Jaki ojciec, taki syn. Andrzej i Maciej Palczewscy
Związani z Cracovią od dawien dawna, od dziadkowego zainteresowania „Pasami”, pracowali (ojciec) bądź pracują (syn) w niej do dzisiejszego dnia. Andrzej i Maciej Palczewscy. Ludzie, którzy na stałe zapisali się w historii tego klubu.
Dziadek też był bramkarzem
Ojciec Andrzej to były prezes Cracovii z lat 2000 – 2003, syn Maciej to m.in. jej były bramkarz, a obecnie trener golkiperów w klubie z ul. Kałuży. A zainteresowanie rodziny Palczewskich „Pasami” zaczęło się dawno temu, gdy tata Andrzeja - Józef, pochodzący z pobliskiej Bochni, przeniósł się do Krakowa.
- Miłość do Cracovii przejąłem od ojca, który kochał piłkę, był bramkarzem Bocheńskiego – opowiada Andrzej Palczewski. - Tata był niesamowitym kibicem, a moja siostra wyszła za mąż za Zdzisława Skalskiego, mistrza Polski w Cracovii. Mnie, jako małego chłopczyka, nosił na barana. Zawsze z tatą chodziliśmy na mecze „Pasów”, siadaliśmy na torze kolarskim na specjalnie ustawionych tam ławkach. Chodziliśmy też na Garbarnię, bo mieszkaliśmy blisko jej stadionu, bo na ul. Konfederackiej na Dębnikach. Sam nie uprawiałem sportu, jako młody człowiek, nie miałem najlepszego zdrowia.
Przydomowe boisko, pływanie i gimnastyka
Miłość do piłki została przelana nie tylko z Józefa na Andrzeja, także z Andrzeja na Macieja. Urządził w przydomowym ogrodzie boisko. Postawił bramkę, a Maciek z kolegami zaczął korzystać z prywatnego boiska.
- Uprawiałem wiele dyscyplin sportu – opowiada Maciej Palczewski. - Chodziłem na pływanie na basen Wisły. Chciałem też grać w piłkę, a że miałem najbliżej na Wisłę, tam zacząłem, mając 10 lat. Zadecydowały względy logistyczne. Tak było najwygodniej. Stanąłem w bramce, bo podziwiałem duńskiego bramkarza Petera Schmeichela.
- Maciek bardzo szybko rósł, nawet centymetr na miesiąc – śmieje się Andrzej. - Trzeba mu było zapewnić mu wszechstronne zajęcia sportowe. Mam żonę lekarkę, która mocno zwracała uwagę na sprawy zdrowotne. Posłaliśmy też Maćka na gimnastykę.
Palczewski-senior był kierownikiem drużyny rocznika 1982 r. w szkółce Stanisław Chemicza, przemierzał z synem Polskę i Europę, jeżdżąc na wszelkie turnieje.
- Z naszej drużyny wywodził się Darek Zawadzki, mistrz Europy U-18 u trenera Globisza – opowiada Maciek.
Maciej jako starszy młodzian przeniósł się na drugą stronę Błoń i zaczął grać w zespole juniorów Cracovii, zaczął trenować z pierwszą drużyną w jej III-ligowych czasach.
Kluby zmieniał dość często
Potem bardzo często zmieniał kluby, występując w barwach Wawelu Kraków, Dalinu Myślenice, wrócił do Wisły, przez jej rezerwy trafił do Proszowianki, Szczakowianki Jaworzno, Garbarni Kraków, Arki Gdynia i Przeboju Wolbrom. Na zawodniczym szlaku były też później Śledziejowice, Tramwaj Kraków, Wiślanie Jaśkowice wreszcie Orzeł Piaski Wielkie.
Nie zadebiutował w ekstraklasie jako piłkarz, dane mu to było dopiero jako trenerowi i teraz zbliża się już do 250 meczów w najwyższej klasie rozgrywkowej.
- Z perspektywy czasu widzę, że za dużo było tych zmian w kontekście mojej przygody piłkarskiej, wynikało to z mojej niecierpliwości – uważa Maciej. - Teraz pewnie bym zrobił inaczej. Nie byłem gotowy, by zaistnieć na najwyższym poziomie sportowym, nie byłem na to przygotowany mentalnie.
- Jako nastolatek grał w reprezentacji Małopolski – dopowiada tata. - Został wypatrzony przez trenera Andrzeja Zamilskiego, który powołał go do reprezentacji Polski U-14 i U-15. W jednym z meczów mistrzowskich złamał nogę.
Marzenia o kadrze prysły.
- Nigdy nie myślałem o tym, kiedy zostanę zawodowym piłkarzem, to były inne czasy niż teraz – opowiada Maciej. - Dzisiaj zawodnicy mają zaprogramowaną ścieżkę rozwoju od a do z. Uczyłem się, poszedłem na studia. Pewnie mając te 21 lat powinienem sobie powiedzieć, skoro nie grasz w najwyższej klasie rozgrywkowej, to zacznij się zastanawiać, co dalej? Wtedy w ekstraklasie debiutowali np. 28-latkowie, inaczej niż dzisiaj. Dobrze, że mama czuwała nad moją edukacją.
W 2003 r. zagrał w wygranych przez rezerwę Wisły barażach o III ligę z… Bocheńskim.
- Dla mnie były to wyjątkowy dzień – wspomina tata. - Mój syn zagrał po kilkudziesięciu latach na tym samym stadionie, na którym grał mój ojciec, tylko w innych barwach.
Kiedy Maciek zdał sobie sprawę, że piłkarzem ekstraklasowym nie będzie? A był tego bliski dwukrotnie – w Wiśle i Arce Gdynia. Gdy trener Adam Nawałka prowadzący Górnika Zabrze wziął go na testy na obóz zimowy w 2010 r. nadzieje odżyły. Przyszła tez refleksja.
- Na treningu doznałem uraz kolana, to była już kolejna kontuzja, może kariera piłkarska nie jest mi pisana? - zastanawiał się Maciej. - Byłem grającym trenerem bramkarzy w Przeboju Wolbrom i w tym samym roku zostałem trenerem w SMS-ie Kraków i w Cracovii, gdzie przeszedłem przez wszystkie szczeble młodzieżowe.
Z pierwszym zespołem „Pasów” związał się w 2015 r. najpierw chwilowo zastępując Mariusza Liberdę. Gdy do klubu przyszedł Jacek Zieliński, Palczewski miał być początkowo na dwa miesiące, ale został na dłużej i jest do dziś.
- Będę mu pamiętał do końca życia, że dał mi szansę i mogę być trenerem w ekstraklasie! - mówi Maciej.
Tata przyjacielem i… ostrym recenzentem
Tata Andrzej, jako się rzekło, jest przy karierze syna od jej pierwszej minuty. Bardzo angażował się w nią, będąc na każdym meczu syna.
- Może angażowałem się za bardzo? - zastanawia się. - Na początku to była zabawa. Pomagałem w sekcji, będąc jej kierownikiem. Skoro trener Zamilski powołał go do reprezentacji Polski, to trudno by ojciec w takiej sytuacji nie kibicował synowi. Potem przeżywałem kolejne jego mecze w kolejnych klubach.
- Tata najbardziej przeżywał moje występy I-ligowe, gdy w barwach Szczakowianki debiutowałem z Ruchem Chorzów – dopowiada Maciej.
- Najprzyjemniejsze wspomnienia mam z czasów, gdy Maciek był trampkarzem, juniorem – mówi Andrzej.
- Ja z kolei najlepsze wspomnienia mam z drużyny trenera Kmity w Cracovii – mówi Maciej. - Tam był zestaw chłopaków z charakterem. Tworzyliśmy fajny team, w którym był m.in. Andrzej Bednarz i Andrzej Paszkiewicz (dziś trener juniorów Cracovii – przyp.).
Andrzej śledzi dokonania syna również jako szkoleniowca.
- Trenerem został w Cracovii, więc moja sympatia jest podwójna – śmieje się Andrzej. - Nadal przeżywam te mecze. Są nerwy. Zależy mi zawsze, by Cracovia wygrała, ale bardzo zależy mi na tym, by trenowany przez mojego syna bramkarz nie zawalił meczu.
- Mama miała zakaz chodzenia na mecze – mówi Maciej. - Była raz i nie był to najlepszy mecz w moim wykonaniu. Teraz bardziej przeżywa i interesuje się tym niż wtedy. Z tatą toczymy ożywione dyskusje po każdym spotkaniu, nieraz są one burzliwe i kończą się np. tym, że nie odzywamy się do siebie przez tydzień. Tata patrzy na spotkania jako kibic, ja jako trener. Zawsze mi powtarza: Żebym jeszcze dożył sukcesu Cracovii. W ubiegłym roku przywiozłem dwa trofea (Puchar Polski i Superpuchar Polski – przyp.), ale nadal jest niezadowolony, chciałby mistrzostwa. Tata uważa, że wie już wszystko o bramkarzach. Wie dużo ale...
O Cracovię walczył w mieście
- Mając 22 lata byłem członkiem sekcji piłkarskiej Cracovii – opowiada Andrzej. - W 1982 r. jako działacz wprowadzałem Cracovię do I ligi. Chodziłem do szkoły z Tadeuszem Piekarzem, późniejszym wojewodą małopolskim. Gdy zostałem radnym lobbowałem, by gmina podpisała umowę z Cracovią. I przekonaliśmy do tego pomysłu wielu radnych. Tak powstał MKS Cracovia, spółka zarządzając piłką nożną w Cracovii.
Maciej nie ogląda piłki
Choć futbol jest wszechobecny w życiu Andrzeja i Maćka, to młodszy z rodu Palczewskich piłki nożnej nie ogląda w telewizji.
- Staram się oddzielać pracę od domu, po przyjściu do niego nie oglądam piłki – mówi Maciej. - Nie jest tak, że w ogóle się od niej odcinam, bo oglądam najbliższego przeciwnika, analizuję, meczów w ciągu tygodnia mam dość, więc przychodząc do domu i oglądać spotkania już nie chcę. Od trzech lat tak mam. Żeby coś dobrze robić, trzeba mieć czystą głowę. Moja mama nigdy nie mogłaby oglądać serialu o szpitalach, lekarzach, bo sama pracuje w nim i jest lekarką. Mam takie zdanie, że w pewnym momencie „dysk” się przeładowuje, choć każdy może mieć inne zdanie. Poznałem siebie na tyle, że stwierdzam, że nie będę dobrym trenerem, jeśli cały czas będę żył piłką nożną, choć są trenerzy, którzy tak robią. Nie umiem już oglądać meczów jako kibic. Szkoda mi tego, ale przerzuciłem to romantyczne oglądanie sportu na inne dyscypliny, choćby formułę 1. Ciężko mi oglądać futbol jako kibic, więc gdy stanę przed dylematem – jechać na Grand Prix formuły 1 czy finał piłkarskiej Ligi Mistrzów, wybieram tę pierwszą opcję.
Ojciec marzy o mistrzostwie, syn o… najbliższym meczu
- Puchar pucharem, chwała Cracovii za niego, ale najważniejsze jest mistrzostwo Polski – mówi Andrzej. - Chciałbym, by to się ziściło.
- Nie myślę, co będzie za rok, czy w dłuższej perspektywie, ale o najbliższym meczu – mówi Maciej. - W sporcie myślenie o przyszłości słabo się sprawdza. Za miesiąc mogę być w innym miejscu. Wydawałoby się w zeszłym sezonie, że nieosiągalne jest zdobycie Pucharu Polski. Gdyby mnie ktoś zapytał, czy zdobędziemy go, to bym powiedział: zejdźmy na ziemię, a jednak tego dokonaliśmy. Jestem członkiem sztabu. Jestem zdany na to, co zadecyduje trener i klub, dlatego długofalowe myślenie nie ma sensu. Na razie pracuję 6 lat w Cracovii wśród seniorów. Każdy z trenerów pierwszej drużyny dał mi szansę, bym mógł pokazać, jak pracuję. A dostawałem je choćby od Jacka Zielińskiego, szkoleniowca, który zdobył mistrzostwo Polski, grał z Lechem w pucharach i od kolejnego – Michała Probierza, który ma ponad 500 meczów w ekstraklasie. Skoro więc miałem te szanse, to chyba nie jest tak źle.
- Tak, ale nie ma żadnej stabilizacji - ubolewa Andrzej.
Niezbyt często zdarza się, by trener był młodszy od swoich podopiecznych, a taką sytuację przeżył Palczewski.
Pracował z Krzysztofem Pilarzem w Cracovii, który był od niego starszy. - Zależy od tego, jak sobie ułożysz relacje, a z drugiej strony od zawodnika – mówi Maciej. - To trzeba dogadać. Nasza sytuacja jest specyficzna – jesteśmy w drużynie, a jednocześnie poza nią, bo pracujemy z golkiperami i jesteśmy indywidualistami. Jeśli pokażesz fachowość, to ci, z którymi współpracujesz cię zaakceptują, niezależnie od tego, czy masz 20 czy 30 lat. Ja miałem mało trenerów bramkarzy, gdyż indywidualizacja zajęć była bardzo mała. Moim pierwszym trenerem był Piotr Wrześniak w Arce Gdynia, zwracał uwagę na niuanse, a miałem wtedy 24 lata. 6 lat pracy jako trener w ekstraklasie daje wiele nauki. Ten miniony rok przyniósł sukcesy i jestem z tego bardzo dumny.