Krakowski azyl literacki. Wojna nie złamała im piór
Była piąta rano, gdy w komórce Olesi Mamczycz zadzwonił budzik. Nastawiła go tak wcześnie, by zdążyć przygotować śniadanie i zaprowadzić młodszą córkę do szkoły. To były pierwsze dni Barbary w krakowskiej podstawówce, więc nie chciała, żeby się spóźniła. Gdy wyłączała w telefonie alarm, z przyzwyczajenia spojrzała na ekran. Od razu rzuciła się jej w oczy informacja o ataku Rosji na Ukrainę. Przestała się śpieszyć. Zrozumiała, że wszystkie rzeczy, jakie zaplanowała na ten dzień, 24 lutego 2022 r., nie mają już większego znaczenia.
- Od razu zadzwoniłam do rodziców. Musiałam się dowiedzieć, co się u nich dzieje. Przecież na Kijów spadały już bomby. Uspokoili mnie, że na razie nic im nie grozi. Ale to był spokój pozorny. Nie mogłam myśleć o niczym innym. Na szczęście koledzy z Instytutu byli na tyle wyrozumiali, że nie kazali mi przychodzić do biura - opowiada Olesia, która 1 lutego 2022 roku, dokładnie 24 dni przed wybuchem wojny, związała się z Instytutem Literatury.
W normalnych czasach twórcy, którzy przyjeżdżają na rezydencje, nie zabierają ze sobą dzieci czy rodziców. Ich obecność może utrudniać skupienie się na pracy. Kiedy wybuchła wojna w Ukrainie, Instytut Literatury błyskawicznie przestawił się na tryb wojenny, zapraszając do siebie około 40 pisarzy, którzy przybyli nie tylko z bliskimi, ale też ze zwierzętami.
Pomoc przyszła natychmiast
Będąc na stypendium imienia Lane Kirkland, Olesia musiała odbyć staż związany z wybranym polskim projektem. A ponieważ w ramach stypendium, jako autorka i promotorka książek dla dzieci, a także poetka i redaktorka, badała polski rynek wydawniczy, Instytut Literatury okazał się dla niej miejscem wręcz idealnym.
I byłaby bardzo zadowolona mogąc w nim odbywać staż, a równocześnie nawiązywać kontakty z polskimi twórcami i wydawcami, gdyby nie wieści dochodzące z Ukrainy. Co chwilę czytała wypowiedzi polityków, wojskowych, którzy zapowiadali możliwość zbrojnego konfliktu.
- Jednak tak naprawdę nie wierzyłam, że Rosjanie się do tego posuną. W pewnym momencie informacje stały się tak niepokojące, że zdecydowałam się sprowadzić do Polski Barbarę, którą przed wyjazdem zostawiłam u dziadków. Moja starsza córka Iwanka była już tu ze mną - mówi Olesia.
Dzięki stypendium i wynajmowaniu swojego mieszkania w Kijowie, dawała radę utrzymać siebie i dzieci w Polsce. Ale gdy przyszła wojna, lokatorzy, którzy u niej mieszkali, wyprowadzili się. Olesia była przerażona. Nie miała pojęcia, jak sobie poradzi bez otrzymywanych od nich pieniędzy. I wtedy przyszedł jej z pomocą Instytut Literatury.
Jego dyrektor, Józef Ruszar zaproponował jej pracę przy redagowaniu portalu ukraińskiego posestry.eu, który postanowiono otworzyć niemal zaraz po wybuchu wojny. Olesia dostała w nim etat redaktorki, zyskując tym samym stabilizację finansową.
- To było dla mnie bardzo ważne. Ale równie istotny był fakt, że mogłam tutaj pracować w swoim zawodzie, gdyż w portalu publikujemy polską literaturę w języku ukraińskim. Piszemy o polskich pisarzach, którzy mieli związki z Ukrainą, takich jak Jarosław Iwaszkiewicz, który sporo czasu spędził w Kijowie. Zapraszamy też do współpracy najlepszych ukraińskich autorów, którzy zamieszczają u nas swoje wiersze, eseje, prozę. Przez ten niemal rok posestry.eu zyskało wysoką rangę w ukraińskim środowisku literackim. Teraz najlepsi autorzy chcą się u nas zaprezentować - cieszy się Olesia Mamczycz.
Ukraińscy pisarze przyjeżdżają do Polski
Portal posestry.eu Instytut Literatury uruchomił w marcu, a już w połowie kwietnia ogłosił Program Rezydencji Artystycznych i Translatorskich dla osób z Ukrainy.
- Dzięki wsparciu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego udało nam się zaprosić do Polski pisarzy i tłumaczy literatury z Ukrainy. Przyjechało 34 rezydentów, wielu z nich wraz z rodzinami. Pomagaliśmy im wynająć mieszkania, które opłacaliśmy, a także przyznaliśmy im środki pozwalające utrzymać się w Polsce. Dzięki temu mogli u nas realizować swoje autorskie projekty literackie, translatorskie, wydawnicze i artystyczne - mówi Józef Ruszar.
- W normalnym trybie rezydencji nie wolno przyjeżdżać z dziećmi czy starszymi rodzicami. To utrudnia skupienie się na pracy. Ale Instytut Literatury błyskawicznie przestawił się na tryb wojenny, wiedząc, że trudno jest coś robić sensownego, gdy myśli się, co dzieje się z najbliższymi - dodaje Olesia, która wprawdzie nie była rezydentką Instytutu, gdyż miała już w nim pracę, ale bardzo zaangażowała się w pomoc przybyłym. Doskonale wiedziała, co oni przeżywają, gdy uciekają przed bombami, tak jak jej przyjaciółka Natalia Belczenko, znana poetka i tłumaczka polskiej poezji, która przeżyła atak na Kijów.
Natalia wcześniej już miała zaplanowaną dwumiesięczną rezydencję, przyznaną jej przez Fundację Wisławy Szymborskiej. Dzięki niej mogła wprowadzić się do mieszkania poetki. Po jej zakończeniu, dostała rezydencję w Instytucie Literatury i możliwość współpracy z portalem posestry.eu.
- Pamiętam, jak kiedyś odwiedziłam Natalię w mieszkaniu Szymborskiej. Była tam też wtedy nasza koleżanka, znana w Polsce pisarka Żanna Słoniowska. Płakałyśmy, czytałyśmy poezję, piłyśmy herbatę wśród rzeczy należących do Szymborskiej. Kiedy stamtąd wyszłam, zobaczyłam w telefonie, co stało się w Buczy, zobaczyłam leżących na ulicach, pomordowanych ludzi, potworne zniszczenia. Doznałam wtedy dziwnego, wręcz metafizycznego przeżycia, jakby Szymborska w tym strasznym dniu chciała nas wszystkie przygarnąć, objąć, napoić herbatą - wspomina Olesia.
W tym czasie Natalia napisała taki wiersz:
Gęsty śnieg nad krakowską doliną
Zwalnia frazę, więc wolniej się żyje.
Nawet łzy z oczu wolniej mi płyną
Z niepokoju i trwogi o Kijów.
Dzisiaj Kraków to twój płaszcz przechodni
- Ciebie włożył ktoś całą i zdrową
W jego kieszeń, do drugiej zaś schował
Ból nieznośny i niewymowny.
Zapalniczka Szymborskiej to ty -
W płaszcza prawej kieszeni.
W lewej rozpacz, cierpienie i łzy,
Jak w dolinie Irpieni.
(tłumaczenie: Paulina Ciucka)
Olesia Mamczycz też nie złamała pióra. W Krakowie stworzyła sporo wierszy, jak ten, zatytułowany „rozmnożenie wiatru”
co rano wiatru jest więcej
wiatr bierze rower na ramiona i wiedzie do przepaści
jak pies rwie się ze smyczy
- pranie na sznurach
krowę chmury wiatr opuścił tak nisko
że rozbiła się o garaż
w mieście krzyczą:
nie wierzcie wiatrowi!
wiatr jest podstępny
żyjcie tak, jakby wiatru nie było!
jakby nas, którzy krzyczą o wietrze, nie było!
jakby dróg niebieskich, po których buczą czołgi wiatru, nie było!
ale wiatr mnoży się w każdej szparze, jak chwast
przenika przez ściany
zwiewa cienie i myśli
wydziera ostatnie strony z książek
na maleńkiej planecie są teraz -Ocean Spokojny Wiatru
Ocean Atlantycki Wiatru
i Ocean Indyjski Wiatru
(tłumaczenie: Konrad Byzdra)
Olesia przetłumaczyła też bajkę Katarzyny Ryrych „Będę jak Patron”, która właśnie przygotowywana jest do publikacji przez jedno z ukraińskich wydawnictw. Jest to opowieść o wojnie, która jest dramatem nie tylko ludzi, ale i zwierząt. Jej bohater to odważny pies Patron, który uratował wiele osób, wykrywając miny lądowe.
Ostatnio Olesia dostała kolejną miłą wiadomość - o przyznaniu jej przez rząd Ukrainy prestiżowej nagrody im. Łesi Ukrainki. Tak wyróżniono jej zbiór wierszy dla dzieci „Jak płakać w poprawny sposób?”. Docenił ją też ranking Barabooka za pracę na rzecz literatury dla najmłodszych na stronach portalu posestry.eu.
Poznają polską literaturę w swoim języku
- To wszystko świadczy o tym, że pieniądze wydane na rezydencje i projekty ukraińskie przynoszą wymierne korzyści. Dzięki obecności rezydentów zostało przetłumaczonych na ukraiński wiele polskich dzieł. Wchodzą one teraz do kanonu ich szkolnych lektur, który zmalał, odkąd tamtejsze władze wyrzuciły z nich literaturę rosyjską. Skorzystały też na tym mieszkające w Polsce dzieci ukraińskie, które mają problemy z naszym językiem. Już teraz mogą czytać lektury po ukraińsku - komentuje Józef Ruszar.
Olesia Mamczycz dodaje, że nie bez znaczenia jest fakt, iż polskie środowisko literackie ma dzięki rezydencjom szansę poznać ukraińskich pisarzy, wymienić się z nimi doświadczeniami, co przynosi obopólne korzyści, a w przyszłości, po zwycięstwie Ukrainy i dołączeniu jej do Unii Europejskiej, może przełożyć się na bardzo konkretne literackie i promocyjne działania.
- Uważam, że im więcej ludzi się pozna, zaprzyjaźni, tym większe szanse, że nie powtórzą się trudne sytuacje, jakie miały miejsce niegdyś w naszej historii - tłumaczy Olesia i dodaje, że bardzo wdzięczna jest wszystkim Polakom, którzy jej pomogli.
Tej wyjątkowej pomocy, jakiej udzielili polscy obywatele swoim sąsiadom, poświęcony był ogłoszony przez Instytut Literatury konkurs „Uchodźcy i my. Twoja opowieść”. Wzięły w nim udział teksty przedstawiające opowieści Polaków związane z goszczeniem uchodźców wojennych. Na rozstrzygnięcie konkursu w Warszawie pojechał cały autobus rezydentów, którzy przy okazji mieli szansę zwiedzić stolicę.
- To była fantastyczna wycieczka. Ludzie, którzy przyjechali na rezydencję Instytutu Literatury, stali mi się bardzo bliscy. Często spotykaliśmy się, ratowaliśmy się psychicznie, ale nie tylko. Kiedy nie miałam z kim zostawić dziecka, podrzucałam je któremuś z przyjaciół. Zawsze mogłam na nich liczyć - mówi Olesia.
Tęsknota i trudne powroty do domu
Kiedy rezydencja się skończyła, część Ukraińców wróciła do domu, część została jeszcze w Polsce. Dla Olesi kwestia powrotu na Ukrainę na razie jest bardzo trudna. Jej córki uczą się w Krakowie, młodsza 11-letnia Barbara chodzi do otwartej tu szkoły ukraińskiej, a starsza 17-letnia Iwanka już studiuje biochemię na Uniwersytecie Jagiellońskim.
- W Kijowie niewiele rzeczy na mnie czeka. Rodzice wyjechali do naszego letniskowego domku pod Czernichowem, bo tam jest im łatwiej żyć. Wcześniej mieszkali w Kijowie w bloku na 16. piętrze. Teraz często wyłączają tam prąd, więc nie mieliby szansy bez windy zejść nawet po zakupy, bo mają już po 70 lat. Moi przyjaciele-pisarze rozjechali się po świecie, a ci, którzy zostali, co dzień słyszą wycie syren alarmowych. Wydaje się dużo mniej książek, więc nie bardzo wiem, z czego miałabym żyć - wyznaje Olesia, która jednak, tak jak jej córki, wciąż bardzo tęskni za swoim poprzednim życiem i Ukrainą.
Niedawno wielką radość sprawiło jej sprowadzenie ukochanego psa, o którym tak opowiada: - Kiedy przez pierwsze pół roku wojny mieszkał z rodzicami w Kijowie, za każdym razem, gdy zaczynał się alarm bombowy, prowadził ich do łazienki. Ciekawe, skąd zwierzęta wiedzą, które miejsce jest najbezpieczniejsze w mieszkaniu? Teraz w Polsce jest szczęśliwy. Boi się tylko burzy, wtedy chowa się pod kanapą i stamtąd szczeka na „niebezpieczeństwo”. Prowadząc go na smyczy przez Kraków, czuję się bezpieczniejsza… Tak, jakby on przez swoją smycz trzymał mnie za rękę.