Jak naprawić męża? Znana kielczanka w nowej roli
O wielkiej tanecznej pasji, o zamiłowaniu do psychologii, o świętach w rodzinnym domu, a także o misji pomagania kobietom rozmawiamy z Pauliną Biernat – pochodzącą z Kielc tancerką i psychologiem.
W swoim nowym programie, zatytułowanym „Inspired by...” pyta Pani znane osoby, ci je inspiruje. Dziś ja to pytanie zadam Pani: co inspiruje Paulinę Biernat?
Inspiruje mnie przede wszystkim możliwość rozwoju osobistego na szeroką skalę. To, że się przebranżowiłam, wynika z faktu, że chcę iść mocno do przodu. Nadal bardzo, bardzo kocham tańczyć. Jestem dumna z tego, że jestem tancerką. Osiągnęłam wiele w tej dziedzinie. To zasługa tego, że jestem pracowita, że potrafię wyznaczać sobie cele i że jestem dobrym strategiem. Teraz to wszystko chcę przełożyć na inną dziedzinę. W pewnym momencie swojego życia poczułam, że mam misję wobec kobiet: do tego, by mówić im, jakie są wyjątkowe, do tego, żeby wzmacniać ich poczucie wartości, ale też, żeby tak zupełnie coachingowo podejść do nich.
Sama doświadczyłam i tego życia showbiznesowego i tego normalnego. Rozstrzał między tymi dwoma bytami jest ogromny. Moje klientki, pacjentki są z tego „zwykłego” świata. Natomiast uznałam, że skoro ja funkcjonowałam w obu, to połączę jedno z drugim. Rozmowa ze znanymi osobami, to, co one powiedzą, może być dla wielu słuchaczy bardzo inspirujące. Ja pytam tych wyjątkowych ludzi, jak żyją i co się okazuje? Że mają takie same problemy, jak każdy z nas, tak samo ciężko dochodzić im do własnych celów, też mają gorsze dni, momenty załamania. Ale udaje się im osiągnąć sukces, bo jak często powtarzam: ograniczenia mieszkają w głowie, a pasja i misja w sercu.
A taniec ciągle jest dla Pani inspirujący, nadal jest obecny w Pani życiu?
Nadal tańczę ze Stefano Terrazzino i tutaj chciałam sprostować to, co pojawia się w niektórych mediach: nie wyrzekłam się tańca. Taniec to moja pierwsza autoterapia. Trenujemy i występujemy ze Stefano, choć na mniejszą skalę. Odcinam się też od tego, co czasami czytam: to nie jest tak, że już nigdy nie wezmę udziału w „Tańcu z gwiazdami”. Nawet ostatnio chodzą mi po głowie myśli związane z tym show, tylko że w Polsce trzeba być spójnym wizerunkowo. Po trzech cyklach „Pary do poprawy” w „Dzień dobry TVN” widzowie kojarzą mnie jako coacha. Nie odchodzę daleko od tej wizji, kiedy przeprowadzam wywiady w ramach „Inspired by”. Chcę być spójna w moich działaniach, ale nie zostawiłam tańca i będę robić to, co mi będzie podpowiadało serce.
Skąd się wzięła psychologia w Pani życiu?
Moi rodzice chcieli, żebym skończyła studia, żebym miała solidne wykształcenie. Psychologia była jedynym kierunkiem, na jaki chciałam iść. Wybrałam psychologię sportu, żeby móc sobie samej pomagać w wynikach. Dziś zdobytą wiedzą wykorzystuję inaczej, mogę pomagać innym. Ale to też dowód na to, że nic się nie dzieje przez przypadek. Gdybym nie miała doświadczenia w showbiznesie, mój głos nie byłby tak słyszalny, jak jest obecnie. A dzięki temu, że jestem rozpoznawalna, mogę mówić do większego grona osób. Bardzo się z tego cieszę i zamierzam to nadal robić.
W „Dzień dobry TVN” dała się Pani poznać jako specjalista od par. Czy związki międzyludzkie to Pani domena?
Na co dzień pracuję indywidualnie i to przede wszystkim z kobietami. Cykl „Para do poprawy” był dla mnie wyzwaniem, ale ja lubię mierzyć się z takimi nowymi, ciekawymi zadaniami. Siła telewizji jest jednak tak wielka, że po tym programie byłam przedstawiana, jako specjalistka od par (śmiech). Ale nawet z parami pracowałam indywidualnie: z nim, i z nią, choć tego nie było widać na ekranie. Po tym programie koleżanki do mnie dzwoniły i mówiły: napraw mi męża (śmiech). Jednak to tak nie działa. Ja mogę tylko dać wskazówki, i jeśli ta osoba przepracuje je, wewnętrznie się zmieni, to świat na to odpowie. Kilku parom udało mi się pomóc. Do tej pory mam z nimi kontakt. Natomiast była też para, którą wyprowadzałam od siebie, bo ten cykl nie miał się kończyć happyendem. To miała być próba świadomej pracy nad związkiem, i tak też było. Natomiast na co dzień zajmuję się paniami, jestem specjalistką od wzmacniania potencjału kobiecości, mam misję pomagania kobietom.
Dlaczego właśnie im?
To taki trochę paradoks: kobiety często stawały na mojej drodze do sukcesu, ale nie w tym dobrym znaczeniu. Za ich sprawą coś się kończyło, na przykład z Uniwersytetu Jagiellońskiego wyrzuciła mnie kobieta. Kobieta też w pewnym momencie zadecydowała, że nie pasuję do „Tańca z gwiazdami”. Ja to doświadczenie przerobiłam w taki sposób, że pomagam kobietom. To może jeden powód, natomiast z drugiej strony mam bardzo duże doświadczenie, jeśli chodzi o budowanie własnej wartości. Na parkiecie musiałam uwierzyć w to, że jestem super. Musiałam się zaakceptować, bo najpierw oglądałam się w lustrze, a potem na zdjęciach, w telewizji i codziennie poddawałam się ocenie innych ludzi. Musiałam się polubić, żeby się przebić, żeby nie zginąć w tym świecie. A skoro mi się udało, to jestem przykładem na to, że każdy z nas jest wyjątkowy, tylko trzeba w to uwierzyć, właściwie do siebie podejść i zacząć realizować własne potrzeby, żyć według własnych wartości, a nie zgodnie z tym, co dyktuje nam otoczenie. Bo często jest tak, że najpierw idziemy drogą rodziców, następnie podążamy szlakiem wytyczonym przez współmałżonków, a potem podporządkowujemy się dzieciom, zapominając o sobie. My, kobiety mamy takie tendencje. Dlatego ja stoję na straży świadomego bycia blisko siebie. Jestem przekonana, że jeśli żyjemy według własnych wartości, własnych potrzeb, to dochodzimy do własnych celów i wtedy jesteśmy szczęśliwsze. Tą wiedzą dzielę się z innymi kobietami.
Spotykamy się przy okazji imprezy promującej salon Made in G w Kielcach. Często wraca Pani do swojego rodzinnego miasta?
Kocham Kielce i najczęściej, jak tylko mogę, przyjeżdżam do mojego rodzinnego domu. Mam bardzo dobry kontakt z moim rodzicami z moją siostrą i jej rodziną. To najbliższe mi osoby na świecie. Niestety nie pojawiam się zbyt często, bo obowiązki mi na to nie pozwalają, ale i tak ostatnimi czasy bywam częściej niż wtedy, kiedy brałam udział w „Tańcu z gwiazdami”.
Święta Bożego Narodzenia będą okazją do wizyty w domu?
Mieliśmy plan, żeby na Święta wyjechać całą rodziną do Zakopanego, ale wyszło tak, że rodzinnie spędzimy je w Kielcach. Będzie klimatycznie, z pięknymi zapachami pysznej kuchni mojej mamy i będzie cudownie, tak, jak było wtedy, kiedy tu mieszkałam. Rodzinny dom to miejsce szczególne. Wracam do niego nie tylko wtedy, kiedy jest dobrze, ale także wtedy, kiedy jest mi źle. To mój azyl. Bardzo kocham swoją rodzinę.
W takim razie życzę Pani wesołych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia.
Dziękuję, ja natomiast korzystając z okazji chciałam świątecznie życzyć wszystkim Czytelnikom „Echa Dnia” dużo miło miłości, samoakceptacji i życia według własnych zasad.