Jeśli Prokurator Generalny sądził, że rewizja w Mar-a-Lago podetnie skrzydła Trumpowi, to bardzo się rozczarował, bo jego popularność wśród Republikanów jeszcze bardziej wzrosła
8 sierpnia o 6. 30 rano ponad 30 uzbrojonych po zęby agentów FBI dokonało rewizji w Mar-a-Lago, superluksusowym ośrodku wypoczynkowym, w którym roczna opłat członkowska wynosi $200 tys. i w którym jednocześnie mieści się prywatna rezydencja byłego prezydenta Donalda Trumpa. Nakaz rewizji, zatwierdzony przez sędziego, został przygotowany za wiedzą samego federalnego prokuratora generalnego Merricka Garlanda. Było to zdarzenie bez precedensu w historii USA. Nawet prezydent Nixon, który został zmuszony do rezygnacji z urzędu nie dostąpił takiego „zaszczytu”.
Celem rewizji było odebranie złożonych w biurze Trumpa dokumentów pochodzących z czasów jego prezydentury, które miały klauzulę poufności i najwyższej tajności. Tego typu dokumenty są umieszczane w Narodowych Archiwach USA.
Niemniej sprawa jest bardziej skomplikowana, ponieważ prezydent może odtajnić dokumenty, a także utartą zasadą jest to, że prezydent może wynieść tajne dokumenty poza obręb urzędów, bo jego praca to jest zajęcie przez 24 godziny na dobę. Co więcej, od pewnego czasu prawnicy reprezentujący byłego prezydenta i urzędnicy z Narodowych Archiwów prowadzili negocjacje tyczące się zwrotu posiadanych przez Trumpa dokumentów i sukcesywnie papiery były tam przekazywane.
W przeszłości wielu wysokiej rangi urzędników nie stosowało się do przepisów dotyczących przechowywania i zachowywania tajnej korespondencji i dokumentów. Najbardziej znany taki przypadek dotyczył Hillary Clinton z czasów, gdy pełniła obowiązki sekretarza stanu. Zamiast zabezpieczonego przed włamaniami urzędowego serwera, do prowadzenia oficjalnej korespondencji używała prywatny system. Ten fakt został wykorzystany przez kampanię Trumpa i w niemałym stopniu przyczynił się do jej przegranej w wyborach w 2016 r.
Rewizja w Mar-a-Lago wywołała burzę polityczną. Już sama forma, zamiast tajniaków uzbrojeni w pistolety maszynowe agenci, wzbudziła kontrowersje. Nie było najmniejszego powodu do takiego „pokazu siły”. Poza tym, zabrano praktycznie wszystko, co agentom wpadło w ręce, włącznie z paszportem Trumpa (został mu szybko oddany) i materiałami przygotowanymi przez jego prawników, które dotyczą jego obrony w toczących się sprawach podatkowych i innych. Trump walczy o ustanowienie przez sąd bezstronnego arbitra, który miałby orzekać, które dokumenty są jego prywatną własnością, a które rząd może zabrać.
Ze strony Republikanów padły zarzuty o nadużyciu władzy przez administrację Joe Bidena. Wyrazy zaniepokojenia popłynęły także ze strony mediów, które normalnie z jednej strony nie stronią od krytyki Trumpa, a z drugiej stanowczo popierają Bidena. Redakcja Agencji Bloomberg opublikowała artykuł podkreślający niezwykłość całej sprawy i domagający się jej wyjaśnienia. W podobnym tonie do tego incydentu odniósł się sam „The New York Times”.
Jak do tej pory niewiele wiadomo o tym co znajdowało się w zabranych z Mar-a-Lago pojemnikach z dokumentami. Czy teczki oznaczone sygnaturą ściśle tajne i poufne nadal takimi są? Nawet gdyby takimi były, to z punktu widzenia amerykańskiej tradycji prawnej byłoby to nie aż tak poważne wykroczenie. Posiadanie tajnych dokumentów przez prezydenta może być przedmiotem śledztwa, jeśli istnieje podejrzenie, że były one używane, czy też był taki zamiar, żeby je użyć do jakiegoś bezprawnego celu.
Niezwłocznie po najeździe rozeszła się pogłoska, że w tym luksusowym ośrodku w biurze Trumpa znajdowały się materiały tyczące się amerykańskich sił nuklearnych, ale fakt ten został niezwłocznie zdementowany przez byłego prezydenta. Natomiast na jaw wyszło, że przeszukano zawartość osobistego sejfu Trumpa i garderobę jego małżonki.
Prokuratura udostępniła dokument, na podstawie, którego podjęto decyzję o rewizji. Niestety niewiele wniósł on do sprawy, bo całe strony zostały zamazane.
Nieustanne kłopoty Trumpa
Zmagania Trumpa z elitami rozpoczęły się zanim objął on urząd prezydenta. Dla amerykańskiego establishmentu zawsze był „intruzem”. Szczególnie napięte były jego stosunki ze służbami. Trump wielokrotnie podważał ich wiarygodność i ten fakt nie został mu nigdy zapomniany i wybaczony. Stąd FBI nie rozpoczęło poważnego śledztwa w sprawie laptopa, który w zakładzie naprawczym pozostawił syn Joe Bidena, Hunter. Dziś wiadomo, że wszystkie materiały, które na ten temat przeciekły do prasy były autentyczne i wszelkie pogłoski, że była to rosyjska fałszywka były nieprawdziwe. Przedstawiciele służb uznali te wiadomości za niegodne zaufania i media społecznościowe, Twitter i Facebook, zablokowały wszelkie wiadomości na ten temat, włącznie z odnośnikami do artykułów opublikowanych w „The New York Post”. Mówiąc wprost, jedne media ocenzurowały inne media. W sumie, wręcz wybuchowe materiały nie odegrały większej roli podczas kampanii wyborczej w 2020 r.
Natomiast wyssane z palca były treści zawarte w tak zwanym raporcie Christophera Steele, który zawierał sensacyjne informacje na temat kontaktów Trumpa i jego otoczenia z Moskwą. Ten były oficer wywiadu brytyjskiego, który potem założył własną firmę zbierającą dane na temat znanych osób, miał uzyskać informacje w najwyższym stopniu kompromitujące ówczesnego kandydata i późniejszego prezydenta. Na podstawie tego dokumentu i innych spreparowanych informacji kilku członków kampanii wyborczej Trumpa było inwigilowanych, co w tradycji amerykańskiej było niespotykane. Ale p. Clinton była faworytem elit, bo gwarantowała ciągłość polityki, natomiast Trump zapowiadał przeprowadzenie czystek i zmian.
Program Trumpa cieszył się wielkim poparciem szerokich rzesz Amerykanów, szczególnie tych z prawej strony sceny politycznej, którzy mieli już dość panoszenia się waszyngtońskiej elity. Mimo tego, że Trump wielkich reform administracji nie dokonał, to jednak poczynił energiczne kroki mające na celu ograniczenie amerykańskiego zaangażowania za granicą.
Niekończące się wojny, udział w aliansach wojskowych i uczestnictwo w różnego rodzaju międzynarodowych porozumieniach handlowych są solą w oku dużej części społeczeństwa. W tym zakresie prezydentura Trumpa stanowiła przełom - stanowiła powrót do polityki izolacjonizmu.
Dla Polski nie był to korzystny trend. Trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek zaangażowanie amerykańskie po stronie Ukrainy, gdyby u steru rządów nadal był Trump.
Natomiast dla establishmentu prezydentura Trumpa stanowiła dotkliwy cios. Ostatnie 75 lat, to był okres nieustannego powiększania wpływów politycznych i gospodarczych. Dzięki globalizacji sfery gospodarcze odnosiły ogromne zyski, natomiast tego samego nie można powiedzieć o zwykłym zjadaczu chleba, który często tracił pracę w wyniku przenoszenia całych zakładów pracy za granicę. Toteż hasło Trumpa, że uczyni Amerykę ponownie wielką poprzez wycofanie się z różnych porozumień znalazło podatny grunt i po dziś dzień dziesiątki milionów Amerykanów z utęsknieniem oczekuje jego powrotu do Białego Domu.
Walka w łonie Partii Republikańskiej
W obronie Trumpa stoją prawie wszyscy Republikanie. Wyboru nie mają, ponieważ były prezydent cieszy się niesłabnącym poparciem szeregowych członków partii. W styczniu 2021 r. dziesięciu posłów z ramienia Republikanów głosowało za usunięciem Trumpa z urzędu z powodu zajść w dniu 6 stycznia. W tej chwili odbywają się prawybory w Partii Republikańskiej i żaden z tych śmiałków nie ostał się na placu boju. Na wieść o tym, że stają się obiektem ataku ze strony Trumpa, kilku w ogóle zrezygnowało z reelekcji, natomiast ci, którzy się nie ulękli zostali pokonani przez kontrkandydatów popieranych przez byłego prezydenta. Los ten spotkał samą Liz Cheney, córkę byłego wiceprezydenta, który jest filarem „starej gwardii”.
Zatem, w Partii Republikańskiej toczy się walka wewnętrzna. Establishment nie może doczekać się przejścia Trumpa na emeryturę, natomiast dla zwykłych członków były prezydent jest półbogiem, z którym wiążą ogromne nadzieje. Jeśli Trump nie zostanie pogrążony przez liczne toczące się przeciw niemu dochodzenia i będzie cieszyć się dobrym zdrowiem, to w tej chwili trudno sobie wyobrazić, żeby nie wygrał prawyborów w 2024 r. Biorąc pod uwagę, jak niskim poparciem cieszy się obecnie Joe Biden, równie trudno wyobrazić sobie, żeby za dwa i pół roku Trump ponownie nie wprowadził się do Białego Domu.
Elita gra va Banque
Z tych powodów, rewizja w Mar-a-Lago budzi poważne podejrzenia. Merrick Garland wziął na swe barki ogromne ryzyko. Jeśli okaże się, że nie było istotnych powodów do przeprowadzenia rewizji, to grozi mu dymisja. Także, jeśli Prokurator Generalny sądził, że rewizja w Mar-a-Lago podetnie skrzydła Trumpowi, to bardzo się rozczarował, bo jego popularność wśród Republikanów jeszcze bardziej wzrosła.
Trump odnosi sukcesy, bo stwarza wizerunek osoby prześladowanej przez ciemne siły ukrytej, a prawdziwej władzy (deep state). Amerykanie, od zarania swej niepodległości obawiali się dominacji wąskiej elity i republikańskie idee są wśród nich ciągle żywe.
Zatem gra toczy się o wysoką stawkę. Elity walczą z Trumpem wszelkimi możliwymi sposobami i tym samym wykopują przepaść pomiędzy sobą i częścią narodu, bo z byłym prezydentem i jego poglądami identyfikują się masy Amerykanów. Stąd ataki na niego, szczególnie tak niewybredny jak rewizja w jego rezydencji, są postrzegane jako zamach na tradycyjne wolności. Nawet osoby nie będące jego zwolennikami zadają sobie pytanie, jeśli tak jest traktowany były prezydent, w dodatku człowiek bardzo majętny, to co mnie może spotkać? Jak ja mógłbym się bronić przed wszechpotężną władzą?
Grozi poważny rozłam w społeczeństwie. Zajścia z 6 stycznia 2021 stanowiły wielkie ostrzeżenie, że poziom niezadowolenia osiągnął niebezpieczny poziom. Niestety trudno odnieść wrażenie, żeby elity wyciągnęły właściwe wnioski z tego wstydliwego wydarzenia.
Byłby to obrót spraw ze wszech miar niekorzystny dla wolnego świata. USA nadal jest niekwestionowanym przywódcą demokratycznych państw i mimo wszystkich niedoskonałości jest gwarantem pokoju na świecie. W obliczu formowania się dwubiegunowego systemu - osi Pekin- Moskwa i Zachodu - osłabienie wewnętrzne Ameryki, bezsprzecznego politycznego, gospodarczego i wojskowego centrum demokratycznego świata, mogłoby przyczynić się do przechylenia się szali na korzyść sił autorytarnych.