Gdy władze PRL-u uznały działalność cerkwi greckokatolickiej za nielegalną przygarnęła ich fara. W prawej nawie w każdy czwartek o godz. 18 odprawiali tutaj msze święte, często pod okiem SB.
Był rok 1799. Strach mieszkańców miasta wzbudzał już przełom wieków, a tu jeszcze takie nieszczęście. Na oczach mieszczan, jak ogromna pochodnia płonął kościół parafialny. Jedni chwytali za wiadra, inni jakby zamarli w bezruchu, a z ich oczu płynęły łzy. Dzisiaj to tylko nasze wyobrażenie o tym, co wtedy przeżywali, tracąc ponad 350-letnią świątynię, w której ochrzczonych zostało czternaście pokoleń.
Kościół udało się całkowicie odbudować z nowymi nawami dopiero w 1810 roku. Ledwie mieszkańcy przyzwyczaili się do nowej sytuacji, nauczyli się żyć pod jarzmem zaborcy, a już podburzeni przez odpowiednie służby w 1846 roku chłopi z Galicji, rozpoczęli „rabację”. Rzeź, strach, intrygi i wszystko, co niosą za sobą samosądy i zdziczenie ludu, znowu wywołały niepewną sytuację w regionie.
Parafia Gorlice należała wówczas do Diecezji Przemyskiej i jej wikary ks. Wojciech Michna od konsystorza biskupiego otrzymał polecenie opuszczenia Gorlic w ciągu 24 godzin. Według jednych ze źródeł była to kara za spiskowanie przeciw władzom. Takie to były ciężkie czasy. I tak powoli parafia dotrwała do pamiętnego 3 października 1874 roku, kiedy to rozpoczął się pożar miasta. Spłonął wówczas również kościół. Badania historyczne burmistrza Konstantego Laskowskiego zaprowadziły go do dokumentów, że na właściwą odbudowę nie pozwoliło Namiestnictwo Cesarskie we Lwowie pod pozorem niebezpieczeństwa zawalenia się nadpalonych murów.
Czytaj więcej:
- Wydarzenia polityczne na świecie docierały do Gorlic z opóźnieniem. Jak wyglądało wtedy wyglądało życie w Gorlicach?
- Apostołowie z lat 60-tych. Kim byli?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień