Krakowski Oddział IPN i „Dziennik Polski” przypominają. Ewangeliczny nakaz niesienia pomocy. Duchowni ratujący Żydów
Badania historyczne pokazują, że osoby duchowne i zakonne udzielały wielostronnej pomocy dla społeczności żydowskiej w Krakowie i okolicach.
Po prostu pomagałem ludziom, których życie było zagrożone. Ukrywałem przed Niemcami Żydów” - opowiadał dziennikarzowi Adamowi Suwartowi, w upalny lipcowy dzień 2009 r., biskup Albin Małysiak. W 1943 r. wraz z siostrą przełożoną Bronisławą Wilemską, dyrektorką Zakładu im. Helclów dla Osób w Podeszłym Wieku, pomagali kilku żydowskim uciekinierom, których przyjęli do ośrodka jako „pensjonariuszy”. Małysiak - który wówczas pełnił posługę kapelana - wyrobił dla nich fałszywe metryki i zaopatrzył ich w potrzebne dokumenty.
Na pytanie dziennikarza: czy się wówczas bał? - dziewięćdziesięciodwuletni biskup odpowiedział, że pochłaniało go całkowicie myślenie o tym: „gdzie ukryć tego człowieka, jak go ratować. Nie mogłem koncentrować się na tym, czy sam zginę, czy nie”. Podczas okupacji obok kary śmierci za udzielanie pomocy Żydom Niemcy pod groźbą zastosowania sankcji nałożyli na wszystkich mieszkańców Generalnego Gubernatorstwa obowiązek ich denuncjowania. „Po tylu miesiącach ukrywania Żydów musiało to być wiadome wielu osobom - opowiadał ksiądz biskup - Podopieczni rozmawiali ze sobą. Także wielu mieszkańców Szczawnicy, do której Zakład Helclów wraz z pensjonariuszami został z czasem przez Niemców wysiedlony, wiedziało o tym, że w zakładzie są Żydzi. Jest niezwykle wymowne, że nikt z tych ludzi, Polaków, nie doniósł o tym fakcie Niemcom”. Za pomoc udzielaną Katarzynie Styczeń, Helenie Kachel, Zbigniewowi Kozanowskiemu i Henrykowi Juańskiemu siostra Wilemska i biskup Małysiak zostali po wielu latach uhonorowani tytułami Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
„Wrogowie wszystkiego co niemieckie”
„Polscy księża otrzymają od nas wyżywienie w zamian za to mają kierować swoimi owieczkami tak, jak my sobie tego życzymy (…) Jeśli jakiś ksiądz zachce działać wbrew temu, należy się z nim krótko rozprawić” - powiedział w październiku 1940 r. Adolf Hitler do Hansa Franka. Sam generalny gubernator uważał, że „Kościół katolicki i nauczyciele to śmiertelni wrogowie wszystkiego co niemieckie” - te ostatnie słowa w pełni oddają istotę niemieckiej polityki wobec duchownych. Na terenie całych okupowanych ziem polskich Niemcy zamordowali ponad dwa tysiące księży i braci zakonnych. Z samego Krakowa, ustanowionego stolicą Generalnego Gubernatorstwa, do obozów koncentracyjnych wywieziono kilkudziesięciu duchownych. Połowa z nich zginęła.
Mimo systematycznego zwalczania, księża i zakonnicy prowadzili działalność duszpasterską, edukacyjną oraz patriotyczną. Niektórzy zaangażowali się w niesienie wsparcia dla ludności żydowskiej. Pomoc najczęściej polegała na ukrywaniu Żydów na plebaniach lub w różnych budynkach kościelnych, znajdowaniu dla nich schronienia w klasztorach lub u rodzin katolickich. Ponadto wystawiali oni metryki chrztu i dostarczali żywność. Pomoc ta nabrała szczególnego znaczenia w okresie gdy rozpoczęły się akcje deportacyjne do obozów zagłady. Żydzi zaczęli wówczas masowo poszukiwać schronienia po tzw. aryjskiej stronie.
Metryki i schronienia
Wyrobienie przez ówczesnego kapelana Zakładu Helców metryki umożliwiało zdobycie dokumentów, które pozwoliły żydowskim uciekinierom przebywać po tzw. aryjskiej stronie. Władze niemieckie bardzo surowo karały taką działalność. Ksiądz Władysław Miś z Krakowa za wystawienie Żydówce fikcyjnej metryki został aresztowany we wrześniu 1942 r., a następnie wysłany do obozu koncentracyjnego - aż do zakończenia wojny przebywał kolejno w Auschwitz, Mauthausen i w Ebensee. Zapowiadane kary i stosowane represje nie powstrzymały innych duchownych.
Ocalała z Holokaustu Anna Carter w latach siedemdziesiątych XX w. wspominała działalność księdza Brunona Boguszewskiego, który podczas okupacji w Krakowie pracował w „parafialnym urzędzie ewidencji ludności przy kościele obok miejskiego szpitala św. Łazarza”. Wspominała, że ksiądz Boguszewski „dla uratowania dzieci żydowskich wydawał odpisy metryk z oryginalnej księgi urodzin”. Także i ona dostała od duchownego metryki dla swojej córki Aliny (8 lat) i syna Zygmunta (4 lata). „Alina Kornbluth dostała metrykę na nazwisko Alicji Kęsek, której rodzice mieszkali daleko poza Krakowem. Z tą metryką moja córka uchowała się u życzliwych Polaków w Chrzanowie, gdzie chodziła do szkoły przez dwa lata” - wspominała Carter. Niestety jej malutki synek nie przeżył okupacji: „został zabity pod koniec wojny wraz z jego opiekunem, starszym, emerytowanym panem”. Anna Carter przeżyła pobyt w KL Auschwitz-Birkenau. Dzięki jej świadectwu ksiądz Boguszewski w 1978 r. został uhonorowany jako Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Wśród księży katolickich, którzy nieśli pomoc Żydom w Krakowie historycy wymieniali także Edmunda Nowaka, Eugeniusza Śmietanę, Władysława Bajera, Ferdynanda Machaya czy Józefa Niemczyńskiego. Pomagali także duchowni innych wyznań. Na przykład pastor Emil Oskar Ladenberger czy wikariusz parafii starokatolickiej ks. Kazimierz Ptaszek. Tak o działalności tego ostatniego wspominała po wojnie Ludwika Silber: „Po wkroczeniu okupanta i po pierwszych zarządzeniach antyżydowskich zwróciłam się z początkiem 1940 r. do bliżej znanego mi księdza Kazimierza Ptaszka, który w następstwie wystarał się dla mnie i dla moich rodziców o tzw. papiery aryjskie (metryki kościelne i dowody)”. I dodawała - „Jest mi wiadomo ponadto, że z usług księdza Kazimierza Ptaszka korzystały następujące osoby: inżynier Falk z rodziną, Pińczewska Jadwiga, Kammerman Andrzej, Kamsler Edmund z żoną i córką”. Mimo upływu lat badacze wciąż odkrywają nowe dokumenty i relacje przedstawiające historie duchownych zaangażowanych w ratowanie prześladowanych Żydów.
Ksiądz z Nowej Góry
W grudniu 2016 r. australijscy czytelnicy „The Daily Telegraph” zapoznali się z dramatyczną historią narodzin - ocalałego z Holokaustu - Jacka Feilera, który przyszedł na świat w kryjówce wybudowanej w chłopskim gospodarstwie w podkrakowskiej Nowej Górze. Jego rodzice Bernard i Bela, wraz z krewnymi, byli ukrywani przez rodzinę Chucherków w pomieszczeniu za fałszywą ścianą. W 1944 r. narodziny żydowskiego chłopca stały się dla grupy ludzi śmiertelnym zagrożeniem. Jego płacz mógł wszystkich zdradzić.
Artykuł zatytułowany „Mój ojciec próbował mnie zabić, aby ocalić naszą rodzinę przed Hitlerem” opowiadał o najtragiczniejszej decyzji jaką mogli podjąć rodzice. Po bezskutecznej próbie uduszenia dziecka zdecydowali, że niemowlę zostanie przekazane pod opiekę obcym ludziom. Dziecko zamiast zostać pochowane, zostało przemycone z kryjówki rodziców przez miejscowego księdza - jak zapisano - „dra Mirskiego”. Ksiądz miał przenieść dziecko w małym pudełku i zostawić na progu domu bezdzietnego małżeństwa Noworytów mieszkających w pobliskiej wsi Miękinia. Po wojnie chłopiec został oddany jego biologicznym rodzicom. Feilerowie wkrótce wyemigrowali z Polski i ostatecznie zamieszkali w Australii.
Chucherkowie w latach 80. zostali uhonorowani tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Tego odznaczenia nie otrzymali jednak nigdy Noworytowie ani ksiądz, który nie nazywał się Mirski tylko Franciszek Mirek i był od lat 30. proboszczem w parafii Zesłania Ducha Świętego w Nowej Górze. Warto dodać, że Jack nie był jedynym ocalałym z Holokaustu, który zawdzięczał życie temu proboszczowi. Ks. Mirek wspierał także żydowskiego uciekiniera, około dwudziestoletniego Rudolfa Grossfelda, który był ukrywany przez Stanisława i Agatę Kotów, mieszkających w gospodarstwie znajdującym się w pobliskiej wsi Czerna. Proboszcz z Nowej Góry współpracował także z żołnierzami AK. Wiemy, że udostępniał plebanię na miejsce zebrań oraz wymiany różnych dokumentów.
Po zakończeniu wojny, w 1946 r., ksiądz Mirek został administratorem parafii św. Józefa w Krakowie. Trzy lata później został aresztowany i fałszywie oskarżony, że współpracował z Niemcami w czasie wojny, kiedy był proboszczem w Nowej Górze. Był to okres gdy władze komunistyczne prowadziły aktywne działania mające na celu zniszczenie Kościoła katolickiego. Ksiądz Mirek opuścił więzienie dopiero w 1951 r. W niektórych opracowaniach znajdujemy informację, że został wypuszczony dzięki wstawiennictwu Żydów, którym pomagał w czasie wojny - informacja ta nie wydaje się jednak wiarygodna. Ksiądz Mirek zmarł 16 marca 1970 r. i został pochowany w Łętowni.
W związku z sytuacją okupacyjną i sankcjami grożącymi za udzielanie pomocy ludności żydowskiej, pomagający starali się by jak najmniej osób wiedziało o ich działalności. Wiele informacji na temat pomocy udzielanej przez duchownych i siostry zakonne nie zostało nigdzie zapisanych. Po wojnie, wraz ze śmiercią osób, które pomagały i otrzymywały pomoc, wiele historii przepadło bezpowrotnie.