Jak wierzyć w miłosierdzie Boże, gdy giną niewinni ludzie? - odpowiada o. Robert Plich, dominikanin
Obrazy z wojny w Ukrainie, które pokazują media, prowokują do stawiania pytań religijnych i metafizycznych. Odpowiedzi na nie poszukuje dominikanin - o. Robert Plich.
W piątek 24 lutego mija dokładnie rok od inwazji Rosji na Ukrainę. W rocznicę wybuchu wojny przypominamy nasz wywiad z dominikaninem o. Robertem Plichem.
Słyszy ojciec w ostatnim czasie pytania dotyczące wojny?
Ludzie raczej nie pytają o sens wojny, ponieważ widzą jej bezsens. Nikt normalny nie jest entuzjastą tego typu rozwiązań niezależnie od tego, że nie odmawiamy Ukrainie prawa do prowadzenia działań zbrojnych w obronie życia, godności, wolności czy samostanowienia. Od dnia wybuchu wojny u naszych sąsiadów na wschodzie wierni jeszcze bardziej uświadamiają sobie kruchość życia i własną tymczasowość, niektórzy obawiają się, że nasz kraj również może zostać napadnięty. Gdzieś w świecie stale toczą się wojny, ale dzieją się daleko od nas, w krajach, które wydają się nam mniej cywilizowane. Ludziom z naszego kręgu kulturowego nikt nie musi udowadniać, że wojna jest złem. Byliśmy przekonani, że po doświadczeniach drugiej wojny światowej podobny dramat już się nie powtórzy. Stało się inaczej.
Dlaczego Bóg na to pozwala? Gdzie jest, gdy bombardowane są miasta, gdy pociski trafiają w dzieci? Gdy kobiety rodzą w piwnicach, a zbrodniarze dokonują gwałtów, napadów i morderstw?
Poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o niezawinione cierpienie znajduje się w centrum Pisma Świętego. Temat ten podejmuje na przykład Księga Hioba, której bohater - mimo że był człowiekiem prawym - doświadcza niezasłużonego cierpienia. Szatan przekonuje Boga, że Hiob nie czci Go za darmo, ale dlatego, że Stwórca mu błogosławi. Bóg godzi się na eksperyment i pozwala szatanowi zniszczyć życie Hioba. Jego majątek przepada, dzieci umierają, a on sam zostaje obsypany trądem i pozostawiony samemu sobie. Hiob jest symbolem cierpienia niezawinionego. Jego przyjaciele sądzili, że tragedie, które go dotknęły, są karą za grzechy. Hiob jednak był przekonany o swojej prawości, wierzył w istnienie Sprawiedliwego. Nie rozumiał, dlaczego te dramaty spotkały właśnie jego, a jednocześnie pozostał wierny Bogu. W końcowej scenie Bóg objawia się Hiobowi jako potężny i wszechmocny Stwórca świata godnego podziwu. W związku z tym uświadamia Hiobowi, że nie ma takiego nieszczęścia, którego nie mógłby odwrócić, po czym przywraca Hioba do stanu bardziej wspaniałego niż ten utracony.
W Księdze Mądrości czytamy natomiast: „A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju. Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności”. Stary Testament zapowiada cierpiącego Sługę Jahwe. Wielu się spodziewało, że przyjdzie Mesjasz, który zaprowadzi sprawiedliwy porządek na ziemi, ukarze złych i nagrodzi dobrych. Że będzie to superbohater, jak Batman czy Spider-Man. Zstąpi i mocą swej doczesnej potęgi uratuje wiernych i dobrych ludzi, zapewniając im pokój i dobrobyt. Tymczasem Jezus przychodzi, uczy, że królestwo Jego nie jest z tego świata i... umiera na krzyżu. Przez swoje zmartwychwstanie i wniebowstąpienie potwierdza, że perspektywa jest dłuższa, że na ziemi nie mamy się co spodziewać bezpiecznego miejsca, trwałego pokoju, tutaj raju nie będzie. Jednocześnie zapewnia, że wszystkich czeka sąd i wypełnienie Bożej sprawiedliwości.
Tylko że my patrzymy na to z doczesnej perspektywy i oczekujemy natychmiastowej reakcji. Pan Bóg uczy nas, że nasze życie na ziemi kiedyś się skończy, ale nie będzie to koniec absolutny. Nawet jeżeli wypełnienie sprawiedliwości nie przyjdzie w czasie doczesnego życia, to na pewno nastąpi i w wieczności sprawiedliwych czeka nagroda. Ta perspektywa nie jest dostępna dla naszych obecnych możliwości poznawczych, dlatego została nam objawiona przez Boga. Przyjmujemy ją w wierze ze względu na autorytet Boga.
Nie przekonuje mnie, że kiedyś poznam i zrozumiem znaczenie cierpienia. Dziś nie widzę sensu w tym, że Putin bombarduje Ukrainę, zabijając dzieci i kobiety. Ta narracja czyni z Boga kogoś obcego, dalekiego, który nie troszczy się o los swoich stworzeń.
Jezus przez swoją mękę i ofiarę na krzyżu dokonuje odkupienia, ale do Jego śmierci dochodzi przez to, że zostaje niesprawiedliwie potraktowany przez ludzi. I tym samym wchodzi w doświadczenie każdego człowieka, który zostaje potraktowany w podobny sposób.
W Chrystusie Bóg cierpi w cierpiących i umiera w umierających, jest obok nich pełen miłości, zawsze blisko.
Chrystus łączy się z nami w poczuciu naszego opuszczenia przez Boga i woła na krzyżu „Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił”. Paradoksalnie, odpowiedzią na pytanie, gdzie jest Bóg w nieogarnionym cierpieniu ludzi, jest miłość Boga do człowieka - miłość do końca, aż do samej śmierci. O takiej miłości Jezus powiedział: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”.
Po tej stronie obecność Boga objawia się w towarzyszeniu, byciu razem z nami, wchodzeniu w cierpienie każdego człowieka, a nie w pomszczeniu cierpienia, doczesnych karach czy zemście. Ktoś mógłby powiedzieć, że taki Bóg nie jest nam potrzebny, ale przecież bez Niego, bez Jego obecności i światła, świat wcale nie byłby lepszy. Jeśli On istnieje, jest nadzieja na sprawiedliwość i na miłosierdzie, jest nadzieja na życie wieczne dla tych, którzy zostali zamordowani, skrzywdzeni, niesprawiedliwie potraktowani. Jeśli Boga nie ma, to nie ma też żadnej nadziei. Nie tylko na życie dla nich, ale nawet na sprawiedliwość dla agresorów w tym życiu lub w przyszłym. Historia uczy, że ci, którzy zwyciężają, nie zawsze ponoszą karę za swoje zbrodnie, przynajmniej nie w wymiarze doczesnym. Jedyna sprawiedliwość i nadzieja pozostają w Bogu. Wierzymy, że znajdujemy się w rękach Boga i że On jest obok nas: także w tym, co nas dotyka, niszczy, pozbawia nadziei. W cierpieniu z powodu choroby, wojny czy śmierci bliskich. To perspektywa, którą najtrudniej nam zrozumieć, ale Bóg właśnie tę nam odsłania, wlewając w nasze serca nadzieję.
Doświadczenie zła i niesprawiedliwości nie jest ostatnim aktem tego, w czym uczestniczymy, ponieważ ten ostatni nie należy do księcia tego świata, ale do Boga. Św. Paweł uczy, że „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują”. Nie oznacza to, rzecz jasna, że mamy się modlić tylko o wytrwałość w cierpieniach i szczęśliwe przejście stąd do wieczności. Bóg przecież także obecnie wybawia nas od zła. O to Go proszą ludzie wierzący i doświadczają, że Bóg spełnia ich prośby.
Kiedy patrzę na obrazy z Buczy czy z Mariupola, trudno mi przyjąć, że to część większego planu, że kiedyś czeka nas coś więcej. Pewnie każdy, gdyby miał możliwość wyboru, wolałby umrzeć w podeszłym wieku, w otoczeniu rodziny, niż być rozstrzelanym na ulicy jako dziecko.
Wojna nie jest częścią planu Bożego w tym sensie, że Bóg jej chce. Konflikt w Ukrainie nie jest chciany przez Boga, podobnie jak nie jest chciany przez tych, którzy z jego powodu cierpią.
Wojna jest skutkiem działania wolnych stworzeń Bożych, które sprzeniewierzyły się Bogu. Tylko Pan Bóg ma taką moc, której nie ma człowiek ani inne stworzenie, że potrafi wyprowadzić dobro z doświadczenia zła. On nigdy nie traci kontroli nad tym, co się dzieje. Nawet jeśli jakieś działania wolnych stworzeń są przeciwne woli Bożej, Bóg to dopuszcza i potrafi sprawić, by urzeczywistniały się Jego plany. Sam Jezus, pytany o to, dlaczego zwlekał i dopuścił do śmierci Łazarza, albo za czyje grzechy cierpi człowiek niewidomy od urodzenia, odpowiedział, że stało się tak, aby objawiona została chwała Boża, czy sprawy Boże.
Zatem po czyjej stoi stronie w tym konflikcie wojennym?
Pan Bóg zawsze stoi po stronie uciśnionych, tych, którzy są prześladowani, niesprawiedliwie traktowani. I odpowiedź na pytanie o to po czyjej stronie opowiada się w tym konkretnym konflikcie, nie jest trudna. Oczywiście każdy człowiek jest Bożym stworzeniem, Bóg każdego stworzył z miłości, nawet agresorów. Wobec nich również ma przepiękny plan, taki sam zamysł zbawczy, jak wobec każdego człowieka, ale oni najwyraźniej nie chcą go przyjąć. Zaprzedali serca i umysły stworzeniu, które jest największym przeciwnikiem Pana Boga.
Szatan i jego upadli aniołowie chcą zniszczyć dzieła Boże. I do swoich celów posługują się ludźmi, którzy w różnym stopniu współpracują z siłami ciemności. Z drugiej strony - Pan Bóg nie jest superpolicjantem, stróżem doczesnego porządku, który użyje siły wobec agresorów i zaprowadzi na ziemi Boży pokój, odbierając wolność swoim stworzeniom. Bóg szanuje wolność, którą nam dał, bo jest wierny samemu sobie. W tym wszystkim ujawnia się też jakaś tajemnica Bożej cierpliwości. Wszyscy mamy dany czas, ludzie źli także. Wydaje się czasem, że Pan Bóg nie reaguje, pozwala na zło i wtedy rzeczywiście pojawiają się pytania, o to gdzie jest i po czyjej stoi stronie. Bóg chciałby przemiany serc ludzi, ale nie może za nich podjąć decyzji. Jeżeli się nie nawrócą, czas Bożej cierpliwości się skończy.
Ludzie wierzący w obliczu cierpienia próbują odnaleźć w nim jakiś sens, mówiąc, że to „wola Boża” lub „Bóg tak chciał”. Czy słusznie?
Czasami możemy słusznie interpretować jakieś zło czy cierpienie, które kogoś dotyka, jako rodzaj kary doczesnej za jego grzechy. Bóg jednak nie dopuszcza na ludzi cierpienia po to, żeby się cieszyć, że zostali ukarani, ale po to, by się nad sobą zastanowili, poprawili i nawrócili. Bóg ciągle ich kocha i zależy Mu na nich. Bywa, że czasami staramy się na siłę powiązać cierpienie z grzechem, bo wtedy niektórym łatwiej je przyjąć. Należy więc zachować ostrożność, bo to nie działa na zasadzie automatyzmu: grzech - kara. Sam Jezus nas o tym uczył.
W Ewangelii jest taka scena, gdy dociera do Chrystusa informacja o pewnych tragicznych wydarzeniach. Czytamy tam m.in.: „(...) myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”. Musimy mieć świadomość, że na świecie działa szatan, który ciągle nas okłamuje. Czyni zło, a potem się chowa, a my przypisujemy zło Bogu i pytamy: gdzie byłeś, że do tego doszło? Pismo Święte mówi, że dla Boga jeden dzień jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień, a my patrząc z naszej krótkiej ziemskiej perspektywy tracimy cierpliwość i buntujemy się względem Boga. Myślę jednak, że Bóg o tym wie, rozumie nasze położenie i trudności wiary, dlatego okazuje nam miłosierdzie.
Żydówka Etty Hillesum pisała w Auschwitz: „To nie jest wina Boga, że świat tak wygląda, ale nasza własna. Otrzymaliśmy wszelkie możliwości, żeby wejść do każdego raju, ale nigdy nie nauczyliśmy się z nich korzystać”. Czy te same zdania mogliby dziś napisać Ukraińcy?
Myślę, że każdy człowiek mógłby się pod tymi słowami podpisać. Co nie oznacza, że nie ma konkretnych ludzi, którzy ponoszą winę za to, co przeżywają ci, którzy siedzą w schronach, walczą i giną w Ukrainie. Każda wojna pociąga za sobą tak wiele zła, że okrucieństwo jednych może powodować podobną reakcję jako zemstę drugich. Ludzie potrafią ulegać zezwierzęceniu po obu stronach frontu. Poza tym nie wszyscy z racji tego, że są obywatelami Rosji, są źli. Tam również żyją ludzie sprawiedliwi, którzy opowiadają się przeciwko wojnie. Tym niemniej należy wystrzegać się, aby tego typu zastrzeżenia, mające przecież chronić przed zbyt łatwym usprawiedliwianiem wojny, same nie doprowadzały do krzywdzących generalizacji. Byłoby nieprawdziwe i nieuczciwe, gdyby w imię takich zastrzeżeń zrównywać moralnie stronę napadniętą z jej agresorem, ofiarę z katem. Dlatego Kościół w swoim nauczaniu nie wyklucza możliwości wojny sprawiedliwej, która jest moralnie dopuszczalnym sposobem realizacji prawa do własnej obrony przed niesprawiedliwą agresją.
Są ludzie, którzy mówią: Boga nie ma, skoro się na to godzi. I są tacy, którzy widząc to, co się dzieje na wojnie, nawracają się. Jak to wytłumaczyć?
Konkretna postawa człowieka może zależeć od rozmiaru osobistego doświadczenia zła wojny, choroby, poczucia krzywdy czy innego niewinnego cierpienia. Mniejsze czy też lżejsze doświadczenia łatwiej przyjąć, usensownić i nie obrazić się za nie na Pana Boga. Ale jeśli spotyka nas coś wręcz druzgocącego, wtedy może być to nie do wytrzymania, nie do udźwignięcia. Drugi czynnik to poziom osobistej wiary. Ludzie głęboko wierzący, którzy mają żywe doświadczenie Boga, nie oskarżają Go, nawet jeśli nie wszystko rozumieją, ale wszelkie doświadczenia życiowe, nieszczęścia czy dramaty przyjmują pokornie, z zawierzeniem i zaufaniem. Ci, których wiara nie jest tak silna, w obliczu doznanego zła mogą wątpić, buntować się, złorzeczyć Bogu, albo od Niego odchodzą. Są także i tacy, którzy wierzą wprawdzie w Boga, ale nie uznają realnego istnienia osobowego zła, jakim jest szatan. W związku z tym, kiedy na takich ludzi spadnie doświadczenie zła, nie mogą przypisać go jego właściwej przyczynie, więc przypisują je Bogu. Dlatego buntują się przeciwko Niemu i Go odrzucają.
Czy zło - podobnie jak krzyż - może stać się miejscem paschalnego zwycięstwa, łaski i zbawienia?
Zło w swojej pierwotnej charakterystyce nie jest czymś, czego Bóg chce. Nie ma w nim niczego świętego, sakralnego, nie ma go co uwznioślać. Zło jest złem. Jednak u jego podstaw zawsze znajduje się jakieś stworzenie rozumne, zbuntowane przeciwko Bogu - Jego przeciwnik. Tak samo było w tym złu, którego doświadczał Jezus. I zauważmy, że chociaż Jezus je przyjął i nadał mu charakter zbawczy, to jednak z tego powodu nie usprawiedliwiał tych, którzy Mu je zgotowali. Mówił: „Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany”. Za złem, którego doświadczył Jezus, stali konkretni sprawcy. Podobnie jest ze złem, którego doświadczają wierzący w Chrystusa - za tym też zwykle stoją konkretni ludzie. Siłę do walki ze złem i cierpieniem ludzie wierzący znajdują w łączności z cierpiącym i ukrzyżowanym Jezusem. Dla świata jest to niezrozumiałe, natomiast jest to perspektywa wiary chrześcijańskiej. Nie chcemy cierpienia i nie ma się czemu dziwić, ale z drugiej strony w Piśmie Świętym mamy sporo wezwań, do tego, aby łączyć się przez nie z Chrystusem, np.: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”. Święty Paweł mówi, że przez chrzest zostaliśmy pogrzebani razem z Chrystusem po to, aby razem z Nim powstać do nowego życia. W chrzcie dokonało się nasze zjednoczenie z Chrystusem, także w Jego cierpieniu i obumieraniu. Jest to chyba najtrudniejszy element życia chrześcijańskiego, najtrudniejsze nauczanie Ewangelii.
Chrystus pokonał śmierć i zmartwychwstał. Jak mamy świętować w cieniu wojny na Ukrainie?
Jeśli ktoś ma miękką, cukierkowatą wiarę i spodziewa się natychmiastowej gratyfikacji od Pana Boga za swoje dobre postępowanie, to doświadczenie wojny tą wiarą wstrząśnie albo ją zniszczy. Taki człowiek może mieć wówczas problem z przeżywaniem świąt zmartwychwstania. Może być rozczarowany tym, że królestwo Jezusa nie jest z tego świata, że zwycięski Chrystus nie nagradza go za wierność uwolnieniem od przeciwności i osiągnięciem sukcesu w tym życiu.
Ale człowiek prawdziwie wierzący może przeżywać święta jeszcze głębiej niż do tej pory. Pod wpływem wojny może zrozumieć, jak kruche jest życie ludzkie, jak bardzo potrzebujemy pomocy łaski Bożej i perspektywy zmartwychwstania, którą objawia nam Bóg w Swoim Synu.
Człowiek, który to odkryje i z całego serca w to uwierzy, w misterium paschalnym Jezusa Chrystusa, w Jego męce, śmierci, pogrzebaniu i powstaniu z martwych może odzyskać siłę do przeżywania tragedii wojny, siłę do tego, by znosić dramat, który rozgrywa się na naszych oczach.