Jedna z najlepszych polskich fotografek miała u nas warsztaty.
Karolina Jonderko, córka górnika z Rydułtów mówi, że wszystko w życiu jest możliwe. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że to właśnie jej udało się osiągnąć sukces - dziewczynie z małej miejscowości, która zaczynała przygodę z fotografią od pstrykania zdjęć swojego psa, rodziny i przyjaciół?
Na jej warsztaty w podziemiach kościoła gimnazjalnego zgłosiła się rekordowa liczba uczestników. Rozpiętość wieku od lat nastu do 50 plus... Zabrakło więc dla wszystkich aparatów do natychmiastowego wywoływania zdjęć i w miasto ruszyły dwójki, a nawet trójki reporterskie...
Ale wcześniej była fascynująca podróż po życiowych przypadkach fotografki ze Śląska ilustrowana jej zdjęciami. Można było się dowiedzieć, jak trauma po śmierci matki artystki stała się impulsem do fotograficznego happeningu. Córka przebiera się w ciuchy swojej mamy i robi sobie zdjęcia. Są statyczne, jawnie pozowane. Poważna twarz artystki i różnokolorowe stroje jej mamy na każdą okazję. I bose stopy. Dlaczego nie założyła butów? - Bo mam rozmiar 44 - odpowiada Karolina Jonderko. - Nie weszłabym w buty mojej mamy. Ale później krytycy zaczęli to oczywiście zupełnie inaczej interpretować, że to takie czyste, niewinne...
Ten cykl „Autoportret z moją matką” przyniósł jej sławę. Jakiś kolekcjoner ze Stanów kupił odbitki za niebotyczną sumę, wystarczyło na pół roku życia... Potem był cykl „Zaginieni”, Jonderko w porozumieniu z fundacją Itaka docierała do rodzin, w których ktoś wyszedł z domu i przepadał na zawsze... Fotografowała ich pokoje, które na ogół pozostawały w takim samym stanie, jak przed zniknięciem domownika. - Tylko jedna z tych historii skończyła się szczęśliwie - opowiadała fotografka. - Mąż zostawił żonę w 9 miesiącu ciąży, bo się bał, że nie udźwignie ciężaru bycia ojcem. Odnalazł się, a żona go przyjęła.
Ciekawym doświadczeniem było fotografowanie Polonusów w domu starców w Wielkiej Brytanii. I cykl związany z lalkami, które pachną jak niemowlaki i wyglądają tak jak one. Dla kobiet to remedium na brak dzieci.
Jakie ma rady dla tych, którzy bawią się w fotografowanie?
Selfie, dzióbek, spoko, ale trzeba mieć pomysł na siebie
- podpowiada. - Mam 31 lat i pracowałam już dla największej agencji fotograficznej na świecie Magnum w Nowym Jorku. Trzeba wytrwałości, cierpliwości, ciężkiej pracy. Ale też zwykłego szczęścia... No i warto uczyć się angielskiego...
Karolina Jonderko jest pewna, że nie trzeba jechać na drugi koniec świata, by zrobić fantastyczne zdjęcia. - Proste, szczere, emocjonalne też robią wrażenie - mówi.
A tak w ogóle, radzi szanować migawkę. I nie pstrykać, co popadnie. I byle jak.