Kobra pokazuje drugą twarz, czyli bardzo rodzinny Zdenek Ondrasek
Nie wiem, czemu wszyscy uważają mnie za groźnego faceta - mówi nam Zdenek Ondrasek, czeski napastnik Wisły Kraków. I pokazuje nam swą drugą, pozaboiskową twarz
Wytatuowany, krótko ogolony, potężnie zbudowany. Ma pseudonim „Kobra”. Na boisku twardziel, budzi respekt nie tylko u piłkarskich rywali. Tymczasem napastnik Wisły ma też drugą twarz.
Dlaczego „Kobra”? To z racji ogromnego węża wytatuowanego na plecach. Ma też trupie czaszki i kości do gry. A na prawym boku napis: „Nigdy niczego nie żałuj, bo w swoim czasie było to dokładnie to, czego pragnąłeś”.
- Ciągle potrzebuję nowych tatuaży. Każdy z moich dotychczasowych oznacza coś ważnego w moim życiu - deklaruje Czech. Nietrudno zgadnąć, który z nich wiąże się z hazardową przeszłością Ondraska, z której podobno wyleczył go pobyt w norweskim Tromsoe.
Z taką aparycją spokojnie mógłby po zakończeniu kariery piłkarskiej zamienić boisko na klatkę w MMA. Tym bardziej, że ma predyspozycje. Przed grudniowym meczem Wisły z Cracovią na profilu Czecha na Instagramie pojawił się filmik z Ondraskiem okładającym worek do kickboxingu w ramach przygotowań do derbowego starcia.
- Może rzeczywiście spróbuję kiedyś walczyć w MMA? - żartuje Czech. - Chociaż tak naprawdę nie lubię się bić.
Ondrasek nie należy do piłkarzy, którzy unikają mediów społecznościowych. I dlatego na Instagramie można obejrzeć np. jego zdjęcie z patelnią w ręku, przymie-rzającego się do zdzielenia nią śpiącego kolegi z zespołu. Dlaczego to zawsze on robi sobie żarty z kumpli, a oni z niego już rzadziej? Czyżby się obawiali „Kobry”?
- Może po prostu nie są tak szaleni jak ja - kwituje Czech. I dodaje: - Nie wiem, dlaczego wszyscy mają mnie za groźnego faceta. Kto mnie zna, wie, że nie lubię się napinać, awanturować. Jasne, gdyby jakiś mój przyjaciel miał problemy, zareagowałbym od razu, ale prywatnie jestem człowiekiem, który po prostu lubi się pośmiać. Robię trochę zwariowane rzeczy, bo uwielbiam, gdy moi przyjaciele dobrze się bawią.
Swego czasu wraz ze Słoweńcem Denisem Popoviciem dzień w dzień chodzili za kolegą z zespołu, Rafałem Boguskim i próbowali go uprosić, by jako „gwiazda Wisły” zrobił sobie z nimi selfie. Introwertyk Boguski nie był chyba zachwycony wygłupami kumpli. - Jak w końcu się zgodził nam pozować, to mnie zaskoczył.
Fotkę Ondrasek podpisał „Legenda Białej Gwiazdy”. I wykrakał. Krótko potem Boguski zaliczył dwa hat-tricki i naprawdę przypomniał o sobie całej piłkarskiej Polsce. - Presja, jaka od dawna była wywierana na Rafała, była naprawdę spora. Nie było to dla niego łatwe. Wiem o tym, choć tego nie okazywał - twierdzi Czech. - Każdy ofensywny zawodnik tak to odczuwa. Mam nadzieję, że ludzie też zaczęli inaczej go postrzegać.
Futbol jest moim życiem, ale kiedy rodzina mnie potrzebuje, wszystko inne schodzi na dalszy plan
Sam Ondrasek też zmagał się ostatnio ze strzelecką niemocą. Od początku tego sezonu strzelił zaledwie dwa gole. - Pod względem sportowym ten rok był rozczarowujący. Myślę, że wszyscy w Krakowie czekają na coś więcej z mojej strony. Jasne, w klubie momentami nie było łatwo, ale to nie znaczy, że miałem prawo grać źle - podkreśla.
Chce udowodnić wszystkim, że najlepsze chwile w ekipie „Białej Gwiazdy” dopiero przed nim. - Nie planuję odchodzić teraz z Wisły i mam nadzieję, że klub też chce mnie.
W Krakowie czuje się coraz lepiej. - Ale nie sądzę, by Czesi i Polacy bardzo się od siebie różnili - ocenia. Dlatego w Polsce łatwiej mu było się odnaleźć niż na początku pobytu w Norwegii, gdzie przez cztery lata grał w Tromsoe. - Kiedy trafiłem do Norwegii, nie mówiłem po angielsku. Było mi naprawdę trudno. Tu, w Polsce jest inaczej, bo mogę bez kłopotu porozumiewać się. Staram się mówić po polsku, choć bywa to zabawne - przyznaje.
Jego rodak, grający w Sandecji Lukas Kuban, narzekał w Polsce na jedno. Na jakość piwa. Skwitował je jednym słowem: dramat. - Wszyscy wiedzą, że czeskie piwo jest najlepsze - zapewnia Ondrasek. Grał kiedyś w klubie z Czeskich Budziejowic, więc ma w tym temacie rozeznanie. - Oczywiście próbowałem polskiego piwa, ale generalnie nie piję go dużo, więc nie wypowiem się z pozycji znawcy. - Ale jedno wiem na pewno: norweskie piwo jest fatalne!
W Polsce ma też czeskich znajomych. Wśród nich jest była koszykarka Wisły Can-Pack Katerina Zohnova. Jednak nie przekonała go do kobiecej koszykówki. - Ten, kto mnie zna, wie, jaka jest moja opinia o sporcie w wydaniu kobiecym. Jestem jednak miłym chłopakiem i nie powiem tego głośno.
Sam Ondrasek stawia na tenis. - To jeden z moich ulubionych sposobów na relaks - deklaruje. Zagonił na kort kolegów z drużyny: - Grałem z Popoviciem, sprawdzałem tenisowe umiejętności Tomka Cywki, rzeczywiście jest dość dobry.
Kraków, zdaniem Ondraska, ma jeszcze jedną przewagę nad Tromsoe. Nie jest stąd daleko do Czech. I dzięki temu rodzina Zdenka może go znacznie częściej odwiedzać. A to właśnie rodzina jest dla „Kobry” najważniejsza na świecie. To przy niej pokazuje tę mniej znaną, łagodną twarz.
- Futbol jest moim życiem, ale kiedy rodzina mnie potrzebuje, wszystko inne schodzi na dalszy plan. Tym bardziej, że to mama popchnęła mnie ku futbolowi. Kiedy rodzice się rozwiedli, zamieszkałem z matką. I to dzięki niej zacząłem przygodę z piłką - wspomina.
Teraz oczkiem w głowie Ondraska jest mała siostrzenica Laura. - Kocham dzieci, to one są sensem życia. Nie rozumiem, jak można nie lubić dzieci - deklaruje wujek „Kobra”. - To one są powodem, dla którego warto się zakochać. Ich posiadanie to moim zdaniem najlepsze, co może się człowiekowi przytrafić.