„Janusz z lasu” to osobliwość, którą obserwują turyści odpoczywający na Spiszu i są zdumieni. Mężczyzna - co wakacje - od 6 lat porzuca swój dom i mieszka w namiocie nad rwącą rzeką Białką.
Wielu z nas w chwili krótkiego przytłoczenia życiowymi obowiązkami mówi, że „najchętniej rzuciłaby wszystko i zamieszkała gdzieś w ciszy i spokoju”. W Jurgowie, góralskiej wiosce położnej na Spiszu, żyje człowiek, który poszedł tym tropem. Janusz, bo tak na imię ma mężczyzna, już szósty raz z rzędu wakacyjną porę (w jego rozumieniu to okres od maja do października) spędza w prowizorycznym namiocie rozstawionym na kamiennym brzegu rzeki Białka. Nie jest bezdomnym, alkoholikiem czy chorym psychicznie szaleńcem. On po prostu postanowił żyć w zgodzie z naturą.
Lokalna osobliwość...
Dwa kilometry za centrum Jurgowa, niemalże pod samą granicą polsko-słowacką znajduje się nie lada atrakcja turystyczna. Tuż przy drodze krajowej nr 49, vis a vis miejscowej stacji narciarskiej, od ponad stu lat stoi kompleks zabytkowych szałasów pasterskich „Polana Podokólne”. Ludzie, którzy zwiedzają te domki, często wybierają się też nad płynącą tuż obok rzekę Białkę, która w tym miejscu łączy się z Potokiem Jaworowym.
- Pamiętam, że 20 lat temu byłam tym miejscem oczarowana. Teraz kiedy znów odwiedziłam Tatry, postanowiłam tam wrócić - mówi Maria Sądecka, mieszkanka Warszawy. - Gdy dotarłam nad rzekę, byłam zdumiona. Widoki oczywiście były równie piękne, ale zaskoczył mnie... lokator tego miejsca.
Na brzegu Białki (położonym po drugiej stronie rzeki w stosunku do drogi) rozłożony jest stary, mocno sfatygowany namiot. Nad nim (dla dodatkowej ochrony przed deszczem) rozpięto jeszcze pomiędzy drzewami plandekę. Właśnie w takich warunkach mieszka samotnie pewien mężczyzna.
- Widząc tego człowieka, który mieszka w tak skromnym miejscu, całymi dniami chodzi tylko w slipkach i gotuje posiłki na ognisku, pomyślałam, że to jakiś bezdomny biedak pokiereszowany przez los - mówi turystka. - Machałam i wołałam do niego, by przyszedł do mnie przez rzekę. On się tylko uśmiechał. Ostatecznie następnego dnia pojechałam do urzędu gminy, by zorganizować dla niego jakąś pomoc. Tam wyprowadzono mnie jednak z błędu. Okazało się, że ten mężczyzna nie jest wcale bezdomny.
Mieszka w lesie, bo... lubi
Mieszkaniec lasu ma na imię Janusz. Jego wiek na tzw. „oko” trudno ustalić. Mężczyzna ma bowiem długie, siwe włosy i zarost tego samego koloru oraz szczupłe pomarszczone ciało. Prawdopodobnie jest około „pięćdziesiątki”, czego jednak sam reporterowi „Krakowskiej” nie potwierdził, podczas gdy ten odwiedził go w namiocie nad Białką. Mężczyzna tłumaczy bowiem, że jest skromnym człowiekiem, który lubi żyć na łonie natury i dlatego od lat okres poza jesienią i zimą spędza w namiocie nad Białką.
Janusz „z Lasu” jak nazywają tego człowieka okoliczni górale, nie zgodził się, byśmy zrobili mu zdjęcie i nie jest szczęśliwy, gdy słyszy o artykule na swój temat. Zapewnia jednak, że krzywda mu się nie dzieje. Tłumaczy, że nie jest bezdomnym, bo ma mieszkanie (prawdopodobnie w Nowym Targu), gdzie wraca na zimę, a także co miesiąc otrzymuje rentę. Dzięki tym pieniądzom co kilka dni udaje się na schowanym w lecie rowerze „składaku” do sklepu, gdzie kupuje sobie wszystko, co mu potrzebne. Na dowód częstuje naszego dziennikarza kawą, którą właśnie zaparza. Kawa jest „wypasiona”, Janusz ma bowiem także cukier i śmietankę. Ubrań zbyt dużo nie potrzebuje, a resztę do życia daje mu las. Na nudę też nie narzeka, bo całymi dniami medytuje i ćwiczy jogę.
„Buszmen” grał w filmie
- My mieszkańcy Jurgowa początkowo się o tego człowieka martwiliśmy - mówi Edward Tybor, mieszkaniec wsi. - Później zrozumieliśmy, że on żadnej pomocy nie potrzebuje. Wrósł więc w krajobraz naszej wsi. Wśród turystów jednak niewątpliwie wzbudza ciekawość.
Być może już wkrótce będziemy wiedzieli jednak o Januszu „z lasu” coś więcej. Dwa lata temu ten zgodził się zagrać główną rolę (górala z XVII w.) w filmie „Trzy upadki świętego”, jaki był realizowany w Jurgowie. Produkcja w tym roku trafi do kin