Bez glutenu. Bez cukru. Bez nabiału. Nie wierzyłam, że się da - mówi krakowianka Hanka Ciężadło, mama bliźniaków z dietetycznym wyrokiem i autorka książki „Survival dla alergików i ich rodzin”. Przetrwała i udowodniła, że zdrowe odżywianie wcale nie musi być nudne
- Kiedyś pisałaś książki geologiczne.
- To były takie półkowniki, nudne publikacje naukowe napisane nieczytelnym językiem. Pierwsza o Kaukazie, druga o gagatach.
- Co to takiego?
- To bitumiczna odmiana węgla. Taki czarnuch, który można oszlifować i wtedy wygląda całkiem przyjemnie. Nazywają go czarnym bursztynem, choć nim nie jest. Może i to było interesujące, ale wtedy wydawało mi się całkiem nieciekawe i nie z mojej bajki.
- Jedzenie jest z Twojej bajki?
- Absolutnie, bo gotowałam od zawsze. Ale książka jest z potu i krwi, dlatego całkowicie moja. Dziś mnie niezmiernie cieszy, ale kiedy myślę o początkach, które mnie do niej doprowadziły, to jeżą mi się włosy na głowie.
- Usłyszałaś od lekarza: bez glutenu, cukru i nabiału i?
- Pomyślałam; wariat, a może nawet przemknęło mi wówczas przez głowę, że oto właśnie nastąpił koniec świata. Jedno wiem, że na pewno było kiepsko. Rozjechał mnie buldożer. Lekarz przekazał mi tę informację w taki sposób, że wyszłam z gabinetu z poczuciem winy i beznadziei. Może on i był dobrym specjalistą, ale psychologiem żadnym.
-Powiedział ci, że jesteś złą matką?
- Gorzej, zapytał przy chłopcach: dlaczego pani truje swoją rodzinę?
- Trafiłaś do niego, bo?
- Bo moi chłopcy, bliźniacy, wiecznie mieli problemy ze skórą i z trawieniem. Zgłaszałam to różnym specjalistom, którzy oczywiście to bagatelizowali. Słyszałam; pierwsze dzieci, nie zna się, przesadza. I kiedy chłopcy byli już duzi, zaczęły wychodzić im drugie zęby, na dodatek jednemu krzywo, poszliśmy do ortodonty, który powiedział, że musimy przed założeniem aparatu wykluczyć powody, dla których syn oddycha buzią. I tak znaleźliśmy przyczynę problemów. Tyle że testy alergiczne, które przeprowadziliśmy, wycięły z naszej diety niemalże wszystko. Gluten i nabiał to było jeszcze nic, bo wśród produktów zakazanych znalazły się czosnek, wiśnie, siemię lniane, jabłka. Przyszłam do domu otworzyłam lodówkę, wyciągnęłam z niej wszystko i stwierdziłam, że nic się nie nadaje dla moich chłopaków. Pomyślałam, dobrze, okej, widocznie nie odżywialiśmy się zdrowo, muszę zatem iść do sklepu eko i tam się zaopatrzyć. I to był drugi dramat. Bo na długich półkach stało milion zdrowych rzeczy, ale nie było wśród nich takiej, która nie zawierałby choć jednego zakazanego przez lekarza składnika.
Czytaj więcej:
- Czy koledzy nie traktują jej synów jak dziwolągi?
- Czego się nie udało do końca odtworzyć ze zwykłej kuchni?
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień