„Koncert marzeń” w Horzycy między lizaczkiem a odwykiem [felieton]

Czytaj dalej
Fot. Wojtek Szabelski
Hanna Wittstock, kulturoznawczyni i teatrolożka

„Koncert marzeń” w Horzycy między lizaczkiem a odwykiem [felieton]

Hanna Wittstock, kulturoznawczyni i teatrolożka

Ostatnia premiera Teatru im. Wilama Horzycy „Koncert marzeń” to zgodnie z tytułem bardziej koncert niż spektakl, ale i koncert to typowy też nie jest.

A podtytuł „Krótka historia światowych przebojów” wskazuje, że poprzeczka ustawiona jest wysoko, bo twórcy sięgnęli po hity, które w swoim czasie królowały na szczytach list przebojów. Konfrontacja z utworami charyzmatycznych wokalistów, do tego śpiewanych przez aktorów, z drobnymi wyjątkami, w języku angielskim, to wyzwanie, które wykracza poza interpretację i łączenie muzyki ze słowami, ale wymaga również wyczulenia na melodię języka, by całość nie pobrzmiewała poetyką karaoke.

Trudno w tym spektaklu znaleźć klucz, według którego dobierano utwory, bo mamy tam repertuar rozciągnięty od lizaczka („Lollipop” The Chordettes) do odwyku („Rehab” Amy Winehouse), od Marleny Dietrich do Nirvany. Czy te piosenki coś ze sobą łączy poza tym, że były hitami? Raczej nic. Czy całość opowiada historię światowych przebojów? Trzeba zacząć od tego, że spektakl niczego nie opowiada.

Zdjęcia ze spektaklu "Koncert Marzeń"
nadesłane Hanna Wittstock, kulturoznawczyni i teatrolożka z Torunia

Brakuje klamry, czegoś, co łączy, bo poza snującą się ideą tytułowego marzenia, które mgliście unosi się nad całością, pobrzmiewa w piosenkach, ale i pojawia się dosłownie wraz z głosem Martina Luthera Kinga, nic tego spektaklu nie spaja w całość. Piosenki wyskakują jak z zaprogramowanej setlisty bez zapowiedzi, bez komentarza, trochę jakby były wyciągane przypadkowo z maszyny losującej. I jak to bywa w wypadku takiego na chybił trafił, nie każdy los jest tu wygrany, zdarzają się nagrody pocieszenia, ale i zawiedzione nadzieje. Całość jest bardzo eklektyczna, co nie jest dziwne przy takiej różnorodności repertuarowej, bo mamy tam i aktorskie poszukiwania, reinterpretacje, pastisz, ale i też próby repliki. Niewątpliwą perłą tego spektaklu jest wykonanie Agnieszki Wawrzkiewicz „Sag mir, wo die Blumen sind” Marleny Dietrich, która brzmi tak, jakby czerpała w tego samego twórczego źródła, co Błękitny Anioł. Paweł Kowalski jako nowy Elvis urzeka piosenką „Heartbreak Hotel”, a Anna Magalska porywa „Total Eclipse of the Heart” Bonnie Tyler. Brawurowa interpretacja Małgorzaty Abramowicz i Wojciecha Jaworskiego rockowej ballady zespołu Foreigner „I Want to Know What Love Is” nie tylko bawi, ale na długo zapada w pamięć.

Paweł Paszta, który objął całość opieką reżyserską, mówił o „Koncercie marzeń”, że tą propozycją artyści Teatru Horzycy chcą spełnić marzenia widzów i swoje. Czy im się to udało? Czy światowe hity porwą toruńską publiczność? Czy są to wykonania marzeń? O czymkolwiek byśmy muzycznie nie marzyli, to niewątpliwie zadziała w tym spektaklu poczciwa zasada inżyniera Mamonia, że przecież zawsze podobają nam się te melodie, które już kiedyś słyszeliśmy. Zatem posłuchajmy ich po raz kolejny, zaśpiewane na nowo, tym razem przez toruńskich aktorów.

Hanna Wittstock, kulturoznawczyni i teatrolożka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.