Ja Nas, widzewiaków, do ekstraklasy poprowadzę
Ukradłem ten tytuł. Mojemu koledze redakcyjnemu. Redaktor Sławomir Sowa przed mistrzostwami świata 2006, kiedy trenerem kadry Polski był Paweł Janas, dał taki tytuł na pierwszej stronie Dziennika Łódzkiego: "Ja nas do finału poprowadzę".
Po dziesięciu latach tytuł znów zyskał na aktualności, bo syn Pawła Janasa, Rafał, pojawił się w gronie poważnych kandydatów do realizacji misji specjalnej.
Misja ta nosi nazwę ratunek dla Widzewa. Jeśli syn poszedł w ślady ojca, to może nastąpić rewolucja w składzie Widzewa. Na mistrzostwa świata w Niemczech Paweł, ojciec Rafała, nie zabrał Dudka, Frankowskiego, Kłosa, Rząsy. To był szok dla całej piłkarskiej Polski. Janas - to nazwisko znane w Pabianicach, wszak tam nauczył się Paweł piłki nożnej. Razem ze Stanisławem Burzyńskim, Zbigniewem Bońkiem debiutował w kadrze 24 marca 1976 roku w meczu z Argentyną (1:2) w Chorzowie. To byli pierwsi widzewiacy w historii kadry Polski. Wkrótce przeszedł Paweł do Legii i dzisiaj bardziej jest warszawiakiem niż pabianiczaninem czy łodzianinem. A na pewno jest miłośnikiem polowań i whisky oraz zwycięzcą walki z nowotworem.
Do Widzewa przymierzany jest także Marcin Broniszewski, syn trenera Mieczysława Broniszewskiego. Tata znany jest głównie z pracy z młodzieżowymi reprezentacjami Polski. Wychował dobrze nam, łodzianom, znanych: Jarosława Bakę, Mirosława Myślińskiego, Wiesława Wragę, Jacka Ziobera.
Mieczysław Broniszewski urodził się w Karczewie, mieście z którego pochodzi Wit Żelazko, Antoni Trzaskowski, Feliks Niedziółka. Byłem na spotkaniu ludzi piłki w Karczewie. Te spotkania miały zawsze szczególny i oryginalny charakter. Nikt nie zawracał sobie głowy talerzykami, na drewnianych stołach układano kawałki gazet (Dziennika Łódzkiego nie było), a na nich przysmak regionu - kaszankę. Na szczęście nie brakowało pionowych naczyń szklanych. Z gazet pić się nie dało.
Widzew to nadal marka i znane nazwiska krążą wokół tego klubu, jak dosadnie mówił komentator Dariusz Szpakowski: "Włodek Smolarek krąży jak elektron wokół jądra Zbyszka Bońka". Jądra jądrami, ale porażka z Sokołem musi boleć jak kopnięcie w krocze. Pamiętam, gdy następca słynnego Jana Tomaszewskiego w bramce ŁKS Leszek Kwaśniewicz w roli trenera, Henryk Bistuła w roli kierownika oraz Stanisław Syguła w roli sponsora odbudowali piłkę nożną w Aleksandrowie. Stanisław Syguła pomagał też Widzewowi, ale odtrącono jego pomocną dłoń. Był zbyt uczciwy, ale gdyby sponsorem pozostał Stanisław Syguła długów w Widzewie by nie było.