Jan Grabkowski: Człowiek nie może być wpatrzony tylko w siebie...
O lekcji pokory, jakiej doświadczył, miłości do samorządu i jego sile, sukcesach powiatu, inwestycjach, milionach z Unii mówi Jan Grabkowski, starosta poznański, dla którego wspólne budowanie aglomeracji jest nadrzędnym celem
Zasłabł Pan podczas spotkania Rady Metropolii Poznań, potem przeszedł operację usunięcia tętniaka aorty. Jak długo nie było Pana w pracy?
Jan Grabkowski: Minęło ponad pięć miesięcy. Zdarzenie miało miejsce 16 grudnia.
Szmat czasu. Bardzo Pan się zmienił.
Jan Grabkowski:Tak, teraz mam inny pogląd na życie i… schudłem 20 kilogramów. Jak byłem w śpiączce nie czułem, że waga spada. Teraz każdy, stracony kilogram okupiony jest ciężką pracą, ale dzięki temu czuje się dużo lepiej.
Nie chodzi o te kilogramy. Odnoszę wrażenie, że wewnętrznie Pan się zmienił...
Jan Grabkowski: Oczywiście, bo
tego typu zdarzenie powoduje, że człowiek zupełnie inaczej patrzy na życie.
Jeszcze teraz, gdy myślę o tym co się wydarzyło, wzruszam się.
Rodzina była przy Panu non stop, a czy przyjaciele sprawdzili się w tym trudnym okresie?
Jan Grabkowski: Przychodzi taki moment..... (dop. red. słowa wypowiada, starając się zapanować nad wzruszeniem). Gdy żona odebrała pierwszy telefon..., nie mogłem powstrzymać łez..... Kiedy człowiek ociera się o śmierć, to potem są takie reakcje... Chyba pierwszy raz tak otwarcie o tym mówię. Nadal są to dla mnie olbrzymie emocje.
Jedno jest pewne. Mam mnóstwo przyjaciół...
A wszystkim tym, którzy modlili się, bo było wiele mszy w intencji mojego powrotu do zdrowia, łącznie z nabożeństwem w katedrze z udziałem arcybiskupa, wszystkim tym, którzy trzymali za mnie kciuki... tym, którzy myśleli pozytywnie – dziękuję. To dało mi niewyobrażalną siłę.
Jak to doświadczenie wpłynęło na Pana?
Jan Grabkowski:
Moment, w którym człowiek budzi się ze śpiączki na oddziale szpitalnym przypomina matrix.
Pan profesor Marek Jemielity uprzedził żonę, że będę wtedy opowiadał różne, niekiedy dziwne rzeczy. Na szczęście była przy mnie moja rodzina i niesamowici specjaliści począwszy od kadry lekarskiej do pań pielęgniarek. To nie jest łatwe doświadczenie, gdy brakuje siły i tak naprawdę wszystko zależy od ludzi, którzy są wokół mnie. Co więcej, trzeba się temu poddać. Takie uczucie nie było mi do tej pory znane.
To uczy pokory.
Jan Grabkowski: Olbrzymiej. Myślę, że wielu osobom przydałaby się taka lekcja pokory, ale nikomu tego nie życzę, bo w moim przypadku mogło to skończyć się śmiercią. U mnie to doświadczenie doprowadziło do pozytywnej zmiany myślenia.
Czy patrząc na to co dzieje się w kraju i biorąc pod uwagę to, czego Pan ostatnio doświadczył, nie ma Pan wrażenia, że są w życiu ważniejsze sprawy niż polityka?
Jan Grabkowski: W życiu trzeba wszystko wyważyć. Bardzo ważna jest rodzina, dzieci, wnuki, ale człowiek nie może być wpatrzony tylko w siebie, bo będzie bezwartościowy dla społeczeństwa. Każdy powinien dobrze wykonywać swoją pracę.
A Pan jest zadowolony z pracy swoich urzędników?
Jan Grabkowski: To dobrze wykształcone osoby, cały czas podnoszące swoje kwalifikacje, uśmiechnięte, chętne do pomocy.
I Pan ich nagradza, i to sowicie.
Jan Grabkowski: Robię to z przyjemnością. Jeżeli pracownicy starostwa tylko w tym roku pozyskali środki zewnętrzne - unijne i rządowe - w wysokości 70 mln zł, a może jeszcze uda się zdobyć kolejne 20 milionów złotych, i to wszystko bez zlecania przygotowania wniosków oraz projektów na zewnątrz, to trzeba ich docenić. Jesteśmy w czołówce rankingu powiatów w Polsce. W ubiegłym roku uplasowaliśmy się na piątym miejscu. Mam zasadę - wymagam ale też potrafię nagrodzić. Jeśli ktoś przeczyta w gazecie, że pani skarbnik dostała w ubiegłym roku 50 tysięcy złotych nagrody, to wyda mu się to dużo. Nikt jednak nie napisał, że były to trzy nagrody. A za taką pensję, jaką płaci starostwo, trudno na rynku pozyskać dobrego fachowca.
Proszę porównać wynagrodzenie skarbnika wynoszące 14 tysięcy złotych brutto miesięcznie z poborami prezesów spółek, czy pana Misiewicza.
Należy pamiętać, że skarbnik powiatu odpowiada za budżet o wartości 300 milionów złotych. Jeśli chcemy pracować z wykształconym i zaangażowanymi ludźmi, to musimy ich dobrze wynagradzać. Chcę zaznaczyć, że zarząd powiatu - starosta i wicestarosta - nie dostaje żadnych nagród. Nie otrzymujemy również diet, choć jesteśmy radnymi powiatowymi. A nasze pensje nie uległy zmianie od 2002 roku. Opozycja mówi, że skarbnik dostaje dużo więcej niż szeregowy pracownik. Różnica polega na tym, że pracownik może awansować i znaleźć się wśród kierownictwa, a tym samym więcej zarabiać. Zasadą w starostwie jest awans wewnętrzny. Nasza pani sekretarz awansowała ze stanowiska referenta na zastępcę dyrektora, a potem na sekretarza. Podkreślam, ja nie podlegam politycznym wpływom przy zatrudnianiu pracowników.
Wspomniał Pan o pozyskaniu 70 mln zł. Na co głównie są to pieniądze?
Jan Grabkowski: Przede wszystkim na drogi. Ostatnio podpisywaliśmy z marszałkiem województwa umowę o dofinansowaniu przebudowy drogi od węzła Kleszczewo do Zalasewa. Z 5,6-metrowej drogi zrobimy 7-metrową z oświetleniem i ścieżkami pieszo-rowerowymi. Dzięki temu poprawi się nie tylko bezpieczeństwo, ale i komunikacja w tym rejonie, który bardzo dobrze się rozwija.
Z Narodowego Programu Budowy Dróg przebudowane zostaną ulica Poznańska w Skórzewie oraz Grunwaldzka w Plewiskach.
Każda z nich będzie kosztować po około 6 mln zł. Połowę kwoty sfinansuje wojewoda z pieniędzy rządowych, pozostałą część ze swych budżetów wyasygnują gmina i powiat. Na zarządzanie drogami powiatowymi w tym roku wydamy 60 mln zł. Niektóre powiaty nie mają nawet takich budżetów.
Jakie jeszcze inne inwestycje drogowe będą realizowane?
Jan Grabkowski: Bardzo ważna jest budowa tunelu pod torami kolejowymi na Grunwaldzkiej w Poznaniu. Do tego zadania jesteśmy finansowo przygotowani. Równie niezbędne jest zakończenie przebudowy ulicy Gdyńskiej w Koziegłowach, na odcinku od Poznańskiej do wjazdu do Centralnej Oczyszczalni Ścieków. Mam nadzieję, że projektowanie szybko się skończy, bo chcemy jednocześnie przebudować Poznańską, ale musimy wiedzieć, jak włączyć się do Gdyńskiej. Jako zarząd Metropolii Poznań, która jest instytucją pośredniczącą w wydawaniu olbrzymich pieniędzy unijnych, przesunęliśmy pieniądze z drogi na Szamotuły w granicach Poznania właśnie na Gdyńską, by miasto miało dodatkowe środki na tę inwestycję. Wspomniana droga w części, za którą odpowiada marszałek, została zmodernizowana, a fragment na terenie miasta nie. Zarząd Metropolii Poznań uznał, że ważniejszy z punktu widzenia aglomeracji jest wspomniany odcinek Gdyńskiej.
Kiedy Gdyńska i Poznańska w Koziegłowach będą gotowe?
Jan Grabkowski: Jak najszybciej. Może w przyszłym roku rozpoczną się prace. Znam Koziegłowy i Czerwonak. Te rozwiązanie są potrzebne gminie i jej mieszkańcom, jak powietrze.
Jest Pan ojcem tego sukcesu. To Pan dopilnował Poznań, by wywiązał się z obietnicy danej gminie Czerwonak.
Jan Grabkowski: W moim gabinecie było podpisywanie porozumienie z Maciejem Wudarskim, zastępcą prezydenta. To prawda, że był spór między miastem a gminą. Gdybyśmy się w to nie włączyli, to niewiele by z tego wyszło.
Często chwali się Pan szkolnictwem zawodowym. Dlaczego?
Jan Grabkowski: Oświata to nasza przyszłość. Kiedyś powiedziałem: stawiamy na kształcenie zawodowe na najwyższym poziomie. Zdecydowaliśmy, że współpracujemy z najlepszymi.
Już w 2005 roku podpisaliśmy umowę z Volkswagenem, rok później z Solarisem, dalej z SKF, Viessmannem, hotelami itd.
Młody człowiek, który chce być mechatronikiem, musi zdać egzamin do szkoły zawodowej. Gdy przychodzi do klasy firmowanej przez VW, Solarisa czy Imperiala od razu jest młodocianym pracownikiem danej firmy. Po zakończeniu szkoły zdaje egzamin zawodowy, może też zdać egzamin przed Niemiecką Izbą Przemysłowo-Handlową i dzięki temu pracować w tych fabrykach na całym świecie. Dopłacamy do szkolnictwa zawodowego, bo ono jest droższe, ale to nam się opłaca. Absolwenci tych szkół od razu są zatrudniani, nie są klientami Urzędu Pracy. Dobrze zarabiają. To, co zainwestowaliśmy zwraca się nam w odpisach z PIT-u.
Ile powiat planuje zainwestować w tym roku w oświatę?
Jan Grabkowski: Kończą się remonty w dwóch szkołach – w Puszczykowie i Mosinie, które mają charakter bardziej uzupełniający to co zrobiliśmy wcześniej.
Olbrzymim wyzwaniem jest inwestycja w Centrum Kształcenia Ustawicznego przy Zespole Szkół nr 1 w Swarzędzu. Jej wartość to 32 milionów złotych, w tym 17 milionów z UE.
Mamy już podpisaną umowę na dofinansowanie, trwa przetarg na wyłonienie wykonawcy. Powstanie między innymi 18 pracowni do nauki zawodu. Będziemy kształcić jeszcze więcej doskonałych fachowców. Ludzie, którzy już pracują będą mogli podnosić swoje kwalifikacje lub zmienić zawód. Wiedza książkowa nie wystarczy. Trzeba też posiadać praktyczne umiejętności.
Czy ośrodek dla dzieci niewidomych w Owińskach też jest w planach inwestycyjnych?
Jan Grabkowski: To nasze oczko w głowie, bo służy osobom niepełnosprawnym, a poza tym to przepiękny zabytek. Dzisiaj jest on jednym z najlepszych w kraju ośrodków dla niewidomych. Jeśli jeszcze uda się nam pozyskać 10 milionów złotych, to łącznie zainwestujemy tu 25 milionów złotych. Za dotację chcemy między innymi zrewitalizować historyczny układ parteru budynku a także zamontować tak ważną instalację p-poż, przystosowaną do osób niewidomych. Proszę pamiętać, że jest to budynek pocysterski, nie był budowany dla niewidomych. Nasz konserwator zabytków bardzo dobrze rozumie potrzeby ośrodka. Planujemy likwidację progów i montaż trzech transporterów schodowych, by osoby niepełnosprawne ruchowo mogły poruszać się po obiekcie. Na korytarzach i klatkach schodowych pojawią się trójwymiarowe naklejki posadzkowe, ułatwiające dotykową orientację w przestrzeni.
Jest pomysł na udostępnienie ośrodka. W wakacje nie ma tam uczniów. Może on stać się atrakcją turystyczną.
Taką atrakcją jest też niewątpliwie park orientacji przestrzennej z pracownią tyfloakustyczną przy ośrodku...
Jan Grabkowski: Ten projekt rodził się 10 lat. Ciągle nie było pieniędzy. Udało się nam namówić profesora Jerzego Buzka, ówczesnego przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, by przekonał marszałka Marka Woźniaka do znalezienia na ten cel funduszy. Dzięki niemu dostaliśmy 3 milionów złotych dofinansowania. Cała inwestycja kosztowała 6 milionów złotych. Park w tym roku kończy pięć lat. Obecnie wstęp do niego jest bezpłatny. Być może wprowadzimy symboliczną opłatę, aby mieć pieniądze na jego utrzymanie.
Na jakim etapie są rozmowy, dotyczące dofinansowania poznańskich szkół ponadgimnazjalnych przez powiat?
Jan Grabkowski:
Nie palę się, by dofinansowywać poznańską oświatę.
Jeśli już, to muszę mieć twarde wyliczenia, jakie są wydatki na wynagrodzenia, utrzymanie itd., bo to są pieniądze publiczne. Dyskusja na ten temat powinna trwać dłuższy czas, a nie, że od września mamy płacić. Nie jesteśmy na to przygotowani budżetowo. Ponadto muszę wiedzieć co ile kosztuje, by taką propozycję przedstawić Radzie Powiatu, w której jest olbrzymi opór przeciwko temu. Stolica regionu, która przyciąga do siebie młodych, nie powinna na nich oszczędzać. W przypadku szkolnictwa zawodowego nie dopuszczam myśli o dofinansowaniu, bo mamy własne i to na wysokim poziomie.
Jakie są problemy w powiecie i aglomeracji, które należy szybko rozwiązać?
Jan Grabkowski: Jeden z najistotniejszych to budowa obwodnicy północno-wschodniej. Nie upieram się, aby powstała ona w formie drogi ekspresowej, ale żeby była. Wielu mieszkańców Rokietnicy, Suchego Lasu, Kostrzyna czy Swarzędza wskazuje, że obwodnica powinna powstać jak najszybciej, bo przez zakorkowany Poznań nie da się przejechać. Przez to traci biznes. Ważne jest, abyśmy porozumieli się z wojskiem, czy przekaże fragment terenu na poligonie w Biedrusku na poprowadzenie obejścia. Musimy zdecydować, czy będzie to dwujezdniowa arteria czy 7-metrowa ze ścieżkami pieszo rowerowym. Kolejne wyzwanie to budowa bloku operacyjnego w szpitalu w Puszczykowie. Paradoksalnie, dobrze się stało, że unieważniliśmy przetarg na wybór wykonawcy, bo przeprojektujemy budynek tak, aby powstała także centralna sterylizacja. Chcemy to zrealizować, jak najszybciej, bo od stycznia 2018 r. zmieniają się standardy dotyczące bloków operacyjnych. Zależy mi na zmodernizowaniu budynku szpitala do końca, aby sale chorych były 1- lub 2-osobowe.
Jak Pan ocenia relacje między miastem a powiatem oraz miastem a gminami?
Jan Grabkowski:
Na początku tej kadencji były pewne perturbacje. Wynikały one z tego, że prezydent Jacek Jaśkowiak nie miał doświadczenia i czasami poruszał się w sposób nieostrożny w tej delikatnej materii.
Mówiąc o przyłączeniu niektórych gmin do Poznania, prezydent Jaśkowiak spowodował absolutną konsolidację samorządów. Wcześniej nie było takiej jedności wśród gmin. Wójtowie i burmistrzowie zaczęli traktować powiat, jako stronę wspierającą ich działania podczas dyskusji o ZIT-ach, które toczyły się w Stowarzyszeniu Metropolia Poznań, pośredniczącym w przekazywaniu środków unijnych. Wskazywałem, że jesteśmy silnym partnerem dla miasta, ale zawsze partnerem. Myślę, że do pana prezydenta dotarło, że miasto nie jest samo na mapie i wiele rzeczy nie udałoby się Poznaniowi bez nas. Mam tu na myśli, np. Stowarzyszenie Metropolia Poznań.
Ile to już lat minęło od jego powołania?
Jan Grabkowski: 15 maja minęło 10 lat od momentu podpisania umowy w ratuszu. Wcześniej, bo w marcu 2007 roku zorganizowałem konferencję „Aglomeracja jest po twojej stronie”.
Wtedy jedna z dziennikarek wypomniała mi, że nie ma na niej ówczesnego prezydenta Ryszarda Grobelnego i nazwała mnie „władcą pierścienia”.
Nie czuję się tak, ale miasto miało zapędy dyktatorskie. Przestrzegałem, że połknie każdą małą gminę, jeśli nie będziemy trzymać się razem. Dla mnie sukcesem samorządu jest to, że potrafimy rozmawiać na trudne tematy. Nie obrażam się, że chcą od powiatu pieniądze na oświatę, a oni na mnie, że nie chcę ich dać. Rozmawiam z prezydentem Jaśkowiakiem o różnych sprawach. Obaj wiemy, że musimy dojść do konsensusu. Na początku negocjacji zawsze stawia się twarde warunki.
A co Pan myśli o pomysłach ograniczania „pezetom” wjazdu do miasta?
Jan Grabkowski: Od czasu, gdy prezydent o tym powiedział, zacząłem zwracać uwagę na rejestracje pojazdów jeżdżących po Poznaniu. Przy dużych galeriach na palcach jednej ręki można policzyć auta z rejestracją PZ, jeśli porówna się ich liczbę do rejestracji z Kościana, Wrześni, Szamotuł, Nowego Tomyśla itd. Poznaniacy jeżdżą do Swarzędza, centrów logistycznych pod Kórnikiem czy do Tarnowa Podgórnego, które ma 40 tysięcy miejsc pracy, a mieszka tam 22 tysięcy osób.
Uważam, że trzeba przekonywać ludzi do korzystania z innego transportu niż auto, ale nie poprzez stawianie zakazów, ale stwarzanie alternatywnych rozwiązań.
Czy taką alternatywą jest kolej metropolitalna?
Jan Grabkowski: To sukces powiatu i miasta, i naszych gmin. Zleciliśmy i uzyskaliśmy pieniądze z Ministerstwa Rozwoju Regionalnego na Plan Transportowy dla Miasta Poznania. Masterplan dla kolei metropolitalnej, który realizuje Metropolia Poznań za chwilę będzie gotowy. Uważam, że region Hanower (i miasto, i powiat mają z nim umowy partnerskie) to wzór, do którego powinniśmy dążyć. Tam region nadzoruje komunikację, zarządza drogami, oświatą ponadgimnazjalną, zagospodarowaniem przestrzennym i służbą zdrowia. Gminy wpłacają daninę na rzecz regionu.
Czy udało się wyciszyć konflikty wynikające z planowania przestrzennego przez gminy?
Jan Grabkowski:
Wójtowie i burmistrzowie coraz częściej zastanawiają się, gdy planują lokalizację niepopularnej inwestycji przy granicy z sąsiednią gminą. Takie sprawy powinny być konsultowane, by uniknąć problemów w przyszłości.
Przykładem jest firma, która najpierw wybudowała halę magazynową na terenie gminy Swarzędz, tuż przy granicy z Kicinem. Później wystąpiła o uruchomienie tu produkcji. Do dzisiaj budynek stoi nieczynny. Dla Swarzędza to olbrzymi problem, bo może zakończyć się wypłatą odszkodowania. Podobna sytuacja była na granicy Murowanej Gośliny i Czerwonaka, gdzie chciano zlokalizować firmy odpadowe.
Tyle ciepłych słów powiedział Pan o Stowarzyszeniu Metropolia Poznań, a jak ocenia Pan dyrektora biura Macieja Musiała, który zrezygnował z pracy?
Jan Grabkowski: Moim zdaniem pan Musiał w pewnym momencie zapomniał, że to zarząd Metropolii jest dla niego jednostką nadrzędną. Jeżeli dyrektor powziął istotne podejrzenia w stosunku do Bogdana Frąckowiaka, to powinien przyjść z tym do zarządu i powiedzieć, jakie ma uwagi do pracy tego pana. Nie zrobił tego. Nie wiem, czy pan Frąckowiak pracował na dwóch etatach, czy to kolidowało z zadaniami w stowarzyszeniu. Byłem wówczas na zwolnieniu lekarskim. Spytam o to na posiedzeniu zarządu. Maciej Musiał podjął decyzję jednoosobowe i zwolnił pana Frąckowiaka. Prezydent Jaśkowiak miał też inne uwagi do Musiała, zaczęło iskrzyć i dyrektor złożył wypowiedzenie.
Jak długo jeszcze powiat będzie podbierał Poznaniowi mieszkańców?
Jan Grabkowski: Ci mieszkańcy sami chcą mieszkać w powiecie. Nie należy się obrażać na ludzi, którzy wyjechali. To naturalny proces. Raczej należy ich zachęcać, by korzystali z oferty Poznania - z kin, teatrów, uczelni, restauracji.
Miasto jest skazane na nas, a my na miasto.
Powiat dobrze się rozwija, bo jest położony wokół stolicy regionu. Proszę pamiętać, że według danych statystycznych nowi mieszkańcy powiatu w jednej trzeciej pochodzą z Poznania, a w dwóch trzecich z innych regionów Wielkopolski i Polski.
Ale ta stolica ponosi koszty, a mieszkańcy powiatu korzystają z jej atrakcji za free.
Jan Grabkowski: Zapomina się o tym, że mieszkańcy Poznania, którzy przeprowadzili się do powiatu, swoją cząstkę życia i pracy zostawiają nadal w tym mieście. Część mieszkańców powiatu nadal płaci podatki w Poznaniu, bo się nie przemeldowali. Powinniśmy pracować nad rozwojem całej metropolii.
Należy patrzeć na całą aglomerację, a nie widzieć tylko czubek własnego nosa.
Gdy Pan wyjeżdża np. za granicę, to na pytanie skąd Pan jest, co Pan odpowiada?
Jan Grabkowski: Mówię, że jestem z powiatu poznańskiego. Na rejestracji auta też mam powiat poznański.
A nie mówi Pan tak, jak wielu, że z Poznania?
Jan Grabkowski: Warszawiaków też mamy z Wołomina czy Pruszkowa. To skrót myślowy. Ostatnie wydarzenia pokazały, że ludzie identyfikują się z miejscem zamieszkania. Najlepiej pokazało to referendum w Legionowie, będące odpowiedzią na pomysł dużej Warszawy Sasina. To samo odnosi się do Poznania. W sprawie Poznańskiego Obszaru Metropolitalnego jesteśmy odmiennego zdania niż urbaniści marszałka. Uważamy, że powinien on zamknąć się w granicach określonych przez Stowarzyszenie Metropolia Poznań, bo jaki związek z tym ma Gniezno czy Nowy Tomyśl. Równie dobrze moglibyśmy uznać, że tym obszarem jest cała Wielkopolska.
Co teraz jest dla Pana najważniejsze?
Jan Grabkowski: W tym roku kończę 63 lata. 27 lat przepracowałem w samorządzie, to mój drugi zawód. Kocham samorząd, dlatego cierpię z powodu tego co ostatnio dzieje się w kraju. Myślałem, że w tym wieku będę już tylko „odcinał kupony”, doradzał młodszym koleżankom i kolegom. A dzisiaj okazuje się, że na nowo trzeba walczyć o wartości, o które biliśmy się w latach 70. i 80. ubiegłego stulecia.
Polska pokazała rządzącej partii, że samorząd jest silny, że ludzie identyfikują się z miejscem zamieszkania i nie chcą zmian.