Katarzyna Zielińska: Nawet w najbardziej zabieganym dniu znajdę czas dla swoich synków

Czytaj dalej
Fot. Sylwia Dabrowa
Paweł Gzyl

Katarzyna Zielińska: Nawet w najbardziej zabieganym dniu znajdę czas dla swoich synków

Paweł Gzyl

Swego przyszłego męża poznała już w... przedszkolu. Dziś tworzą udaną rodzinę z dwójką dzieci. Kochają się po góralsku. Czyli z przytupem.

Właśnie zaczęła nową pracę. W stacji Zoom TV jest jedną z prowadzących śniadaniowy program „Poranny rogal”. Ma to być konkurencja dla „Pytania dla śniadanie” i „Dzień dobry TVN”. Partneruje jej... siostra, która do tej pory nie miała do czynienia z mediami, bo jest z zawodu biotechnologiem. W ten sposób Kasia Zielińska potwierdza, że lubi nowe wyzwania. I chętnie pozwala się poznać od innej strony.

– Mój publiczny wizerunek wiecznie uśmiechniętej „Zieliny” różni się nieco od tego, jaka jestem prywatnie. Pandemia nauczyła mnie nieprzejmowania się aż nadto zawodowymi sprawami. Kiedyś, grając dużo latem, martwiłam się, co będę robiła jesienią. Dziś daję sobie prawo do tego, że może się nic nie wydarzyć, a wtedy ten czas traktuję jako czas dla mnie i dla mojej rodziny – mówi w „Pani”.

Nie dość przebojowa
Wychowała się w Starym Sączu. Była grzecznym dzieckiem, w szkole zbierała same piątki, a po lekcjach chętnie pomagała rodzicom w szklarni, zarabiając na drobne wydatki. Najlepiej uczyła się z matematyki, wszystko wskazywało więc, że zostanie księgową. „Chyba byłam kujonką” – śmieje się dzisiaj. Raz pokłóciła się z rodzicami i próbowała uciec z domu – ale doszła tylko do najbliższego przystanku autobusowego i się rozmyśliła.

– Od dziecka byłam optymistyczna. W takiej rodzinie się wychowałam. Kiedy nad czymś za długo rozpaczałam, tata mówił: „Psy szczekają, karawana idzie dalej”. Do dziś sobie to powtarzam. Tata w ogóle jest życiowym optymistą. Takie usposobienie miała też ciocia Zośka, ze strony mamy – siostra mojej babci – wspomina w „Twoim Stylu”.

Kiedy była w liceum, zainteresowała się aktorstwem i śpiewem. Trafiła na warsztaty do gwiazdy dawnych lat – Sławy Przybylskiej. I tam złapała artystycznego bakcyla. Dlatego postanowiła po maturze zdawać do krakowskiej PWST. Udało się – ale pierwszy rok był dla niej bardzo trudny. Jako jedna z niewielu młodych studentek odmówiła udziału w „fuksówce”, przez co długi czas była omijana na korytarzu uczelni.

– Czułam się też gorsza. Dziewczyna ze Starego Sącza. Czułam się nie dość obyta i nie dość przebojowa jak pozostali. Ratowało mnie wtedy dwóch kolegów z roku wyżej – Tomek Kot i Krzysiek Pluskota. Kiedy widzieli, jak bardzo się przejmuję, podchodzili i mówili do mnie: „Ziela, fajna jesteś, nie przejmuj się, zaraz wszystko wróci do porządku dziennego” – opowiada w „Pani”.

Scena jest najważniejsza
Po studiach zaczęła pracę w krakowskim Teatrze Ludowym. Nawiązała jednocześnie współpracę z ostatnim klezmerem w Polsce – Leopoldem Kozłowskim. Wspólnie przygotowali recital z piosenkami w języku jidysz, z którym zjeździła cały kraj. W końcu zrobiło się jej za ciasno pod Wawelem i postanowiła wyjechać do Warszawy. Zaczęła się dobijać o role w kinie i w telewizji, ale bez skutku.

– Ilona Łepkowska i Tadeusz Lampka powiedzieli mi podczas zdjęć próbnych, że powinnam coś ze sobą zrobić. „Pani Kasiu, jest pani za dużo i jest pani za kolorowa” – usłyszałam. Zabolało. Ale potem wielokrotnie im za tę uwagę dziękowałam. Bo wzięłam się za siebie. I jeśli dziś jestem w tym miejscu, w którym jestem, to w dużej mierze im to zawdzięczam – podkreśla w „Twoim Stylu”.

Kasia zrzuciła zbędne kilogramy oraz zadbała o swój styl. I udało się: została zaangażowana do „Barw szczęścia”. Widzowie ją pokochali, więc upomniało się o nią również kino. W efekcie zaczęła się pojawiać w kolejnych programach typu talent-show dla celebrytów, z których najlepiej wspomina do dziś „Kocham cię, Polsko!”. Nie zaniedbała jednak aktorstwa, szczególnie występów na scenie.

– Mogłam pokazać się widzom w trochę innych rolach niż te, z których mnie znają z telewizji. Postacie w serialach codziennych nie mogą mieć tak pokręconego życia, jak te w teatrze. I dlatego też nie jesteśmy w stanie w serialu pokazać całego wachlarza swoich umiejętności. Dzięki Bogu jest teatr. Dlatego skończyłam szkołę teatralną, żeby pokazać na co mnie stać. Scena jest najważniejsza – podkreśla w Onecie.

Od przyjaźni do miłości
Kasia poznała Wojtka w... przedszkolu. Do dziś wspominają jeden z ówczesnych „balów”, podczas którego ona była przebrana za Czerwonego Kapturka, a on za kowboja. Potem ich drogi się rozeszły: ona studiowała w Krakowie, a on wyjechał aż za ocean, by uczyć się na Harvardzie. Kiedy wrócił do Polski, znalazł pracę w Warszawie. Gdy dowiedział się, ze Kasia też tam mieszka, postanowił odnowić znajomość.

– Umówiliśmy się na sushi. „Chciałabym, aby mój mąż miał takie dobre oczy jak on” – przeszło mi przez myśl, gdy rozmawialiśmy. Najbardziej ujęła mnie jednak jego skromność. Nie przechwala się, że jest absolwentem Uniwersytetu Harvarda i odnosi sukcesy zawodowe – wspomina w „Pani”.

Na początku Kasia traktowała Wojtka jak kumpla. Z czasem przyjaźń przerodziła się jednak w miłość. Zostali parą w 2010 roku – a już dwa lata później zaręczyli się podczas wakacji w Tajlandii. Media od razu zainteresowały się nowa parą w show-biznesie, ale Kasia nie chciała nic opowiadać o swym nowym związku. „Wojtek jest niezwykle skromnym człowiekiem” – podkreślała.

Ślub zakochanych odbył się w 2013 roku. Kiedy osiem lat później, Kasia celebrowała jego rocznicę, napisała na Instagramie: „Każdy dzień naszego wspólnego życia traktujemy jako wyjątkowy i jedyny. Nie wyobrażam sobie inaczej. Miłość, wzajemne wsparcie i radość z każdego poranka i wieczoru. Miłość oczywiście „po góralsku”. Czyli czasem tupiemy nogą”.

Dziś Kasia i Wojtek wychowują dwóch synów – Henryka i Aleksandra. Tata ustala zasady, a mama ich rozpieszcza. Choć oboje są zapracowani, dbają o to, by jak najwięcej czasu spędzać wspólnie. Dlatego przynajmniej raz dziennie spotykają się w domu na wspólnym posiłku.

– Nawet w najbardziej zabieganym dniu znajdę czas dla swoich synków. To mój absolutny priorytet, choćbym miałabym zarwać nockę. Cieszę się, że mogę pracować, a potem wrócić do dzieci i spędzać z nimi czas. Bardzo doceniam to, że mogę wyjechać z nimi na wakacje. Że możemy spędzić razem ferie zimowe, jeździć na nartach, pobyć razem wieczorami, poprzytulać się w łóżku – podsumowuje w „Gali”.

Paweł Gzyl

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.