Koszaliński 100-tysięcznik traci ludzi, więc zamierza połknąć sąsiadów. Słupsk dusi się i krztusi w swoich granicach

Czytaj dalej
Jakub Roszkowski

Koszaliński 100-tysięcznik traci ludzi, więc zamierza połknąć sąsiadów. Słupsk dusi się i krztusi w swoich granicach

Jakub Roszkowski

Dlaczego opór jest tak duży? Przecież u nas będą mieli lepiej - zastanawiają się samorządowcy z Koszalina. Chcą włączyć w granice miasta trzy sąsiednie sołectwa, ale napotkali na sprzeciw.

- A może po prostu trzeba było pójść do ludzi i się ich zapytać? - rzuca Władysław Brateus, mieszkaniec podkoszalińskiego Kretomina. Ponoć koszalińscy urzędnicy nawet tu byli. I pytali. Ale chyba nikt ich nie przekonał, bo nadal uważają, że dla wsi połączenie z Koszalinem to będzie najlepsze, co mogło jej się przydarzyć.

Jak za komuny

My też poszliśmy porozmawiać. Oto co usłyszeliśmy.

- Co to w ogóle za dziwny przepis, że niezależnie od woli mieszkańców ostateczną decyzję w sprawie zmian w granicach naszych gmin podejmie rząd? To jak w komunie - irytują się nasi pierwsi rozmówcy.

Jesteśmy z mieszkańcami Mścic, sołectwa w gminie Będzino. To wieś licząca około 1700 mieszkańców, największa w tym samorządzie. Podczas niedawnych konsultacji blisko 70 procent mieszkających tu ludzi było przeciwko łączeniu z Koszalinem. W Kretominie, kolejnej wsi, która ma być przyłączona do miasta, opór postawiło aż 95 procent biorących udział w konsultacjach. Podobne liczby odnotowano w Starych Bielicach. Tam jednak Koszalin ma chrapkę tylko na część tej miejscowości.

Miały być cuda, są szamba

Andrzej Nożykowski, radny, przewodniczący Rady Gminy Będzino, śmieje się z argumentów prezydenta Koszalina Piotra Jedlińskiego. Jedliński twierdzi, że mieszkańcy Mścic, a także Starych Bielic i Kretomina na połączeniu tylko zyskają, bo będą mieli lepszą komunikację miejską, lepsze drogi, niższe podatki lokalne, łatwiejszy dostęp do wielu instytucji. Oddajmy głos Nożykowskiemu.

-Tak, Koszalin już 10 lat temu, zabierając z naszej gminy i przyłączając do siebie miejscowości Łabusz i Jamno, też obiecywał złote góry i podgrzewane chodniki. Ale tam ludzie nadal czekają na te cuda, a na razie kopią szamba - zauważa.

Przyznaje, że dla jego samorządu to będzie katastrofa. Bo Mścice są największą miejscowością w gminie Będzino. Tu mieszka aż 20 procent wszystkich jej mieszkańców, działa zdecydowana większość zarejestrowanych firm, dochód z podatków wynosi około 25-30 procent.

- Wyrwać nam Mścice, to właściwie skazać naszą gminę na wegetację albo i śmierć - denerwuje się nasz rozmówca.

Lucyna Parol, mieszkanka Mścic, działaczka społeczna, wieloletnia członkini rady gminy, uważa, że wcielenie jej sołectwa do Koszalina nie przyniesie ludziom żadnych realnych korzyści. Już podczas podsumowywania wyników konsultacji społecznych podkreśliła, że Mścice mają swoją własną historię i tożsamość.

- Mamy tu wszystko, czego potrzebujemy do życia. Szkoły i żłobek nie są zadłużone. Prezydent Koszalina obiecał, że jeśli nasze sołectwo zostanie włączone do miasta, to otrzymamy dostęp do autobusów MZK oraz stacje rowerów miejskich. Panie prezydencie, dla nas to jest zupełnie zbędne. Poradzimy sobie bez tych pańskich rowerów - mówi.

Nie po to się wyprowadziliśmy, żeby wracać

W Kretominie stawiają sprawę jasno: wyprowadziliśmy się z Koszalina właśnie dlatego, że nam się tam nie podobało. I żadne autobusy, rowery miejskie czy niższe ceny za wodę nas nie skuszą na powrót. Nic!

- Mieszkam w Kretominie, tu wybudowałem swój dom prawie 30 lat temu - opowiada nam, wspominany już wcześniej, Władysław Brateus. - Przez te wszystkie lata gmina Manowo, do której przynależy Kretomino, wspierała nas i dbała o rozwój i bezpieczeństwo. Z małej wioski pod Koszalinem powstała ładna i przyjazna miejscowość. Mamy wodociąg, kanalizację, ponad 11 kilometrów gazociągu - wymienia mieszkaniec. I pyta wprost: co zrobiły władze Koszalina, oprócz zlikwidowania linii autobusowej nr 13, dla Kretomina i gminy Manowo? Co Koszalin jest dziś im w stanie zaoferować? - Słyszymy, że mieszkamy w Kretominie, płacimy tu podatki, a korzystamy z koszalińskiej infrastruktury. To żart? Za wstęp na basen, koncert w filharmonii, spektakl w teatrze czy amfiteatrze płacę jak każdy inny mieszkaniec Warszawy, Poznania czy Koszalina. Korzystam z sieci drogowej, ale płacę na nią podatek, tankując paliwo. Za uczniami z naszej gminy, którzy uczą się w Koszalinie, idzie subwencja oświatowa i Koszalin nie dokłada do nas. Za pacjentami, korzystającymi ze służby zdrowia w Koszalinie, też idą pieniądze. Pracuję w Koszalinie od 30 lat i działając na rzecz firmy, przyczyniam się do utrzymania miejsc pracy właśnie w Koszalinie. Firma płaci podatki tam. Owszem, moje osobiste w jakiejś części trafiają do gminy Manowo. Ale ja przynajmniej mam z tego jakieś wymierne korzyści. Tu, w tej małej społeczności, łatwiej mieszkańcom spotkać się z wójtem, radnymi, porozmawiać, załatwić sprawę. W Koszalinie wszyscy są anonimowi.

Chodzi o utrzymanie stanowiska prezydenta?

Pojawił się także głos, że Koszalin chce wchłonąć sąsiednie gminy, bo stracił właśnie 100-tysięcznego mieszkańca. Przez to zamiast 25, będzie miał 23 radnych, a zamiast prezydenta, będzie miał burmistrza.

- Zmiana rzeczywiście spowoduje powiększenie miasta o ponad dwa tysiące hektarów i o około 3,5 tysiąca mieszkańców - przyznaje sekretarz koszalińskiego ratusza Tomasz Czuczak. Dodaje jednak, że dziś trudno ustalić, ilu mieszkańców ma jego miasto.

- Zameldowanych jest 96 tysięcy osób, więc nawet gdybyśmy dopisali te 3,5 tysiąca, to setki nie ma. Ale według zużycia wody mamy w Koszalinie nawet 110 tysięcy mieszkańców. Te liczby są więc różne, ale zakłada się, że najbliższa prawdy jest dziś liczba 105 tysięcy. Tyle podaje też Główny Urząd Statystyczny. Tak że argument o łączeniu z powodów liczby mieszkańców nie jest prawdziwy. Po prostu taka jest tendencja na całym świecie, że miasta się powiększają, kosztem sąsiadów - tłumaczy.

W sens zmian, przynajmniej jeśli chodzi o łączenie Koszalina z Mścicami, wątpi poseł Jarosław Rzepa, związany z Koalicją Polską.

- Podobnie absurdalny jest pomysł odłączenia miejscowości Łazy od gminy Mielno i przyłączenia jej do gminy Sianów. Tam 97 procent ludzi było temu przeciwnych. Ale to nawet nie o to chodzi. Jaki jest sens odłączania nadmorskiego sołectwa od dobrze rozwiniętej gminy, wręcz prymusa samorządowego, czyli Mielna, i przyłączanie jej do słabej, niestety, i rolniczej przecież gminy Sianów? - pyta retorycznie.

Rozmowa

Zespół naukowców, którzy wydali opinię na temat powiększenia Słupska, orzekł, że jest ono nie tylko prawem dopuszczalne, ale i konieczne. Dlaczego Słupsk musi się powiększyć?

Słupsk nie jest tylko miastem, jest też jednocześnie centrum regionu. Stanowi drugie co do wielkości centrum regionalne w województwie. Ma więc funkcje: gospodarcze, cywilizacyjne, kulturowe, edukacyjne, turystyczne itd. Nie tylko dla swoich mieszkańców, ale także dla mieszkających w gminach go otaczających. Musi więc mieć możliwość pełnienia takich funkcji. Musi mieć do tego odpowiedni potencjał. Tymczasem z analiz wynika, że jest zagrożony degradacją i jeśli nie podejmie się kroków zaradczych, stracą wszyscy. Nie tylko mieszkańcy miasta, ale i okolicy. Także ci, którzy teraz mieszkają w gminie i w konsultacjach oddawali głos za pozostawieniem granic bez zmian. Moim zdaniem działają tak na swoją niekorzyść. Gmina nie będzie w stanie zaspokoić ich wszystkich potrzeb, gdyby Słupsk stracił swój potencjał i przestał się rozwijać.

Mieszkańcy gminy tak nie myślą. Protestują przeciwko zmianie granic. W zasadzie kogokolwiek z nich by nie zapytać o powiększenie Słupska, to usłyszy się: „Słupsk nie ma nam nic do zaoferowania, chcemy zostać w gminie”.

Tak, wiem o tym. Ale dla mnie to taka sama postawa jak polskiej szlachty w Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Moja zagroda jest dla mnie najważniejsza. Interesuje mnie tylko mój powiat. Króla nie będę wybierał, na wojsko nie będę płacił. A jakaś wojna gdzieś daleko na granicy? To nie mój interes. Taka postawa doprowadziła do upadku państwa. Ktoś jednak musi na to patrzeć z góry. Partykularne interesy jakiejś grupy nie mogą blokować rozwoju całego regionu. Mieszkańcy gminy Słupsk przecież cały czas korzystają z miasta. To Słupsk przyciąga inwestycje i inwestorów, to w Słupsku lokuje się handel. To tutaj jest potencjał sportowy, kulturalny. We wszystkich imprezach biorą też udział mieszkańcy okolicy. Wyobraźmy sobie sytuację, że tego wszystkiego w Słupsku by nie było. Co by wtedy robili mieszkańcy podsłupskich osiedli i domów? Gdzie by pracowali, gdzie by spędzali czas? Pewnie by się nudzili w swoich ogródkach obok domów.

Czy zatem gmina wiejska ma przejmować funkcje miasta, negując historyczne procesy jego rozwoju? - to zdanie podkreśliliście w opinii. Jak rozumiem, po to, by pokazać, że nie tak powinno być?

Słupsk jest centrum regionu. Świadczy o tym jego cała historia. Oceniając więc słupski wniosek o zmianę granic, decydenci muszą wziąć pod uwagę dobro powszechne i solidarność społeczną. Gmina Słupsk nie jest i nie będzie w stanie przejąć roli, którą historycznie pełni na tym obszarze miasto Słupsk. Moim zdaniem Słupsk jest jednym z najbardziej zagrożonych w Polsce ośrodków miejskich, pełniących funkcje centrum regionalnego. A korekta granic proponowana przez jego samorząd jest nader skromna. Zielona Góra powiększyła swoje terytorium aż o siedmiokrotność. Dodajmy, że Słupsk przez ostatnie 25 lat stracił 15 procent mieszkańców na rzecz sąsiedniej gminy, a ta zyskała o 30 procent mieszkańców więcej. To trzeba zatrzymać, bo inaczej wszyscy w regionie stracą. Słupsk jako miasto i gmina pełni zadania administracji publicznej. By im podołać, musi mieć potencjał kompetencyjny, organizacyjny (kadry), gospodarczy, kulturowy etc. Właśnie dlatego przepisy prawa oddają w ręce Rady Ministrów decyzję dotyczącą jego wielkości i granic, warunkujące zdolność wykonywania zadań publicznych zaangażowanych podmiotów. Ustawodawca to przewidział! Ten punkt widzenia nie jest brany pod uwagę przez gminę, która „traci” część sołectw. To dzieje się w dobrej sprawie, a siła i splendor wzmocnionego miasta spada też na gminy otaczające i procentuje wielokrotnie. Dlatego są taki gminy, które zabiegają o połączenia z miastem!

Mieszkańcy gminy podkreślają, że nie chcą zmiany granic, bo stracą i oni, i gmina.

Nie, moim zdaniem będzie odwrotnie. Gmina straci? Tak, terytorium i część mieszkańców, ale także część zadań. Paradoksalnie jednak w przeliczeniu na jednego mieszkańca będzie miała do dyspozycji więcej pieniędzy. A mieszkańcy? Co stracą? W najgorszym razie może zapłacą większy o parę złotych podatek od nieruchomości. Ale z czasem ich zysk: droższe nieruchomości, rozwiązanie problemów komunikacyjnych itd. poprawi ich życie. Duży może więcej i zgodnie z tą zasadą Słupsk swoim zwiększonym potencjałem przyciągnie większe pieniądze z zewnątrz. Spójrzmy na podział środków unijnych. Porównajmy, ile ich może pozyskać miasto, a ile gmina. Moim zdaniem prawdziwym atutem przyłączenia do miasta sąsiednich sołectw będą korzyści pośrednie polegające właśnie na wzmocnieniu ośrodka regionalnego. Słupskowi potrzebne jest większe terytorium i większa liczba mieszkańców.

Jest pan ze Szczecina, nie zna pan naszego regionu. Pewnie to panu zarzucą mieszkańcy gminy.

Z daleka to wszystko, o czym napisaliśmy w opinii, widać. Ale Słupsk znam i region też. Teraz nawet mocno mu kibicuję, bo czytając dokumenty i zapoznając się ze sprawą, poczułem związek. Ale nie jest tak, że z sentymentu napisaliśmy taką a nie inną opinię. Napisalibyśmy ją tak samo na podstawie tych samych dokumentów i danych, w przypadku, gdyby chodziło o miasto, dajmy na to, w Wenezueli. Pisałem już mnóstwo opinii dla różnych urzędów. Wszystkie były obiektywne i tak samo jest w sprawie zmiany granic Słupska. Jestem gotów bronić się argumentami i nie boję się dyskusji. Nawet gdyby gmina Słupsk zaprosiła mnie, bym przedstawił je jej mieszkańcom, zgodziłbym się. Wiem, jakie jest ich zdanie, ale argumenty, które przedstawiliśmy, bronią się same. Odpowiem w tej kwestii na każde pytanie.

Powiększenie Słupska

Na ostatniej sesji w ubiegłym roku Rada Miejska w Słupsku uchwaliła przystąpienie do procedury zmiany granic administracyjnych Miasta Słupska, polegającej na włączeniu w granice administracyjne miasta sołectw gminy wiejskiej Słupsk: Bierkowa, Krępy Słupskiej, Płaszewka, Strzelina, Włynkówka, Siemianic oraz części sołectwa Swochowo-Niewierowo.

Rada Ministrów decyzję podejmie do 31 lipca. W konsultacjach mieszkańcy gminy byli przeciw zmianie granic, a mieszkańcy Słupska za zmianą.

Fakty

Projekt uchwały, na podstawie której Koszalin chce powiększyć swoje granice o sołectwa Mścice, Kretomino i część Starych Bielic, pojawił się w listopadzie ubiegłego roku. I w ubiegłym roku został zatwierdzony. Na początku 2022 roku, zgodnie z procedurą, przeprowadzono konsultacje społeczne w mieście i sołectwach. W tych miejskich udział wzięło tylko nieco ponad 2 procent mieszkańców Koszalina, a 61 procent z nich było za włączeniem tych sołectw do miasta. Niedawno wojewoda zaopiniował wniosek Koszalina pozytywnie i został on skierowany do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, a decyzję podejmuje Rada Ministrów. Ma to nastąpić w czerwcu. Jeśli decyzja będzie pozytywna, 1 stycznia 2023 roku Koszalin będzie miał trzy nowe osiedla.

Opinia o powiększeniu Słupska

Zespół prawników pod kierownictwem prof. zw. dr. hab. Andrzeja Bałabana, konstytucjonalisty i cenionego eksperta w zakresie ustroju samorządu terytorialnego, przeanalizował całość dokumentacji złożonej przez Miasto Słupsk do MSWiA, w tym również analizy i opinie dostarczone przez gminę Słupsk. „Naszym zdaniem ocena sytuacji Słupska prowadzi do konkluzji, że wniosek ten jest w pełni prawnie dopuszczalny, ale i składany jest w interesie Gminy Słupsk, a nawet dalszych gmin otaczających to miasto jako historyczne i współczesne centrum regionalne” - piszą naukowcy ze Szczecina w opinii eksperckiej.

Autor: Grzegorz Hilarecki

Jakub Roszkowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.