W roku 1943 Komenda Główna Armii Krajowej (KG AK) zdecydowała o przeprowadzeniu na terenie okupowanej Polski dwóch akcji o kryptonimach „Taśma” oraz „Łańcuch”.
W obydwu przypadkach chodziło o jednoczesne uderzenie w różnych regionach kraju w niemieckie strażnice graniczne, opanowanie ich i zdobycie niezbędnej dla przyszłych działań powstańczych broni.
Sierpniowe niepowodzenia
Niewątpliwie w połowie 1943 r., wraz z rozbudową oddziałów partyzanckich AK, zauważono ogromne braki w wyposażeniu żołnierzy podziemia. Zwrócono też uwagę na to, że wielu akowców nigdy nie brało udziału w walce i w związku z tym nie są odpowiednio przygotowani do mających nastąpić starć z Niemcami. Postanowiono w związku z tym za jednym zamachem zrealizować akcje mające na celu zdobycie broni, jak też mogące mieć charakter tzw. zaprawy bojowej dla niedoświadczonych żołnierzy.
Jednostki wojska niemieckiego czy policji były formacjami zbyt niebezpiecznymi dla uczących się dopiero walki konspiratorów. Zdecydowano więc, że celem zaplanowanej jako ogólnopolska akcji będzie niemiecka straż celno-graniczna (Zollgrenzschutz) posiadająca swoje posterunki na granicy Generalnego Gubernatorstwa ze Słowacją oraz Rzeszą. Wydawała się ona bowiem przeciwnikiem stosunkowo łatwym do pokonania, niezaangażowanym dotychczas właściwie w czynne zwalczanie polskiej konspiracji, podatnym też na perswazję m.in. z uwagi na pojawiającą się w niektórych miejscowościach fraternizację strażników ze społeczeństwem.
Na powyższe kwestie wskazywano w wytycznych do akcji, która otrzymała krypt. „Taśma” i miała być zrealizowana w nocy z 20 na 21 sierpnia 1943 r.
Zaznaczono: „Akcję tę powinna poprzedzić odpowiednia propaganda wśród członków Straży, że w razie niestawienia oporu nic złego im się nie stanie. Jest to możliwe, ponieważ większość strażnic jest położonych we wsiach i strażnicy stale stykają się z miejscową ludnością”. Dodawano też: „Likwidować należałoby przez zaskoczenie od razu kilka strażnic, osłaniając się od pomocy ze strony sąsiednich strażnic. Jeńców niestawiających oporu lub zawczasu urobionych nie zabijać, co będzie dobrym przykładem dla reszty na przyszłość”.
Według późniejszych podsumowań udało się przeprowadzić na terenie całej Polski zaledwie 7 uderzeń w ramach „Taśmy”. Zdobyto w nich 57 sztuk broni i 40 granatów. Doniesienia AK mówiły o śmierci 30 Niemców, a 7 kolejnych miało być rannych (szacunki te wydają się zawyżone). Po stronie podziemia zginęło 3 akowców, w tym legendarny bohater „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego – ppor. Tadeusz Zawadzki „Zośka”. Rannych zostało natomiast 11 partyzantów.
Listopadowa dogrywka
Mimo że „Taśma” miała mieć charakter jednorazowej akcji, pozwolono na przeprowadzanie podobnych działań w kolejnych miesiącach (wrześniu i październiku 1943 r.) – zwłaszcza tam, gdzie nie zdążono z przygotowaniem napadów na czas lub zakończyły się one niepowodzeniem. Równolegle KG AK zdecydowała się na powtórzenie operacji na poziomie ogólnopolskim, wierząc w jej ostateczne powodzenie i, jak się wydaje, efekt propagandowy wynikający z pokazania skoordynowanych działań podziemia w różnych częściach okupowanego kraju.
Tym razem akcja otrzymała kryptonim „Łańcuch”, a jako termin jej realizacji wyznaczono 24 listopada 1943 r. (w domyśle chodziło najprawdopodobniej o noc z 23 na 24 listopada). Niestety efekty uderzeń AK ponownie nie były oszałamiające. Według oficjalnych raportów przeprowadzono bowiem tylko 5 (w innym zestawieniu pada cyfra 6) napadów, podczas których zdobyto 68 sztuk broni oraz zabito 12 Niemców.
W ramach obydwu akcji, jak również innych działań AK będących ich formalną kontynuacją, od sierpnia do końca grudnia 1943 r. zaatakowano łącznie 23 posterunki straży celno-granicznej. Spośród tych działań aż 8 przypada na Okręg AK Kraków i Podokręg AK Rzeszów. Oznacza to, że Okręg Krakowski, będąc jednym z siedmiu zaangażowanych w te działania Obszarów i Okręgów AK,
przeprowadził ponad jedną trzecią wszystkich akcji.
Skupiając się na samej Małopolsce wspomnieć można o nieudanej próbie opanowania w nocy z 20 na 21 sierpnia 1943 r. strażnicy w Harklowej w pow. nowotarskim przez Oddział Partyzancki AK por. Władysława Szczypki „Lecha”. Akowcy nie zdołali zająć budynku i musieli się wycofać w obawie przed nadciągnięciem niemieckich posiłków. Ten sam oddział dokonał jednak 8 października udanego napadu na położony w pow. nowosądeckim posterunek w Wierchomli Wielkiej.
Akcja odnotowana została przez Niemców, którzy pisali: „Z końcem 1943 r. został napadnięty jeden GASt [posterunek dozoru granicznego] przez partyzantów, którzy z poranną szarówką przebrani za kobiety [...] wtargnęli do strażnicy. Trzymali ludzi z patrolu oraz tych znajdujących się jeszcze w łóżkach w szachu […], zrabowali broń i zabrali ze sobą jednego człowieka jako zakładnika.
Mimo natychmiast podjętego pościgu nie udało się dopaść partyzantów w lesie; [uprowadzony] urzędnik dotarł późnym wieczorem cały i zdrowy do swojej placówki”.
Inny zaatakowanym przez AK posterunkiem Zollgrenzschutzu był wysokościowy punkt oparcia strażnicy w Sidzinie, zlokalizowany w schronisku pod szczytem Policy - współcześnie określanym jako schronisko na Hali Krupowej.
W dniu 27 września 1943 r. napadł na niego partyzancki patrol funkcjonującego w ramach Legionu Śląskiego AK oddziału „Huta”-„Podgórze” kpt. Wenancjusza Zycha „Dziadka”. Niemcy zdołali wprawdzie odeprzeć atak, ale niedługo po tym – obawiając się kolejnych prób opanowania placówki – zlikwidowali ją.
Oczekiwanych skutków nie przyniosła także zrealizowana w terminie „Łańcucha” próba zdobycia strażnicy granicznej w Zagórzu w pow. wadowickim. Podjął ją oddział „Setka” ppor. Alojzego Piekarza „Lepa” należący do Podobwodu AK Kalwaria.
Poza tym, że Niemcy zostali przypadkowo zaalarmowani o przygotowaniach do akcji, to grupa mająca ją przeprowadzić była zdecydowanie za słaba – liczyła zaledwie 13 żołnierzy, uzbrojonych w 3 karabiny, 6 granatów i kilka pistoletów.
Akcje na pograniczu GG i III Rzeszy, zarówno na odcinku beskidzkim, jak też w okolicach Olkusza, przeprowadzały również oddziały partyzanckie należące do Okręgu AK Śląsk – np. oddział AK „Garbnik” ppor. Czesława Świąteckiego „Surmy” uderzył na urząd celny w Suchej, a oddział st. sierż. Jana Henryka Miltona „Ordona” na posterunek graniczny w Sienicznie pod Olkuszem.
Obiektywne trudności
Mimo jednoznacznych rozkazów KG AK obydwie akcje spotykały się od początku z oporem partyzantów. Lokalni dowódcy AK zwracali uwagę zwłaszcza na to, że Zollgrenzschutz nie był dotychczas dla polskiej ludności uciążliwy. Obawiali się, że napady na strażnice mogą tę sytuację zmienić i doprowadzić do zaostrzenia relacji na prowincji. Komendant Okręgu AK Lublin ppłk Kazimierz Tumidajski „Edward” tłumacząc okoliczności niewykonania „Taśmy” pisał: „[…] melduję, że akcja jest bardzo niepopularna ze względu na stosunkowo przychylne odnoszenie się str[ażników] gr[anicznych] do ludności. Poza tym strażnice są obecnie tak umocnione, że zdobycie ich kosztowałoby wiele strat nieproporcjonalnych do zdobyczy”. Podobne nastroje odnotowywały wywiadowczynie AK działające w rejonie Kampinosu, Sochaczewa i Chodakowa: „[…] należy podkreślić, że na ogół panuje przekonanie i aprobata dla wystąpień takich, jak palenie akt gminnych, arbeitsamtów, niszczenie kartotek itp. – natomiast likwidacja granicznych strażnic niemieckich uważana jest za niecelową, gdyż powoduje wzmożenie czujności na granicy […]. Narażenie więc miejscowej ludności na odwet – nawet za zdobycie broni na strażnicy – stanowczo nie jest tego warte”.
Poza samą niechęcią do uderzania na strażnice, istotnym powodem niepowodzenia akcji był też fakt przeceniania możliwości tworzących się dopiero oddziałów partyzanckich. Z drugiej zaś strony nie doceniono przeciwnika – zarówno jeśli chodzi o wartość obronną posterunków, ich uzbrojenie, jak też determinację samych funkcjonariuszy.
Niewątpliwym pozytywem „Taśmy” oraz „Łańcucha” było ostrzelanie i sprawdzenie w walce żołnierzy, którzy wcześniej w wielu wypadkach nie brali udziału w bezpośrednich starciach z wrogiem. Owa zaprawa bojowa miała z czasem pozwolić na wykształcenie się partyzanckich kadr (oficerskich i podoficerskich), na których opierały się oddziały mobilizowane do „Burzy”. Należy jednak podkreślić, że nie takie były założenia obydwu operacji i z całą pewnością KG AK nie mogła ich potraktować jako sukcesu – tak militarnego, jak też propagandowego.