Jako zodiakalny Byk, Izabela Trojanowska lubi brać życie za rogi

Czytaj dalej
Fot. Sylwia Dąbrowa
Paweł Gzyl

Jako zodiakalny Byk, Izabela Trojanowska lubi brać życie za rogi

Paweł Gzyl

Jej karierę przerwał stan wojenny. Po 1989 roku wróciła jednak do śpiewania. Ale i tak najważniejsza pozostała dla niej córka Roksana.

Z wykształcenia jest aktorką, ale polskie kino jej nie zauważa. Całe szczęście inaczej jest z telewizją. Przez wiele lat oglądaliśmy ją w „Klanie” jako dystyngowaną Monikę Ross. Potem objawiła swoje pedagogiczne talenty, będąc jedną z trenerek w talent-show „The Voice Senior”. Bo tak naprawdę jej największą pasją jest śpiewanie. I to dzięki takim przebojom, jak „Wszystko, czego dziś chcę” czy „Tyle samo prawd, ile kłamstw” ma już zasłużone miejsce w historii polskiego popu i rocka.

- Ja jestem Bykiem zodiakalnym i lubię brać życie za rogi. Ale już nie ślepo, tylko mądrze. Można powiedzieć, że jestem kobietą po przejściach. Wiem też, że nie jestem odosobniona w moim doświadczeniu. Większość kobiet jest w podobnej sytuacji i jakoś sobie radzimy. Jesteśmy silne, silniejsze od mężczyzn. Od problemów potrafimy się tak pięknie i wysoko odbić, jak od trampoliny – mówi w „Gali”.

Nabierając pewności siebie

Wychowała się w Olsztynie. Na co dzień była niepokornym dzieckiem. Nie chciała słuchać ani rodziców, ani nauczycieli. Zdarzało się jej, że w środku lekcji nagle wychodziła z klasy, nie prosząc nikogo o pozwolenie. Zawsze była zamyślona i żyła we własnym świecie. Dorobiła się nawet przydomka „Śpiąca królewna”. Rodzice starali się ją dyscyplinować, ale nie zawsze im się to udawało. Podobnie i dwa bracia.

- W dzieciństwie lubiłam śpiewać dla siebie, nie myślałam, że komuś może się to w ogóle spodobać. Przekonałam się o tym dopiero podczas szkolnych akademii, na których występowałam. Mimo że byłam nieśmiała, paradoksalnie nabierałam pewności siebie, kiedy stawałam na scenie – podkreśla w „Gali”.

Muzyka była zawsze obecna w jej domu za sprawą mamy, która słuchała ówczesnych szlagierów w radiu. Najpierw zapisała córkę na balet, a potem z podziwem śledziła jej kolejne wygrane w wokalnych konkursach. Tata nie był jednak przekonany do pasji Izy. Dopiero kiedy wraz z dziecięcym chórem zdobyła nagrodę na festiwalu piosenki religijnej w Chorzowie i wręczył ją jej Karol Wojtyła, śpiewanie Izy zyskało jego aprobatę.

Potem Iza wystąpiła podczas festiwalu piosenki radzieckiej - i ponieważ zdobyła jedną z nagród, wydelegowano ją na kolejny festiwal. Wygrana podczas opolskich „Debiutów” sprawiła, że dziewczyna poczuła wiatr w żaglach. Niestety, w szkole niechętnie patrzono na jej sukcesy. Kiedy postanowiła pojechać na telewizyjną „Giełdę Piosenki”, dyrektor... wyrzucił ją z liceum. Rodzice sobie z tym jednak jakoś poradzili i Iza ostatecznie zdała maturę w Gdańsku.

Młoda buntowniczka

Po sukcesie w Opolu, młoda wokalistka została zaproszona na zdjęcia próbne do „Wesela”, które przygotowywał wtedy Andrzej Wajda. Choć nie wygrała castingu, wspólne próby z Danielem Olbrychskim sprawiły, że postanowiła zostać aktorką. Zaczęła więc naukę w studium działającym przy teatrze w Gdyni. Pierwszą dużą rolą, którą zagrała, była Teresa Sikorzanka w serialu „Strachy”. Jego sukces sprawił, że trafiła do stołecznego Teatru Syrena.

- Z tego, co mówił dyrektor mojego teatru, Witold Filler, moje koleżanki odwiedzały go regularnie raz lub dwa razy dziennie, składając na mnie donosy typu: „Dopiero przyszła, a gra główne role. Co to ma być?!”. Dyrektor wtedy odpowiadał: „Ale teatr jest na własnym rozrachunku i musi się sam utrzymywać. Na Trojanowską przychodzą tłumy”. Dlatego dostawałam jako pierwsza scenariusze i mogłam wybierać role, którymi chciałam się zająć w danym sezonie – wspomina w „Gazecie Krakowskiej”.

To w Warszawie wokalistka poznała młodego naukowca – Marka Trojanowskiego. Zakochali się w sobie i bez dłuższego zastanawiania się wzięli ślub. Choć Trojanowski był matematykiem, interesował się również rockiem. W 1980 roku zasugerował żonie, aby spróbowała zaśpiewać bardziej nowoczesną muzykę. Jako że pochodził z Lublina, znał Romualda Lipko z Budki Suflera. Lider popularnej grupy napisał dla Izy dwie piosenki, z którymi pojechała do Opola.

- Chciałam wnieść coś nowego, a ówczesne gwiazdy polskiego popu były bardzo klasyczne – w pięknych sukienkach z falbankami rozkładały rączki i śpiewały o niczym. Tak na wszelki wypadek, bo cenzura nie puszczała innych tekstów. Śpiewały więc o miłości, a w refrenie było sporo „la la la”. I nic te piosenki ze sobą nie niosły, poza tym, że było miło. Ja byłam buntowniczką, byłam młoda, chciałam czegoś więcej – podkreśla w serwisie Polonia.sk.

Dzieląc czas

Kiedy piosenkarka pojawiła się w Opolu, a potem w Sopocie, zaprezentowała nowoczesny image: postrzępioną grzywkę i męski garnitur. Już to wywołało sensację – ale podobnie było z utworami wykonywanymi przez Izę. Najpierw hitami stały się miłosne „Tyle samo prawd ile kłamstw” i „Wszystko czego dziś chcę”, a później polityczne – „Podaj cegłę” i „Na bohaterów popyt minął”. Trojanowska poszła za tym ciosem i nagrała mocno zaangażowaną płytę z Tadeuszem Nalepą. Niestety: wprowadzono stan wojenny.

Ponieważ Iza miała zakontraktowane koncerty w Holandii, wypuszczono ją z kraju. Wkrótce dołączył do niej mąż. Mama wokalistki mieszkała już od pewnego czasu w Dusseldorfie. Iza i Marek pojechali więc do niej, a potem przeprowadzili się do Kolonii i ostatecznie do Berlina Zachodniego. To nie spodobało się władzom i zaczęto ją dyskredytować – rozpuszczono nawet plotkę, że Trojanowska występuje na Zachodzie w filmach porno.

Tymczasem piosenkarka urodziła córkę Roksanę i zrezygnowała z kariery na rzecz zajmowania się domem. Sytuacja zmieniła się po upadku komunizmu w 1989 roku. Odezwał się wtedy do niej Romuald Lipko i zaprosił na wspólne występy z Budką Suflera w kraju i za granicą. Dawni fani nie zapomnieli o swojej idolce. Ponieważ zgotowali jej gorące przyjęcie, Iza postanowiła wznowić karierę. Odezwali się wtedy do niej telewizyjni producenci serialu „Klan”, dzięki którym została uwielbianą przez widzów Moniką Ross.

Trojanowska początkowo dzieliła swój czas między dom w Berlinie a pracę w Warszawie, w końcu jednak przeprowadziła się do Polski. Odbiło się to na jej małżeństwie: choć formalnie nie rozwiodła się z Markiem, to jednak od pewnego czasu są w separacji. Roksana nie zdecydowała się wrócić z mamą do ojczystego kraju. Skończyła prawo w Berlinie i obecnie pracuje w zawodzie.

- Tak naprawdę, nie mam kiedy za nią zatęsknić, bo dzięki nowym technologiom mamy ze sobą stały kontakt. Codziennie rozmawiamy ze sobą o zwykłych sprawach, korzystając z takich komunikatorów, jak Viber czy WhatsApp. Mam do niej duże zaufanie, jest rozsądną i mądrą dziewczyną – twierdzi w „Gazecie Krakowskiej”.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.