Grzegorz Tabasz

Grzegorz Tabasz: Wytrawny łowca, za którym smród ciągnie się przez całe wieki

Grzegorz Tabasz: Wytrawny łowca, za którym smród ciągnie się przez całe wieki
Grzegorz Tabasz

Nie wiem, czym ten sympatyczny zwierzak zasłużył na tak brzydkie miano. Uwierzcie mi, przestudiowałem liczne opisy łowieckie tudzież zoologiczne i nie znalazłem niczego, co usprawiedliwiałoby taki osąd.

Często przezywamy kogoś tchórzem. Mówimy, że jest tchórzliwy i tchórzem podszyty. Że stchórzył w decydującej chwili. Politycy uwielbiają wymyślać sobie od tchórzy, choć to ponoć zachowanie usprawiedliwione stanem wyższej konieczności. Dobrem partii lub narodu. Szkoda na to czasu. Wracam do tchórza, gdyż zwierzak zwany tchórzem nie ma z brzydkimi cechami nic wspólnego.

***

Tchórz! Nie wiem, czym sympatyczny z wyglądu zwierzak zasłużył na tak brzydkie miano. Uwierzcie mi, przestudiowałem liczne opisy łowieckie tudzież zoologiczne i nie znalazłem niczego, co usprawiedliwiałoby taki osąd. Zacznę od szczegółów, powiedzmy, technicznych. Wysmukły zwierzak waży nie więcej niż półtora kilograma i jest posiadaczem długiego, puszystego ogona. Ciemnej barwy, biało podbijane futro pokrywa całe ciało. Do tego zgrabna głowa, małe uszy i biało-czarne obwódki wokół oczu. Z aparycji bardzo miłe zwierzątko. Teraz coś o zwyczajach. To wytrawny łowca. Dzień przesypia w ukryciu. Nocami penetruje kałuże, wykroty, zakamarki, kraje lasu. Zadowoli go mięso pod każdą postacią. Od myszy poczynając, na tłustej dżdżownicy kończąc. Nie pogardzi nawet konikiem polnym. Nim brzegi rzek skuje lód, uwielbia wyszukiwać miejsca, gdzie gromadnie zimują zagrzebane płazy. Wykopie nawet metrową dziurę w błocie i napełni żołądek żabimi udkami. Na zimę chętnie przenosi się w pobliże wiejskich zabudowań i opłotków miast. Tam cieplej i łatwo o spasione szczury. W ciągu doby upoluje nawet kilkanaście gryzoni.

Pożyteczny? Tak, ale czasami go ponosi. Jeśli zdoła wejść do klatki z królikami czy kurnika, wpadnie w szał i zabije każdy ruchomy obiekt. Żaden z niego krwiożerczy zabójca. To żadna złośliwość, lecz zachowanie nakazane instynktem. Jest też zwierzakiem przezornym i gromadzi zapasy na trudne czasy. Znosi do ukrycia co pomniejsze ofiary, jeśli szczęśliwie trafi na urodzaj pokarmu. I pewnie z braku wiedzy w łowieckich podręcznikach wydanych tuż po wojnie pomawiano go o podstępne drążenie podziemnych korytarzy wprost do legowiska ofiar. Miał prześladować ptactwo śpiące na grzędzie i wysysać krew z bezbronnych ofiar, zaś same jaja przeznaczać na deser. Tchórz jest ciężki. Wspinaczka po gałęziach nie wychodzi mu zbyt dobrze i przesiadujące w koronach drzew ptaki mogą czuć się bezpieczne w jego obecności. W rzeczywistości to skrzętny minimalista. Jada, co znajdzie, i chwali noc, jeśli tylko zapełni żołądek. Teraz najważniejsze: nie należy do potulnych stworów, które każdemu schodzą z drogi. Nie tylko przegoni konkurenta, ale postawi się większemu od siebie.

***

Tchórz to zwierzę drapieżne, zuchwałe, odważne, rzucające się na silniejszego nawet przeciwnika. Taką laurkę wystawił mu na początku minionego wieku jeden z ówczesnych zoologów. I jak tu mówić o tchórzostwie? Już wiem, co sobie pomyśleliście: przecież tchórz jest posiadaczem broni chemicznej. Cuchnącej wydzieliny, którą może opryskać przeciwnika, co zresztą uznano za wyjątkowo podstępny i złośliwy sposób prowadzenia walki. Możliwe. Niemniej wszyscy jego kuzyni z rodziny łasicowatych postępują podobnie. Kuny, gronostaje i łasice również posiadają specjalne gruczoły u nasady odbytu i równie chętnie używają ich paskudnej zawartości. Mało tego, przy okazji opróżnią zbiornik z moczem i odbytnicę. Zabieg ułatwia zarówno walkę, jak i ucieczkę.

Tchórzostwo? Gdzie tam, bardzo praktyczny sposób prowadzenia walki: odwróć uwagę przeciwnika, pozbądź się niepotrzebnego balastu. I wygraj starcie. Ów odruch odczytywano jednak w przeszłości zupełnie inaczej. Miał to być objaw skrajnego braku panowania nad swoim organizmem w chwili przestrachu. Nawet ludziom zdarza się czasem w panice tracić kontrolę nad fizjologią. Mawiano wówczas, że ktoś ma gacie pełne strachu albo zesmrodził się jak tchórz. Ktokolwiek przeżył wielki stres, taki co to jeży włos na głowie, wie o czym mowa. I z tego powodu zręczny łowca stosujący niekonwencjonalne środki walki padł ofiarą nieuzasadnionej antropomorfizacji, która jak przysłowiowy smród ciągnie się za nim przez całe wieki. Łatka raz przypięta została przy nim na zawsze.

Na marginesie, zapachowych gruczołów tchórz i jego kuzyni używają na co dzień do znakowania terenu. Wyznaczają nimi szlaki w ciemności, są sygnałem dla obcych i służą wykrywaniu obcych. Tyle w temacie smrodliwości tchórza. Przepytałem też kilku doświadczonych myśliwych, którzy powstanie przykrego przezwiska tłumaczyli całkiem inaczej. Kiedyś dla skór zwierzaki chwytano w potrzaski i sidła. Strzelano z rzadka, gdyż kula czy śrut psuły cenne futro. Zdychający w męczarni zwierzak często zanieczyszczał okolicę. Dzisiaj na szczęście sposób polowania zakazany przez prawo i obyczaj łowiecki.

***

Prócz skór tchórz jest zwierzakiem bardzo pożytecznym. Pomijając ptaki, których udział w diecie nie przekracza dwudziestu procent, są bezcennymi sprzymierzeńcami w regulacji ilości myszy i nornic. To najbardziej poszukiwana przez tchórze i innych drapieżców zdobycz. Zimą tchórz mieszkający w zabudowaniach zdziesiątkuje myszy i w odróżnieniu od kota domowego pokona agresywne szczury. Mruczek może liczyć na miseczkę mleka, a tchórz żyje z tego, co sam złowi. Zaś samica tchórza z młodymi oczyści z gryzoni całą okolicę. Z tego powodu trzy i pół tysiąca lat temu prawdopodobnie w Egipcie lub nieco później w Rzymie udomowiono tchórza. Tak powstała sympatyczna fretka, która w odróżnieniu od wyjściowego gatunku zmieniła samotniczy tryb życia na wiernego towarzysza człowieka. Pomagała w polowaniach na króliki i oczywiście tępiła myszy. Do fretki jeszcze powrócę.

***

Jeśli zaś o prawdziwych śmierdzielach mowa, to nie masz większego nad skunksa. Północnoamerykański krewniak naszego tchórza strzela celnie z gruczołów odbytowych na odległość kilku metrów. Skondensowany smród zwala z nóg każdą istotę obdarzoną węchem. Fetor trzyma się długo, a jeśli wydzielina spadnie na oczy i nos ofiary, może pozbawić na długie chwile węchu i wzroku.

Skunks jest najbezczelniejszym zwierzakiem Ameryki. Czarno-białe futro widać z oddali, a podniesiony ogon skłania do ucieczki największych drapieżców. Nawet niedźwiedź grizli pokornie ustępuje mu miejsca. Z pierwszej ręki usłyszałem historię o wyprawie kanadyjskimi rzekami przerwanej już w pierwszym dniu. Ktoś nie zauważył panoszącego się po biwaku skunksa i… postawił na nim plecak. Łodzie, namioty i sprzęt obficie spryskane przez spanikowanego zwierzaka nie nadawały się do niczego. Zaś pechowiec z plecakiem, kawał chłopa, miał od smrodu stracić przytomność. Woń naszego nawet najbardziej przerażonego tchórza w porównaniu do skunksa jawi się niczym odświeżacz powietrza.

Co ciekawsze, Amerykanie zaczynają chętnie skunksa trzymać w domu. Ponoć jest bardziej przyjacielski niż psy i koty. O fretkach nie wspominając. Największy śmierdziel świata najlepszym przyjacielem człowieka! Gwoli sprawiedliwości dodam, że owe domowe skunksy mają mieć chirurgicznie usunięte gruczoły zapachowe. Na wypadek, gdyby z miłości do ludzi nie opanowały emocji…

***

Na koniec wspomnienia z odległej przeszłości. Starożytny Rzym przez długą selekcję wyhodował albinotyczną, pozbawioną pigmentu odmianę białej fretki. Domowe zwierzątko prócz zabawy było używane do specyficznych polowań na dzikie króliki. Na pyszczek zakładano fretce rodzaj kagańca i wpuszczano do nory. Łowcy czekali na wypłoszone ofiary przy pozostałych otworach. Po cóż kaganiec? Fretka miała tylko przeganiać króliki. Bez zabezpieczenia zajęłaby się konsumpcją pierwszego zagryzionego zwierzaka i syta zapadła w sen. Zapewne dodatkowa krzyżówka fretki z dzikim tchórzem dała słynną tchórzofretkę z nie mniej słynnego obrazu Leonarda da Vinci, znanego jako „Dama z łasiczką”. To raczej pomyłka. Prawdziwa łasica czy nawet gronostaj zajęłaby co najwyżej przedramię kobiety z portretu, zaś fretka czy tchórzofretka pasują rozmiarami ciała wręcz idealnie do zwierzaka z portretu. Samo zwierzę jest alegorycznym symbolem sponsora obrazu, ale to już inna historia.

Na koniec zostało mi najważniejsze: trzeba koniecznie wymyślić nową, prawdziwą nazwę dla tchórza. Choćby przydomek, aby odróżnić sympatycznego stwora od dwunogich istot przejawiających tchórzliwe cechy w zachowaniu.

Grzegorz Tabasz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.