Janusz Filipiak uratował Cracovię, ale jego relacja z kibicami miała status: to skomplikowane. Niezwykła opowieść o niezwykłym człowieku
30 września 2023 roku społecznością Cracovii wstrząsnęła tragiczna wieść o wypadku jej prezesa profesora Janusza Filipiaka. Trafił do szpitala w stanie krytycznym po tym jak upadł przed jednym ze sklepów blisko swojej posiadłości w Zbydniowicach. Nie odzyskał już przytomności i 17 grudnia zmarł. Przez ostatnie 20 lat prezes Cracovii, jedna z najważniejszych postaci w już prawie 120-letniej historii klubu. Wszystkie ligowe mecze (ponad 650!) zespołu piłkarskiego przez lata prezesury prof. Filipiaka oglądał na żywo Stanisław Malec, wielki kibic „Pasów”, pasjonat, twórca portalu terazpasy.pl. Sprawy Cracovii były dla niego od zawsze nie mniej ważne niż życie osobiste, dlatego jak mało kto może opowiedzieć o prof. Filipiaku, znał jego każdy krok w Cracovii, żadna jego ważna decyzja mu nie umknęła.
Pierwszy wyjazd profesora, pierwsza rozmowa
Stanisław Malec doskonale pamięta pierwsze osobiste spotkanie i pierwszą rozmowę z Profesorem Filipiakiem.
- Mogę nawet odtworzyć dokładną datę. To było 10 maja 2003 roku w Przemyślu podczas III-ligowego meczu Cracovii z Polonią – wspomina. - Był to pierwszy wyjazd Profesora na mecz Cracovii. „Pasy” wygrały 2:1 po dramatycznym meczu, strzelając zwycięską bramkę w samej końcówce. Po meczu do szatni, gdzie robiłem zdjęcia, wpadł rozpromieniony profesor. Cała szatnia tańczyła, także trener Wojciech Stawowy i jego sztab. Wpadliśmy sobie w ramiona z profesorem, porozmawialiśmy pierwszy raz. Był zachwycony! Nie miałem pojęcia, że ściskam się z człowiekiem, który przez najbliższe 20 lat będzie najważniejszą osobą w Cracovii, który zmieni mój ukochany klub nie do poznania.
Marzenia o ekstraklasie
Malec był nie tylko redaktorem portalu kibicowskiego, ale też wiceprezesem „Koła Sympatyków”. Wraz z sobie podobnymi 30-40-latkami mówili wówczas z nadzieją: „Może dożyjemy czasów, gdy Cracovia znów będzie w ekstraklasie”. Ich marzenia przeszły wszelkie oczekiwania, to co wydawało się abstrakcją, błyskawicznie stało się rzeczywistością!
- Młodszym przypomnę. Gdy profesor zainteresował się Cracovią sytuacja klubu była dramatyczna – mówi Malec. - Na rozpadającym się stadionie zamiast budynku klubowego były tylko przeciekające baraki, a w nich pusta klubowa kasa, ogromne długi i pazerni komornicy… Trudno to sobie dzisiaj wyobrazić, ale Cracovia mogła wtedy przestać istnieć! Janusz Filipiak od samego początku wzbudzał w nas ogromną ciekawość. Dawał nadzieję na to, że Cracovia będzie miała wreszcie możnego patrona, który się nią zaopiekuje. To był czas siermiężnej III ligi i naszym marzeniem było uratowanie Cracovii dla przyszłych pokoleń. Myślenie o ekstraklasie było wtedy czystą abstrakcją.
Tymczasem 26 czerwca 2004 roku po zwycięskich barażach w Polkowicach Cracovia po 20 latach wróciła do ekstraklasy! Ogromny udział profesora Filipiaka w tym, że nasze marzenia się spełniły jest niepodważalny!
Awans 2004, Puchar Polski 2020
Malec, dla którego Cracovia jest całym życiem, za czasów Filipiaka przeżył największe radości związane z zespołem piłkarskim „Pasów”. Awans do ekstraklasy w 2004 r. i zdobycie Pucharu i Superpucharu Polski w 2020. Właśnie w takiej kolejności.
- Wyrwanie się z trzecioligowej przeciętności, a potem błyskawiczny awans do ekstraklasy to dla mojego pokolenia radości trudne do przebicia – tłumaczy. - Na powrót do piłkarskiej elity czekaliśmy bardzo długie 20 lat! To szmat czasu! Dość powiedzieć, że w 1984 roku, gdy „Pasy” opuszczały ekstraklasę byłem nastolatkiem, a gdy do niej wracała byłem już mężczyzną w średnim wieku, ojcem trójki dzieci… Awans 2004 to było dla mnie kibicowskie wydarzenie numer jeden w moim życiu! Fantastyczny, niezapomniany czas, a rola profesora Filipiaka i trenera Stawowego w tym moim szczęściu jest niemożliwa do przecenienia!
Puchar Polski i Superpuchar to trofea z lat znacznie późniejszych, gdy już wszyscy przyzwyczailiśmy się do Cracovii w ekstraklasie i oczekiwaliśmy czegoś więcej. Każdy, kto z bliska śledził losy klubu czuł, że nowe trofea powinny pojawiać się w klubowej gablocie, bo potencjał klubu za czasów prezesury profesora uprawniał do takiego oczekiwania. Myślę, że dopiero teraz, gdy bilansujemy jego dokonania wszyscy widzimy jak ważne było zdobycie tych pucharów przez drużynę trenera Michała Probierza.
Pierwszy zgrzyt
Profesor to nie był ktoś, kto znosił sprzeciw, nie dawał sobie w kaszę dmuchać. Odczuli to piłkarze. Awans do II ligi świętowano po królewsku, ale rok później już tak pięknie nie było…
– Gdy Cracovia awansowała z III do II ligi niezastąpiony Kaziu Telefin, prezes „Koła Sympatyków” w sobie tylko wiadomy sposób sprowadził pod stadion wszystkie dorożki z krakowskiego Rynku! – wspomina Malec. - Pierwszą dla profesora, kolejne dla trenera Stawowego i jego drużyny. Dorożki przybrane w klubowe barwy jechały wśród tłumu kibiców na fetę do Rynku, a potem na uroczystą kolację do „Wierzynka”! Byłem z piłkarzami na balkonie „Wierzynka” i widziałem łzy wzruszenia w ich oczach, gdy zobaczyli jak wielką radość sprawili swoim kibicom…
- Druga feta, rok później, po wywalczeniu awansu do ekstraklasy to bardzo trudny temat. Nie na to opowiadanie – twierdzi Malec. - Niestety po zwycięskim barażu w Polkowicach doszło do zgrzytu, nieporozumienia. Piłkarze za awans mieli otrzymać wysoką premię, ale rozumienie tej nagrody było widocznie różne… Nastroje się popsuły, między Kazimierzem Węgrzynem i profesorem doszło do ostrego spięcia. Piłkarze nie świętowali tego dnia awansu w „Wierzynku”. Wszedłem tylko do holu kamienicy, ale zaraz wyszedłem razem z piłkarzami. Chwilę wcześniej Paweł Misior dowiedział się, że nie jest już prezesem, bo Profesor Filipiak przejmuje tę funkcję…
Koniec pięknej epoki
Każdy, kto zna Stanisława Malca wie, że jego ulubionym trenerem jest Wojciech Stawowy. Jego strona terazpasy.pl była często nazywana „Teraz Stawowy”…
- Trener Stawowy miał tę unikalną cechę, że potrafił mówić profesorowi prawdę i nie zgadzał się na działania, które nie były dobre dla drużyny – tłumaczy Malec. - A pan Profesor, również za sprawą swoich bezkrytycznych „doradców”, bardzo szybko uwierzył, że zna się na futbolu lepiej niż ktokolwiek inny. W częstych sporach „prezes – trener” najczęściej wspierałem trenera, także ze względu na ogromną odwagę Wojciecha Stawowego, której wielu późniejszym trenerom Cracovii w relacjach z profesorem brakowało.
Filipiak podpisał ze Stawowym w styczniu 2006 r. 10-letni kontrakt, który przestał obowiązywać po… miesiącu. Nie chodziło o wyniki, a o różne rozumienie tego, co było dobre dla drużyny. To był dla Malca i wielu zwolenników szkoleniowca potworny cios.
- Odejście trenera Stawowego to najbardziej kuriozalne i dramatyczne wydarzenie za prezesury Janusza Filipiaka! – twierdzi Malec - Absurdalne nieporozumienie (sic!) skończyło się przyjęciem przez profesora dymisji Stawowego. Gdy się o tym dowiedziałem, byłem przekonany, że to efekt intrygi wiceprezesa Jakuba Tabisza. Wpadłem do klubu, z korytarza z impetem zabrałem Tabisza do jego gabinetu i w sposób wyczerpujący pewnie wszystkie znamiona groźby karalnej zmusiłem do wykonania telefonu do profesora. Tabisz zadzwonił, powiedział, że kibice proszą, aby Stawowy został w Cracovii, przekonywał że to byłoby najlepsze rozwiązanie… Profesor był jednak nieugięty, decyzja była nieodwołalna…
- Szybko zrozumiałem, że skończyło się coś bardzo pięknego. Pamiętam, że po odejściu Stawowego napisałem tekst zatytułowany „Koniec pięknej epoki…” – wspomina red. naczelny terazpasy.pl. – Nie wszyscy kibice podzielali ten pogląd. Wielu spodziewało się, że awans do ekstraklasy to dopiero początek wielkich sukcesów, że profesor jest gwarantem tego, że trofea będą seryjnie lądować na półkach w Cracovii. Niestety potoczyło się to wszystko inaczej. Cracovia przez kilkanaście kolejnych lat tylko incydentalnie dobijała do krajowej czołówki. Trzeba było czekać aż do 2020 roku, aby zdobyła jedyne za prezesury profesora Filipiaka trofea w postaci Pucharu Polski i Superpucharu Polski.
Filipiak kiedyś określił Malca publicznie: „pan jest wyznawcą Stawowego”. Uderzył w sedno.
- Siedziało w nim to, ale w tym dobrym tego słowa znaczeniu – ocenia Malec. – Przy niemal każdym naszym spotkaniu pytał, co tam u trenera Stawowego? Myślę, że to był wyraz zrozumienia, szacunku do wierności moich idei sprzed 20 lat. Tego, że najważniejsza jest autonomia i niezależność decyzji podejmowanych przez trenera. A Stawowy potrafił o to walczyć jak żaden inny znany mi trener. W jednej z licznych rozmów z profesorem o „upartym Stawowym” dałem mu taki przykład. Jest pan właścicielem szpitala i lekarz mówi panu, że trzeba zrobić operację. A pan jako właściciel, twierdzi, że wystarczy lewatywa... Czy lekarz może ulec takim sugestiom? Czy jest to etyczne? Czy właściciel ma prawo do takich ingerencji? Profesor zrobił pauzę, zastanowił się przez dłuższą chwilę, po czym odpowiedział: „Coś w tym jest…”.
Majestat profesora
Malec był pomysłodawcą i organizatorem bardzo popularnych, wspominanych do dzisiaj, spotkań z piłkarzami, trenerami i działaczami Cracovii w klubie „Enigma” na ul. Miodowej. Takich spotkań było blisko pół setki, ale ani raz wśród zaproszonych gości nie było Janusza Filipiaka.
- „Enigma” to kultowe miejsce z tamtych czasów. Bawiliśmy się tam wspaniale, ale też rozwiązywaliśmy ważne pasiackie problemy – wspomina. - Gośćmi obok piłkarzy byli m.in. trener Stawowy, prezes Misior, wiceprezes Tabisz. Oczywiście myślałem o tym, aby do „Enigmy” zaprosić profesora. Uznałem jednak, że bardzo skromna, by nie powiedzieć obskurna, knajpka w piwnicy to było miejsce za mało godne dla tak wielkiej postaci. Przy wszystkich naszych sporach o Cracovię zawsze byłem pod wrażeniem majestatu profesora, dlatego nie pozwoliłem sobie na zaproszenie go w tak skromne progi. Dzisiaj tego żałuję. Myślę, że profesor chętnie by przyjął takie zaproszenie…
„Produkcja piłkarzy netto”
„Produkcja piłkarzy netto” to jedno ze sztandarowych haseł profesora Filipiaka, którego marzeniem było prowadzenie szkolenia piłkarzy na potrzeby pierwszej drużyny.
- Profesor zakochał się w Cracovii bez reszty i chciał ją prowadzić jak firmę rodzinną mając nieograniczony wpływ na wszystko co się w niej dzieje – mówi Malec. – Oczkiem w głowie profesora była młodzież. Niejednego, najbardziej zaangażowanego kibica czy dziennikarza profesor zawstydziłby znajomością młodych i bardzo młodych zawodników. Czasem miałem wrażenie, że każdego juniora zna z imienia, nazwiska, numeru na koszulce i pozycji na jakiej gra.
Gdy piłkarze trenowali jeszcze przy Wielickiej często dochodziło do luźnych pogadanek z Januszem Filipiakiem w których uczestniczyli trenerzy i dziennikarze. Dzielił się swoimi uwagami w których wskazywał wyróżniających się młodych zawodników. Pamiętam, jak śmialiśmy się ze ś.p. redaktorem Andrzejem Stanowskim, gdy później w składzie drużyny na mecz ligowy widzieliśmy dokładną listę piłkarzy wyróżnionych przez prezesa… Nie chcę przez to powiedzieć, że dyktował trenerom składy, ale to, że niektórzy trenerzy sami, świadomie lub nie, spełniali jego oczekiwania.
Prezes na telefon
Filipiak był człowiekiem kontaktowym, można powiedzieć, że lubił dziennikarzy. Ale wiele zależało od jego nastroju. Można się było dodzwonić i zrobić wywiad bez uprzedzenia, można jednak było trafić na zły humor i wtedy rozmowa kończyła się po kilku sekundach.
- W pierwszych latach jego prezesury robiłem z nim wiele wywiadów, po dwa-trzy w miesiącu - mówi redaktor kibicowskiego portalu. – Chyba sprawiało mu to przyjemność. Zawsze znajdował na to czas, nie przypominam sobie, by mi odmówił.
Pamiętam mój pierwszy telefon do niego. Zdobyłem się na odwagę, zadzwoniłem. Odebrał i słyszę takie słowa: „Panie Stanisławie musi być teraz? Czy moglibyśmy porozmawiać za 40 minut, bo mam właśnie u siebie delegację z Kijowa?” Zamurowało mnie! Dzwonię do milionera, człowieka z innego świata, a on redaktora strony kibicowskiej pyta czy mogę poczekać 40 minut… Minęło pół godziny i rzeczywiście oddzwonił.
Kiedyś robiłem duży wywiad dla gazety „Teraz Pasy!” na otwarcie stadionu w 2010 r. Zadzwoniłem, zastałem profesora w Monachium. Wyjaśnił, że nie bardzo ma warunki do rozmowy bo jest właśnie w restauracji. Powiedziałem mu, że sprawa jest bardzo pilna, bo następnego dnia oddajemy do druku okolicznościową gazetę na otwarcie stadionu, i że nie wyobrażam sobie aby takie wyjątkowe wydanie nie zawierało wywiadu z nim… Zgodził się, porozmawialiśmy. Potem opowiadał mi z uśmiechem, że uratowałem mu wieczór, bo siedział z jakimś nudnym Japończykiem, który specjalnie przyleciał do Europy, aby się z nim spotkać…
Comarch Cracovia
Malec nie jest częstym gościem na lodowisku Cracovii, ale bardzo docenia siedem hokejowych mistrzostw Polski zdobytych za kadencji Filipiaka.
- Hokej to nie jest moja ulubiona dyscyplina sportu, mecze hokeistów Cracovii mogę przeżywać bez oglądania – mówi z uśmiechem. – Patrzę z wielkim uznaniem na to, jak wiele profesor zrobił dla hokeja w Cracovii. Gdyby było takie przełożenie na sekcję piłkarską jak na hokej, to dziś „Pasy” grałyby w Lidze Mistrzów. Sądzę, że w środowisku hokejowym znalazł wielu przyjaciół, tam czuł się naprawdę doceniony.
Profesor zawsze pomagał
Profesor Janusz Filipiak był bardzo trudnym negocjatorem. Podczas działalności w biznesie i w sporcie miał swoje zdanie, z którego rzadko się wycofywał. Był za to często krytykowany, ale nigdy się nie obrażał.
- W pierwszych latach prezesury Janusza Filipiaka, bardzo często dochodziło do konfliktów kibiców z klubem – przypomina Malec. – Poza działalnością dziennikarską uczestniczyłem także w wielu spotkaniach z profesorem jako wiceprezes „Koła Sympatyków”. Również ci „najtrudniejsi” i najbardziej radykalni kibice z grup nieformalnych prosili mnie, abym uczestniczył w ich spotkaniach z prezesem. Dochodziło na nich do bardzo ostrych wymian zdań, krzyków i przekleństw. Było walenie pięściami w stół i trzaskanie drzwiami! Na profesorze nie robiło to wielkiego wrażenia.
Strona terazpasy.pl, choć długo pełniła zastępczo rolę strony oficjalnej Cracovii, mówiąc oględnie nie była ulubioną stroną klubowych działaczy, a sam profesor przez 20 lat był bez wątpienia najbardziej krytykowaną osobą na naszych łamach, ale nigdy się nie obrażał – mówi red. naczelny terazpasy.pl. – Mało tego! Gdy spotykały nas w klubie szykany - z odbieraniem akredytacji i wyrzucaniem przez ochronę ze stadionu włącznie - dzwoniłem do profesora, a on zawsze nam pomagał…
Kiedyś w bardzo szczerej, osobistej rozmowie zapytałem, czy naprawdę nie ma nam za złe tych wszystkich słów krytyki jakie przez całe lata pojawiały się na stronie Terazpasy.pl. Profesor uśmiechnął się i stwierdził krótko: „Przecież wiem, jak bardzo wam zależy na tej naszej Cracovii…”. Odebrałem to jako wielki komplement.
Pracowity, oszczędny, wesoły i… konsekwentnie niekonsekwentny
Janusz Filipiak był milionerem, ale zaskakiwał swoją oszczędnością i pracowitością.
- Profesor często epatował swoim bogactwem, podjeżdżając do klubu swoim bentleyem w towarzystwie osobistego ochroniarza, ale bywało też, że pokazywał jak bardzo jest oszczędny – zwraca uwagę nasz rozmówca. – Kiedyś w trakcie treningu przy ul. Wielickiej kibic robił zdjęcia. Profesor zapytał go, ile zapłacił za aparat, bo kupił sobie właśnie taki sam. Gdy usłyszał odpowiedź, widać było nieskrywaną frustrację, że on kupił drożej i że sporo przepłacił…
- Imponowała mi jego pracowitość i systematyczność – twierdzi Malec. - Wymienialiśmy maile i nie mogłem wyjść z podziwu, że zawsze odpisuje niezwłocznie, a wiele maili było wysyłanych tuż po godzinie 5-tej rano!
- Miał poczucie humoru – dodaje Malec. – Kiedyś podczas prezentacji nowych zawodników piłkarze pozowali do zdjęcia z koszulkami. Matusiak miał numer 7, a Goliński 77. Profesora bardzo to rozbawiło. Szturchnął mnie i powiedział: „Następny zawodnik będzie miał numer 777 i będzie się nazywał Boeing”.
Kiedyś zadzwoniłem do profesora, gdy prowadził samochód. W tle usłyszałem głos „zwolnij” dobywający się z nawigacji. Rozbawiony stwierdził, że właśnie myślał o tym co zrobić z trenerem, a nawigacja podpowiada mu rozwiązanie.
- W trakcie pogrzebu syn lub córka wspomnieli, że ich tata w jednej chwili potrafił zmienić radosne oblicze w poważną twarz – przypomina Malec. – Również w naszych relacjach było wiele takich sytuacji w których zmieniał zdanie w zależności od nastroju. Żartował, że on nie zmienia zdania, tylko jest „konsekwentnie niekonsekwentny”.
Żył po królewsku
Janusz Filipiak był jednym z najbogatszych ludzi w Polsce. Stanisław Malec miał okazję odwiedzić nie tylko jego firmę Comarch, gabinet w którym pracował, ale także luksusową rezydencję w Zbydniowicach.
- Kiedyś profesor zaprosił grupkę kibiców do swojej rezydencji w Zbydniowicach. – mówi Malec. - Takie spotkania miały być cykliczne, miały pomóc rozwiązać narastające problemy na linii kibice – klub. Takie spotkanie odbyło się tylko raz, bo przerwała to pandemia. Sama rezydencja robiła ogromne wrażenie. Wszystko było od początku do końca przemyślane, każdy detal: alejki, rzeźby, dzieła sztuki. To było coś niezwykłego, miało rozmach, pokazywało zupełnie inny świat w którym żyje właściciel.
Profesor – człowiek niezwykły
- Za co najbardziej cenię profesora? To byłaby długa opowieść – mówi wierny fan Cracovii. – Był bezsprzecznie najbardziej niezwykłym człowiekiem, jakiego miałem okazję poznać osobiście w moim życiu! To, co zrobił dla Cracovii, jest nie do przecenienia. To, jak się komunikował z nami, osobami, które miały zasadniczo różny pogląd na to, jak Cracovia powinna wyglądać, budzi mój ogromny szacunek. Mimo ostrej krytyki, jaka go z naszej strony spotykała, nigdy nie odczułem niechęci, a wręcz sympatię i podziw, że jako terazpasy.pl nie daliśmy się „kupić” i nadal żyjemy we własnym, mocno wyidealizowanym świecie w którym najważniejsze są słowa ze starego hymnu Cracovii: „Hasłem naszym jest Cracovii chwała!”.
- Zarzuty? Nie mam – mówi Malec. - Profesor przyszedł do Cracovii ze swoim pomysłem i był w tym bardzo konsekwentny. Chciał budować Cracovię jak przedsiębiorstwo według planu: najpierw kupujemy działkę, budujemy halę, zatrudniamy ludzi, robimy doskonały produkt i dopiero wtedy odnosimy sukces. W sporcie to wygląda inaczej. W jego koncepcji najpierw trzeba było uporządkować Cracovię infrastrukturalnie, finansowo, a dopiero potem wyznaczać ambitne cele sportowe. Sukces sportowy klubu nie był niestety priorytetem profesora. Nie mam do niego o to pretensji. Pretensje mogę mieć do siebie i do środowiska Cracovii, że przez te wszystkie lata nie znaleźliśmy dość argumentów, aby te priorytety w profesorze zmienić.
17 grudnia – bardzo ważna data
- Informacja o tragicznej sytuacji z profesorem zastała mnie, gdy siedziałem już na trybunie prasowej na stadionie ŁKS-u w Łodzi, gdzie Cracovia rozgrywała swój mecz – mówi szef terazpasy.pl. – To było 30 września 2023 roku. Rozdzwoniły się telefony. Znajomi, którzy zostali w Krakowie mówili o tym, że profesor w stanie krytycznym trafił do szpitala. Nie mogłem w to uwierzyć, nie daliśmy żadnej informacji na stronę. Później te wiadomości pojawiły się w innych mediach… Trudno opisywać co myślałem w tamtej chwili, ale czułem, że tracę kogoś bardzo bliskiego i bardzo ważnego w moim życiu. Modliłem się, aby dobry Bóg dał mu siłę, aby wrócił mu zdrowie… Niestety 17 grudnia 2023 roku profesor zmarł…
- 17 grudnia to bardzo ważna data w mojej rodzinie – mówi Stanisław Malec - 17 grudnia urodził się mój ś.p. tata, 17 grudnia moja córka wyszła za mąż. Teraz kartka w kalendarzu z datą 17 grudnia będzie do końca moich dni przypominać mi najbardziej niezwykłego człowieka jakiego miałem okazję w swoim życiu poznać. Zostaje banalna refleksja dla nas wszystkich, że nic nie trwa wiecznie. Profesor mógł jeszcze bardzo wiele dla Cracovii zrobić, a na pewno mógł jeszcze długo się nią cieszyć. Jestem przekonany, że gdyby urodził się na Kozłówku czy na os. Oświecenia byłby zapewne jednym z nas - bardzo niesfornym i bardzo szalonym kibicem Cracovii…
Ostatnie spotkanie, ostatnie wspólne zdjęcie
- Gdy spotkaliśmy na stadionie pod koniec sierpnia przed meczem z Piastem Gliwice poprosiłem profesora o wspólną fotkę. Zaśmiał się rozbawiony i powiedział, że bardzo chętnie zrobi sobie zdjęcie z „łobuzem”… I oczywiście, jak zawsze zapytał „Co tam u trenera Stawowego?”. - wspomina Malec. - Pożegnaliśmy się bardzo serdecznie życząc sobie zdrowia i zwycięstw Cracovii. Żaden z nas nie wiedział, że jest to ostatnia nasza rozmowa i ostatnie wspólne zdjęcie… - kończy swoją opowieść Stanisław Malec.