Karol Estreicher: "profesor-chuligan", Monuments Men, sól w oku konserwatywnego Krakowa

Czytaj dalej
Anna Piątkowska

Karol Estreicher: "profesor-chuligan", Monuments Men, sól w oku konserwatywnego Krakowa

Anna Piątkowska

Jego życiorys to gotowy scenariusz filmowy. Na zdjęciu, które obiegło świat w 1946 roku prezentuje na tle żołnierzy amerykańskich odzyskaną po wojnie "Damę z gronostajem". Na koncie ma rewindykację również wielu innych zrabowanych dzieł. Człowiek-legenda, choć w Krakowie nie zawsze ta jasna. O niepokornym naukowcu, twórcy Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, niestrudzonym Monuments Men rozmawiamy z Arturem Wójcikiem kuratorem wystawy poświęconej Karolowi Estreicherowie Jr. "Pan na Collegium Maius. Dziedzictwo Karola Estreichera młodszego".

Decyzja o powstaniu Muzeum UJ zapadła tuż po wojnie, w 1947 roku, ale do jego otwarcia musiało upłynąć aż 17 lat. Dlaczego tak długo to trwało?
Koncepcja zakładała, że Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego powstanie w Collegium Maius, najstarszym, średniowiecznym gmachu uczelni. Do II wojny światowej mieściła się tu Biblioteka Jagiellońska, w 1939 roku ukończono budowę gmachu przy alei Mickiewicza, gdzie została przeniesiona już podczas wojny. W jej miejsce w Collegium Maius Niemcy urządzili Instytut Prac Wschodnich, mający dowodzić germańskości ziem polskich. W 1945 roku gmach prezentował obraz nędzy i rozpaczy, przykładem degrengolady była wystawa gołębi, drobiu, królików i psów, którą zorganizowano tu w lutym 1946 roku, na co zresztą wyraził zgodę ówczesny rektor UJ Tadeusz Lehr-Spławiński. Toczyła się wówczas dyskusja na temat przyszłości tego budynku, a jednym z pomysłów było utworzenie muzeum. Żeby ten plan zrealizować, trzeba było jednak przebudować Collegium Maius – zajął się tym Karol Estreicher, przedwojenny historyk sztuki, który w tamtym czasie wrócił do Krakowa w nimbie rewindykatora, który podczas wojny zajmował się tropieniem zrabowanych przez Niemców skarbów.

Przebudowa to zdaje się kluczowe słowo jeśli chodzi o ówczesne prace w Collegium Maius, do dziś ich zakres budzi sporo kontrowersji.
Rzeczywiście, Karol Estreicher skuł ten budynek niemal do gołych ścian, ze względu na daleko posunięty zakres przebudowy Collegium Maius bywa uszczypliwie nazywane Collegium Estreicheranum. Rozmach budził kontrowersje także dlatego, iż uważano, że zrujnowany kraj potrzebował pieniędzy na inne cele niż restauracja średniowiecznego budynku.

A jednak w tym trudnym czasie znalazły się pieniądze na budowę muzeum.
Tak i tu pojawiły się kolejne kontrowersje. Estreicher dostał pieniądze ponieważ wykorzystał swoje znajomości we władzach PRL-u, m.in. u samego premiera Józefa Cyrankiewicza, którego znał jeszcze sprzed wojny. Z tym zdobyciem funduszów związana jest opowieść - nie wiem jednak, ile w niej prawdy. Otóż, w czasie wojny Cyrankiewicz trafił do obozu w Auschwitz-Birkenau i swoje przeżycie zawdzięczał Teresie Lasockiej, narzeczonej i późniejszej żonie Karola Estreichera, która utrzymywała z nim konspiracyjny kontakt. Po wojnie Estreicher miał powołać się na ten fakt i tak zdobyć pieniądze. Nie wiem, czy tak było, wiadomo natomiast, że nie tylko pieniądze się znalazły, ale sam remont Collegium Maius został wpisany do planu sześcioletniego. Estreicherowi miano za złe, że wziął pieniądze od komunistów. Druga kwestia dotyczyła tego, w jakim stylu zostanie przebudowany gmach – ostatni remont, w XIX wieku, nadał mu kształt neogotycki, o którym jednak Estreicher uważał, że jest narzuconym przez zaborców i że trzeba wrócić do wyglądu z czasów świetności. Uniwersytet Jagielloński miał dwa takie okresy – XV wiek i druga połowa XIX wieku.

Odległe koncepcje architektoniczne, Estreicher skłaniał się ku renesansowi?
Tak. To, co widzimy na dziedzińcu na zewnętrznej fasadzie odpowiada dokumentacji historycznej, jaką dysponujemy w archiwach. Natomiast to, co widzimy w środku, na ekspozycji to kreacja Karola Estreichera, ponieważ okazało się, że nie ma dokładnej dokumentacji ikonograficznej, która określałaby, jak ten gmach był urządzony. Wiemy, że była Libraria, Stuba Communis, Aula, ale innych szczegółów, na których można byłoby się oprzeć, chcąc pokazać 600 lat uniwersytetu, nie było. To, jak wygląda muzeum w dużej mierze do dziś, to wizja Karola Estreichera. Rzecz jasna, budziła kontrowersje, ale Estreicher nie przejmował się ani rektorem, ani protestami kolegów. Stąd określenie Collegium Estraicheranum, czyli ucieleśnienie wizji Estreichera, w której realizował daleko posunięte kreacje, zarzuca mu się nawet, że tworzył falsyfikaty. Słynna maksyma „Plus ratio quam vis”, umieszczona na portalu w Auli Jagiellońskiej, nie jest pozostałością z czasów średniowiecza, jak myśli wielu odwiedzających to miejsce. To inwencja Estreichera, któremu zwyczajnie ta dewiza pasował do miejsca. Jego kreatywność była ogromna, np. posadzkę w Librarii kazał postarzyć w ten sposób, że bloki, które układano na podłodze, trzeba było miejscami zeszlifować albo ułożyć „tyłem”, by wyglądały na nierówne, tak jak ma to miejsce w przypadku bardzo starych posadzek, które nierównomiernie się wycierają przez wieki. Na gotową już podłogę kazał wylać kilka butelek wina burgundzkiego, by dodać charakteru i aromatu temu miejscu.

Rozumiem, że w konserwatywnym gronie uniwersytetu kontrowersje towarzyszyły na każdym kroku powstawania muzeum, ale być może tylko ktoś taki jak Estreicher mógł zrealizować ten projekt bez wieloletnich debat. Do dziś możemy obserwować jak pięknie się w Krakowie latami dyskutuje o budowaniu obiektów.
Być może tak. Jednak sama przebudowa ciągnęła się 14 lat i pewnie trwałaby dłużej, gdyby nie decyzja, że budynek ma być gotowy na wielki jubileusz uniwersytetu w 1964 roku. I tak się stało. Oczywiście, pojawiło się mnóstwo teorii na temat tego długiego remontu, wszystkie obarczały jakąś winą Estreichera.

Chyba nie był lubiany w środowisku uniwersyteckim?
Jego charakter nie zjednywał mu sympatii. Był awanturniczy, zresztą sam mówił o sobie „profesor-chuligan”. Być może właśnie dzięki tym „chuligańskim” metodom zawdzięczamy dziś to, co mamy. Na wystawie przywołaliśmy to hasło, które nie zostało najlepiej odebrane, bo przecież profesor nie może być nazywany chuliganem. Ale oburzenie społeczności akademickiej towarzyszyło mu chyba przez całe życie. Anegdota mówi, że w latach 60. profesorowie byli zbulwersowani tym, że Estreicher posiada samochód, a już szczytem wszystkiego był fakt, że sam go prowadził. Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego bowiem powinien być wożony!

Miał, zdaje się, problem z hierarchią, co pewnie też nie zjednywało sympatii.
W swoich dziennikach pisał, że uniwersytet reprezentuje nie ten, kto siedzi w rektoracie, ale ten, kto ma klucze do Collegium Maius. A klucze miał on. Tu mieszkał jego dziadek Karol Estreicher starszy, który w XIX wieku był dyrektorem mieszczącej się tu Biblioteki Jagiellońskiej, tu urodził się jego ojciec, Stanisław, przedwojenny rektor UJ. Traktował więc Collegium Maius trochę jak swoje, czuł się jak pan na Collegium Maius. Zresztą podczas remontu powoływał się w przypadku wątpliwości dotyczących konkretnych rozwiązań, na relacje swojego dziadka lub ojca, którzy opowiadali Estreicherowi, że coś w taki sposób wyglądało. Jak było w rzeczywistości – nie wiadomo. Był nietuzinkowy, z innej epoki. Nie pasował do Krakowa, w którym przyszło mu żyć. I Kraków miał z nim problem, ale stworzył coś, co się po latach broni.

Dziś Muzeum UJ tak bardzo kształtuje wyobrażenie o tym, jak wyglądały początki uniwersytetu, że trudno uwierzyć, że jest to wizja Estreichera zbudowana z przedmiotów, które mu po prostu pasowały.
I trzeba przyznać, że bardzo dobrze to sobie wymyślił. Oczywiście nie są to przedmioty całkowicie przypadkowe, wszystkie w jakiś sposób łączą się z uniwersytetem. Po wojnie Estreicher jeździł po okolicznych dworkach w poszukiwaniu takich przedmiotów, ale trafiały się też i takie, które po prostu idealnie się wkomponowały. Tak było choćby ze słynnymi schodami gdańskimi z pałacu Potockich w Krzeszowicach. Gdyby Estreicher ich nie uratował, pewnie by przepadły. Można powiedzieć też, że nie pozwolił ich wywieźć do Warszawy, choć ówczesny dyrektor Muzeum Narodowego Stanisław Lorentz chciał je ściągnąć do stolicy. Estreicher chciał w Muzeum UJ zbudować miejsce, które w czasach PRL-u pokazywałoby świetność uniwersytetu, świetność polskiej nauki i miejsce, z którego każdy Polak będzie dumny.

Wspomniane schody to tylko kropla w morzu uratowanych przez Estreichera dzieł. To dzięki Karolowi Estreicherowi do Polski wrócił ołtarz Wita Stwosza z bazyliki mariackiej czy słynna "Dama z gronostajem" Leonarda da Vinci. Na koncie ma również odzyskanie wielu innych bezcennych zabytków.
Podczas wojny Estreicher udaje się na emigrację, gdzie trafia do armii Władysława Sikorskiego, który był znajomym jego ojca. Chciał wstąpić do wojska, ale generał uznał, że historyk sztuki lepiej sprawdzi się w pracach organizacyjnych specjalnej komórki przy rządzie emigracyjnym, czyli Biura Rewindykacji Strat Kulturalnych, na czele którego stanął. Biuro zajmowało się tropieniem zabytków zrabowanych na ziemiach polskich. Sporządzono też kartotekę rabusiów, którymi często byli niemieccy historycy sztuki, których znał z czasów przedwojennych. Estreicher odbył też specjalną podróż dyplomatyczną po Stanach Zjednoczonych przekonując aliantów, że już w czasie wojny trzeba tworzyć podstawy prawne do przyszłej rewindykacji. W związku z tym w 1945 roku Polska była jedynym krajem przygotowanym do odzyskania skarbów: była kartoteka zrabowanych obiektów i prawdopodobne miejsce, gdzie mogły się znajdować. Estreicher – jako jedyny Polak – został zaliczony do grupy tzw. Monuments Men, czyli alianckich historyków sztuki, którzy odnajdywali po wojnie zabytki, wcześniej był też zaangażowany w ewakuację najcenniejszych zabytków wawelskich, m.in. arrasów, Szczerbca. Ale i tu nie obyło się bez kontrowersji. Po wojnie Polska trafiła w obszar wpływów Związku Radzieckiego, na zachodzie pojawiły się dyskusje o tym, komu oddawać dzieła sztuki, czy mają trafić do kraju pod komunistyczną władzą? Estreicher stał na stanowisku, że zabytki muszą wrócić do Polski, nieważne jaka ta Polska będzie. Nawiązał kontakt z rządem z Warszawie, co oczywiście przez emigrację zostało odczytane jako zdrada. Dzięki temu w 1945 roku mógł oficjalnie pojechać do Norymbergi, gdzie został wywieziony ołtarz mariacki i inwentaryzować go – to blisko 2 tys. elementów! Zajął się też odnalezieniem wielu innych dzieł sztuki, m.in. „Damy z gronostajem”, którą Hans Frank wywiózł do swojej rezydencji w Bawarii. Odnajdywał księgozbiory, aparaturę naukową, przedmioty codziennego użytku: stoły, krzesła – przedmioty, które były własnością uniwersytetu i po wojnie umożliwiły po prostu rozpoczęcie prac uczelni. 30 kwietnia 1946 roku przyjechał transport 40 wagonów historii Polski, był tam m.in. ołtarz mariacki, „Dama z gronostajem” czy 7 wagonów mienia uniwersyteckiego. Podobno, Estreicher, aby ułatwić sobie zadanie miał dwa mundury wojskowe: polski i amerykański, wkładał jeden lub drugi w zależności od tego, który był korzystniejszy. Tu warto wyjaśnić, że wbrew obiegowej informacji słynna fotografia Karola Estreichera trzymającego „Damę z gronostajem” w otoczeniu amerykańskich żołnierzy nie została wykonana na Dworcu Głównym w Krakowie, lecz jeszcze w Norymberdze 26 kwietnia 1946 r. Zdjęcie wykonał Ray D’Addario, fotograf US Army, który przyjechał do Norymbergi relacjonować proces niemieckich zbrodniarzy wojennych. Potem były kolejne transporty.

Jego życiorys to gotowy scenariusz filmowy.
W jego losach splata się cała historia Polski XX wieku - nie musimy nic wymyślać, mamy nietuzinkową postać, tragiczną w gruncie rzeczy. W młodości wiele drzwi na pewno otwierało mu nazwisko – jak wspomniałem, jego ojciec był rektorem uniwersytetu, tak zresztą były traktowane przedwojenne sukcesy Estreichera, jako osiągnięcia, które ułatwiło mu nazwisko. Ale też nie ma wątpliwości, że musiał się zmierzyć z jego ciężarem. Estreicherowie to była niezwykle zasłużona rodzina dla kultury polskiej, choć Karol Estreicher młodszy nie zapowiadała się na tego, na kogo wyrósł. Nauka nie była w dzieciństwie jego pasją, repetował piątą klasę i to w momencie, kiedy jego ojciec był rektorem. Oczywiście wywołało to skandal w Krakowie: syn rektora powtarza klasę. Szybko jednak nadrobił zaległości.

Ale i z ratowaniem przez Estreichera zabytków związana jest czarna legenda.
Karol Estreicher uczestniczył w ukrywaniu dokumentów fundacyjnych UJ. Jeszcze przed wojną razem ze swoim kolegą z Zakładu Historii Sztuki, prof. Adamem Bochnakiem przygotowali w Collegium Novum specjalną skrytkę, w której miały się znaleźć skarby uniwersytetu: najcenniejsze berła, łańcuchy rektorskie, precjoza i właśnie dokumenty fundacyjne Kazimierza Wielkiego i Władysława Jagiełły. Niemcy tej skrytki nie odnaleźli, ale kiedy po wojnie została otwarta, okazało, że są w niej wszystkie przedmioty poza dokumentami fundacyjnymi, po których zostały tylko pieczęcie i skrzyneczki, w których były przechowywane. Wiele wskazuje na to, że z uwagi, że była to skrytka ziemna, pergaminy uległy degradacji. Dziś na wystawie prezentowane są wierne kopie wykonane na podstawie przedwojennych fotografii pergaminów. Nie brakło jednak głosów, które mówiły, że przywłaszczył je sobie Estreicher. Być może współczesna technologia pozwoli odpowiedzieć na pytanie, co tak naprawdę się wydarzyło. Większość stawianych mu zarzutów, po weryfikacji, okazuje się nieprawdą, ale ta czarna legenda ciągnie się za nim jeszcze 40 lat po śmierci.

Wspominał pan, że nie zależało mu na opinii innych.
Był trudnym człowiekiem i są osoby, które mają do niego o to pretensje. To był człowiek, który w jednej chwili potrafił sobie zjednywać ludzi genialnymi gestami, by za chwilę bez pardonu ich zbesztać. Był słodko-gorzki, pełen sprzeczności. Co chwila wraca np. kwestia pomnika Kopernika, który decyzją Estreichera został przeniesiony z dziedzińca Collegium Maius na Planty. Mówiono, że został postawiony "w krzakach" i że Estreicher dokonał tego samowolnie, pod osłoną nocy. Jego decyzja była motywowana tym, że pomnik został ustawiony w miejscu, gdzie historycznie znajdowała się studnia, którą chciał wyeksponować. Z dokumentacji zaś wynika, że przeniesienie pomnika było wspólną decyzją władz uniwersytetu i miasta. Mamy fotografie z momentu przeniesienia - była to skomplikowana operacja, której nawet Estreicher nie przeprowadziłby sam. Ale nawet dziś te pretensje wcale nie ucichły.

Jakie jest to dziedzictwo, które po sobie pozostawił w Collegium Maius?
Stworzył muzeum i na pewno był z nim bardzo związany, czuł się tu u siebie. Kiedy więc w 1976 roku, gdy skończył 70 lat, został wysłany na emeryturę, obraził się na uniwersytet. Pewnie w innych czasach pozwolono by mu pełnić funkcje kierownika muzeum dalej, ale Estreicher był skonfliktowany z każdym rektorem. Ogarnęła go wówczas histeria, co się stanie z muzeum, czy komuniści nie rozkradną wszystkiego, co tu zgromadził. Do 1992 roku w Collegium Maius znajdował się Instytut Historii Sztuki, z którym Estreicher też był skonfliktowany, obawiał się więc, że pewnie jakiś historyk sztuki zostanie dyrektorem muzeum i zniszczy wszystko, co z takim trudem zrobił w Collegium Maius. Sam wybrał więc na swojego następcę prof. Stanisława Waltosia - karnistę, który interesował się historią sztuki. Przekonał go, by przejął muzeum. Oczywiście, później narzekał w dziennikach, że prof. Waltoś ciągle coś mu zmienia. Szkoda, że Estreicher nie może zobaczyć tego muzeum dziś. Staramy się rozwijać te wątki, które dla Estreichera nie były ważne, albo nie mogły się pojawić w jego epoce. Mam nadzieję, że podobałoby mu się muzeum i to, w jakim kierunku idziemy.

-----
Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego obchodzi w tym roku 60-lecie swojego istnienia, z tej okazji do 30 sierpnia będzie okazja, by zobaczyć wystawę czasową poświęconą jego twórcy Karolowi Estreicherowi młodszemu "Pan na Collegium Maius. Dziedzictwo Karola Estreichera młodszego". "Dziennik Polski" objął patronat medialny nad wystawą.

Anna Piątkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.