadomości, a potem jego grobu. Była w Instytucie Pamięci Narodowej, pisała do Polskiego Czerwonego Krzyża, jednak nie udało się jej niczego dowiedzieć.

- Zięć tej pani zgłosił się do nas. Nasz pracownik w piętnaście minut odnalazł grób jej ojca. Okazało się, że jako młody mężczyzna zginął w czasie obrony Warszawy i jest pochowany na cmentarzu wojskowym, na którym tylko 20 proc. grobów opisanych jest imieniem i nazwiskiem. Wśród nich był ojciec naszej klientki. Seniorka pojechała na cmentarz, a potem przysłała nam swoje zdjęcie zrobione obok grobu ojca - opowiada Karolina Szlęzak.

Wystarczy zacząć

Poszukiwania genealogiczne najlepiej rozpocząć od siebie i swojego domowego archiwum, które każdy z nas ma. Spisujemy znane nam fakty dotyczące rodziny, zaciągamy rodzinne informacje z dokumentów, które przechowujemy w szufladzie czy segregatorze (akta stanu cywilnego, świadectwa, dyplomy, listy, itd.), a następnie przechodzimy do rozmów z najstarszymi członkami rodziny. Na każdym etapie należy spisać zebrane informacje - najważniejsze będą daty i miejsca urodzenia, ślubu oraz śmierci. Można też zanotować szkoły, do których uczęszczały poszczególne osoby, ich zawody i miejsca pracy, adresy zamieszkania czy ciekawe opowieści z ich życia. Jeśli nie mamy czasu na ich spisanie, można nagrywać zasłyszane historie na dyktafon, by kiedyś do nich wrócić. Nigdy nie wiadomo, do czego te opowieści mogą się przydać. Kto wie, może dzięki nim uda się rozwikłać jakąś rodzinną zagadkę lub ustalić prawdziwość legendy dotyczącej naszych bliskich? Warto też dołączyć dokumenty, świadectwa, akta i zdjęcia. Cennym źródłem wiedzy mogą być również listy i pamiętniki. Teraz przychodzi dobry moment, by rozrysować drzewo genealogiczne. Ujęcie zebranych wiadomości w formie schematu może być bardzo przydatne podczas dalszych poszukiwań.

- Jeżeli udało nam się zgromadzić jakieś informacje i cofnąć się do początku XX wieku lub jeszcze dalej, to następnym krokiem będą poszukiwania w archiwach państwowych lub kościelnych - mówi Kinga Urbańska. - Warto także odwiedzić Urząd Stanu Cywilnego, gdzie możemy uzyskać informacje o bezpośrednich przodkach, które ze względu na prawo o ochronie danych osobowych jeszcze nie zostały przekazane do archiwum państwowego (po 100 latach w przypadku aktów urodzeń oraz po 80 latach w przypadku małżeństw i zgonów). W USC możemy otrzymać odpis skrócony lub zupełny aktu urodzenia, ślubu oraz zgonu. Ale uwaga, apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc jeśli odpowiemy sobie na pierwsze pytania, potem pojawiają się kolejne.

Tak właśnie było w przypadku obu pań ze Stowarzyszenia Twoje Korzenie w Polsce. Stawiały sobie mnóstwo pytań i uparcie poszukiwały swoich przodków.

Kinga Urbańska: - Od strony taty - po mieczu - zrealizowałam poszukiwania do połowy XVIII wieku, sięgają głównie północnej Polski, okolic Torunia i Borów Tucholskich. Od strony mamy - po kądzieli - do końca XIX wieku.

Karolina Szlęzak: - Zostałam ochrzczona w parafii św. Floriana w Wąchocku, tam od średniowiecza istnieje klasztor cystersów. Świetnie zachowane źródła oraz zindeksowane dokumenty dostępne online pozwoliły mi prześledzić historię mojej rodziny do początków XVIII wieku. Najstarszą wzmiankę o prawdopodobnym przodku ze strony taty znalazłam w Krakowie w Archiwum Kurii Metropolitalnej. Pochodzi ona z 1640 roku!

Okazuje się, że od kilkunastu lat w genealogii wykorzystuje się również testy DNA. Dzięki nim możemy określić, z których miejsc na świecie pochodzą nasi przodkowie. Wyniki badań DNA ujawnią naszą etniczność zapisaną w genach i konkretne grupy, z których się wywodzimy.

- Moje DNA to w 80 proc. Europa środkowo-wschodnia. Jest typowe dla Polski, Czech, Słowacji, Ukrainy i Rosji. Jestem stąd. Ale moja babcia była Kaszubką, mam więc 12 proc. genów bałtyckich. Odkryłam też po jednym procencie genów żydowskich i irlandzkich - mówi pani Karolina.

A Kinga Urbańska dodaje: - Mam 15 proc. korzeni szwedzkich, niestety w moich poszukiwaniach jeszcze nie dotarłam do połączeń formalnych jeżeli chodzi o Szwecję.

Po przodkach

Genealogiczne hobby stało się łatwiejsze, gdy w internecie pojawiły się liczne strony oraz grupy dyskusyjne poświęcone temu tematowi. Zamiast wyjeżdżać do archiwum i płacić za kopie czy odpisy dokumentów, można przeglądać w sieci zdigitalizowane materiały i siedząc w domu z kubkiem kawy, wertować księgi metrykalne z małej wioski na drugim końcu Polski. Dziś drzewo genealogiczne sięgające korzeniami głęboko w przeszłość może mieć niemal każdy.

Karolina Szlęzak: - Kiedy zaczynamy poszukiwania, staramy się ocenić, jakie dokumenty się zachowały, czy da się odtworzyć genealogię danej rodziny, albo jak daleko możemy w tej rodzinnej historii dotrzeć. Łatwiej robi się poszukiwania dla niewielkiej miejscowości, gdzie była jedna parafia i dokumentów jest zdecydowanie mniej. Wtedy można podczas jednej wizyty w parafii przeszukać nawet sto lat. Jeżeli jednak ktoś powie, że jego dziadek urodził się w 1900 roku w Krakowie, to dla genealoga jest to właściwie żadna informacja, gdyż w tym czasie w Krakowie istniało kilkanaście parafii kilku wyznań. Wertowanie wszystkich ksiąg z tego okresu może się wiązać z dużą ilością pracy i pieniędzy. Dlatego nigdy nie obiecujemy, że zrobimy poszukiwania do czasów choćby Kazimierza Wielkiego. Wszystko zależy od dostępności dokumentacji, a także mobilności naszych przodków.

Poszukiwanie własnych korzeni to zajęcie na wiele lat, wciąż natrafia się na nowe informacje, dociera do nieznanych wcześniej krewnych, co powoduje, że skład żyjącej rodziny się zmienia. Bycie rodzinnym kronikarzem to niekończąca się praca polegająca na zbieraniu i porządkowaniu kolejnych historii. Tylko czy rzeczywiście potrzeba nam do szczęścia tak obszernej wiedzy na temat przeszłości rodziny? Czy jest sens w przeglądaniu tysięcy zapisów metrykalnych tylko po to, by znaleźć ten jedyny związany z naszym krewnym? Okazuje się, że dla wielu osób jest to bardzo ważne.

- Najczęściej zgłaszają się do nas klienci z powodów sentymentalnych - mówi Kinga Urbańska. - Mam wrażenie, że poznając przeszłość, ludzie szukają samych siebie, starają się dowiedzieć, kim są. Stawiają pytanie o tożsamość. A odpowiedź leży w nas. Przecież to, kim jesteśmy dzisiaj, jest sumą doświadczeń, tym, co zostało nam przekazane przez naszych przodków. Gdyby nie oni, nas by nie było. Sporo osób trafia do Stowarzyszenia z powodów formalnych: potrzebują dokumentów dotyczących własności, przewodów spadkowych, chcą wyprostować stan prawny nieruchomości. To zaskakujące, jak bardzo historia przydaje się w takich sytuacjach i jak bardzo na nas wpływa.

Okazuje się, że oprócz kwestii formalnych, coraz więcej osób szuka przodków, ponieważ chce potwierdzić polskie obywatelstwo.

- Ameryka Południowa jest w ogromnym kryzysie, dlatego bardzo wielu tamtejszych obywateli, którzy mają polskie korzenie i świadomość polskości chce potwierdzić swoje polskie obywatelstwo - mówi Karolina Szlęzak. - Mamy też klientów ze Stanów Zjednoczonych, z Kanady, Australii czy Wielkiej Brytanii. Szukają polskich korzeni z sentymentu, ale niektórzy mają bardzo pragmatyczne podejście. Będąc obywatelami Polski, stają się obywatelami Unii Europejskiej i mogą na przykład nieodpłatnie studiować w każdej stolicy państw UE.

Wielu poszukiwaczy swoich korzeni za jedną z ważniejszych przyczyn fascynacji tym tematem uważa potrzebę przynależności do grupy. W zabieganym świecie XXI wieku nie mamy czasu na wielkie rodzinne spotkania, a często nawet na regularne kontakty z najbliższymi. To wszystko sprawia, że coraz więcej osób zaczyna odczuwać swego rodzaju samotność i oderwanie od społeczeństwa. Okazuje się, że przynależność do rodziny i jej historii, którą zyskujemy dzięki genealogii, daje poczucie osadzenia i wewnętrznej siły.

Genealogia ma także bardzo praktyczny wymiar - może się przydać w przypadku problemów ze zdrowiem. Ujawnienie chorób, z którymi zmagali się nasi przodkowie i najbliżsi krewni (o których dowiemy się z ksiąg metrykalnych czy testów DNA), może ułatwić postawienie prawidłowej diagnozy. Warto mieć wiedzę chociażby na temat problemów sercowych czy nowotworów występujących w rodzinie, gdyż skłonności do wielu z nich są dziedziczne.

Spotkanie po latach

Poszukiwanie losów własnej rodziny pozwala też odkryć w nas poczucie przynależności do narodu i związany z tym patriotyzm, a także zrozumieć, jak zwykli ludzie wpisywali się w historię kraju. Nagle okazuje się, że pradziadek był w armii Andersa, wujek zginął w Katyniu, a wśród dalszych przodków jest osoba, która brała udział w powstaniu styczniowym. Oczywiście nie każda rodzina ma przodka o „wielkim” nazwisku lub bohatera rodem z książek historycznych. Jednak „zwykli” ludzie także byli ważni dla historii Polski. Im również należy się pamięć.

Dla niektórych poznawanie przodków jest natomiast drogą pozwalającą dotrzeć do żyjących krewnych.

- Mamy klienta z Wielkiej Brytanii - mówi pani Karolina. - Jego ojciec pracował na lotnisku wojskowym na krakowskich Czyżynach, był mechanikiem lotniczym. Jesienią 1939 roku został ewakuowany i wyjechał na Zachód. Najpierw przebywał we Francji, potem trafił na Wyspy Brytyjskie. Brał udział w Bitwie o Anglię jako członek obsługi naziemnej. Po wojnie ożenił się z Brytyjką i do Polski nie wrócił. Utrzymywał sporadyczny kontakt z polską rodziną, chociaż z przyczyn politycznych było to trudne. Wkrótce urodził mu się syn - Jack. Ojciec zabrał go do Polski w latach 70. XX w. Jack poznał swoją polską rodzinę, ale po śmierci ojca ich kontakty się urwały, ponieważ Jack nie mówił po polsku. Po latach zapragnął odnowić rodzinne kontakty. Napisał do naszego Stowarzyszenia i poprosił o pomoc. Udało nam się odnaleźć grób jego dziadka na cmentarzu Rakowickim oraz trochę informacji na temat ojca i jego rodzeństwa w spisach ludności. Kilka lat temu Jack przyjechał do Krakowa. Poszedł na cmentarz i tam przy grobie dziadka spotkał swoją ciocię. Od razu go poznała, bo był bardzo podobny do ojca. I chociaż nie mogli się porozumieć, wymienili się numerami telefonów, a jakiś czas później zorganizowali wielkie spotkanie rodzinne, na które przybyło kilkadziesiąt osób, w tym Jack ze swoją żoną i córką.

Rodzinna tajemnica

Rozpoczęcie badań genealogicznych to początek długiej drogi, na której mogą nas spotkać liczne niespodzianki. Historia Polski jest bardzo skomplikowana. Mieszały się tu liczne narodowości, kultury i religie, zmieniały się granice, a przemarsze różnych wojsk oraz ich dłuższa obecność na terenie kraju nie były czymś rzadkim. Wszystkie te zawirowania wpływały na losy poszczególnych rodzin.

- Niejednokrotnie zdarza się, że głęboko wierzący katolicy dowiadują się, że ich przodkowie byli Żydami. Taka wiedza potrafi zaskoczyć - mówi Kinga Urbańska.

Prowadząc poszukiwania, możemy się też natknąć na przykład na informacje o działalności kryminalnej naszych krewnych, nieślubnych dzieciach czy porzuceniu rodziny. Bardzo często takie fakty były lub nadal są uważane za kompromitujące, dlatego zostają w rodzinie przemilczane. Ale zdarzają się także informacje pozytywne.- Niedawno dowiedziałam się od mamy, że mój pradziadek zrobił buty Żeromskiemu, bo był szewcem - mówi pani Kinga.

Okazuje się, że przeszłość rodziny to niesamowity świat pełen tajemnic do odkrycia. Genealogia potrafi wciągnąć jak najlepszy kryminał, dawać ogromną radość przy odnalezieniu choćby najmniejszej informacji o przodkach i jest świetnym sposobem na pogłębienie wiedzy z zakresu historii. Nieważne, czy nasi przodkowie pracowali jako rzemieślnicy czy uprawiali rolę, byli katolikami czy wyznawcami judaizmu, brali udział w wojnie czy musieli przed nią uciekać - warto poznać ich losy dla nas samych i naszych potomnych.

Jolanta Tęcza-Ćwierz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.