Jasiu Burić ma charakter poznaniaka, jest oszczędny, pracowity i cierpliwy

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Dembiński
Maciej Lehmann

Jasiu Burić ma charakter poznaniaka, jest oszczędny, pracowity i cierpliwy

Maciej Lehmann

W Polsce mieszka od ośmiu lat, pracuje, płaci podatki, mówi w naszym języku. Jasmin Burić długo nie mógł jednak dostać naszego paszportu. W styczniu kibice Lecha Poznań postanowili pomóc bardzo lubianemu w Wielkopolsce bramkarzowi. Rozpoczęli akcję internetową akcję #PaszportdlaJasia, która miała przypomnieć prezydentowi Andrzeja Dudzie o sprawie. Od poniedziałku bramkarz Lecha jest Polakiem. Paszport nie mógł trafić w lepsze ręce. W obecnej kadrze jest piłkarzem o najdłuższym stażu w Kolejorzu, dla którego rozegrał 160 meczów

- Jasiu zwyczajnie zasłużył na to, by być Polakiem jak my - uzasadniali kibice swój apel. W poniedziałek wieczorem akcja, w którą zaangażowali się też politycy, zakończyła się pełnym sukcesem. Andrzej Duda podjął decyzję o przyznaniu obywatelstwa bramkarzowi Lecha!

Cierpliwy samouk
Burić trafił do Poznania w styczniu 2009 roku. Polecił go Lechowi menedżer Semira Stilicia, który oprócz Jasmina przywiózł do Poznania też Harisa Handzicia i Gordana Golika. Z tej trójki tylko Burić zrobił w Polsce karierę. Trudno mu było jednak na początku przebić się do składu, bo ówczesny trener Lecha, Franciszek Smuda, stwierdził w swoim stylu, że ten „zaciąg” to piłkarski szrot i zesłał do rezerw.

- Smuda nie cenił młodych zawodników. Wolał mieć zaprawionych w boju i ukształtowanych już piłkarzy. Burić miał 19 lat i traktowany był przez niego jak zapchajdziura. Pamiętam, że na jednym z obozów w Turcji graliśmy chyba cztery sparingi. Wszyscy dostali szansę, a Jasiu nie zagrał nawet minuty. Strasznie nam się zrobiło jego żal i nawet sugerowaliśmy trenerowi, żeby go wpuścił chociaż na 15 minut. Smuda jednak nie dał się przekonać. Jasiu wszystkie mecze przesiedział na ławce rezerwowych - powiedział nam Krzysztof Kotorowski, długoletni konkurent Jasmina Buricia w walce o koszulkę z numerem 1.

Koledzy Jasia wspominają, że na początku pobytu w Lechu bardzo przeżywał, że nie dostaje szans. - Na duchu podtrzymywali go koledzy, Ivan Djurdjević, Dima Injać czy Semir, z którymi zawsze miał najlepszy kontakt - wspomina „Kotor”.

Burić był rozczarowany swoją sytuacją, bo kiedy wyjeżdżał z Bośni był najmłodszym w historii kapitanem swojego zespołu Celiku Zenica. Choć był bramkarskim samoukiem, bo klubu nie stać było na zatrudnienie szkoleniowca dla golkiperów, imponował refleksem i niezłą techniką. Ceniono go też za rozsądek i spokój. Nie było z nim żadnych problemów. Nic więc dziwnego, że powoływano go do młodzieżowych reprezentacji Bośni i Hercegowiny. Tymczasem w Poznaniu był graczem raczej anonimowym. Dla Smudy liczyli się tylko Turina i Kotorowski.

Wszystko zmieniło się, kiedy Lech podziękował Smudzie za współpracę. Po sześciu miesiącach siedzenia na trybunach, Burić podczas letniej prezentacji, gdy dostał mikrofon do ręki, powiedział, że chce być pierwszym bramkarzem. Tę deklarację przyjęto z lekkim niedowierzaniem, bo Kolejorz sprowadził z Piasta Gliwice Grzegorza Kasprzika, ale sytuacja szybko się zmieniła. Kasprzik bronił niepewnie. Po przegranym 0:2 meczu z Legią, nie wytrzymał sam Jacek Rutkowski i publicznie go skrytykował, wymuszając na Jacku Zielińskim zmianę między słupkami. Burić wszedł do bramki w spotkaniu z Arką Gdynia, później zagrał kapitalny mecz z Wisłą Kraków, który okazał się przełomowy dla Lecha, w walce z niepokonaną do tej pory „Białą Gwiazdą” i miejsca w składzie nie oddał już do końca rundy.

Jasiu Burić ma charakter poznaniaka, jest oszczędny, pracowity i cierpliwy

Dwa mistrzostwa Polski i sporo pecha
Tamten sezon zakończył się wielkim sukcesem Lecha. Po 17 latach tytuł mistrzowski wrócił do Poznania. W ostatnich meczach „Jasiek” jednak nie zagrał. W kwietniu, po wygranym meczu z Legią, nabawił się kontuzji mięśnia czworogłowego.

Uraz był na tyle poważny, że na finiszu rozgrywek, po niemal roku przerwy, do bramki wrócił Krzysztof Kotorowski. Doświadczony bramkarz nie zawiódł. Dokończył w znakomitym stylu serię meczów bez porażki, którą rozpoczął Burić. Dla Bośniaka, niestety, nie była to ostatnia tak poważna kontuzja. W 2013 roku przez wiele miesięcy leczył pachwinę, która uniemożliwia Jasiowi normalne treningi, a co za tym idzie, także grę w Kolejorzu. Musiał być operowany, w przeciwnym wypadku groził mu nawet jeszcze dłuższy rozbrat z piłką. Ta przerwa na pewno zahamowała jego karierę. W pewnym momencie wydawało się, że sięgną po niego kluby z Niemiec czy Holandii.

- Zawsze wtedy, gdy dobrze grałem, trafiał mi się jakiś uraz. Teraz mam nadzieję, że mój pech w życiu się skończył - mówił w lipcu 2014 roku, kiedy znów zaczął trenować na pełnych obrotach.

Oszczędny jak poznaniak
- Myślę, że przez lata dobrze nam się współpracowało. Nasza rywalizacja zawsze była fair, bo się szanowaliśmy - mówi Kotorowski.

- Jasiek dopiął swego, zdobył tytuły, grał w europejskich pucharach, jest bardzo lubiany przez drużynę i kibiców, a to się przecież w życiu sportowca liczy najbardziej. Jego pozycja w drużynie zmieniała się przez lata. Na początku miał duże problemy z nauką polskiego i dlatego trzymał się z Semirem, Dimą czy Vojo, ale potem, gdy opanował już język chętnie włączał się do dyskusji. Potrafił nas rozbawić, gdy przyszło mu budować bardziej skomplikowane zdania, bo prawie zawsze mylił końcówki - śmieje się „Kotor”.

Co jeszcze wyróżnia Jasia od kolegów? - Nie jest fanem motoryzacji, nie musi błyszczeć na ulicach. Ma taki nasz poznański charakter. To oszczędny gość. Wiele razy proponowałem mu fajny samochód, ale nigdy nie dał się skusić. Przez 9 lat tylko raz zmienił auto, zresztą tylko na nowszy model. Nawet kolor ma taki sam, by nikt się nie zorientował, że kupił brykę - dodaje Kotorowski. Burić kiedyś zapytany, na co wydał największe pieniądze, bez wahania odpowiedział, że na mie-szkanie.

- Na kilka głupot też sobie pozwoliłem, ale w sumie szanuję to, na co musiałem ciężko pracować. Lubię spokojne życie. Miłość? Moja rodzina daje mi miłość i pewność siebie - przyznał w telewizji klubowej.

Po zakończeniu kariery chce być szkoleniowcem
Jasiu dwa lata temu rozpoczął starania o polskie obywatelstwo. Poprzedni prezydent Bronisław Komorowski odmówił Jasminowi Buriciowi obywatelstwa bez podania powodów.

- Zawsze mówiłem, że na siłę nie chcę stąd wyjeżdżać. Dla mnie pozostanie w Lechu nawet do końca kariery nie stanowi żadnego problemu. Zżyłem się z Poznaniem. Mam tutaj wielu przyjaciół - zarówno w futbolu, jak i poza nim. Jeśli dostanę polskie obywatelstwo, to chcę zamieszkać na stałe w Poznaniu. Bramkarzem na solidnym poziomie mogę być jeszcze przez 5-6 lat. Później warto skończyć kurs trenerski i zostać tu już na dobre. Nie mam nic przeciwko takiemu planowi - mówił jeszcze kilkanaście miesięcy temu.

Poniedziałek był dla Buricia szczególnym dniem. Starania o przyznanie obywatelstwa zakończyły się pełnym sukcesem.
- Zasłużył na paszport, fajnie, że będzie Polakiem. Ostatnio rzadziej grał, bo zmieniły się przepisy o limicie obcokrajowców spoza Unii Europejskiej i większe szanse na występy miał Matus Putnocky, który był Słowakiem i mógł grać bez przeszkód. Teraz o wszystkim będzie decydowała tylko aktualna forma i to jest zdrowy układ. Życzę Jasiowi, by jak najdłużej prezentował taki wysoki poziom jak obecnie. O to, że będzie miał konkurenta, też zadbamy. Właśnie jadę na trening do Akademii do Wronek. Mamy bardzo fajnych, utalentowanych chłopaków, którzy marzą o takiej karierze jak Jasiu i też ostro zasuwają na treningach. Następny bramkarz Kolejorza może być już wychowankiem - kończy Krzysztof Kotorowski, który skończył karierę w wieku 40 lat.

Matus Putnocky, Lech Poznań: Cieszę się, że Jasiu dostał polski paszport

głoswielkopolski.pl

Maciej Lehmann

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.