Ida Nowakowska: Zawsze jestem za tym, aby dostrzegać w innej osobie dobro
Ida Nowakowska wyrosła w ciągu ostatnich kilku lat na największą gwiazdę Telewizji Polskiej. Obecnie prowadzi szalenie popularne programy „Pytanie na śniadanie” i „You Can Dance Junior”. Nam opowiada o tym, jaki wpływ na jej życia wywarł tata – słynny pisarz Marek Nowakowski.
Wszyscy wiemy, że niedawno urodziłaś synka. Jak się czujesz w roli mamy?
Wspaniale. Czuję w sobie nową siłę. Siłę mamy.
Jak bardzo zmieniło się Twoje życie w ciągu tych ostatnich miesięcy?
Organizuję swój czas tak, żeby być z synkiem zawsze jak się obudzi. Karmię go piersią, ponieważ uważam, że jest to bardzo ważne, czasami również odciągam mleko. Wszystko związane z synkiem sprawia mi wielką przyjemność. Naprawdę kocham być mamą.
A jak lubisz najbardziej spędzać czas z synkiem?
Właściwie to wszystko jest cudowne. Karmienie piersią, zmiana pieluszek, przytulanie, usypianie, zabawa, ćwiczenia. Poznaję już powoli, co synek ma mi do powiedzenia, o co prosi. Bardzo dużo go przytulam, on dużo śpi, a kiedy się budzi, podarowuje mi absolutnie zniewalający uśmiech.
Jak sprawdza się w roli taty twój mąż Jack?
Max jest też dla niego największą pasją. Mój mąż pracuje, ale każdą wolną chwilę poświęca na czas z synkiem. Uwielbia opiekować się nim i dużo czyta na ten temat.
Wszystkich zaskoczyło, że wróciłaś do pracy kilka dni po porodzie. Skąd taka decyzja?
To wynika z rodzaju i specyfiki mojej pracy, wsparciu pracodawcy, ekipy i mojej rodziny. Mój synek jest zawsze blisko mnie, w garderobie, za kulisami, w hotelu obok, a więc mogę go karmić piersią, a on po przebudzeniu czuje moją obecność. A kiedy pracuję, zawsze jest obok mnie z moją mamą. Bycie babcią jest też dla niej pasją. Synek jest teraz naszym punktem odniesienia we wszystkim, co robimy.
No właśnie: jesteś dzisiaj jedną z prowadzących „Pytanie na śniadanie”. Jak się odnajdujesz w formule takiego porannego programu?
"Pytanie na śniadanie" to jeden z najlepszych i najchętniej oglądanych programów w polskiej telewizji, więc to, że poproszono mnie o jego prowadzenie, jest dla mnie ogromnym sukcesem, który bardzo doceniam. Kocham ten program i jestem szczęśliwa, że jestem jego częścią. Po emisji kolejnego „Pytania na śniadanie” często czeka przed budynkiem telewizji grupa moich fanów. Nawet nie wiedzą, jak jest to dla mnie ważne. To przecież oni – widzowie, nadają sens mojej pracy.
W „Pytaniu na śniadanie” trzeba rozmawiać na różne tematy. Ile czasu zajmuje ci przygotowanie do każdego pojawienia się na antenie?
„Pytanie na śniadanie” tworzą najlepsi dziennikarze, którzy opracowują tematy i zapraszają gości. Zawsze dzień przed programem mamy omówienie tego, co będzie w nim poruszane, a po zakończeniu, spotykamy się na podsumowanie. Dzięki temu wiemy, czego oczekuje od nas wydawca, który także w trakcie programu stara się udzielać nam cennych rad. Praca na żywo wymaga ogromnej koncentracji i za każdym razem jest nowym wyzwaniem.
Żeby poprowadzić „Pytanie na śniadanie” trzeba pewnie wcześnie wstać. Jak sobie z tym radzisz?
(śmiech) Trafiłeś w dziesiątkę. To dla mnie najtrudniejsze, bo jestem typowym „nocnym markiem.” Ale przecież cała ekipa programu, składająca się z kilkudziesięciu osób, wstaje jeszcze wcześniej ode mnie. Kiedy witam wszystkich o świcie, wiem, że każdy daje z siebie 200 procent i czuję, że tworzymy coś niezwykłego.
Zaliczyłaś już jakąś poważną wpadkę na wizji podczas tego programu?
To naturalne, że wpadki w programie na żywo się zdarzają, ale wtedy ważna jest reakcja partnera prowadzącego i kamerzysty. Bardzo sobie wzajemnie wszyscy pomagamy. Najtrudniejsze jest dla mnie to, że każdy temat ma określony czas i często muszę przerwać jakąś fascynującą rozmowę.
Jak ci się pracuje z Twoimi partnerami - Łukaszem Nowickim i Tomaszem Wolnym?
To cudowni ludzie. Nie tylko w pracy, ale również w życiu codziennym. Wspaniali mężowie i ojcowie. Tomek zaimponował mi bardzo ostatnio, bo poszedł w sierpniu z trójką dzieci na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Potem wspólnie poprowadziliśmy tam koncert w ramach festiwalu muzyki chrześcijańskiej.
Niedawno oglądaliśmy cię w jednym z najbardziej oryginalnych reality-show w telewizji – „Szlak nadziei”. Wyruszyłaś w nim z grupą uczestników śladem polskiej Armii Andersa. Co sprawiło, że zdecydowałaś się na jego poprowadzenie?
Udział w tym programie potraktowałam jako misję - oddanie hołdu Polakom, którzy po dramatycznych przeżyciach w sowieckich łagrach, przemierzyli tysiące kilometrów, aby bronić Polski, jej suwerenności i granic. Cieszę się, że tym programem mogłam przybliżyć telewidzom ich losy. Zainspirował mnie on i mam nadzieję, że zainspiruje także inne osoby do wycieczek w poszukiwaniu historii.
Który etap tego szlaku był dla ciebie najtrudniejszy i dlaczego?
Chyba Syberia i Irak. Na Syberii były miejsca, gdzie od najbliższej osady dzieliły nas setki kilometrów. Do tego panowała tam ekstremalnie niska temperatura. Baliśmy się. W Iraku z kolei mogliśmy być zatrzymani, bo z dnia na dzień zmieniały się przepisy. Zależało nam jednak na zdjęciach w tym kraju, bo przecież właśnie tam w czasie swej wędrówki Armia Andersa otrzymała największą pomoc.
Jak zmieniło cię uczestnictwo w tym programie?
Wiem, że ten ogromny wysiłek tysięcy ludzi nie może być zmarnowany. Polskość to dla mnie pamięć o pokoleniach poległych za jej wolność, to idea zawarta w kilku najważniejszych słowach: Bóg, Honor, Ojczyzna i Rodzina. To szacunek dla każdego życia i satysfakcja z dawania siebie innym. To praca nad sobą i szacunek dla każdego człowieka, dla jego indywidualności i niepowtarzalności.
Często oglądamy cię jako prowadzącą wielkie telewizyjne shows – Sylwestra Marzeń czy Eurowizję Junior. To Twoja specjalność. Co najbardziej lubisz w tego typu widowiskach?
Bezpośredni kontakt z widownią. I to jak ona reaguje. Wspólną, szaloną zabawę.
Mówi się, że programy na żywo są kwintesencją telewizji. Też tak uważasz?
Absolutnie. Programy na żywo to najtrudniejsza forma przekazu. Dlatego dają prowadzącym i widzom największą satysfakcję. Często spotykam na ulicy osoby, które mówią mi „dzień dobry” i wiem, że znamy się właśnie z „Pytania na śniadanie”. To cudowne uczucie, bo my to wszystko robimy dla nich - dla widzów.
Masz aktorskie wykształcenie, ale pracujesz jako prezenterka. Traktujesz występy na małym ekranie jako swego rodzaju rolę?
Tak. Każdy występ jest dla mnie nowym wyzwaniem. I bardzo poważnie podchodzę do każdej z tych moich nowych „ról”. Wyższe wykształcenie aktorskie daje mi świadomość, że dla zbudowania każdej, nawet najmniejszej roli, trzeba dać z siebie wszystko.
Telewizja Polska jest przedmiotem hejtu ze strony tej części opinii publicznej, która sympatyzuje z opozycją polityczną. Jak sobie z tym radzisz?
Jestem za demokracją, a demokracja to szacunek do odmiennych zdań i do polemiki na ważne tematy. W telewizji pracuję z ludźmi o różnych poglądach. I wzajemnie się szanujemy. Wydaje mi się, że hejt, agresja i ordynarne groźby, szyderstwo i wulgarność i niczym nie poparte gołosłowne oskarżenia, są pozostałością czasów komunistycznych. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś bezpodstawnie mnie obraża, to tak naprawdę obraża przede wszystkim siebie. Zawsze jestem za tym, aby dostrzegać w innej osobie dobro, a nie zło. Żeby zamiast obrażać się, spokojnie i rzeczowo rozmawiać. Staram się zawsze doskonalić siebie, a nie ocenić innych.
Jesteś córką cenionego pisarza Marka Nowakowskiego. Jaki wpływ na twoje artystyczne zainteresowania miał tata?
Tata ukształtował mnie intelektualnie. Zaraził mnie miłością do literatury, ale też do historii. Rodzice żyli tym, co działo się w Polsce i dużo na ten temat rozmawiali. Wiem, że ich wybory były przemyślane. Jako drugi kierunek wybrałam studia polityczne w Ameryce. Przede wszystkim po to, żeby moje zawodowe i życiowe wybory były poparte wnikliwą wiedzą.
Powiedziałaś w jednym z wywiadów: „Tata żył w swoim świecie”. Nie miałaś do niego wstępu?
Tata podarował mi swój czas, nauczył miłości i tego, że świat jest złożony. Że każdy człowiek jest niezwykłą wartością, którą zamiast pochopnie oceniać, warto jest poznać i wysłuchać. Ale miał też swój świat, swoich kumpli z przeszłości, swoje prywatne tajemnice. Ale były to dla niego, jak podkreślał, powidoki, które pozwoliły mu zrozumieć lepiej świat. Mnie obdarowywał tą przemyślaną, już uporządkowaną jego częścią, za co jestem mu ogromnie wdzięczna.
Tata nie był rozczarowany, że wybrałaś taniec i aktorstwo, a nie jakąś poważniejszą dziedzinę sztuki?
Wiem, że tata chciał, żebym była charakterna, sprawiedliwa i mądra. Tak naprawdę w każdej chwili robię coś dla niego i wiem, że zawsze będzie mnie prowadził jego silny, niczym niezłamany duch. Cały czas czuję jego obecność.
W innej rozmowie stwierdziłaś: „Przez całe życie chciałam mu zaimponować”. Udało ci się?
Idę drogą, którą mi wskazał, drogą trudną, ale nieustępliwą w poszukiwaniu autentycznych wartości. Dlatego myślę, że chyba go nie zawiodłam.
Podobno miałaś pięć lat, kiedy zdecydowałaś, że będziesz tancerką. Skąd taka pewność u tak małej dziewczynki?
Od kiedy pamiętam, bardzo chciałam być z zawodu... mamą (śmiech). Prawda jednak jest taka, że to właśnie taniec przychodził mi z największą łatwością. Błyskawicznie zapamiętywałam choreografię i miałam wrodzoną łatwość koordynacji ciała. Uwielbiałam tańczyć i szybko zaczęłam odnosić sukcesy. Miałam talent, pasję i determinację, aby robić wszystko perfekcyjnie. Myślę, że to są czynniki, dzięki którym osiągnęłam sukces.
Wiele tancerek źle wspomina szkołę baletową. Jak było w twoim przypadku?
Warszawska Szkoła Baletowa jest na pewno jedną z najlepszych i najpiękniejszych na świecie. Kształci profesjonalnych tancerzy. Wymagania są tam więc bardzo wysokie. Stawia się na wykształcenie nie tylko techniki tańca, ale również rozwój intelektualny. Myślę, że to, iż moi rodzice nauczyli mnie słuchać uwag nauczycieli i nie traktować ich jako krytykę, a motywację, bardzo mi pomogło. Ktoś lepszy nie wzbudzał w moim sercu zazdrości, a motywował mnie do pracy. To duchowe oparcie rodziców, kiedy było ciężko, pozwoliło mi zbudować wiarę w siebie. Dlatego wiem, że rola rodziców w rozwoju każdego dziecka jest bardzo ważna.
Dlaczego wolałaś taniec współczesny od baletu?
Bo jest moją pasją. To nowoczesna forma ekspresji baletowej. Taka forma tańca, która wymaga techniki baletowej i specjalnej umiejętności ekspresji ciała. Moje zdolności w tym kierunku zauważyła Leslie Browne - primabalerina ABT i gwiazda filmu „Turning Point” z Michaiłem Barysznikowem. Zaproponowała mi darmowe lekcje i uczyła mnie przez rok. Bardzo dużo jej zawdzięczam.
Masz na swoim koncie mnóstwo nagród zdobytych na krajowych i zagranicznych konkursach. Jak ważne są dla ciebie te statuetki?
Każda z nagród jest dla mnie ważna. Za każdą stoi bardzo ciężka praca, ale również wspaniały nauczyciel czy choreograf. Aby wygrać konkurs tańca, trzeba przekroczyć próg przeciętności. To ogromna motywacja. Najważniejsze jest zrozumienie choreografii, perfekcja techniki i umiejętność interpretacji, a to zdobywa się przez lata pracy.
Wystąpiłaś w „You Can Dance” – ale nie wygrałaś. Odebrałaś to jako porażkę?
To była cudowna przygoda. Pierwszy raz mogłam wystąpić dla tak szerokiej publiczności. Byłam najmłodszą uczestniczką tamtej edycji. Dlatego moim zdaniem nie była to porażka, ale kolejne wyzwanie. Szkoda, że nie otrzymałam stypendium, ale i tak kolejne lata spędziłam tańcząc i ucząc się u najlepszych nauczycieli na świecie.
Kilka lat później sama zostałaś jurorką w „You Can Dance” i w „Dance Dance Dance”. Jak ci się spodobało ocenianie innych tancerzy-amatorów?
Pewnego dnia otrzymałam telefon od producentki programu „You Can Dance”, która zaproponowała mi rolę jurorki. Wbrew pozorom to nie była dla mnie łatwa decyzja. Aby wrócić do Polski i jurorować w tym show, musiałam zerwać współpracę z jedną z najważniejszych agencji tanecznych w USA. Podjęłam to wyzwanie - ale nie żałuję. Dzięki temu jako jedyna w historii „You Can Dance” byłam najpierw uczestniczką, potem jurorką, a teraz jestem prowadzącą i mentorką.
Właśnie wystartowała nowa edycja „You Can Dance” – tym razem dla dzieci. Jak się odnajdujesz w takiej formule?
Czuję, że jest to program dla mnie. Profesjonalizm i lata pracy w rożnych dziedzinach tańca dają mi poczucie, że rozumiem i znam świat tańca, więc mogę pomóc innym. Wiem, co czuje osoba, która odpada, ale też rozumiem też, że jest to zabawa. Przecież w tym programie prawie wszyscy muszą odpaść. Ale to nie koniec świata. Ja też kiedyś odpadłam, a potem zostałam jurorką. Wszystko zależy od tego, czy odpadnięcie z programu odbierzemy jako porażkę czy jako kolejne wyzwanie, motywujące nas do dalszej pracy nad sobą.
W jednym z wywiadów wyznałaś: „Pan Bóg jest nieodłączną częścią mojego życia i nie potrafię Go schować do kieszeni”. Co sprawiło, że tak mocno zwróciłaś się w stronę wiary?
Wiara nadaje sens mojemu życiu. Każda wizyta w kościele ładuje mnie nową energią i siłą. To zastanawianie się nad wartościami nadrzędnymi jest mi potrzebne do życia.
Kiedy indziej powiedziałaś z kolei: „Dzięki Panu Bogu jestem bardzo wyluzowana”. Jak to możliwe?
Po prostu ufam Panu Bogu.
Wiara sprawia czasem, że narażasz się na medialny ostracyzm – choćby po twojej wypowiedzi na temat aborcji. Warto mimo to być wiernym sobie?
Słucham i analizuję to, co chcą mi przekazać inni ludzie. Jestem przeciwna aborcji, ale uważam, że my wszyscy musimy otoczyć opieką każdą mamę, aby mogła mieć jak najlepszą możliwość własnego rozwoju i rozwoju dziecka. Musimy też mówić o roli mężczyzn i ich odpowiedzialności za nowe życie. Zastanawiajmy się wspólnie jak budować lepszy świat, a nie hejtujmy, nie obrażajmy się wzajemnie, bo to jest bezproduktywne.