Krakowska straż pożarna. Półtora wieku w służbie miasta i mieszkańców
Zawodową Miejską Straż Pożarną powołano w Krakowie 28 kwietnia 1873 r. Ale walka z pożarami trwała w naszym mieście od zawsze. Obecna w nim przez wiele stuleci drewniana zabudowa sprawiała, że Kraków regularnie nawiedzany był przez żywioł. Trzeba było być czujnym.
Połączenie drewnianych domów oraz budynków gospodarczych i używanego powszechnie do gotowania i ogrzewania ognia musiało kończyć się pożarami. Dodajmy jeszcze, że ogień używany był również do pracy w licznych miejskich zakładach rzemieślniczych: u piekarzy, piwowarów, kowali, kotlarzy, ślusarzy, bednarzy… Nic dziwnego, że poważne pożary wybuchały co parę lat, a te mniejsze co roku, a nawet częściej.
I tak np. w 1230 r. ogień pojawił się podczas pokrywania ołowiem jednej z wież katedry na Wawelu i zniszczył cały jej dach. W 1306 r. duży pożar wybuchł w pobliżu kościoła Wszystkich Świętych i strawił okoliczne domy. Doszedł też do wzgórza wawelskiego, gdzie pochłonął zamek i katedrę.
W 1462 r. ogień pojawił się w klasztorze dominikanów i przeniósł na domy przy ulicy Grodzkiej, Poselskiej, Brackiej, Gołębiej i św. Anny. Dotknął także kościół i klasztor franciszkanów oraz sąsiedni pałac biskupi. Kolejny duży ogniowy kataklizm miał miejsce w kwietniu 1528 r. Pożar zaczął się w rejonie Gródka i rozprzestrzenił na całą północną część miasta, niszcząc ją. Spaliły się kościoły: św. Krzyża, św. Ducha i św. Marka, a za murami miejskimi: św. Mikołaja, św. Krzyża na Kleparzu i św. Filipa tamże. 18 maja zapalił się klasztor norbertanek na Zwierzyńcu. Wiatr przeniósł ogień aż na Kazimierz, spaliła się cała południowa i wschodnia część miasta. W lipcu 1719 r. ogień strawił sporą część ulicy Grodzkiej. Zniszczeniu uległy stojące tam kościoły św. Piotra i św. Magdaleny, kolegium Jezuitów, uniwersyteckie kolegium prawnicze oraz wszystkie domy wokół. To tylko kilka przykładów bardziej spektakularnych pożarów. Tych mniejszych było znacznie znacznie więcej.
Alarm przez tubę
By chronić przed ogniem życie i mienie mieszkańców, władze miasta podejmowały stosowne uchwały przeciwpożarowe. Pierwsze już w 1374 i 1375 r., potem kolejne. Zabraniały one m.in. przechowywania w domu siana, a nakazywały trzymanie na strychu pojemnika z wodą oraz sprzętu gaśniczego (siekiery, osęki, wiadra), zobowiązywały też właścicieli domów do czyszczenia kominów, a właścicieli browarów do dostarczania konnych wozów z beczkami w razie pożaru.
Czynny system ochrony przeciwpożarowej opierał się na posterunku strażników miejskich umieszczonym na wyższej wieży kościoła Mariackiego, skąd wypatrywano ognia. W momencie dostrzeżenia pożaru strażnik wszczynał alarm: w ciągu dnia wywieszał czerwoną chorągiew, a w nocy wystawiał czerwoną latarnię w kierunku ognia. Z kolei uderzenia w dzwon (od jednego do czterech) określały odległość pożaru od Rynku.
Po takim alarmie mieszkańcy zagrożonego kwartału gromadzili się w wyznaczonym punkcie i pod dowództwem tzw. hutmana ratusznego udawali się na miejsce pożaru i przystępowali do gaszenia. Ogień tłumiono z drewnianych drabin. Wodę lano ze skórzanych wiader podawanych z rąk do rąk oraz niewielkich ręcznych drewnianych pomp. Dach płonącego budynku zrywano osękami i rąbano siekierami.
W 1794 r. magistrat scedował obowiązek obrony ogniowej miasta na Kongregację Kupiecką, cechy rzemieślnicze oraz kominiarzy. Kongregacja wybierała ze swojego składu sześciu ludzi, którzy kierowali działaniami strażaków. Pomocy miała udzielać także policja miejska. Na alarmujący odgłos bębna czeladnicy, kominiarze, wyrobnicy i parobcy, zabierając ze sobą siekiery, osęki i konwie, udawali się do wyznaczonych punktów zbiórki, a następnie wspólnie spieszyli do pożaru. Narzędzia pożarnicze zapewniał magistrat, opiekował się nim opłacany przez miasto szprycmajster. W końcu XVIII w. wśród sprzętu były cztery przenośne sikawki, każda umieszczona w innej dzielnicy w miejscu zbiórki ratowników.
Nadal funkcjonował obowiązek posiadania w sieni domu zbiornika z wodą i narzędzi gaśniczych. Również - tak jak w średniowieczu - przy każdej studni miejskiej ustawiona była duża kadź, wodą z niej napełniano beczki lub beczkowozy piwowarów i wieziono na miejsce pożaru. Postęp techniczny nastąpił natomiast w sygnalizacji pożarowej. Strażnik na wieży otrzymał tubę, przez którą wykrzykiwał nazwę miejsca, w którym się paliło. Z kolei po zauważeniu pożaru można było pociągnąć za specjalny drut na wieży Mariackiej, który uruchamiał dzwonek w pokoju strażnika.
Sikawka sprzed pół wieku
W okresie istnienia Wolnego Miasta Krakowa Senat rządzący przyjął w 1842 r. nowe przepisy przeciwpożarowe. Według nich siły gaszące stanowili szprycmajstrzy, pompiarze oraz kolumna ogniowa. Tę ostatnią tworzyła czeladź ciesielska i murarska, która miała obowiązek stawiać się do pożaru. Wszystkich wyposażono w blaszane hełmy oraz czarne drelichowe kurtki. Nazwiska tych, którzy wyróżnili się podczas akcji, drukowano w „Dzienniku Rządowym”.
Mimo przepisów obrona przeciwpożarowa miasta w pierwszej połowie XIX w. nie była dobra. Zarobki szprycmajstrów były niewysokie, więc w szeregi straży trafiali ludzie przypadkowi i niezbyt fachowi. Sprzętu było mało, a istniejący był przestarzały i zaniedbany. Niektóre sikawki miały po 50 lat. Skuteczność miejskiej straży bywała problematyczna.
Jak to zwykle w życiu bywa, zmianę w tej kwestii przyniosło dopiero wielkie nieszczęście. 18 lipca 1850 r. w Krakowie wybuchł ogromny pożar. Zapoczątkowany przez nieostrożność robotników na Dolnych Młynach, w upalnej letniej pogodzie szybko przeniósł się na inne części miasta. Dachy kolejnych domów zapalały się od niesionych w powietrzu iskier. Nieliczna i słabo wyposażona straż nie mogła sobie poradzić z żywiołem. Spaliła się zabudowa połowy Rynku Głównego oraz m.in. ulic Krupniczej, Gołębiej, Wiślnej, Franciszkańskiej, Dominikańskiej, Brackiej i Grodzkiej. Ogień strawił pałace biskupi i Wielopolskich, kościoły franciszkanów i dominikanów. Była to jedna z największych katastrof w dziejach Krakowa.
W reakcji na nią rada miasta jeszcze w 1850 r. zwiększyła liczbę strażaków, podniosła im pensje i zapewniła odpowiednie przeszkolenie. W sierpniu stworzono odwach pożarniczy na ratuszu Kazimierza oraz inspektorat służby ogniowej na Piasku, gdzie pełniono stałe dyżury. W Wiedniu zakupiono sześć nowych sikawek. 28 kwietnia 1855 r. władze Galicji zatwierdziły „Ustawę ogniową dla królewskiego głównego miasta Krakowa”. Zawarto w niej m.in. zasady ochrony przeciwpożarowej i procedurę postępowania w momencie wybuchu pożaru.
Strażak Wyspiański
Ustawa przewidywała, że w przypadku dużego zagrożenia - jak np. to z lipca 1850 r. - na czele akcji ratowniczej ma stanąć burmistrz miasta. Dowodzić miał przy pomocy fachowych doradców: inspektorów budownictwa i straży ogniowej. Dalej zakazano przechowywania na strychach i poddaszach łatwopalnych materiałów. Zabroniono palenia tytoniu w pobliżu stajni oraz składów siana i słomy. Każdy właściciel domu na własny koszt miał zaopatrzyć się w określoną liczbę wiader, beczek, drabin, siekier, bosaków, ręcznych sikawek oraz latarni. Narzędzia te były oznaczone numerem gminy i domu, w którym były przechowywane.
Obowiązek stawienia się do pożaru mieli: miejscowy sędzia wraz z posługaczami urzędu, lekarz obwodowy oraz inspektor straży ogniowej z podwładnymi. Ci trzej urzędnicy nosili jako oznakę władzy biało-niebieską kokardę na nakryciu głowy. Nadal do udziału w akcji gaśniczej zobowiązani byli majstrowie kominiarscy, ciesielscy i murarscy ze swoimi pomocnikami. Akcją jako najbardziej kompetentny i fachowy kierował inspektor straży.
Kolejnym krokiem w przeciwpożarowej ochronie miasta było utworzenie w 1860 r. Towarzystwa Ubezpieczeń od Ognia „Florianka”. Jego pierwszym prezesem został hr. Adam Potocki. On to właśnie w 1862 r. wystąpił z propozycją utworzenia stałej, choć nadal niezawodowej, straży pożarnej.
I rzeczywiście: 5 maja 1865 r. odbyło się w Krakowie pierwsze posiedzenie Ochotniczej Straży Ogniowej. Liczyła ona 200 członków, którzy zobowiązali się uczestniczyć w ćwiczeniach i pełnić służbę ratowniczą. Naczelnikiem został Wincenty Eminowicz, były c.k. oficer i były powstaniec styczniowy.
Ochotnicza Straż była niezależnym stowarzyszeniem społecznym, ale w 1866 r. po wielu dyskusjach została objęta patronatem magistratu. Tworzyła ją głównie młodzież wszystkich stanów, przede wszystkim rzemieślnicy i studenci UJ (istniał osobny oddział młodzieży akademickiej dowodzony przez Andrzeja Potockiego). Jej pierwszą siedzibą były Sukiennice, potem odwach na Rynku Głównym i jatki szewskie po zachodniej stronie Sukiennic. W 1876 r. Rada Miejska ustanowiła filię Straży na Kazimierzu, a sprzęt pożarniczy umieszczono w kazimierskim ratuszu. Prezesami krakowskiej Ochotniczej Straży Ogniowej byli prezydenci i wiceprezydenci miasta, a w jej szeregach służyły tak zacne postacie jak Włodzimierz Tetmajer, Leon Wyrwicz i Stanisław Wyspiański.
Strażak ma mówić po polsku
Od 1865 r. w Krakowie funkcjonowały więc dwie straże pożarne - miejska i ochotnicza. Z czasem jednak ta pierwsza zaczęła podupadać. Do jej zadań - prócz gaszenia pożarów rzecz jasna - należało także uprzątanie błota i śniegu z krakowskich ulic. Cierpiało na tym ogniowe wyszkolenie strażaków. Gdy w 1865 r. w źle urządzonej kuchni przy ul. Długiej wybuchł pożar, który szybko przeniósł się na domy przy św. Jana i Floriańskiej, strażacy z trudem sobie z nim poradzili. Zdarzały się przypadki, że ogień gasili sami mieszkańcy lub przybyłe na miejsce wojsko, bo strażacy zajmowali się w tym czasie sprzątaniem miasta.
W styczniu 1867 r. wybuchł duży pożar młynów na Piasku. Wielka łuna nad miastem przypominała sytuację z lipca 1850 r. Na ratunek przybyło wojsko, ochotnicza straż pożarna pojawiła się dopiero pół godziny po wybuchu pożaru, a miejska w ogóle się nie stawiła. Podczas akcji brakowało koni i trzeba było pożyczać je od dorożkarzy z Rynku. Konie miejskiej straży pożarnej zatrudnione były w tym czasie przy wywożeniu śmieci. Przebieg tego pożaru skłonił prezydenta Józefa Dietla do podniesienia poziomu miejskiej służby pożarniczej.
W 1867 r. przyjęto do niej 40 nowych ludzi, których odpowiednio przeszkolono. W radzie miejskiej wielokrotnie dyskutowano o pomyśle stworzenia profesjonalnej miejskiej straży pożarnej, ale - jak to w Krakowie - udało się go zrealizować dopiero po pewnym czasie. Oto 28 kwietnia 1873 r. rada podjęła decyzję o powołaniu zawodowej Miejskiej Straży Pożarnej.
„Po odczytaniu i przyjęciu protokołu z wczorajszego posiedzenia przystąpiła rada do dalszych obrad nad projektem urządzenia straży pożarnej miasta Krakowa, który też wreszcie po krótkiej dyskusji przyjęto według wniosków komisji, z małemi, prawie nic nie znaczącemi zmianami. Organizacja straży pożarnej krakowskiej wchodzi w życie od 1 sierpnia br.” - relacjonował „Czas”.
Organizację nowej struktury powierzono Wincentemu Eminowiczowi, dotychczasowemu naczelnikowi straży ochotniczej.
Do zadań nowo powstałej służby należały działania przeciwpożarowe (w tym tradycyjne pełnienie dyżurów na wieży kościoła Mariackiego), udzielanie pomocy ludności, ratowanie życia podczas wypadków, rozbieranie budynków oraz czyszczenie placów i ulic. Straż liczyła 100 osób, na co składali się: mianowany przez radę miasta naczelnik, 40 pompierów (strażaków), 50 pomocników i dziewięciu woźniców. Starający się o przyjęcie do straży musieli spełnić takie warunki: wiek od 20 do 40 lat (dla pompierów do 35), silny i zdrowy, mówiący po polsku, poza służbą wojskową, o nieposzlakowanym życiorysie, umiejący czytać, kawaler lub bezdzietny wdowiec (warunek dla pompierów). Miejscy strażacy mieli zapewnioną pensję, opiekę lekarską, w razie wypadku w pracy przeniesienie do innej służby miejskiej, a w razie niezdolności do pracy - dożywotnie zaopatrzenie. Emerytura przysługiwała im po 20 latach pracy.
Straż ma priorytet
Pierwszą siedzibą Miejskiej Straży Pożarnej stały się Sukiennice, a konie, wozy i sprzęt umieszczono w pobliskim odwachu. Gdy rozpoczął się remont Sukiennic, przeniesiono ją do parterowego budynku przy ul. Szpitalnej, a sprzęt i konie trzymano w sąsiedniej szopie. Wreszcie z inicjatywy prezydenta Mikołaja Zyblikiewicza w latach 1877-1879 wybudowano dla straży siedzibę przy ul. Kolejowej (dziś Westerplatte). Imponujący neogotycki budynek zaprojektował dyrektor Budownictwa Miejskiego Maciej Moraczewski. Znalazły się w nim m.in. pomieszczenia dla strażaków, remiza na sprzęt, stajnie dla koni, sala gimnastyczna i tzw. wspinalnia do ćwiczeń oraz mieszkania dla dowódców. Budowa strażnicy była dla miasta tak ważna, że uzyskała priorytet przed takimi inwestycjami jak nowy teatr miejski, wodociągi czy Collegium Novum.
Przekształcenie dotychczasowej miejskiej straży pożarnej w straż zawodową trwało około dwóch lat. W 1875 r. wszystkie oddziały miały już za sobą odpowiednie przeszkolenie i zostały wyposażone w sprzęt. Niedawno powołana straż stała się profesjonalną służbą ratunkową. Już niebawem pokazały to świetnie przeprowadzone akcje podczas pożarów w fabrykach Zieleniewskiego i Peterseima, niebezpiecznego pożaru dachów w Rynku Głównym i kilkudziesięciu mniejszych pożarów na terenie miasta, a także akcje ratunkowe podczas kolejnych krakowskich powodzi. I tak jest do dziś.