Józef Dietl. Lekarz, społecznik, prezydent Krakowa
By pracować pod Wawelem, porzucił dobrze rozwijającą się karierę w Wiedniu. Nakreślone przez niego plany rozwoju miasta realizowali przez lata kolejni jego następcy. To jemu zawdzięczamy m.in. ocalenie Sukiennic
Paradoksalnie ten polski i krakowski patriota pochodził z niemieckiej rodziny, której protoplastę przysłano w końcu XVIII w. do Galicji w celach germanizacyjnych. Tyle że syn germanizatora ożenił się z Polką, a jego wnuk uważał się już za Polaka…
Nasz bohater urodził się 24 stycznia 1804 r. we wsi Podbuże koło Drohobycza w rodzinie austriackiego urzędnika Franciszka Dietla i polskiej szlachcianki Anny z Kulczyckich. W domu mówiono po polsku i niemiecku, a mały Józef ochrzczony został przez księdza greckokatolickiego, jednak w obrządku rzymskim. To pokazuje, w jak zróżnicowanej społeczności przyszło mu się wychowywać i żyć.
Kraków zamiast Wiednia
Do szkół Józef chodził w Samborze, Tarnowie i Nowym Sączu, następnie zaś studiował filozofię na Uniwersytecie Lwowskim. Po ukończeniu trzyletniego kursu filozoficznego zdecydował się na podjęcie studiów medycznych. Jako że we Lwowie nie było wówczas wydziału medycznego, a medycyna na Uniwersytecie Jagiellońskim stała na niskim poziomie, wybrał Wiedeń.
Studiował tam od 1823 r., utrzymując się z korepetycji dawanych dzieciom bogatych wiedeńczyków. Egzaminy końcowe zdał znakomicie, zyskując uznanie komisji. Otworzyło mu to drogę do asystentury w katedrze mineralogii i zoologii na tamtejszym uniwersytecie. Jednocześnie praktykował jako lekarz i pisał doktorat, który obronił w 1829 r.
Gdy po czterech latach skończyła się jego asystentura, Dietl uzyskał stanowisko lekarza okręgowego na jednym z przedmieść Wiednia. Tam okazało się, że jest świetnym praktykiem - zgłaszali się do niego chorzy nawet z odległych okolic. Do pacjentów chodził pieszo, bo nie stać go było na powóz i konie. Od władz domagał się stworzenia w dzielnicy szpitala, a gdy wreszcie dopiął swego, został jego dyrektorem.
Jednocześnie pracował naukowo, publikując artykuły w pismach medycznych. W jednym z nich skrytykował stosowaną wtedy metodę upuszczania krwi przy zapaleniu płuc. Tekst odbił się szerokim echem i doprowadził do zarzucenia tej szkodliwej praktyki. Dietla zaczęto uważać za świetnego lekarza, praktyka i naukowca, jednego z przedstawicieli młodej medycznej szkoły wiedeńskiej.
W 1850 r. Józef Dietl miał dobre stanowisko, spore dochody, prestiż, a za sobą 28 lat spędzonych w Wiedniu. Gdy jednak dowiedział się, że poszukiwany jest kierownik katedry patologii i terapii szczegółowej oraz Kliniki Lekarskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim, od razu zgłosił swoją kandydaturę. Została ona przyjęta, a nasz bohater przeniósł się do Krakowa. Stolicę cesarstwa porzucił na rzecz miasta małego, biednego i zaniedbanego. Karierę w Wiedniu zamienił na pracę w prowincjonalnym uniwersytecie.
Na miejscu Dietl energicznie przystąpił do pracy: reformowania Kliniki oraz prowadzenia wykładów w katedrze. W Klinice wprowadził badania mikroskopowe i chemiczne, nowe metody osłuchiwania chorych, zwiększył liczbę łóżek i rozbudował prosektorium. Z kolei jego wykłady - choć początkowo miał problemy z naukową polszczyzną, studiował wszak, leczył i publikował po niemiecku - szybko zdobyły popularność wśród studentów. Profesor wykładał jasno, logicznie i zrozumiale, podpierając się przykładami z własnej praktyki. Na jego zajęcia przychodzili nie tylko studenci, ale i inni lekarze, a także zwykłe osoby zainteresowane wiedzą o najnowszych osiągnięciach medycyny. Na uczelni Dietl stał się lubiany i od 1856 do 1861 r. rok po roku pełnił funkcję dziekana Wydziału Lekarskiego. Powodzeniem cieszył się też jako praktykujący lekarz. Ciągnęły do niego tłumy chorych, co zresztą przekładało się na spore dochody.
Żal po krzywdzie
W Krakowie Dietl szybko zaangażował się w działalność społeczną w Towarzystwie Naukowym Krakowskim. Na jego forum propagował balneoterapię i rozwój krajowych uzdrowisk: Swoszowic, Krzeszowic, Buska, Krynicy, Szczawnicy, Żegiestowa… Opracowywał na ten temat memoriały, organizował konferencje, pisał artykuły naukowe, wyłożył własne pieniądze na budowę szpitala zdrojowego w Krynicy. Założył pierwsze w Galicji i Krakowie pismo medyczne - „Przegląd Lekarski”, prowadził badania nad kołtunem i dowiódł, że nie jest on chorobą, a efektem braku higieny. Sława prof. Dietla wzrosła do tego stopnia, że w 1857 r. Warszawska Akademia Medyko-Chirurgiczna zaproponowała mu objęcie katedry. Odmówił jednak i pozostał w Krakowie.
A Kraków docenił jego wartość, przyznając mu 18 marca 1861 r. honorowe obywatelstwo. W kwietniu tego samego roku Dietl został wybrany na posła do Sejmu Krajowego we Lwowie, a następnie z jego ramienia deputowanym do Rady Państwa w Wiedniu.
Wejście w politykę rozszerzyło jego aktywność. W swoich sejmowych wystąpieniach domagał się od rządu rozwoju szkolnictwa w Galicji, zwiększenia liczby szkół i wprowadzenia w nich języka polskiego i rusińskiego. Był jednym z wnioskodawców stworzenia Rady Szkolnej Krajowej, która położyła później wielkie zasługi dla rozwoju oświaty w Galicji. Wszystko to wpływało na popularność Dietla i przyczyniło się do wybrania go rektorem UJ na rok akademicki 1861/1862. W głosowaniu uzyskał zdecydowaną większość głosów.
Okazało się wtedy, że ten noszący niemieckie nazwisko Polak w pierwszym pokoleniu odważnie wzywa do polonizacji uczelni, domaga się usunięcia obcych wykładowców i oddania uniwersytetowi zabranej przez władze wiedeńskie autonomii. W okresie demonstracji patriotycznych 1861 r. występował w obronie biorących w nich udział studentów. W 1862 r. został ponownie wybrany rektorem, ale ministerstwo nie zatwierdziło wyboru, objął więc stanowisko prorektora. Po wybuchu Powstania Styczniowego, choć sam był mu przeciwny, chronił usuwanych z Uniwersytetu Jagiellońskiego studentów i profesorów, pisał memoriały w ich obronie i jeździł do Wiednia z interwencjami w ich sprawie.
Ten jawny brak lojalności sprawił, że gdy w 1865 r. Józef Dietl został po raz trzeci wybrany rektorem, nadeszła do Krakowa decyzja Ministerstwa Stanu o przeniesieniu go na emeryturę (notabene bez podania przyczyny). Za tą decyzją stał osobiście cesarz Franciszek Józef, który wbrew urzędnikom wymusił spensjonowanie profesora.
Odbiło się to w Krakowie głośnym echem, a Dietla - mającego wtedy zaledwie 61 lat, pełnego energii i zapału do pracy - wpędziło w załamanie nerwowe. Usunął się do swojego majątku ziemskiego w Rzuchowej koło Tarnowa, a żal po tej krzywdzie pozostał mu do końca życia.
Czyste, zdrowe i ozdobne
Niebawem jednak wydarzenia polityczne odmieniły jego los. Po klęskach poniesionych w wojnach z Włochami i Prusami, w Austrii doszło do liberalizacji ustroju. Rok 1866 przyniósł przywrócenie samorządu Krakowa, dzięki czemu w mieście znów pojawiła się rada miejska, zarząd i prezydent mający realną władzę.
Dietl włączył się w przygotowania pierwszych wyborów do rady, sam w nich wystartował i zdobył mandat. A 13 września tego samego roku został przytłaczającą większością głosów wybrany na prezydenta (51 „za” na 56 głosujących). Rok wcześniej odsunięty na boczny tor, teraz wracał w chwale. W Krakowie uznano to za zwycięstwo nad austriacką biurokracją. A wybór zatwierdził… cesarz Franciszek Józef.
Podczas uroczystości przekazania władzy dotychczasowy burmistrz Andrzej Seidler wypowiedział zdanie aktualne i dziś (a może zwłaszcza dziś): „Samorząd gminny jako władza nie jest synekurą”.
Mimo że Dietl nie miał wcześniej żadnych doświadczeń w pracy administracyjnej, do rządzenia miastem przystępował w sposób przemyślany i usystematyzowany. Na pierwszym, uroczystym posiedzeniu rady miejskiej przedstawił swój program rozwoju Krakowa. Proponował w nim m.in.: przejęcie przez miasto szkolnictwa, jego polonizację i rozbudowę (zakładanie szkół powszechnych, żeńskich, rolniczych, handlowych i przemysłowych), rozwój rzemiosła i drobnego przemysłu przez zapewnienie kredytów, tworzenie stowarzyszeń, kas oszczędności i banków, a także pielęgnowanie samorządu, bo - jak mówił - „autonomia gminy to trwała podwalina państwa”.
Kraków miał przemienić się w miasto czyste, zdrowe i ozdobne. Właściciele mieli dbać o wygląd budynków i czystość ulic, domy i kamienice miały być remontowane i utrzymywane w porządku. Konieczne było uregulowanie Wisły, zasypanie starego koryta, zbudowanie kanalizacji i wodociągów, usunięcie zrujnowanych budynków i gmachów, wprowadzenie zieleni i pomników, uporządkowanie relacji między miastem a władzą państwową, np. w kwestii kwaterunku wojskowego i ograniczeń związanych ze statusem Krakowa jako twierdzy.
Po tym wystąpieniu programowym prof. Dietl energicznie zabrał się do pracy. Najpierw zreformował magistrat, usprawniając jego działanie (w momencie objęcia urzędu zastał 5864 zaległe sprawy…), zwiększył częstotliwość posiedzeń rady (z pięciu w 1866 do 47 w 1873 r.). W Wiedniu udało mu się odzyskać szereg obiektów przejętych niegdyś przez państwo oraz część podatków (np. od bicia bydła). Gmina powiększała swój majątek nabywając budynki i działki, te drugie wykorzystując m.in. do łączenia, rozszerzania lub regulowania ulic, przejęła też na swoje utrzymanie szkoły ludowe.
By zwiększyć niewielkie wpływy finansowe, Dietl przeforsował przejęcie przez miasto pobierania podatku akcyzowego, co nie wszystkim w Krakowie się podobało i wywołało burzliwą dyskusję, w tym oskarżenia prezydenta o łapówki. Okazało się jednak, że był to dobry krok, a wpływy znacznie przekroczyły przewidywany dochód. Budżet miasta pod rządami Dietla zwiększał się z roku na rok, przy - dodajmy - rosnących także zadaniach i wydatkach.
Zburzyć Sukiennice?
Trudne zadanie czekało prezydenta w kwestii uporządkowania miasta. Kraków był biedny i zaniedbany. Budynki raziły złym wyglądem i kiepskim stanem. Niektóre z nich nadal nie zostały odbudowane po wielkim pożarze z lipca 1850 r. Trudno w to uwierzyć, ale w 1866 r. tylko pięć głównych ulic i dwie strony Rynku Głównego wyłożone były brukiem. Trzynaście ulic miało chodnik, ale tylko po jednej stronie…
Dietl przystąpił więc do akcji brukowania. Uczyniono to m.in. na Jagiellońskiej, Wiślnej, Teatralnej, na pl. Mariackim, Krakowskiej, Wolskiej i Basztowej. Uporządkowano i przebudowano Franciszkańską, Mikołajską i Mały Rynek. Chodniki położono na Grodzkiej, Dominikańskiej, Reformackiej i Gołębiej.
Wyregulowano ulice na Stradomiu i Kazimierzu, starano się zabudowywać otwarte tereny, by połączyć dzielnice w jedno miasto. Poprawiono oświetlenie ulic zwiększając liczbę latarni, zmieniono i uporządkowano numerację domów. Specjalna komisja miejska dokonała oględzin budynków, nakazując ich właścicielom remonty i naprawy, a brak reakcji karano grzywnami.
Wymagano też porządkowania posesji i utrzymywania porządku. Od września 1871 r. na polecenie prezydenta ulice i place na Kazimierzu czyścili więźniowie, a wynajęte furmanki wywoziły nieczystości. W 1871 r. dzięki jego poparciu powstała Ochotnicza Straż Pożarna.
Zadbano o stan higieniczny. Wybudowano kilka nowych studni publicznych, uporządkowano bagniste stare koryto Wisły, remontowano i budowano nowe kanały, zbudowano kilka toalet publicznych i apelowano do mieszkańców, by nie załatwiali swoich potrzeb naturalnych na ulicach i placach. Prezydent planował budowę wodociągów i kanalizacji, ale wiązało się to z ogromnymi wydatkami, więc sprawę odłożono na przyszłość. Dzięki jego uporowi i wytrwałości udało się za to doprowadzić do ocalenia Sukiennic.
Stojący na Rynku budynek był w kiepskim stanie technicznym, w dodatku obstawiony licznymi dobudówkami - szopami, kramami, budami - przedstawiał fatalny widok. Część opinii publicznej opowiadała się za jego zburzeniem i ustawieniem na tym miejscu zieleni i fontann. Dietl stanowczo się temu sprzeciwiał i uparcie dążył do przeprowadzenia remontu. Powołano odpowiednią komisję, wykupiono kramy i sklepy od prywatnych właścicieli, rozpisano konkurs. Sprawa się przeciągała i do remontu doszło ostatecznie za prezydentury Mikołaja Zyblikiewicza. Ale to Dietlowi zawdzięczamy ocalenie tego zabytku, bez którego nie wyobrażamy sobie dziś Krakowa.
W wyborach w 1872 r. prof. Dietl ponownie wszedł do rady, zdobywając dużą liczbę głosów i ponownie został wybrany prezydentem, choć już nie z tak wielką przewagą. Doczekał się też opozycji wśród radnych. Jego apodyktyczność, wyniosłość i twarde forsowanie swojego zdania budziły niezadowolenie. Demokraci z Ferdynandem Weiglem na czele coraz bardziej go krytykowali i dążyli do zmniejszenia jego wpływów. Latem 1873 r. w Krakowie wybuchła epidemia cholery, w której zwalczanie Dietl zaangażował się jako prezydent i lekarz. A we wrześniu roku następnego złożył rezygnację.
Należał bez wątpienia do największych krakowskich prezydentów. Wywarł znaczący wpływ na miasto, a skutki jego działań możemy oglądać do dziś. Jego zamierzenia były tak szerokie, że wdrażali je jeszcze przez lata kolejni prezydenci: Mikołaj Zyblikiewicz, Ferdynand Weigel i Feliks Szlachtowski. ą