Irmina, nasza olimpijka z RIO, już jest w domu
Wczoraj w Chojnickim Klubie Żeglarskim w Charzykowach kwiatami witano Irminę Mrózek Gliszczynską - reprezentantkę klubu i kraju w IO.
Nasza żeglarka kilka dni temu wróciła z letnich Igrzysk Olimpijskich w Rio. Zadowolona, ponieważ udało się jej - wspólnie z Agnieszką Skrzypulec z klubu Sejk Gdynia - wywalczyć dziesiąte miejsce. - To było nasze minimum, które ustaliłyśmy z trenerem - mówi nasza olimpijka. I dodaje: - Emocje dopiero opadają.
Rio niczym jej nie zaskoczyło. Zna to brazylijskie miasto, spędziła tam wiele miesięcy.
- Hałas, brud i smród - mówi Irmina Mrózek Gliszczynska. - To coś, czego telewizja nie pokaże. Najszybciej we wszystkich apteczkach kończył się węgiel. My chorowałyśmy, gdy byłyśmy tam poprzednim razem. W tym roku spędziłyśmy tam ponad trzy miesiące, więc już się zaaklimatyzowałyśmy. To kraj kontrastów. Słyszałyśmy, że jeszcze przed igrzyskami miejscowi próbowali okraść kilku sportowców. Potem judoka, gdy wyszedł z wioski olimpijskiej, to na podium odbierał medal z limem. Szkolono nas, co zrobić, gdy nas napadną, gdy będą chcieli porwać. Tam jest bardzo niebezpiecznie. Obserwowałyśmy, jak - aby nie było widać slumsów - zabudowali je na chwilę przed IO. Nikt się w te rejony nie próbował zapuszczać. Woda tak brudna, że zdziwiłyśmy się, gdy raz zobaczyłyśmy delfiny. I dużo komarów.
Na otwarcie IO nie pojechały. Widziały mecz siatkarzy: Polska-Rosja. Jak mówi, Rosjan wygwizdano, palono też ich flagi.
- Ceremonię otwarcia obejrzałyśmy wszystko w telewizji, czyli widziałyśmy więcej niż uczestnicy, bo oni na wyjście na stadion czekają zamknięci w hali - relacjonuje. - Byłyśmy po chorobach, unikałyśmy wirusów i bakterii. Mieszkałyśmy w hotelu 30 km od wioski, jadałyśmy w dobrej restauracji - głównie świetne steki.
Komandor ChKŻ Krzysztof Pestka dopytywał czy zaskoczyły ją dobre starty Japonek, Austriaczek, reprezentantek Australii i Nowej Zelandii.
- Może, gdy ktoś ma pecha podczas mistrzostw świata to ma szczęście na igrzyskach - mówiła 24-latka. - Jednak MŚ to zupełnie co innego niż IO. Przede wszystkim te drugie trwają dłużej, jest wiele wolnych dni w ich trakcie. Jest wiele czynników nieprzewidywalnych. Według naszych prognoz, nie miało wiać, a wiało tak, że nawet nie odbyły się wszystkie wyścigi. Jednego dnia siedzieliśmy wiele godzin czekając na lepsze warunki. Gdy nas wypuścili okazało się, że są tak trudne, że mężczyźni mieliby problem z poradzeniem sobie w tych warunkach. Mamy podarte żagle.
Przyznaje, że był to dziwny akwen. Obok jest teren górzysty i wiatr był nieprzewidywalny.
- Pierwszy raz w życiu ścigałam się na takim akwenie - podkreśla Irmina Mrózek Gliszczyn-ska. - Możesz być na samym końcu, a za chwilę okazuje się, że jesteś piąta, ponieważ prąd, którego nie widać pojawia się nagle i wynosi. Liczyliśmy choć na jeden medal żeglarzy.
Przyznaje, że większy stres odczuwała przed MŚ niż na IO.
- Bardziej nerwowa była cała droga do tego, by pojechać - mówi. - Wierzę, że zdobyte tam doświadczenie pomoże w awansie i występie Tokio. Chciałaby żeglować z Agnieszką Skrzypulec. Wierzę, że dopłyniemy do kolejnych IO, że wywalczymy medal. Nie wiadomo tylko, czy będzie jeszcze wśród dyscyplin olimpijskich laser 470.
- Dyskutowano czy ma być klasa Finn na IO, minęło 30 lat i trzyma się dobrze - uspokaja obawy komandor ChKŻ.
Mama żeglarki przyznaje, że śledząc IO denerwowała się bardzo. Teraz cieszy się z czasu wolnego, który córka spędza w domu.
- Gdy wraca ma żywieniowy koncert życzeń. Teraz był to bigos, ale lubi też fasolkę po bretońsku, żeberka - zdradza.