Rozmowa z byłym piłkarzem ręcznym, Vive Tauronu Kielce Grzegorzem Tkaczykiem, który komentuje mecze Ligi Mistrzów
Łatwiej się gra, czy komentuje mecze dla telewizji?
To są dwie różne rzeczy, nie dające się porównać. Zasadnicza różnica jest taka, że teraz ja oceniam, a nie jestem oceniany. To dlamnie łatwiejsza sytuacja. Oczywiście jestem oceniany, ale nie za grę, ale za to, co mówię. Dobrze się czuję w tej roli, mam nadzieję, że jestem również dobrze odbierany przez słuchających mnie.
W trakcie transmisji z sobotniego meczu Vive Tauronu Kielce z IFK Kristianstad powiedziałeś, że jest jeszcze jedna różnica...
Tak, ze stanowisk prasowych pod dachem Hali Legionów wszystko zdecydowanie lepiej widać, niż z boiska.
Tydzień wcześniej współkomentowałeś pierwszy mecz Vive Tauronu w Lidze Mistrzów. Większa trema była wtedy, czy teraz, kiedy pracowałeś przy meczu w Kielcach?
Coś takiego jak trema mam już za sobą. Nie chodzi tylko o lata grania, czy udzielania wywiadów, ale przecież w dziennikarskiej roli debiutowałem już dawno temu. Zarówno w roli eksperta w studiu, jak i reportera podczas mistrzostw Europy w Polsce. Chociaż w tej drugiej roli to był incydent, po prostu koledzy z Polsatu wykorzystali, że kiedyś grałem w jednym zespole z Jacksonem Richardsonem i zrobiłem z nim wywiad.
Będziesz komentował tylko mecze Vive Tauronu i tylko w Lidze Mistrzów?
Nie, na przykład w środę będę komentował mecz Flensburga z Barceloną. Ale na razie tylko Liga Mistrzów, nie ma pomysłu, żebym komentował spotkania PGNiG Superligi. Tworzę duet z Piotrkiem Karpińskim. W drugiej parze są Krzysiek Bandych i mój były kolega z boiska, Tomek Rosiński.
Kiedy kończyłeś karierę po wygraniu w maju Ligi Mistrzów mówiłeś, że szykujesz się do nowej roli w kieleckim klubie. Zmieniłeś plany?
Nie, nic się nie zmieniło. Jestem po intensywnych rozmowach z prezesem Bertusem_Servaasem i wkrótce będziemy mogli coś ogłosić oficjalnie.
Dziękuję za rozmowę