W automatach do gier znikają majątki, a salonowe gry rozbijają małżeństwa. O kontrolach i profilaktyce mówi aspirant Jarosław Cieśliński z Pomorskiego Urzędu Celno-Skarbowego w Gdyni.
Fajną ma pan pracę. Jednego dnia w mundurze i na pogawędkach w szkole, a drugiego na kontroli w salonie gier.
Zdarza się, że w poniedziałek jestem w szkole, we wtorek przeprowadzam kontrole na drodze, a dzień później jestem w browarze, kontrolując jego produkcję. Służba jest ciekawa.
No to trochę o tym poniedziałku. Co takiego robicie w szkole?
Spotykamy się z dziećmi i młodzieżą i uczulamy, żeby uważali na gry hazardowe, aby nie stały się one dla nich złudnym sposobem na zdobycie szybkich i łatwych pieniędzy, a uprawianie hazardu nie stało się stylem życia. Czynimy to w ramach ogólnopolskich akcji, takich jak trwająca obecnie akcja „Hazard? Nie daj się wciągnąć!”. Badania statystyczne pokazują, że spory odsetek młodych ludzi jest narażonych na niebezpieczeństwa płynące z tej strony. Zwłaszcza jeśli chodzi o aktywność w internecie. Myślę, że sytuacja pandemiczna wzmogła to zagrożenie. Szukając w sieci rozrywek, młodzież trafia na strony oferujące gry hazardowe. Niekiedy młodemu człowiekowi trudno jest rozróżnić, czy jest to strona legalna, czy też nie, a udział w nielegalnych grach może mieć swoje konsekwencje prawne.
Jakie?
Sam udział w takiej grze może spowodować karę w wysokości uzyskanej w grze wygranej, czyli wygraną się traci. Można też otrzymać karę grzywny. Takie sprawy trafiają też do sądu, który z kolei może zasądzić karę ograniczenia wolności, choć moim zdaniem taka sankcja dotyczy głównie osób organizujących nielegalny hazard.
Na Wyspach na przykład ten rynek jest mocno liberalny. Bukmacherzy są na każdym kroku. Mocno są też obecni w internecie. Czy jeśli korzystam z takich usług, obstawiając wyścigi, mecz czy konie, popełniam przestępstwo?
Jeśli zagra pan na internetowej stronie zagranicznej firmy, to można to uznać za naruszenie obowiązujących w Polsce przepisów, ale najpewniej tego typu strony będą blokowane przez różne służby, w tym Służbę Celno-Skarbową, o ile prowadzące je firmy nie mają koncesji Ministerstwa Finansów na oferowanie gier hazardowych na terytorium Polski. Jeśli ktoś chce zorganizować loterię fantową lub promocyjną, to też musi wystąpić do Urzędu Celno-Skarbowego o wydanie pozwolenia na organizowanie takiej gry.
Jednak mamy też punkty na naszych ulicach bez logo i szyldu, za to z witryną oklejoną folią i automatami w środku. Rozumiem, że je kontrolujecie?
W Polsce nic nie stoi naprzeciwko temu, aby np. w Słupsku czy Koszalinie było kilkanaście punktów, gdzie można obstawić i urządzać gry hazardowe, takie jak zakłady wzajemne czy salony gier na automatach. Zgodnie z zawartymi w Ustawie o grach hazardowych przepisami liczba ośrodków gier uzależniona jest od liczby mieszkańców miast czy województwa. Są także obostrzenia co do ich lokalizacji. Muszą się znajdować w odległości nie mniejszej niż 100 metrów od szkół, miejsca kultu religijnego i od siebie. Punkty, o których pan wspomniał, są okamerowane i często z zamkiem magnetycznym. Są przez nas sprawdzane, ale proszę pamiętać, że karze podlega tylko ten, kto jest właścicielem takich nielegalnych urządzeń i jest odpowiedzialny za urządzanie nielegalnych gier hazardowych. Zabezpieczamy automaty jako dowód w toczących się postępowaniach. Zdarza się, że urządzenia zalewane są celowo od środka betonem, aby trudniej było je wynieść. Bywały przypadki, że w lokalu, w którym byli tylko funkcjonariusze, rozpylany był gaz łzawiący czy pieprzowy. Osoby, na które natrafiamy w środku, z reguły mówią, że nie mają z automatami nic wspólnego, a proces dochodzenia prowadzony przez różne komórki celno-skarbowe doprowadza do ustalenia, kto jest ich właścicielem. Często nie jest to łatwe zadanie. Po to są zamki magnetyczne i zakazy wchodzenia w kapturze oraz wejście na szyfr znany tylko stałym graczom. W końcu to bardzo dochodowy proceder.
Ile można na takich automatach zarobić?
Trudno powiedzieć, ale nierzadko podczas kontroli, już po otwarciu takiego automatu, udawało nam się wyciągnąć ze środka kilkanaście tysięcy złotych. W toku postępowania okazywało się też, że to utarg z jednego lub dwóch dni. Jeśli graczami są osoby uzależnione od hazardu, to takie automaty mogą ściągnąć od nich kolosalne pieniądze.
Jeden z pomorskich przedsiębiorców miał wygrać na takim urządzeniu 40 tys. zł. Po mieście, w którym mieszkał, rozeszła się fama, że punkt jest szczęśliwy. Rozmawiałem później z właścicielem lokalu, w którym ustawiono automat. Przyznał, że zwycięzca do urządzenia musiał wrzucić co najmniej dwa razy tyle, ile wygrał. Osoby uzależnione z reguły nie kodują, ile zainwestowały w hazard, myślą tylko o wygranych. W salonach gier czy kasynach stosuje się zresztą różne triki, których celem jest przywiązanie gracza do lokalu.
Nie ma zegarów odmierzających upływ czasu, brakuje okien.
Tak. Do tego obiad, kawa, herbata czy drinki za darmo. Wszystko po to, abyś został w środku jak najdłużej. Często w takich lokalach znajdujemy duże ilości piwa w puszkach czy energetyków. Są też kuchenki mikrofalowe i hamburgery czy zapiekanki. Nie są to ilości, które mogłyby wskazywać, że ktoś z obsługi zamówił sobie obiad. W takich punktach dba się o to, aby klient nie wychodził. Jeśli zabraknie mu pieniędzy, to zawsze może pożyczyć. Oczywiście na lichwiarski procent, a że punkty gier organizowane są często przez jakieś grupy przestępcze, to, niestety, może to być bardzo niebezpieczne.
Lepiej nie wchodzić?
Alternatywą są legalne punkty Totalizatora Sportowego, gdzie jest ochrona, regulamin odpowiedzialnej gry i realne bezpieczeństwo. Na policję zgłaszają się osoby, które w nielegalnych lokalach zostały pobite czy poczęstowane dopalaczami. Budziły się później na ławce bez świadomości, co działo się z nimi przez ostatnich kilka godzin.
A pan gra? Puści pan czasami totka?
Wszystko jest dla ludzi. Zdarza mi się zdrapać zdrapkę. Na automatach nie gram. Również w tzw. łapy szczęścia, które stoją w nadmorskich miejscowościach. Mało kto wie, ale to też gra hazardowa. Szczypcami steruje komputer, który wylicza, że np. co trzydziesty uścisk jest mocniejszy. Zdaję sobie sprawę, że prawdopodobieństwo trafienia szóstki to jeden do 13 mln, bo o tym mówię też na zajęciach z uczniami, ale czasami… jak jest kumulacja. Pamiętajmy, że hazard to choroba. Nie da się z nią walczyć medykamentami. Są grupy wsparcia, specjaliści, ale podobnie jak w przypadku uzależnienia od alkoholu, chorobę trzeba sobie uświadomić. W internecie można natrafić na filmiki z kamer monitoringu, na których widać, jak osoby grające i odczuwające potrzebę skorzystania z toalety nie chcą się oderwać od urządzenia. Kucają obok pod ścianą, aby szybko wrócić do maszyny. Oni myślą o wygranej, która ma przyjść za chwilę.
To już głębokie uzależnienie.
Takie dotknęło kilka lat temu właściciela lokalu z automatami w Trójmieście. Po jakimś czasie doszedł do takiego poziomu zaangażowania, że po zamknięciu lokalu brał pieniądze z utargu i siadał do gry. Przegrał cały swój majątek, zostawiła go żona. To przykre, że ludzie się tak uzależniają. Badania mówią, że najbardziej podatni na uzależnienie są mężczyźni, ale wśród kobiet też znajdują się przypadki uzależnienia. Również wśród młodzieży, której łatwo wmówić, że gry hazardowe to łatwy sposób na szybkie pieniądze. Także dzieci są narażone. W niektórych grach komputerowych kupuje się tzw. lootboxy, w których może być broń czy pancerz. Sęk w tym, że nie możemy sobie sami wybrać danej rzeczy, ale uczestniczymy w ich losowaniu. O wygranej decyduje przypadek, czyli los. Mamy więc do czynienia z elementami hazardowymi w grach.
Jak młodzież reaguje w szkołach podczas spotkań na takie informacje i przykłady?
Przeważnie uczniowie są zdziwieni, że zdrapki to hazard, oraz że tak łatwo się uzależnić. Często pedagodzy uczulają mnie przed spotkaniami, że mają klasy sportowe, w których chłopcy obstawiają wyniki meczów. Proszą, aby zwrócić uwagę na możliwość uzależnienia od zakładów wzajemnych. Jak zaczynam mówić, to widzę uśmieszki. Znikają, kiedy przytaczam przykłady. Spotkania raczej budzą zainteresowanie. Szczególnie kiedy mówię, że jeśli wygrają w lotto czy zdrapkę jakieś duże pieniądze, to pieniędzy nie dostaną, bo nie mają 18 lat. W końcu gry hazardowe są dla pełnoletnich. Na sali panuje wówczas poruszenie. Padają pytania, kto w takim razie wygraną otrzyma. Jak mówię, że opiekunowie, to dla niektórych jest to w porządku. Dla innych może oznaczać, że te pieniądze pójdą w zupełnie innym kierunku.
Czym zajmuje się funkcjonariusz celno-skarbowy?
• Weryfikacja punktów hazardowych
• Kontrola firm zajmujących się produkcją towarów akcyzowych, takich jak alkohol czy wyroby tytoniowe
• Sprawdzanie, czy oferowane do sprzedaży towary nie naruszają przepisów prawa własności przemysłowej
• Kontrola przepływu towarów przez terytorium RP
• Sprawdzanie we własnych laboratoriach jakości produktów wprowadzanych na obszar Unii Europejskiej.