Idealny kandydat na głowę rodziny okazał się gwałcicielem pasierbicy
To nie był łatwy wybór. Jednak Dorota D. w końcu zdecydowała, że będzie bronić swojego partnera, z którym miała sześcioro dzieci, a nie córkę z pierwszego związku, oskarżającą ojczyma o gwałty trwające kilka lat.
Takie sprawy rzadko wychodzą na jaw. Dręczyciel zazwyczaj jest przekonany, że zastraszona ofiara nie piśnie słowa o tym, że padła ofiarą przemocy seksualnej. W przypadku Wandy długo tak właśnie było. W końcu 10-letnia dziewczynka przestała milczeć i głośno powiedziała, co złego robi jej ojczym, z którym mieszka pod jednym dachem.
Dla nieletniej było to dodatkowo trudne, bo jej biologiczny ojciec odebrał sobie życie i od tej pory nie miała żadnych męskich wzorców zachowania. Jej matka Dorota musiała się mierzyć z trudnościami codziennego życia, gdy została sama z czwórką małych dzieci.
Idealny kandydat
Nie ma się więc co dziwić, że w końcu znalazła innego partnera. Bartosz wydawał się idealnym kandydatem na opiekuna rodziny. Miły, stroniący od trunków, budowlaniec. Miał pewną skazę, ale przecież nikt nie jest bez grzechu. W przeszłości był kilka razy karany. Jazda po pijaku, włamania, przemoc. W każdym razie nic takiego, co dyskwalifikowałoby go jako mężczyznę, z którym można zacząć nowe życie po śmierci męża.
Okazało się, że lubi dzieci, chciałby ich mieć jak najwięcej i to życzenie dało się wprowadzić w czyn. Rok po roku Dorota regularnie zachodziła w ciążę i oprócz czwórki z pierwszego związku, na świat przyszła kolejna szóstka, które Bartosz kochał i wychowywał jak umiał, przynosił pensję, chodził z maluchami do kościoła.
Trzeba jednak przyznać, że to niepracująca Dorota na co dzień zajmowała się powiększającą się gromadką - o ile akurat nie przebywała w szpitalu w związku z kolejną ciążą. Tak właśnie było w 2015 roku, gdy przebywali w mieszkaniu w Nowym Sączu. Pewnego dnia pod nieobecność Doroty Bartosz zaprowadził pasierbicę Wandę do piwnicy, uderzył pięścią w warz, aż z nosa pociekła jej krew i dokonał gwałtu na 10-latce.
Dziewczynka była zszokowana i nie wiedziała, co ma zrobić. Ojczym pogroził jej, by milczała o zajściu. Potem już nie stosował przemocy fizycznej, ale regularnie zmuszał dziewczynkę do zbliżeń. Używał prezerwatywy. Z czasem zaczął straszyć dziecko, że jeśli komuś powie o jego praktykach, to nie będzie stosował zabezpieczeń, a wówczas Wanda zajdzie w ciążę.
- Wtedy wszystkim rozpowiem, że miałaś kontakty z panami, a wiesz, co to będzie dla ciebie oznaczało w szkole i wśród znajomych - manipulował dziewczynką. Był ostrożny, by nikt nie zauważył, czego się regularnie dopuszcza względem pasierbicy. Taki stan rzeczy trwał miesiące i lata.
Wanda dorastała i zaczęła sprawiać kłopoty wychowawcze. Nauczyciele alarmowali, że opuszcza lekcje i wagaruje. Rodzinie był przydzielony asystent społeczny, ale nie zauważył nic niepokojącego. No, może zastanawiający był fakt, że Wanda całymi godzinami korzysta z telefonu, SMS-uje, przegląda strony internetowe. Wyszło na jaw, że czasem nawiązuje kontakty ze starszymi mężczyznami, wysyła im nagie zdjęcia i filmiki. Podobne praktyki stosowały jej rówieśniczki. Matka i osoby postronne wiedziały o tych zachowaniach Wandy i dlatego starały się kontrolować kontakty dziewczyny i jej aktywność przez telefon. W grudniu 2020 roku Wanda skończyła 15 lat. Ojczym nie zaprzestał gwałtów.
Incydent z telefonem
Wszystko wydało się w marcu 2021 roku, gdy wybuchła kolejna afera z telefonem. Bartosz zabrał go Wandzie i uszkodził. Doroty nie było, bo w szpitalu czekał ją kolejny poród. Z partnerem korespondowała przez komunikator internetowy, ale nie między godziną 10 a 11.15. To ważne, bo w tym czasie doszło do kolejnego gwałtu na Wandzie. Ostatniego - jak się potem okazało. Ojczym wykorzystał ją w łazience.
Następnego dnia już nie wytrzymała i w obecności matki i rodzeństwa wykrzyczała ojczymowi w twarz, że jest gwałcicielem i wykorzystał ją dzień wcześniej. Impulsem do wyznania prawdy stała się banalna sprawa z komórką.
Atmosfera stała się napięta. Gdy na forum rodziny padły tak ciężkie oskarżenia, matka zdecydowała, że zabiera córkę do ginekologa, by sprawdził, czy 16-latka nie zmyśla o seksie. U lekarza Dorota zadzwoniła do szkoły córki, by szkolny pedagog podał numer pesel Wandy. Przy okazji wspomniała, że są na badaniu, by potwierdzić lub nie, że Bartosz D. molestował dziewczynę. Pedagog po uzyskaniu tej informacji przekazała ją dalej, czyli rodzinnemu kuratorowi zawodowemu, pracownicy urzędu gminy i kuratorowi społecznemu. Niedługo potem o sprawie wiedziały już policja i prokuratura.
Następnego dnia kurator zawodowy pojawił się w mieszkaniu rodziny i zaczął rozmowę z Wandą o molestowaniu. Dziewczyna wyznała, że ojczym odbył z nią jeden stosunek i wtedy „robił z nią wszystko”. Przyznała, że wszystko zaczęło się, gdy miała 10 lat. Milczała cały czas ze strachu. I tak to trwało ponad pięć lat.
Biegły ginekolog potwierdził, że stan organów wewnętrznych dziewczyny wskazuje, że musiała uprawiać regularny seks. Przy okazji wyszło na jaw, że mężczyzna ma chorobę weneryczną, ale skoro używał prezerwatywy to, zdaniem biegłego medyka, mogło nie dojść (i faktycznie nie doszło) do zakażenia nastolatki.
Bartosz D. został aresztowany, nie przyznał się do winy. Zaprzeczał wersji dziewczyny i przekonywał, że to z jej strony wymysł motywowany zemstą za to, że zabrał i uszkodził jej komórkę. Dorota D. także twierdziła, że relacja córki nie jest prawdziwa.
- Nie wierzę, że dochodziło do gwałtów w domu - twierdziła.
Na sali rozpraw Wanda odmówiła zeznań, miała do tego prawo jako osoba najbliższa. Jednemu ze świadków przyznała się, że zrobiła to, bo była już zmęczona wypytywaniem.
Choć Sąd Okręgowy w Nowym Sączu, analizując sprawę, nie mógł skorzystać z głównego dowodu obciążającego w postaci zeznań pokrzywdzonej, to jednak uznał, że są inne, ważne dowody, w oparciu o które można przyjąć, że oskarżony dopuścił się wielokrotnych gwałtów.
Kluczowe dowody
Kluczowe okazało się to, że Wanda podała innym osobom - m.in. kuratorowi czy terapeucie - spójną i podobną relację na temat zachowań ojczyma.
Tym rozmówcom powtarzała, kiedy i gdzie zaczęło się molestowanie. O fakcie przemocy fizycznej i uderzeniu w twarz za pierwszym razem, o grożeniu zajściem w ciążę, gdyby nie stosował prezerwatywy i straszeniu rozpowszechnieniem niemoralnego prowadzenia się Wandy, gdyby jednak w ciążę zaszła.
Okazało się także, że dziewczyna przez pewien czas korespondowała ze starszym od siebie kolegą i jemu również w tej internetowej wymianie zdań wspomniała, że była ofiarą gwałtu przez ojczyma. Co ważne, te informacje przekazała rozmówcy kilka miesięcy przed zajściem ze zniszczoną przez Bartosza D. jej komórką. To przeczyło więc tezie oskarżonego i matki dziewczyny, by obciążając Bartosza, działała z zemsty za incydent z telefonem. Także kuzynce przed zdarzeniem z komórką mówiła, że była molestowana, ale jej akurat nie zdradziła, przez kogo.
Finalnie, zauważa sąd, jej matka Dorota w tym niewątpliwym konflikcie stanęła po stronie partnera, a nie córki, którą przedstawiała jako osobę nieposłuszną i sprawiającą problemy. Sąd nie wierzył rodzicom oskarżonego, którzy przekonywali, że syn nie popełnił zarzucanych mu przestępstw, bo nie mieszkali razem, a tylko odwiedzali Bartosza i jego rodzinę. Z kolei Dorota mogła nie zauważyć gwałtów, bo Bartosz dopuszczał się ich, gdy kobieta była w szpitalu.
Mężczyzna został skazany na cztery lata więzienia, dostał zakaz zbliżania się do pasierbicy przez pięć lat i musi opuścić ich wspólne mieszkanie. Nie może też przez pięć lat prowadzić działalności i wykonywać zawodów związanych z wychowaniem, edukacją i leczeniem młodzieży.
W jego przypadku był wysoki stopień zawinienia, bo dłuższy czas i świadomie podejmował działania sprzeczne z prawem, a obciążające jest to, że osobą pokrzywdzoną była pasierbica, której - z racji związku z jej matką - winien zapewnić opiekę.
Po apelacji prokuratury Sąd Apelacyjny w Krakowie podwyższył wymiar kary mężczyźnie do czterech lat i sześciu miesięcy. Ten wyrok jest prawomocny.