Grzegorz Tabasz

Grzegorz Tabasz: Smog groźniejszy niż smok

Grzegorz Tabasz: Smog groźniejszy niż smok
Grzegorz Tabasz

Smog obwieścił swój powrót brzydkim fetorkiem w okolicy osiedli jednorodzinnych domów, co zapewne lada chwila potwierdzą wyniki oficjalnych analiz zanieczyszczeń powietrza. Wszystkiemu winne załamanie pogody i zimna, śnieżna aura.

Londyn, 5 grudnia 1952 roku. Miasto spowiła gęsta mgła. Jak to w Londynie. Temperatura gwałtownie spada. Londyńczycy wrzucają do prostych piecyków i kominków kolejne porcje paliwa. Węgiel kamienny z miejscowych kopalni jest fatalnej jakości i zawiera sporo siarki. Mieszkańców upadającego mocarstwa nie było stać na lepsze paliwo. Zresztą każdej zimy używano takiego samego węgla. Tym razem coś było nie tak.

Dym z setek tysięcy kominów zmieszany ze spalinami silników diesla piętrowych autobusów wpierw utrudniał oddychanie, potem dusił. Wreszcie zabijał. W piątkowe popołudnie szpitale zapełnili umierający londyńczycy. Przez pięć kolejnych dni zmarło cztery tysiące osób. Przez kilka następnych dwa razy tyle. Na nic zdało się zamykanie sklepów, wstrzymanie transportu i odwoływanie masowych, przedświątecznych imprez.

Trująca mgła, przed którą nie było ratunku, pochłonęła blisko dwanaście tysięcy ofiar. Mniej więcej tyle samo strat spowodowały doskonale pamiętane przez londyńczyków niemieckie ataki pociskami V1 i V2. Tragiczne doniesienia z Londynu obiegły cały świat, a naciskane przez spanikowanych ludzi rządy wreszcie zwróciły uwagę na jakość powietrza. Pojęcie smogu weszło na stałe do podręczników chemii i meteorologii.

***

W rzeczywistości londyńczycy mieli niebywałego pecha. Zawiniła bezwietrzna pogoda i nagły spadek temperatury. Dalej archaiczny system ogrzewania domów oparty na prostych piecach i kominkach zasilanych zasiarczonym węglem. I tysiące autobusów z silnikami diesla. Londyn od przynajmniej stu lat słynął z gęstego dymu i sadzy spowijającej metropolię. Dobry wiek wcześniej malarze wczesnym rankiem wchodzili na kościelne wieże, by przez kilkanaście minut szkicować panoramę miast.

Potem widoczność spadła na łeb i szyję. 5 grudnia 1952 roku przy bezwietrznej pogodzie i nagłym spadku temperatury zimne i ciężkie powietrze zaległo tuż przy ziemi. Ponad nim ułożyła się warstwa cieplejszego powietrza, a wyżej coraz bardziej zimna atmosfera. Cały układ zadziała niczym nieprzepuszczalna bariera i skumulował wszystkie spaliny z kominów i rur wydechowych samochodów tuż nad dachami domów. Tak działa inwersja, nazwana później matką smogu. Uniemożliwia wymianę powietrza na rozległym terenie do czasu nadejścia silniejszych wiatrów, które w Londynie pojawiły się dopiero po kilku dniach.

Przez feralne pięć dni tlenki siarki w połączeniu z kroplami wody z mgły zamieniły się w kwaśne i żrące opary. Te zaś niszczyły delikatną tkankę płuc, zabijały w kilka godzin w pierwszej kolejności ludzi z chorobami układu oddechowego. Potem nawet pozornie zdrowych mężczyzn i kobiety. Nigdy wcześniej nigdzie na świecie nie doświadczono podobnego zjawiska. Londyński smog typu węglowego stał się klasycznym przykładem skutków zanieczyszczenia atmosfery. Po wielu latach okazało się, że zabójczy londyński smog był złożonym cyklem reakcji chemicznych katalizowanych przez emitowane przy spalaniu węgla tlenki azotu i zawieszone cząsteczki pyłu.

***

Wyspiarze nie byliby sobą, gdyby szybko nie wyciągnęli wniosków z feralnego tygodnia. Cztery lata później powstaje Rada Czystego Powietrza i pierwsze na świecie ustawodawstwo chroniące atmosferę nazwane Aktem Czystego Powietrza. Londyńczycy z żelazną konsekwencją i niezależnie od opcji politycznej rządzącej miastem rozpoczęli likwidację przyczyn smogu.
Powstaje sieć czujników kontrolujących jakość powietrza. Na pierwszy ogień idą fabryczne kominy. Są wyższe i zaopatrzone w system filtrów. Do ogrzewania domów trafia wpierw węgiel dobrej jakości. Później kolejne dzielnice przechodzą na nowe, nieemitujące dymów do atmosfery systemy ogrzewania. Węglowe parowozy zastępują elektryczne lub spalinowe lokomotywy. Samochodowe silniki muszą spełniać wysublimowane normy jakości spalin. Po dwóch dekadach Londyn zaczyna oddychać czystym powietrzem, o jakim w Polsce możemy pomarzyć.

Tak na marginesie, przy okazji martwy ściek zwany Tamizą w tym samym czasie przywrócono do życia, a pierwsze złowione pstrągi podarowano królowej Elżbiecie II. Da się? Da!

***

Parafrazując tytuł oscarowego filmu i książki pod tym samym tytułem można rzec, iż na wschodzie bez zmian. Po pięciomiesięcznej nieobecności wraca smog. Dobry znajomy i cichy zabójca, który pozostanie z nami przez kilka zimowych miesięcy. Smog obwieścił swój powrót brzydkim fetorkiem w okolicy osiedli jednorodzinnych domów, co zapewne lada chwila potwierdzą wyniki oficjalnych analiz zanieczyszczeń powietrza. Wszystkiemu winne załamanie pogody i zimna, śnieżna aura.

Mieszkanie trzeba dogrzać, zaś wielu naszych współobywateli oszczędza na węglu i gazie. W przepastną czeluść pieców trafia drewno pośledniejszej jakości i wszelakie palne resztki. Ot, byle tylko przepalić i złamać nieprzyjemny chłodek w domu. Podejrzewam, iż pierwszy smog jest z tegoż powodu najbardziej zjadliwy i bogaty w trującą chemię. Czujniki wyłapią tylko beznoalfapiren, pyły zawieszone zaś furany, dioksyny czy kilkadziesiąt innych węglowodorów aromatycznych ujdzie uwadze. Ile tysięcy ton śmieci zamiast do pojemników trafia do domowych fabryczek trucizn, pozostaje nieokreśloną wielkością.

Tym samym w Polsce mamy do czynienia z nowym, specyficznym rodzajem smogu węglowo- śmieciowego. Zabija na raty. Wolno i w znacznie mniej spektakularny sposób niż londyński odpowiednik, ale tak samo skutecznie. I jak każdego roku o smogu będzie się mówić, pisać i dyskutować. I nic lub prawie nic nie ulegnie zmianie.

***

Niedawno miałem okazję podróżować drogą biegnącą z zachodu na wschód Małopolski tuż przy granicy Beskidu Niskiego, Wyspowego i Gorców. Słońce za plecami, a przed oczyma na wschodzie liczne kominy. Późnym popołudniem temperatura szybko spada i ludzie zaczynają palić w piecach. Ciemne smugi dymu wpierw unoszą się na kilkadziesiąt metrów w górę, by potem ścielić się równolegle do powierzchni ziemi.

Dym tworzy doskonale widoczną w przeźroczystym powietrzu warstwę. Ciemna płaszczyzna przecina doliny rzek na dwie wyraźne części. Jakby ktoś nałożył gigantyczną szklaną taflę. To znakomicie widoczna inwersja, czyli praprzyczyna smogu. Przy bezwietrznej pogodzie i nagłym spadku temperatury zimne i ciężkie powietrze zalegają tuż przy ziemi. Ponad nim układa się warstwa cieplejszego powietrza, a wyżej jeszcze bardziej chłodna warstwa atmosfery.

Cały układ działa niczym szklana ściana i kumuluje wszystkie toksyczne spaliny tuż nad dachami domów. I tak będzie do samego rana, gdy słońce ogrzeje ziemię. Za dnia przez chwilę pooddychamy czystym powietrzem, zaś wieczorem smog wróci. Chyba że ulgę przyniesie zapowiadany halny wiatr.

***

Mamy wszystko, co trzeba, by zlikwidować smog. Profesjonalny system monitorowania jakości powietrza dostępny w czasie rzeczywistym i dla każdego. Pełną wiedzę o przyczynach i skutkach zanieczyszczeń powietrza. Pieniądze i możliwości techniczne.
Nawet dobre, krakowskie przykłady efektów zlikwidowania spalania paliw stałych widoczne w zdecydowanie mniejszej ilości chorób układu oddechowego. Tudzież lokalne odpowiedniki słynnego, londyńskiego Aktu Czystego Powietrza sprzed półwiecza.
Znam odpowiedź, dlaczego wciąż żyjemy i umieramy w oparach smogu. I każdy, kto zechce nieco pomyśleć, z łatwością odkryje, dlaczego Anglicy oddychają czystym powietrzem, a Polacy nie.

Grzegorz Tabasz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.