Nadeszły deszcze i wraz z nimi przyszedł koszmar. Żadne podtopienia czy wezbrania prawie wysychających rzek. Prawdziwy koszmar to małe owady popularnie zwane bąkami.
Z prawdziwymi bąkami nie mają nic wspólnego, ale i tak potrafią zamienić wycieczkę na łono natury w bolesny survival. To jusznica zwana deszczową. Zgodnie z nazwą w ciepły burzowy dzień wpada w bojowy szał, o czym opowiem za chwilę. Idąc na grzybobranie, profilaktycznie pryskam ubranie repelentem na krwiopijców wszelkiej maści.
Tym razem poczułem piekący ból na łopatce. Wierzgnąłem niczym dziki koń i spłoszyłem jusznicę deszczową. Proszę, proszę, co za osiągnięcie! Przebiła materiał koszuli! Uzupełniłem barierę ochronną solidnym opryskiem i wtedy poczułem, jak nadgryza skórę dłoni wolną od chemicznej ochrony. Ot, drobny błąd wykorzystany przez krwiopijcę. Pacnięciem pozbawiłem go wreszcie życia i zacząłem lizać rany. Tymczasem leżący na ziemi owad z wywichniętym skrzydłem wstał z martwych, wyprostował skrzydełka i ruszył do boju. Owadzi zombie po prostu. W końcu zabiłem go na amen, ale nadciągnęli jego koledzy. I to są jusznice deszczowe w całej krasie. Nieustępliwi, zaciekli przeciwnicy, którzy albo napiją się krwi, albo zginą.
Teraz nieco systematyki. Jusznica deszczowa, potocznie zwana końską muchą, bąkiem czy ślepakiem, należy do licznej rodziny krwiopijców. Za najbliższych krewnych ma bardziej kolorowe i raczej rzadziej wstępujące ślepaki pospolite i czarnożółte. Jusznica jest jednym z najbardziej powszechnych i uciążliwych owadów, choć mierzy nieco ponad centymetr długości. Wąskie ciało ma szare zabarwienie i przydymione skrzydełka. I te oczy! Piękne, mieniące się kolorami tęczy, paskowane, rzucające wręcz hipnotyczne spojrzenie. Ostrzegam, nie patrzcie jusznicy w oczy. To bardzo boli…
Nie mogę pominąć wyposażenia bojowego naszego przeciwnika. Jusznica posiada bardzo silny aparat gębowy typu tnąco- ssącego. Składa się on z mocno rozwiniętej pary żuwaczek oraz szczęk, które otoczone są przez miękką rynienkę. Obok znajduje się para głaszczek, które podczas spoczynku często zakrywają część trąbki. Całość tworzy proste, powiedziałbym dość prymitywne narzędzie do pobierania krwi. Na nasze nieszczęście bardzo skuteczne. Głównym celem jusznicy jest bydło i konie o grubej skórze. Skoro pokonuje taką przeszkodę, to nasze letnie tkaniny z mocnym jeansem to dla niej pestka. Jesteśmy dla niej celem zastępczym. Ludzie często i licznie wkraczają w jej rewiry łowieckie. Do tego dwunogi to dwa metry kwadratowe nagiej i pozbawionej sierści skóry. Nic, tylko ssać krew do syta. Jusznice najbardziej aktywne są w dni wilgotne i upalne, a ich upodobanie do wilgoci można odczuć, gdy po kąpieli wyjdziemy z wody. Od razu zauważą połyskujące od wody ruchome obiekty.
Jak jusznice deszczowe lokalizują swoje ofiary? Owad posiada receptory podczerwieni, dzięki czemu z bardzo dużych odległości łatwo odnajduje potencjalnych żywicieli. Do tego reaguje na ruch, kontrastowe barwy celu i jego zapach. W naszym wypadku wyczuwa kwas mlekowy w pocie. Jest niebywale wytrwałym łowcą. Po linii prostej leci szybciej niż samochód osobowy na autostradzie. Poruszanie się z taką prędkością pozwala jej na błyskawiczne przemieszczanie się z miejsca na miejsce i doścignięcie odległego celu. Z prostego rachunku wynika, że w ciągu minuty pokona ponad dwa kilometry.
Taktyka ataku jest bardzo wyrafinowana. Okazuje się, że jusznice, jak i inne bąkowate nie stosują środków znieczulających ugryzienie. Komary w trakcie kłucia aplikują substancje zatrzymujące krzepnięcie krwi i łagodzące ból, tak by ofiara spokojnie poddała się zabiegowi pobierania krwi. Jusznice mają odmienny sposób pobierania krwi, który jest skuteczny w przypadku dużych zwierząt. Krowa czy koń, kiedy poczują ugryzienie, koncentrują się na złagodzeniu objawów poprzez lizanie rany niż na zabiciu prześladowcy. Jusznica perfidnie korzysta z tego, że żywiciel jest zajęty, przefruwa spokojnie kawałeczek dalej i kąsa ponownie. Tym razem w spokoju wysysa jednorazowo blisko mililitr krwi. To tłumaczy ich zajadłość. Traktują człowieka jak standardową ofiarę, która nie powinna podejmować prób zabicia prześladowcy. Czyli żadna złośliwość, jeno uparcie powtarzana taktyka zdobywania pokarmu na dużych ssakach przeniesiona na człowieka. Na nasze szczęście jusznice nie są aktywne w nocy i w odróżnieniu od komarów raczej przypadkowo wlatują do mieszkań.
Nie mogę pominąć diety owadów. Dorosłe samce jusznic to zdeklarowani roślinożercy. Żywią się głównie nektarem oraz pyłkiem kwiatowym, a czasem również spadzią produkowaną przez mszyce. Czyli są dla nas całkowicie bezpieczni. Jak by nie patrzeć, są przy tym pożyteczne, gdyż przyczyniają się do zapylania kwiatów. Za to samice nie mają wyboru. Albo kaloryczna, pełna odżywczych składników krew ofiar, albo nici z przedłużenia gatunku. Produkowanie jaj to procedura wymagająca budulca i energii. Krew jest koncentratem potrzebnych samicy składników. Żaden nektar czy pyłek jej nie zastąpi.
Tym samym znany slogan o krwi będącej darem życia nabiera pełnego sensu…
Teraz coś o seksie ślepaków. Do kopulacji z samcem dochodzi dopiero po ugryzieniu ofiary. Najedzona i zapłodniona samica produkuje i składa do tysiąca jaj. Zwykle w pobliżu wody, gdyż larwy wymagają do rozwoju wilgoci. Woda umożliwia sprawne oddychanie przez cieniutki oskórek. Dieta przyszłych krwiopijców jest banalna. Ot, martwe gnijące resztki. Owad ma dwa pokolenia w roku. Pozostają one w takim stadium zazwyczaj od jednego do trzech lat w zależności od gatunku i ilości wody w otoczeniu.
Dojrzałe larwy dostają się do bardziej suchych miejsc, gdzie przekształcają się w poczwarki i ostatecznie w postaci dorosłe. W dobrych warunkach jusznica wyda dwa pokolenia na rok. W złych, czyli suchych okresach, rozwój larwy trwa nawet dwa lata. Susza w Polsce jej nie sprzyja, z wyjątkiem południowych dzielnic, gdzie deszcze i burze są tego lata bardzo częste. Na własnej skórze aktywność jusznicy obserwowałem w Beskidach i Tatrach. Co do parku narodowego, to oczywiście obowiązuje tam zakaz zabijania zwierząt. Z jusznicą deszczową na czele, ale… żaden przepis nie każe nam w terenach chronionych cierpliwie karmić krwiopijców…
Jusznice deszczowe można spotkać w okresie od maja aż do późnej jesieni, jednak największą aktywność można zaobserwować w lipcu i sierpniu. Niestety, podczas wakacji… Najliczniej występują nad wodami. Ponadto można na nie trafić także na leśnych i polnych drogach, a nawet w centrach miast, jeśli przepływają przez nie większe czy mniejsze rzeki.
Z metod obrony mogę polecić repelenty. Nie powiem które, bo to byłaby kryptoreklama. Próbujcie, eksperymentujcie, a znajdziecie najlepszy. Działają z różną skutecznością przez kilka godzin. Potem uwaga i czujność. Jeśli jusznica już nadleci, to trzeba stoczyć z nią pojedynek. Pamiętajcie: albo ona, albo wy. Jeśli przyleci w liczniejszej grupie, to macie kłopot…
Ukąszenie przez jusznicę nie jest specjalnie niebezpieczne. Owad na nasze szczęście nie przenosi chorób czy pasożytów. Niemniej składniki śliny, którą owad zwilża ranę, mogą sprawiać wiele problemów. Ukąszenie zawsze powoduje opuchliznę, jak i swędzący stan zapalny. Jeśli zdołacie wytrzymać, to pod żadnym pozorem nie drapcie ranki. To tylko zwiększa odczyn alergiczny. Wówczas opuchlizna i rumień na skórze może się bardzo powiększać, a w czasie jego wykwitu następuje okres znacznie podwyższonej temperatury miejsca ugryzienia. Rumień można natomiast okładać kostkami lodu, aby zbić stan gorączkowy i zmniejszyć uczucie swędzenia w miejscu ukąszenia. Powinno pomóc.
Poważne, naukowe czasopismo „Journal of Agricultiral and Food Chemistry” poinformowało o możliwości skutecznego wykorzystania rośliny o nazwie kocimiętka do odstraszania much końskich. Naukowcy udowodnili, że umieszczenie tej rośliny w formie kocimiętkowego olejku na skórze czy odzieży skutecznie odstraszyło naszego prześladowcę nawet na kilka godzin. Przy okazji inne uciążliwe owady z muchami czy komarami. Sadźcie kocimiętkę w ogrodzie przy domu. Na pewno się przyda, zaś kocury ponoć bardzo lubią zapach tej rośliny. Będą was nawiedzać, ale lepsze dachowce przy domu niż krwiopijne jusznice deszczowe z kolegami za oknem.