Dyrektor Domu Dziecka w Klenicy jest niesamowitą osobą, pełną ciepła, zaangażowania, pomysłów - słyszymy od pracowników placówki, którą kieruje siostra Aniela, czyli Izabela Kucińska.
Choć w Lubuskim jest od trzech lat, szybko zyskała sobie szacunek i uznanie. Nie tylko pracowników, mieszkańców Klenicy, ale także pracowników i pacjentów Wojewódzkiego Ośrodka Terapii Uzależnień i Współuzależnień w Zielonej Górze.
Pochodzi z Żyrardowa koła Warszawy. W Zgromadzeniu Sióstr Maryi Niepokalanej jest od 30 lat (Zgromadzenie powstało w połowie XIX w. we Wrocławiu, by nieść pomoc dziewczętom, znajdującym się w trudnej sytuacji; z czasem misja rozszerzyła się o: pracę wychowawczą w przedszkolach i szkołach, służbę chorym w szpitalach, domach seniorów i domach opieki społecznej).
Zanim Izabela Kucińska złożyła śluby, odbyła pół roku kandydatury, pór roku postulatu w Branicach, potem dwa lata nowicjatu we Wrocławiu. Była pewna, że chce kroczyć tą drogą… I pracować z ludźmi. Z dziećmi, młodzieżą, seniorami. W Wieliczce, Raciborzu. Wszędzie tam, gdzie była taka potrzeba. Bo, jak przyznaje siostra Aniela, nie wie, gdzie i ile czasu będzie przebywać. To zależy od przełożonej, czyli prowincjalnej. To ona skierowała ją do Domu Dziecka z Klenicy. Do placówki, która wcześniej była ośrodkiem dla dzieci upośledzonych. Potem, gdy utworzono tu dom dziecka, przyjechali podopieczni z całej Polski. Dziś przebywa w placówce 17 dzieci. Wszystkie z Lubuskiego.
- Najmłodsze ma siedem lat, najstarsza podopieczna studiuje we Wrocławiu - mówi dyrektorka placówki w Klenicy.
Niektóre dzieci są regularnie odwiedzane przez rodziców czy bliskich z rodziny. Inne przeciwnie. Weekendy i święta spędzają w Domu Dziecka.
Siostra chwali podopiecznych. Choć bardzo poranione w życiu, potrafią wykazać się odpowiedzialnością, życzliwością wobec innych ludzi, pomagać sobie nawzajem.
- Kiedy pojechaliśmy na kolonię, właściciel ośrodka bardzo się zdziwił. Bo nasze dzieci, gdy tylko wstały z łóżek, od razu zabrały się za porządkowanie placówki - podkreśla Izabela Kucińska. - Nasze dzieci są nauczone, że muszą sobie same ugotować, wyprać, wyprasować, posprzątać pokój.
Jeśli studiują lub się uczą, mogą w Domu Dziecka mieszkać do 26. roku życia. Gdy opuszczają to miejsce, różnie reagują. Jedne chętnie tu wracają, inne - zrywają wszelkie kontakty. Chcą zapomnieć, że kiedyś zostały porzucone, zranione…
Siostra podkreśla, że choć nie była tu znaną osobą, wszyscy - jej i dzieciom - chętnie pomagali. Swiss Krono dało panele podłogowe do całego budynku, IKEA - meble. Gedia zatrudnia podopiecznych.
- Z przejawami życzliwości spotykamy się niemal każdego dnia. Gdy wychodziliśmy z kościoła, mieszkańcy zaproponowali, że wezmą najmłodszego chłopca na sanki czy na spacer - przypomina siostra, która nie tylko w Domu Dziecka oddaje swoje serce.
Dyrektorka w Klenicy chwali też swoją kadrę. Zespół jest zgrany i się uzupełnia. Dwie siostry, pozostałe osoby to świeccy pracownicy, kobiety, mężczyźni.
- Dzięki temu dzieci spotykają się z różnymi osobowościami. Mają wybór, komu chcą zaufać, zwierzyć się - zauważa Izabela Kucińska.
Pracownicy chwalą siostrę. Podkreślają, że potrafi kierować zespołem, ma podejście do dzieci i potrafi zdziałać cuda. Nawet w sytuacjach, które wydają się niemożliwe do załatwienia...
Kiedy znalazła się w Klenicy, uznała, że prowadzenie Domu Dziecka to nie wszystko, co mogłaby robić. Nie tylko dzieciom chciała pomagać. Ale także dorosłym z problemami z nałogami.
Już wcześniej pracowała także z alkoholikami. Zawsze interesowało ją, dlaczego ci ludzie popadają w takie uzależnienie? Dlaczego rodzina je kryje? Jak można im pomóc? Na te i wiele innych pytań szukała odpowiedzi. Ukończyła Studium Terapii Uzależnień i Współuzależnień Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Pracowała w zespole interdyscyplinarnym, w komisji do spraw rozwiązywania problemów alkoholowych… Skierowana do Lubuskiego, wiedziała, że wcześniej czy później zacznie tęsknić do pracy z uzależnionymi...
Zgłosiła się do Wojewódzkiego Ośrodka Terapii Uzależnień i Współuzależnień w Zielonej Górze. Powiedziała, że chce pracować jako wolontariusz. Kadra, pacjenci na początku trochę dziwnie patrzyli na siostrę… Choć wydawało się, że dyrektor WOTUiW od razu na nią stawia. Szybko i pozostali przekonali się, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Po półtora roku wolontariatu otrzymała propozycję zatrudnienia.
- Bardzo się cieszę, że mogą pracować z tymi ludźmi. Często są mocno obciążeni zawodowo - podkreśla siostra Aniela. - Okazują się wspaniałymi osobami. Choć powszechnie odnosimy się do nich z pogardą, wciąż nie rozumiejąc, że to przecież choroba.
W jaki sposób dostaje się do Zielonej Góry, by prowadzić terapie?
- Na szczęście są autobusy. Bo co prawda mam prawo jazdy od 1997 roku, ale nie jeżdżę samochodem - przyznaje Izabela Kucińska.
W jaki sposób odpoczywa i naładowuje się pozytywną energią, którą przekazuje potem innym ludziom w codziennej pracy?
Kiedy tylko ma jakąś chwilę wolnego, lubi posiedzieć sobie w kaplicy albo wziąć psa i pójść z nim na spacer po polach i łąkach.