Grzegorz Tabasz: Jenot to szkodnik o wyglądzie skundlonego psa
Wygląd o niczym nie świadczy. Jenot jest skryty, cichy i zarazem niesamowicie zaradny. Opanował praktycznie całą Polskę, zaś Małopolska jest ostatnią enklawą, którą właśnie w tej chwili z wolna podbija
Dopóki człowiek nie nabrał apetytu na podróże, dopóty wszytko było na swoim miejscu. Zwierzaki żyły tam, gdzie je Stwórca w swojej doskonałości raczył osiedlić, i tylko kilkanaście udomowionych gatunków rozeszło się po świecie razem z ludźmi. I to było dobre. Wędrówki zwierząt razem z ludźmi były powolne i ograniczane do Europy czy Azji. Doskonale pamiętam krainy zoogeograficzne z typowymi dla nich gatunkami. Papugi żyły po drugiej stronie równika. Ameryka Północna nie znała koni, najważniejszego zwierzęcia pociągowego w Eurazji, a Europejczycy nie mieli bladego pojęcia, co to takiego lamy i alpaki. Wielkie odkrycia geograficzne postawiły świat na głowie. Pierwotne i uporządkowane rozmieszczenie zwierząt i roślin zostało definitywnie i nieodwracalnie zaburzone. Sprawcą był biały człowiek zdobywający bezwzględnie nowe światy. Część gatunków Europejczycy zabrali na nowo odkryte kontynenty z sympatii i nostalgii. Choćby wróble do Ameryki Północnej czy króliki do Australii.
***
Konie, które kojarzymy z Indianami, przybyły do Ameryki razem z Hiszpanami, czyli ledwo pięć wieków temu. Wcześniej czerwonoskórzy nosili dobytek na plecach lub używali psich pomocników do przemieszczania niewielkich ładunków. Bardzo wiele złego zrobił kompleks Robinsona Cruzoe. To wizja samotnego rozbitka konającego z głodu na bezludnej wyspie. Marynarze, gdzie tylko mogli, wysadzali na odizolowanych wyspach kozy i świnie. Miały żywić ocalałych z katastrofy nieszczęśników, ale w pierwszej kolejności zniszczyły do cna endemiczne gatunki wysp niespotykane nigdzie indziej. Niektórzy obcy podróżowali na gapę. Choćby szczury. Kojarzone z mrocznymi zakamarkami wielkich miast na Hawajach zasiedliły tamtejsze lasy. Prócz żywych nie oszczędziły kości niedawno wymarłych gatunków. Zdarzały się też nietrafione eksperymenty. Na początku ubiegłego wieku do Australii sprowadzono ropuchę agę. Żarłoczny, dwukilogramowy płaz miał zjadać owady niszczące plantacje trzciny cukrowej. Gdzie tam. W paszczy agi kończą miejscowe płazy, gady, ptaki. Mało tego, ropucha nauczyła się wyżerać jedzenie dla psów i kotów. Bezkarnie panoszy się po ogródkach. Bezkarnie, gdyż jadowita skóra chroni ją przed wszystkimi drapieżnikami, a dzięki wyjątkowo agresywnej naturze kąsa nawet ludzi. Zadane rany goją się bardzo wolno.
***
Agendy Unii Europejskiej doliczyły się armii 11 000 obcych. Obcych, czyli gatunków roślin i zwierząt, które mieszkają w nowym środowisku. Zdecydowana większość zachowuje się poprawnie. Jak tropikalne aleksandretty żyjące od lat w parkach i ogrodach Brukseli. Kwestia poprawnego zachowania jest względna. Teoretycznie tropikalne gatunki szybko zasiedlają Europę. Trafiły też do nas i nawet obserwowano pierwsze lęgi. Ornitolodzy podejrzewają je o zabieranie pokarmu i miejsca rozrodu naszym rodzimym gatunkom, które wykorzystują dziuple do założenia gniazd. Mniej więcej co dziesiąty przybysz bywa niebezpieczny. Bynajmniej nie chodzi o jadowite gatunki pająków, które przyleciały w ładowniach samolotów. Obcy przenoszą niebezpieczne choroby. Pozbawieni wrogów naturalnych mnożą się bez ograniczeń, zabierając rodzimym gatunkom miejsce do życia. Niekiedy działają podstępnie i powoli, a gdy szkody zostaną zauważone, na ratunek zwykle bywa za późno. Takim intruzem jest jenot.
***
To kudłaty zwierzak przypominający z aparycji skundlonego czy może bardziej skrzywdzonego psiaka, z którym notabene jest blisko spokrewniony. Wygląd o niczym nie świadczy. Jenot jest skryty, cichy i zarazem niesamowicie zaradny. Opanował praktycznie całą Polskę, zaś Małopolska jest ostatnią enklawą, którą właśnie w tej chwili z wolna podbija. Niedawno był widziany w okolicach Nowego Sącza i Gorlic.
Jenot, nazywany także kunopsem, to przybysz z Dalekiego Wschodu. Jego ojczyzna rozciąga się od dorzeczy Amuru i Ussuri, przez północne Chiny i Wietnam, aż po Koreę i Japonię. W jenocie piękne jest tylko futro, dla którego sprowadzono go do Europy. Wpierw był hodowany w fermach zwierząt futerkowych, skąd zdarzały się regularne ucieczki. Tuż przed wybuchem II wojny światowej radzieccy naukowcy wypuścili na wolność 9000 sztuk. W szczytnym celu wzbogacenia fauny kontynentu i zapewnienia socjalistycznej gospodarce źródła doskonałych skór. Plan wykonano nie w stu, lecz może nawet w dwustu procentach. Jenot zadomowił się początkowo we wschodniej Europie. W latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku zaczął być regularnie widywany we Włoszech i na wschodnich rubieżach Francji. Przez pół wieku opanował obszar liczący półtora miliona kilometrów kwadratowych i, jak należy sądzić, jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.
***
Choć przypomina smętną karykaturę psa, jest jednym z najbardziej plastycznych i wszechstronnych gatunków. Teoretycznie nocny drapieżnik, w praktyce całodobowy zjadacz wszystkiego, co zawiera choć odrobinę kalorii. Zeżre wszystkie mniejsze od siebie ofiary, padlinę, także owoce i korzonki. Masakruje wszystkie drobne zwierzaki zakładające gniazda na ziemi: skowronki, przepiórki, kuropatwy. Jada płazy i gady.
Pochyli się nad dżdżownicą i ślimakiem. Nie ma najmniejszych oporów przed wyjadaniem karmy wyłożonej w paśnikach dla dzików. W surowe zimy zapada w drzemkę, korzystając z zapasów nagromadzonego sadła. Pływa, nurkuje, włazi na niskie drzewa, sprawnie biega. Uwielbia wilgotne lasy i zarośla w dolinach rzek. Także szuwary i torfowiska, ale poradzi sobie na terenach rolniczych blisko człowieka. Tam, gdzie się pojawił, wyrządza szkody, a w ostojach cietrzewia i głuszca stał się już prawdziwym przekleństwem. To, co zjada, to straty bezpośrednie, łatwo dostrzegalne. Jenot szkodzi też w bardziej subtelny sposób. Jest uważany za rezerwuar głównego roznosiciela wścieklizny, do którego trudno dotrzeć ze szczepionkami.
Prócz tego rozpowszechnia świerzb i tasiemca bąblowcowego. Chętnie zasiedla jako sublokator nory borsuka i lisa, przy okazji zarażając ich pasożytami. Najbardziej przekonująca jest matematyka. W Polsce ma żyć około 55 tysięcy jenotów. Jeśli każdy ważący średnio 5 kilogramów zwierzak zjada dziennie pół kilograma mięsnoroślinnej mieszanki, to w ciągu roku wszystkie jenoty konsumują co najmniej 1000 ton pokarmu. Tyle mniej jedzenia zostaje dla rodzimych gatunków.
***
Dochodzimy do sedna: czy jenota można się pozbyć? Niestety nie. Polowania są i będą nieskuteczne, zresztą w miejsce wybitych przywędrują nowe sztuki ze wschodu czy zachodu. W Skandynawii strzelają do jenotów bez pardonu przez okrągły rok. Z marnym skutkiem. Zakładanie najbardziej skutecznych paści i wnyków jest zakazane przez prawo i zdrowy rozsądek. W pułapki mogą wpaść wszystkie inne gatunki, a nawet ludzie. Nasi myśliwi pozyskali (tak w gwarze łowieckiej nazywany jest wynik polowań) w 2011 roku prawie 12 tysięcy jenotów, co w żaden sposób nie przyczyniło się do zmniejszenia liczebności.
Zresztą, jak sami mówią, polują bardziej z poczucia obowiązku niż dla przyjemności posiadania trofeum. O zysku ze sprzedaży futer nawet nie ma co marzyć. Ponadczasowa uszanka z doskonałej jakości skóry jenota z hodowli jest wyceniona na 450 złotych. Tyle samo trzeba zapłacić za stylowy i cieplutki kubraczek. Która kobieta coś takiego na siebie włoży, skoro wszyscy celebryci zaciekle zwalczają futrzaną modę? Wygląda na to, że jenot zostanie u nas na stałe. Jak mówi angielskie powiedzenie, jeśli nie możesz kogoś pokonać, musisz go koniecznie polubić. Pokochać szkodnika? Sam nie wiem…