Natalia Dyjas-Szatkowska

Konie, co wioskę skłóciły

Jadwiga Olejarz Fot. Mariusz Kapała GL Jadwiga Olejarz pokazuje ogrodzenia, chroniące konie. - Przecież to jest tylko kijek i sznurek! - mówi.
Natalia Dyjas-Szatkowska

- Nam zależy tylko na tym, by konie były ogrodzone porządnym płotem i nie wybiegały na uprawy i ulice wioski - mówi pani Jadwiga, mieszkanka wsi Koźla.

Od paru lat mieszkańcy wsi Koźla borykają się z problemem koni, które mają biegać po wsi i niszczyć ich uprawy i pola. Według nich przyczyną tego jest nietrwałe ogrodzenie.

W liście do komendanta zielonogórskiej policji, pani Zofia, która zgłosiła się ze sprawą do naszej gazety, napisała m.in.: „Zwracam się z uprzejmą prośbą w imieniu mieszkańców Koźli o natychmiastową i skuteczną interwencję (…) u właściciela stada koni, które powodują dla nas realne zagrożenie. Około 30 koni wypasa się w kilku prowizorycznych zagrodach. (…) Zwierzęta często wychodzą z pastwisk, biegają po drogach publicznych, stwarzając duże zagrożenie dla dzieci idących do i ze szkoły, jak i innych użytkowników drogi. (...) Właściciel nie ponosi z tego tytułu żadnych konsekwencji (…)”. Pod tym pismem podpisało się 89 mieszkańców wsi.

Kilka razy doszło do spotkań pomiędzy mieszkańcami, a właścicielem koni, który do Koźli przyjechał z Niemiec. Jak mówił nam wójt gminy Świdnica, Adam Jaskulski: - Potwierdzam, że w ubiegłym roku odbyło się spotkanie z mojej inicjatywy, na prośbę mieszkańców. Wydawało się, że doszło do porozumienia pomiędzy mieszkańcami, a właścicielem koni. Właściciel koni obiecał skutecznie zagrodzić teren. Pomimo tego, że porozumienie wydawało się realne nastąpiła kolejna seria zgłoszeń. Mam świadomość, że sprawa jest głęboko społeczna. Te zgłoszenia wychodzą od kilkudziesięciu osób we wsi. Kancelaria prawna obsługująca gminę Świdnica, jako instytucję, zaoferowała nieodpłatną pomoc. Mieszkańcy spotkali się z prawnikiem, doszło do jakichś ustaleń, ale to już jest kwestia rozmowy między nimi, a prawnikiem, bo podkreślam, że nie jestem żadną stroną w tej sytuacji - informuje wójt.

- My niczego nie żądamy oprócz porządnego ogrodzenia dla koni – mówi J. Olejarz, jedna z mieszkanek Koźli.
- Chodzi nam tylko o to, że nasze uprawy są nieustannie zagrożone. Nasza sytuacja pogarsza się z roku na rok, bo stado koni się powiększa, a zagrody są wykonywane prowizorycznie. My , mieszkańcy Koźli chcemy tak niewiele, abyśmy się czuli bezpiecznie, a owoce naszej ciężkiej pracy nie były systematycznie niszczone. Nie chcemy wygnać właściciela koni. Mój dziadek był ułanem. Ja mam wpojoną miłość do koni – dopowiada pani Zofia.

- Jestem hodowcą koni arabskich czystej krwi. W skład inwentarza wchodzi między 20 a 30 koni. W naturze koń musi biegać, nawet 30 km dziennie. Konie są spokojne i zupełnie nie są niebezpieczne dla ludzi. Moje konie są bardzo pomocne dla ziemi i roślin. Gdy kupiłem grunt, był tylko piasek-teraz jest żyzna ziemia - pisze nam w oficjalnym oświadczeniu właściciel zwierząt. - Nikt nie dba o psy, które biegają po wsi wolno i ganiają samochody. Dziki biegają po lesie, przychodzą na pola i ogrody i w ciągu jednej nocy robią więcej szkody, niż wszystkie moje konie mogą zrobić w całym swoim życiu. Był też u mnie zespół weterynaryjny i zobaczyli zadowolone, zrelaksowane i zdrowe konie w bardzo dobrym stanie. Jestem gotowy dokonać rozsądnej zapłaty za szkodę wyrządzoną przez moje konie. Wystarczy przyjść i ze mną porozmawiać. Jestem chętny na dialog, zapraszam. - kończy swą wypowiedź właściciel zwierząt.

O głos w sprawie prosiliśmy też zielonogórską komendę policji, do której mieszkańcy wysyłali pismo oraz nadleśnictwo, które było zaangażowane w sprawę. Pomimo naszych próśb ani jedna, ani druga instytucja nie udzieliła nam oficjalnego komentarza w tej sprawie. Pani Zofia otrzymała również dokument od zielonogórskiej prokuratury.

Sprawę ogrodzenia i koni, skierowaną do sądu, prokuratura umorzyła. A nieporozumienie między mieszkańcami trwa nadal.

Natalia Dyjas-Szatkowska

Dzień dobry! Nazywam się Natalia Dyjas-Szatkowska i jestem rodowitą zielonogórzanką. Pracuję w "Gazecie Lubuskiej" od 2016 roku. I choć z wykształcenia jestem filologiem polskim i teatrologiem, to swoją pracę zawodową związałam właśnie z mediami. 


W obszarze moich działań znajdują się: 



  • problemy i sprawy Zielonej Góry,

  • kwestie, które poruszają mieszkańców powiatu zielonogórskiego.


Ważne są dla mnie codzienne problemy mieszkańcówsprawy społeczne i kulturalne naszego regionu. Nie jest mi obojętny los zwierzaków i często piszę o nich na naszych łamach. Lubię spotkania z ludźmi i to właśnie nasi Czytelnicy są dla mnie wielką inspiracją. To oni podpowiadają, czym warto się zająć, co ich boli, denerwuje, ale i cieszy. 


Zawsze lubiłam rozmawiać z ludźmi. Jako osoba, która pracowała z nimi podczas organizacji różnych wydarzeń kulturalnych i festiwali, zrozumiałam, że to właśnie człowiek i jego historia są dla mnie najważniejsze. To więc chyba nie przypadek, że zaczęłam pracę w dziennikarstwie... 


W wolnych chwilach (jeśli jakaś się znajdzie... :)) nałogowo pochłaniam książki (kryminałom mówię nie, ale mocno kibicuję nowej, polskiej prozie) i z aparatem poznaję nasze piękne województwo lubuskie. Chętnie dzielę się urodą regionu na łamach "Gazety Lubuskiej" i portalu "Nasze Miasto". Nie boję się też pokazywać, co jeszcze mogłoby się tutaj zmienić. I to właśnie przynosi mi największą satysfakcję w pracy. Gdy uda się choć trochę ulepszyć otaczającą nas rzeczywistość. 


Czy w Twojej okolicy dzieje się coś ważnego? Masz sprawę, która Twoim zdaniem powinna zostać opisana w naszej gazecie? A może masz jakiś kłopot, który należy rozwiązać? Śmiało! Skontaktuj się ze mną, postaram się zająć danym tematem.


Kontakt do mnie: natalia.dyjas@polskapress.pl


Telefon: 68 324 88 44 lub: 510 026 978.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.